14 cze 2014
41
A dzisiaj będzie ból dupy. Nie wiem czy ktoś pisał o tym przede mną, ani czy wylewał swoje żale. Ten post potraktujcie jak chcecie, jeśli kogoś obrażę, od razu mówię, że nie jest to moim zamiarem - to moje krótkie i treściwe przemyślenia książkowe. Po ostatnich wizytach na portalach czytelniczych i akcjach promocyjnych, jak i samych wszędobylskich recenzjach postanowiłem spiąć poślady i coś niecoś o tym napisać. Chodzi mi o fałsz, zakłamanie i kompletnie fałszywy subiektywizm recenzji, które nie są szczere, a napisane pod wpływem ogólnoświatowego szału i (nie daj Boże) wydawnictwa naciskającego na pozytywną recenzję (jak wszyscy piszą wspaniałe recenzje to Ty też musisz, prawda?) Widać to zwłaszcza po recenzjach niedojrzałych nastolatek, które cieszą się z byle jakiej książki jak bezdomny z kawałka chleba, po czym zabierają się do pisania recenzji wspaniałego gniota.
Jak sami wiecie, w książkowej blogosferze roi się od różnorakich blogów, jedne są lepsze inne gorsze, lecz tak naprawdę 60% procent z nich nie nadaje się do czytania. Blogów na które regularnie wchodzę jest mnóstwo, jednak każdy z nich ma w sobie coś co przyciąga uwagę - wygląd, zdrowy subiektywizm, styl pisania, ciekawe książki czy po prostu duża popularność i udzielać się na takim blogu wypada. Jednak w stosunku do wszystkich blogów jest ich mała garstka, bo w zalewie pseudo-blogów, tak naprawdę zakładanych tylko po to by dostawać książki ciężko dorobić się stałych czytelników. A my, normalni czytelnicy i blogerzy chcemy czytać to co nas interesuje, by przy recenzji kierować się zdrowym rozsądkiem.
Słyszałem o jednym takim przypadku, kompletnie z kosmosu. Otóż, jedno czternastoletnie dziecko zapragnęło być szanowanym i dobrze piszącym recenzentem. Ale nie chciało czekać kilku miesięcy aż blog zacznie być choć ciut rozpoznawalny, i co ważniejsze, będzie miał stałych czytelników. Ów dziecko pozakładało masę fikcyjnych kont na bloggerze i googlach, założyło bloga z mało chwytliwą nazwą i zabrało się do pracy. Napisała parę zdań o jakiś książkach, porozsyłała linki do swoich kumpeli, te nabiły jej kilka wyświetleń na dzień, ale czternastolatka miała już inny plan - wchodziła w z każdego konta na swojego bloga po kilkadziesiąt razy dziennie, komentowała swoje własne wpisy i.. zachwalała je pod niebiosa. Czy spotkaliście się kiedyś z takim.. narcyzem? Ja czytając tę historię, wprost spadłem z krzesła, a to nie był koniec. Po dwóch tygodniach blog dziecka miał 10 tysięcy wyświetleń, gdy nikt tak naprawdę o nim nie słyszał. I tu zaczyna się zabawa, bo dziecko zaczęło pisać do wydawnictw, z prośbą o współpracę, niemal żebrząc o książki, powołując się na niesamowite statystki i liczbę wejść w tak krótkim czasie. Nawiązało ono około 10 różnych współprac i książki zaczęły przychodzić regularnie. Na blogu przez dwa miesiące cisza, później na kupę wszystkie recenzje pochwalne i wspaniałe pojawiały się na blogu i schemat się powtarzał. Jakie książki ów dziecko chciało, zapytacie.. Ano mniej więcej takie:
Okładki są koszmarne, tandetne i badziewne. Ich treść porównywalna. Sprawa wyszła na jaw. Blog usunięto. Co nam to daje? W sieci jest mnóstwo takich blogów - prowadzonych przez młode nastolatki, które w pogoni za darmochą, pieniędzmi i nic nie robieniem, wyczuły darmowe książki,które mogą później sprzedać - ja się pytam po co? Ból dupy się włącza i no nie mogę. To my piszemy najlepiej jak umiemy, często ciężko się wybić, zebrać publiczność, jesteśmy pożerani prze starszych, doświadczonych bloggerów, którzy też muszą walczyć. Dodajmy do tego te dzieci, które zabierają nam potencjalne współprace z wydawnictwami, które lubimy i cenimy (na szczęście jest takich mało, które wydają takie shity) i mamy mieszankę, która czasem skutecznie zniechęca nas do pisania.
