Z reguły bardzo ciężko pisać mi o zbiorach opowiadań. Nigdy nie wiem czy mam je traktować jako całość czy opisywać każde z osobna. Jednak Jakub Ćwiek ułatwił mi nieco sprawę, pisząc kolejne przygody Kłamcy, przez co ja skupię się bardziej na samemu głównemu bohaterowi, konstrukcji i spójności fabuły.
Od zawsze interesowałem się mitologią, nie tylko grecką i rzymską, ale i celtycką i skandynawską - z chęcią czytałem poszczególne mity, przygody herosów i opisy najważniejszych bogów. Chyba każdy z nas kojarzy postać Lokiego dzięki filmom Avengers, tam w jego rolę wciela się Tom Hiddleston, moim zdaniem ciekawie interpretując postać boga kłamstw.
Bóg wyruszył na przechadzkę po innych światach. Anioły, pozostawione samopas zajęły się dogłębnym eliminowaniem innych, pomniejszych ich zdaniem bogów. Przewodzi im posłaniec śmierci, archanioł Michał, który nie cofnie się przed niczym. Wraz z Gabrielem i Rafałem rządzą niebem i dowodzą nieustraszonymi wojskami. Podczas oblężenia Valhalli odnajdują adoptowanego syna Odyna - Lokiego. W zamian za wolność proponują mu.. pracę. Od tej pory, bóg kłamstw będzie wykorzystywany do brudnej roboty, biorąc na swoje barki nudne zadania.
Zastępy anielskie jednak nie doceniają swojego nowego pracownika, a raczej jego metod działania. Ćwiek przedstawia nam swojego głównego bohatera jako egoistycznego, pewnego siebie, przekonanego o swojej potędze boga, który każde zadanie wykona bardzo skrupulatnie i szczegółowo. Jego metody na pozór okrutne i pozbawione uczuć okazują się jedynymi, które skutkują, co do tej pory nie było w zasięgu aniołów. Jednak z każdą kolejną kartką zachodzi pewna przemiana w Lokim. Możemy dostrzec w nim kawałek światłości, szczęścia, współczucia i empatii, przez co antybohater powoli przechodzi na tą dobrą stronę.
I tutaj należy się ukłon w stronę autora, bo dokonał czegoś co udaje się niewielu. Umiejscowionego w hierarchicznym dole antybohatera wywindował do miana lubianego i porządnego herosa, którego każdy czytelnik zacznie wielbić. To nie lada sztuka, a co dopiero przy takim bogu jakim jest Loki. Dodajmy do tego szczyptę magii, demonów, aniołów, całej tej otoczki mitologi, lekko pokręconej mistyczności i mamy naprawdę dobrą książkę.
Strzałem w dziesiątkę okazało się wymieszanie nordyckich mitów z chrześcijańską angelologią i demonologią oraz mnóstwem innych pomniejszych celtyckich, rzymskich czy nawet perskich bóstw. Autor wykazuje się bardzo dobrą znajomością zarówno poszczególnych religii, ale i kreacjami bogów, które do tej pory zostały stworzone. On to wszystko wymieszał, dodał szczyptę pikanterii i polskich realiów i powstała książka, która może zachwycić niejednego czytelnika.
Jak to zwykle bywa z opowiadaniami, jedne są lepsze, inne trochę mniej. I tutaj jest nie inaczej. Mamy kilka perełek, które czyta się w tempie ekspresowym, ale trafią się i takie, przy których czas ciągnie się niemiłosiernie, przez co ogólnie książka traci na wartości. Niektórych może razić sposób pisania Ćwieka - lekko ironiczny, prześmiewczy styl, który ma na celu pokazanie nam, że nawet najbardziej poważna postać, może zostać ukazana w ciut cieplejszym, a przez to i śmiesznym świetle. Dzięki całej tej zabawie czytelnik.. dokształca się. Dowiadujemy się jaka istnieje anielska hierarchia, kto jest najważniejszy w chrześcijaństwie. Jakie demony ma na swoich usługach Lucyfer, kto jest kim w mitologi nordyckiej i jak działa ten cały boski mechanizm.
Dzięki swojemu prześmiewczemu stylowi książkę czyta się bardzo szybko, a i to nie koniec, bo czekają na mnie jeszcze cztery inne zbiory o przygodach Kłamcy na anielskich usługach. Wierzę, że będą one równie dobre jak tom pierwszy, bo "anielska fantastyka" to coś co mogę z czystym sercem polecić każdemu.
Książka przeczytana w ramach wzywania "Czytam fantastykę II"
Wydawnictwo
Fabryka Słów
Data wydania
2005
Ilość stron
272
Ocena
8/10