Teraz będziecie mogli mnie zgnoić. Tak jak ja, wchodzicie codziennie na swojego bloga, lukacie co inni piszą i o czym, zaglądacie do tych, którzy mają coś ciekawego do napisania lub chwalę faktycznie dobrą książkę, której nie mieliście okazji czytać. Tak samo jak ja, chodzicie do kina lub czasem oszukujecie i oglądacie w internetach. Ale mam serdecznie dość, dziękczynnych i pochwalnych recenzji książek i filmów, które miały swoją premierę, podkreślając majestatyczność książki. Kilka miesięcy temu miała miejsce premiera Złodziejki książek - przeciętny film, lekko niedopracowany, w zamyśle autora mający jakąś większą głębię. Wraz z podbijaniem kina, w blogosferze pojawiały się masowo recenzje książki Zusaka. Ale to co działo się niedawno to ludzkie pojęcie przechodzi. Czy jest tutaj ktoś kto nie słyszał o Gwiazd naszych wina? Nie? Film, a raczej książka jakich WIELE, historia jakich WIELE, bohaterowie jakich WIELE. Nie rozumiem fenomenu, ani nie chcę rozumieć. Wystarczyło mi przeczytanie dwóch recenzji o tej zniewalającej książce, która przewróciła życie autorki recenzji do góry nogami.. Mało tego, wg recenzentki książka jest oryginalna i jedyna w swoim rodzaju. Nope. To styl autora i jego pisanie jest jedyne w swoim rodzaju. To jego interpretacja zdarzeń i sposób myślenia są oryginalne.
Takich recenzji było kilka, które skutecznie obrzydziły mi tę książkę. Nie przeczytam i wątpie by mnie ktoś do tego nakłonił. Błagam, nie idźcie za wszystkimi jak w powieściach Orwella, tylko wyróżniajcie się czymś, to przysporzy Wam większej ilości fanów.
Tak samo było i o zgrozo nadal jest o Niezgodnej. Co to właściwie jest? O czym? Czy jest to oryginalne i niepowielające innych schematów? Z chęcią przeprowadziłbym ankietę wśród czytelników tejże książki, a raczej jej fanów. Zapytałbym ich o wiek. Jestem ciekaw wyników.
Czy ktoś pisał recenzję 28 grudnia, gdy do kin wchodził Hobbit? Czy ktoś pisał recenzję gdy do kin wchodził Na skraju jutra? Czy ktoś pisał o Medicusie?
Kolejny ból dupy. Wszyscy wiecie, że uwielbiam fantastykę. Jednak nie tę pseudofanasty proponowane nam przez zagranicznych autorów, którzy mają stały przepis na książkę - wymyślony, byle jaki, niedopracowany świat, bohater sierota, jednocześnie błyskotliwy i inteligentny, zalążek rebelii i przydupas na boku, który często jest nieszczęśliwie zakochany w naszym herosie. Jesteśmy zalewani takimi książkami, a ludzie tłumnie je kupują, pomijając autorów polskich (choć nie wszyscy są pisarskimi geniuszami, a niektórych grafomania powoduje zgrzytanie zębów) czy klasyczne fantasy, które coś ze sobą niesie? W tym momencie poczułem się jak stary dziadek, który nie rozumie młodych, i jest zgrzybiałym zrzędą. Może i zrzędzę, ale kiedy ostatnio czytałem nową i dobrą książkę fantasy? Nie pamiętam ;) Ten problem najbardziej widać na różnorakich fanpejdżach - niektórzy z Was mają strony swoich blogów na twarzoksiążce i lubicie takie i inne strony o książkach. Adminowie takich stron (często w wieku 14-17 lat) często robią zawody lub wykreślanki książek - ludzie głosują kto wygrywa i tym sposobem wybierają najlepszą książkę fantasy. Przytoczę jeden taki ranking: w szranki weszło 8 najlepszych, wybranych przez czytelników strony, książek fantasy: Harry Potter, Zmierzch, Trylogia Czasu, Dary Anioła, Percy Jackson, Rywalki, Niezgodna i Igrzyska Śmierci. Oprócz pierwszego wyboru opuszczę zasłonę milczenia na ten wybór i nie będę komentował. Osobiście przeczytałem pierwszą i ostatnią pozycję - reszta mnie nie interesuje :)
Miało być krótko, a wyszło jak zwykle - trzy potężne bóle dupska, które na pewno nie znikną, a znając gust nastolatek, będzie się pogłębiał. Nie proponujcie mi żadnej maści, to nic nie da, a z tym tekstem zróbcie co chcecie - wyśmiejcie, pochwalcie, udostępnijcie czy dodajcie do folderu głupie pieprzenie.
Kamil pisze #6 Ból dupy czyli gdzie się podział indywidualizm?
By Kamil / Posted on 20:40 /
A dzisiaj będzie ból dupy. Nie wiem czy ktoś pisał o tym przede mną, ani czy wylewał swoje żale. Ten post potraktujcie jak chcecie, jeśli kogoś obrażę, od razu mówię, że nie jest to moim zamiarem - to moje krótkie i treściwe przemyślenia książkowe. Po ostatnich wizytach na portalach czytelniczych i akcjach promocyjnych, jak i samych wszędobylskich recenzjach postanowiłem spiąć poślady i coś niecoś o tym napisać. Chodzi mi o fałsz, zakłamanie i kompletnie fałszywy subiektywizm recenzji, które nie są szczere, a napisane pod wpływem ogólnoświatowego szału i (nie daj Boże) wydawnictwa naciskającego na pozytywną recenzję (jak wszyscy piszą wspaniałe recenzje to Ty też musisz, prawda?) Widać to zwłaszcza po recenzjach niedojrzałych nastolatek, które cieszą się z byle jakiej książki jak bezdomny z kawałka chleba, po czym zabierają się do pisania recenzji wspaniałego gniota.
Jak sami wiecie, w książkowej blogosferze roi się od różnorakich blogów, jedne są lepsze inne gorsze, lecz tak naprawdę 60% procent z nich nie nadaje się do czytania. Blogów na które regularnie wchodzę jest mnóstwo, jednak każdy z nich ma w sobie coś co przyciąga uwagę - wygląd, zdrowy subiektywizm, styl pisania, ciekawe książki czy po prostu duża popularność i udzielać się na takim blogu wypada. Jednak w stosunku do wszystkich blogów jest ich mała garstka, bo w zalewie pseudo-blogów, tak naprawdę zakładanych tylko po to by dostawać książki ciężko dorobić się stałych czytelników. A my, normalni czytelnicy i blogerzy chcemy czytać to co nas interesuje, by przy recenzji kierować się zdrowym rozsądkiem.
Słyszałem o jednym takim przypadku, kompletnie z kosmosu. Otóż, jedno czternastoletnie dziecko zapragnęło być szanowanym i dobrze piszącym recenzentem. Ale nie chciało czekać kilku miesięcy aż blog zacznie być choć ciut rozpoznawalny, i co ważniejsze, będzie miał stałych czytelników. Ów dziecko pozakładało masę fikcyjnych kont na bloggerze i googlach, założyło bloga z mało chwytliwą nazwą i zabrało się do pracy. Napisała parę zdań o jakiś książkach, porozsyłała linki do swoich kumpeli, te nabiły jej kilka wyświetleń na dzień, ale czternastolatka miała już inny plan - wchodziła w z każdego konta na swojego bloga po kilkadziesiąt razy dziennie, komentowała swoje własne wpisy i.. zachwalała je pod niebiosa. Czy spotkaliście się kiedyś z takim.. narcyzem? Ja czytając tę historię, wprost spadłem z krzesła, a to nie był koniec. Po dwóch tygodniach blog dziecka miał 10 tysięcy wyświetleń, gdy nikt tak naprawdę o nim nie słyszał. I tu zaczyna się zabawa, bo dziecko zaczęło pisać do wydawnictw, z prośbą o współpracę, niemal żebrząc o książki, powołując się na niesamowite statystki i liczbę wejść w tak krótkim czasie. Nawiązało ono około 10 różnych współprac i książki zaczęły przychodzić regularnie. Na blogu przez dwa miesiące cisza, później na kupę wszystkie recenzje pochwalne i wspaniałe pojawiały się na blogu i schemat się powtarzał. Jakie książki ów dziecko chciało, zapytacie.. Ano mniej więcej takie:
Okładki są koszmarne, tandetne i badziewne. Ich treść porównywalna. Sprawa wyszła na jaw. Blog usunięto. Co nam to daje? W sieci jest mnóstwo takich blogów - prowadzonych przez młode nastolatki, które w pogoni za darmochą, pieniędzmi i nic nie robieniem, wyczuły darmowe książki,które mogą później sprzedać - ja się pytam po co? Ból dupy się włącza i no nie mogę. To my piszemy najlepiej jak umiemy, często ciężko się wybić, zebrać publiczność, jesteśmy pożerani prze starszych, doświadczonych bloggerów, którzy też muszą walczyć. Dodajmy do tego te dzieci, które zabierają nam potencjalne współprace z wydawnictwami, które lubimy i cenimy (na szczęście jest takich mało, które wydają takie shity) i mamy mieszankę, która czasem skutecznie zniechęca nas do pisania.
Teraz będziecie mogli mnie zgnoić. Tak jak ja, wchodzicie codziennie na swojego bloga, lukacie co inni piszą i o czym, zaglądacie do tych, którzy mają coś ciekawego do napisania lub chwalę faktycznie dobrą książkę, której nie mieliście okazji czytać. Tak samo jak ja, chodzicie do kina lub czasem oszukujecie i oglądacie w internetach. Ale mam serdecznie dość, dziękczynnych i pochwalnych recenzji książek i filmów, które miały swoją premierę, podkreślając majestatyczność książki. Kilka miesięcy temu miała miejsce premiera Złodziejki książek - przeciętny film, lekko niedopracowany, w zamyśle autora mający jakąś większą głębię. Wraz z podbijaniem kina, w blogosferze pojawiały się masowo recenzje książki Zusaka. Ale to co działo się niedawno to ludzkie pojęcie przechodzi. Czy jest tutaj ktoś kto nie słyszał o Gwiazd naszych wina? Nie? Film, a raczej książka jakich WIELE, historia jakich WIELE, bohaterowie jakich WIELE. Nie rozumiem fenomenu, ani nie chcę rozumieć. Wystarczyło mi przeczytanie dwóch recenzji o tej zniewalającej książce, która przewróciła życie autorki recenzji do góry nogami.. Mało tego, wg recenzentki książka jest oryginalna i jedyna w swoim rodzaju. Nope. To styl autora i jego pisanie jest jedyne w swoim rodzaju. To jego interpretacja zdarzeń i sposób myślenia są oryginalne.
Takich recenzji było kilka, które skutecznie obrzydziły mi tę książkę. Nie przeczytam i wątpie by mnie ktoś do tego nakłonił. Błagam, nie idźcie za wszystkimi jak w powieściach Orwella, tylko wyróżniajcie się czymś, to przysporzy Wam większej ilości fanów.
Tak samo było i o zgrozo nadal jest o Niezgodnej. Co to właściwie jest? O czym? Czy jest to oryginalne i niepowielające innych schematów? Z chęcią przeprowadziłbym ankietę wśród czytelników tejże książki, a raczej jej fanów. Zapytałbym ich o wiek. Jestem ciekaw wyników.
Czy ktoś pisał recenzję 28 grudnia, gdy do kin wchodził Hobbit? Czy ktoś pisał recenzję gdy do kin wchodził Na skraju jutra? Czy ktoś pisał o Medicusie?
Kolejny ból dupy. Wszyscy wiecie, że uwielbiam fantastykę. Jednak nie tę pseudofanasty proponowane nam przez zagranicznych autorów, którzy mają stały przepis na książkę - wymyślony, byle jaki, niedopracowany świat, bohater sierota, jednocześnie błyskotliwy i inteligentny, zalążek rebelii i przydupas na boku, który często jest nieszczęśliwie zakochany w naszym herosie. Jesteśmy zalewani takimi książkami, a ludzie tłumnie je kupują, pomijając autorów polskich (choć nie wszyscy są pisarskimi geniuszami, a niektórych grafomania powoduje zgrzytanie zębów) czy klasyczne fantasy, które coś ze sobą niesie? W tym momencie poczułem się jak stary dziadek, który nie rozumie młodych, i jest zgrzybiałym zrzędą. Może i zrzędzę, ale kiedy ostatnio czytałem nową i dobrą książkę fantasy? Nie pamiętam ;) Ten problem najbardziej widać na różnorakich fanpejdżach - niektórzy z Was mają strony swoich blogów na twarzoksiążce i lubicie takie i inne strony o książkach. Adminowie takich stron (często w wieku 14-17 lat) często robią zawody lub wykreślanki książek - ludzie głosują kto wygrywa i tym sposobem wybierają najlepszą książkę fantasy. Przytoczę jeden taki ranking: w szranki weszło 8 najlepszych, wybranych przez czytelników strony, książek fantasy: Harry Potter, Zmierzch, Trylogia Czasu, Dary Anioła, Percy Jackson, Rywalki, Niezgodna i Igrzyska Śmierci. Oprócz pierwszego wyboru opuszczę zasłonę milczenia na ten wybór i nie będę komentował. Osobiście przeczytałem pierwszą i ostatnią pozycję - reszta mnie nie interesuje :)
Miało być krótko, a wyszło jak zwykle - trzy potężne bóle dupska, które na pewno nie znikną, a znając gust nastolatek, będzie się pogłębiał. Nie proponujcie mi żadnej maści, to nic nie da, a z tym tekstem zróbcie co chcecie - wyśmiejcie, pochwalcie, udostępnijcie czy dodajcie do folderu głupie pieprzenie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zgadzam się z większością stwierdzeń, no może poza "Gwiazd naszych wina", bo według mnie ta książka (i film - byłam na nim wczoraj) jest genialna, ale tak jak piszesz: ze względu na styl i wykonanie, a nie historię. Co do tej "blogerki" - nie słyszałam, ale wydaje mi się to, niestety, bardzo prawdopodobne. Ogólnie świetny artykuł, a ból dupy - jak najbardziej słuszny.
OdpowiedzUsuńKamilu! Wyprzedziłeś mnie o kilka dni, bo ja też przygotowuję notkę na podobny temat :D Trochę w innej formie, ale poruszającą bardzo podobny problem.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego wpisu, to nie pozostaje mi nic innego jak się z nim zgodzić. Zalew blogów robionych tylko po to, żeby coś dostać od wydawców czy różnorakich firm, jest po prostu ogromny! Nie wiedziałem na jaką skalę to się dzieje, dopóki nie zacząłem zagłębiać się w blogosferę. Niestety mamy chyba czasy, w których blogowanie przestało być formą wyrażania siebie, a sposobem na pozyskanie konkretnych dóbr materialnych.
Blog to teraz sposób na malutki zarobek i wyżebranie czegokolwiek. Niestety - takie mamy czasy, a dobre blogi, z potencjałem giną wśród tych beznadziejnych.. Czekam na Twoją notkę! ;)
UsuńŻebranie, tak... widziałam wspaniałe przykłady na Targach. Kamilu, Ty w Krakowie zobaczysz również ;)
Usuńswego czasu na swoim blogu popełniłam podobny wpis o tym, jak czasem mi wstyd zaliczać się do grona blogerów książkowych: www.kronikinomady.pl/2014/02/jak-wam-nie-wstyd-czyli-silaqui-sobie.html
OdpowiedzUsuńA jeszcze wcześniej z Emilem Strzeszewskim i Fenrirem dyskutowaliśmy o współczesnych czytelnikach fantastyki: www.kronikinomady.pl/2014/01/mamy-takich-czytelnikow-jakich-sobie.html zapraszam, tam napisane jest niemal wszystko o tym, co sądze o poruszonym przez Ciebie temacie :)
Dzięki Ci!
UsuńLudzie! Przeczytajcie to co Ola podlinkowała! Pozwolę sobie zacytować:
"Teraz triumfy święcą romansy wplecione w schemat anty- i dystopii. Ale fakt, fantastyka naukowa do szerokiego grona się nie przebija (mówimy o prawdziwej SF, a nie marnych podróbkach dla młodzieży właśnie). A powód jest raczej prosty - wystarczy zobaczyć wszystkie zestawienia “najlepszych” książek. Wygrywa tania pulpa sygnowana nazwiskiem takim jak Pilipiuk, Piekara czy inny Ćwiek. Ich teksty absolutnie nie mogą zmuszać do myślenia - bo nie tego oczekuje grupa docelowa. A już porządne SF tego wymaga, toteż nic dziwnego, że jest ono niszą niszy na naszym rynku. Co za tym idzie - zarobić się po prostu nie da. Zresztą, jedyną sensowną gałęzią wydawniczą w Polsce są podręczniki szkolne, bo bez tych obejść się praktycznie nie da."
Oj, nie zgodziłbym się, że Piekara nie zmusza do myślenia. Wiele jego książek ładnie opisuje rzeczywistość i zachęca do myślenia. Choć oczywiście nie wszystkie.
UsuńWeszłam do blogosfery niedawno, zaledwie 1,5 miesiąca temu i jestem wprost przerażona! :o
OdpowiedzUsuń"Gwiazd naszych wina" widzę przynajmniej 2 posty dziennie i już mam odruch wymiotny na myśl, że i ja przeczytam tę książkę, bo po prostu mam dość na samą myśl. Co do książek wymienionych powyżej, to po prostu takie dostosowane pod niewymagającą młodzież pozycje i większość przeżywa fascynacje nimi, zanim odkryje lepsze pozycje. Przykładowo: Na początku gimnazjum czytałam masowo książki jak Szeptem, Ever i ogólnie przez 1kl gimbazy naczytałam się więcej Paranormal Romance niż w całej reszcie mojego życia. I co? Dawno mi już przeszło i widzę, jak bardzo większość tego typu książek jest schematyczna, czyli: biedna, samotna dziewczyna (ew. super-popularna) + tajemniczy chłopak ---> zakazana miłość + wątek fantastyczny w tle. Myślę, że częściową winę, za wychwalanie pod niebiosa dennych pozycji, ma po prostu przejściowa fascynacja takimi książkami, ale oczywiście też moda czy chęć przypodobania się wydawnictwu.
Co do ksiązek wymienionych powyżej: Złodziejkę Książek przeczytałam jakoś tak w lutym, bo dostałam ją jako prezent i jeszcze przez 2 miesiące nie miałam pojęcia, że istnieje ekranizacja :o Jestem zacofana, ale wyszło mi to na +, bo nawet nie wiedziałam o modzie na tę książkę, która sama w sobie jest dobra, polecam przeczytać. Z innych Książek, na których jest teraz "moda", to HP i Igrzyska Śmierci rzeczywiście są dobre (Hp i tak najlepszy <3), to polecam też Percyego Jacksona, bo może i jest teraz szał macicy, żeby to czytać, ale pozycje same w sobie też są dobre i fajnie się je czyta :) Troche inny pomysł i ogólnie ciekawie napisane. Może mam zbyt duży sentyment do tej serii, bo również ją czytałam dośc dawno, ale i tak mi się zawsze będzie kojarzyć, choć teraz jak tak patrzę, to może jest taka trochę bardziej dla młodszych czytelników (co tam, ja dalej mam w sobie dziecko ;3)
W gruncie rzeczy, to masz rację, blogowy świat ulega modzie i chęci bycia "na topie" z nowościami i tym, co teraz świeże i modne. Nie jest to dobre, bo kojarzy mi się to tylko i wyłącznie z takimi "sezonowymi fanami", którzy czytają coś, bo akurat wyszedł film, bo się o tym mówi, bo wypada mieć recenzję tej książki na blogu, bo przyciąga najwięcej czytelników. Jest to niestety żałosny obraz dzisiejszej blogosfery, ale tak było, jest i będzie, nic na to nie poradzimy. Śmieszy mnie też "żebranie" książek od wydawnictw, by potem napisać o danej pozycji 10 krótkich zdań, w których zawarte jest więcej pochwał niż ja potrafię zawrzeć w całej recenzji, to po prostu nagina czasoprzestrzeń :D Wgl ta dziewczyna z sytuacji, którą opisałeś, to jakiś ciężki przypadek, ale jednocześnie jaka pracowita^^ Mi by się w życiu nie chciało obsługiwać kilkunastu kont, żeby tylko wybić statystyki i wypisywać takie same komentarze pod jednym tekstem, przypadek dość ciekawy, nie ma co.
Przepraszam, jeśli ten komentarz będzie nieco chaotyczny, najwyżej skasuje, bo nie wiem, czy znajdzie się w nim dużo sensu, ale co tam ^^
najwyżej skasujesz*
UsuńLiczy się każde zdanie i żadnego treściwego komentarza nigdy nie usunę ;) Dzięki!
UsuńWidzę, że nie tylko ja od kilkunastu dni zbierałam się w sobie nad założeniem tematu! Coś czuję, że teraz się rozpiszę, może nawet kogokolwiek moje zdanie zainteresuje, gdyż mam kilka ciekawych refleksji :)
OdpowiedzUsuńSzczerze popieram to co napisałeś, jeśli chodzi o samą falę pozytywnych recenzji przed premierą 'czegoś'. Kilka razy zabrałam się potem za zachwalane pozycje i naprawdę nie było warto, ale cóż z tego! Faktycznie większości blogów niestety brak jakiejś oryginalności, a ludzie piszą byle jakie recenzje - w końcu najważniejsze to dostać książkę za darmo. Nie mówię tu o wszystkich, bo naprawdę są dziesiątki blogów które lubię i na które zaglądam, jednak zalewająca nas fala internetowych 'recenzentów' jest raczej zjawiskiem dziwnym.
Czytanie tego co wszyscy jakoś średnio mnie przekonuje, chwalenie byle czego 'bo za darmo' również. Raz zjechałam szczerze i od serca pewien wysłany mi gniot i obeszło się to ze średnim entuzjazmem.
Ostatnią historyjką pasującą idealnie do tematu jest moja przygoda z minionego tygodnia! Mianowicie, zabrałam się za poszukiwanie czegoś niezobowiązującego na kilka godzin podróży i wyszukałam na pewnym portalu dziesiątki pozytywnych opinii, zachwytów oraz ocen dominujących 8/9/10 na 10. Pomyślałam sobie - to na pewno musi być arcydzieło! A okazało się być jedynie kolejnym nic nie wartym gniotem, dziś na blogu nawet wrzucam recenzję tej jakże oszałamiającej pozycji. Chyba nie muszę oczywiście mówić, że jedyne recenzje jakie napotkałam były niczym nieprzerwane śpiewy pochwalne. A wszyscy recenzenci dostali tę powieść w ramach współpracy. Jakieś wnioski? ;)
Przepraszam za mój wywód, ale już od dawna to wszystko się we mnie kumulowało. Chyba również cierpię na ból dupy w temacie, tak więc pozdrawiam i życzę miłego popołudnia ;)
Ta historia 14latki, to na serio? Aż się wierzyć nie chce...
OdpowiedzUsuńOgólnie zgadzam się z Tobą. No, może co do tej wykreślanki, to "Dary" zasługują wg mnie na uwagę :) Fenomen "Niezgodnej" jest jednym z najbardziej zaskakujących w ostatnich miesiącach. Mój Luby chciał iść na to do kina. Po przeczytaniu o czym ten film w jest z miejsca się nie zgodziłam - no kurczę, już w samym opisie widać było straszny schemat, więc gdzie niby ta oryginalność?! Historia podobna jak ze 'Złodziejką" i "Kamieniami na szaniec". Nagle wszystkim się podoba...
"Medicus", "Gwiazd naszych wina", "Na skraju jutra" - może wstyd się przyznać, ale nie wiem o czym mówisz :D Chociaż o "Gwiazdach" chociaż coś słyszałam. No, ale z premierami mogę być do tyłu, nie zwracam na nie większej uwagi :)
Pozdrawiam
Poruszyłeś sporo kwestii i dobrze.
OdpowiedzUsuńPierwsza sprawa to osoby, które zakładają blogi dla darmowych książek - bo to też jest istotna sprawa. O czternastolatce, o której wspomniałeś nie słyszałam, i może dobrze, bo pewnie mocno by mi zepsuła humor. Nie lubię takich ludzi, którzy uważają, że im się należy. Sama blog prowadzę od dwóch lat i dopiero od niedawna podejmuję współpracę z niektórymi wydawnictwami. I to też tymi, które lubię i mają coś ciekawego do zaproponowania. Druga sprawa to pozytywne recenzje "bo tak trzeba". To, że książkę dostaje się do recenzji nie znaczy że ma być ona pochwalna pod niebiosa. Nie lubię czegoś takiego. Czasami co prawda zdarza się, że jakaś pozycja zachwyci tak, że nie masz się do czego przyczepić, ale jednak są to wypadki rzadki i nawet jak książka jest fajna to jakieś minusy ma.
Są takie okresy, że wchodzi jakiś "superbestseler" i zaraz pojawia się na każdym prawie blogu. Czasem mam wrażenie, że jak nie przeczytasz i zrecenzujesz jakiejś książki (ewentualnie ekranizacji) to nie jesteś cool ;) Sama mam tak, że jak pojawia się dany tytuł na jednym czy drugim blogu to jeszcze mam na niego ochotę, ale jak czytasz po raz 10 czy 20 o tej samej książce to wychodzi Ci bokiem i masz go serdecznie dość, choć jeszcze nawet kartki nie przeczytałeś.
Kolejna sprawa to zalew książek młodzieżowych - paranormal romance, postapokaliptycznych czy innych. Jasne, czasem na taką literaturę też mam chęć, czytałam parę pozycji (ale naprawdę parę) czasem mi się podobały a czasem nie. Wchodząc do blogosfery mam czasem wrażenie że nikt nie czyta nic innego :(
Fantastyka... Wychowałam się na niej. Może teraz tak bardzo tego nie widać, ale jeszcze parę lat temu czytałam namiętnie ten gatunek - Tolkien, Sapkowski, potem wiele książek z Fabryki Słów (okres studiów). Za każdym razem sięgając po pewien gatunek książek wiem, że będę się przy nich świetnie bawić. Wiem, że to kwestia gustu, ale być może będziesz się dobrze bawił czytając Olgę Gromyko. Pisze dobrze i ma świetny styl. Ja kończę jej najnowszą książkę, w najbliższych dniach pewnie napiszę o niej parę słów.
Zaskoczyłeś mnie totalnie z tym blogiem 14-latki. Taki narcyzm przechodzi ludzkie pojęcie. Co do wymienionych przez ciebie książek/filmów nie czytałam i nie oglądałam, tak więc nie będę polemizować na ten temat, ale prawdą jest, iż wiele blogerów w obawie przez utratą współpracy z wydawnictwami bądź krytyką od samego autora obawia się napisać szczerą prawdę. Na szczęście nie wszyscy tak robią.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Mam mieszane uczucia. Mam 16 lat i z pewnością nie traktuję bloga jako okazji do zarobku. Kocham czytać, a pisanie postów to ogromna przyjemność. Relacja: wydawnictwo, a recenzent zawsze będzie gorącym tematem, bo wiemy, jak to czasami wygląda. Sam opisałeś historię 14-latki, która powiem szczerze jest przerażająca. Nie słyszałam o niej wcześniej, ale jeśli jest to prawda, współczuję tej dziewczynie, że w pewien sposób zatraciła swoją pasję - bo chyba na początku ją miała... Czytam od zawsze, bloguję od niedawna, ale sprawa współpracy z wydawnictwem to dla mnie odległy temat. Myślę, że to nie chodzi o wiek, a przede wszystkim o podejście do czytelnictwa. Na pierwszym miejscu - pasja, pamiętajmy o tym! ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie zarzucam wszystkim nastolatkom pisania dla książek - Twój blog odwiedzam regularnie i podoba mi się to co piszesz. Nie podoba mi się zachowanie takich żebraków, o których była mowa i podążanie za trendami :)
UsuńJejku, zawsze jak czytam takie teksty, to przychodzi godzinna refleksja, czy to jednak o mnie. ;) Nie no, tak serio, to zgadzam się z Tobą w tym sensie, że pisanie na zamówienie jest czymś złym. Że pisanie dobrze o książce, bo wydawca tak chce, albo bo inni piszą dobrze - też. Nie krytykowanie w obawia przed reakcjami także jest czymś złym. (chociaż przy publikowaniu pierwszej negatywnej recenzji książki otrzymanej od wydawnictwa miałam lekkiego stracha.. ;)) Ale co do popularnych książek - jestem czytelnikiem i odbiorcą jak każdy inny. I łapię się na tym, że w niektóre dni łatwiej wchodzi mi masówka. Widzę jej schematy, widzę oczywisty brak głębokiej treści, ale lubię te książki (chociażby young adult o którym piszesz) i nie zamieniłabym ich na nic innego. Recenzje piszę pozytywne, oceniam je wysoko i nie czuję się z tym źle. ;)
OdpowiedzUsuńNie mówię, że jest to złe czy beznadziejne. Masówka zawsze dobrze się sprzedaje i zawsze będzie. Nie lubię po prostu zjawiska, gdy średnia książka po jej dobrej ekranizacji dostaje niebotycznie wysokie noty. Nie czytałem wymienionych masówek, ale ich przesłodzone recenzje i to mnie zniechęca ;)
UsuńKamilu, co miałeś na celu pisząc tego posta? Wylanie swojej frustracji? Rozpoczęcie walki z wiatrakami? Potrzebujesz fali hejtu? :)
OdpowiedzUsuńW wielu stwierdzeniach masz rację, ale małoletnie żebraczki i psudorecnzentki palą się intensywnie i krótko, szkoda nerw na ich tępienie ;) Rób swoje dalej, nabierz dystansu, dbaj o jakość swoich recenzji, ale nie krytykuj ludzi, tylko ksiażki, które czytałeś lub masz o nich choć mgliste pojęcie. Pomyślałeś o tym, że niektóre z tych książek są naprawdę dobre, biorąc pod uwagę wiek czytelnika? To, że Tobie nie przypadły do gustu, bądź ich nie czytasz, nie znaczy, że wszyscy ich odbiorcy to idioci ;) HP i Zmierzch to pozycje, które nie bez powodu opanowały cały świat, wielbicielom nie muszę tłumaczyć dlaczego. Również literatura erotyczna ma wartości, nie tyle intelektualne, co emocjonalne, być może zrozumiesz to, gdy będziesz starszy ;)
Osobiście uważam, że blogosfera powinna być podzielona na strefy wiekowe, a wydawnictwa powinny zwrócić uwagę na wiek czytelnika. Nie rozumiem jak książki typu "Klasa" czy choćby taka "Wieczerza" mogą być wysyłane do recenzji 13-latkom, których jedynym utrapieniem życiowym jest wybór sznurówek. Podobnie rzecz ma się z kryminałami i innymi ostrymi thrillerami - ja jako dorosły czytelnik mam problem z ich odbiorem, to nie na moje nerwy, więc tym bardziej nie rozumiem ocen nastolatek piszących, że są "zafascynowane, zachwycone i cudownie odmienione" po lekturze, nic dziwnego, że rośnie nam pokolenie psychopatów ;)
Ciebie cenię między innymi za to, że nie udzielasz się w komentarzach na blogach, które promują literaturę sprzeczną z Twoimi zainteresowaniami, jednak jesteś odosobnionym wyjątkiem ;) Większość komentuje jak leci, odhaczając kolejne blogi, byle zaistnieć, a czytanie recenzji praktycznie nie występuje. U siebie eliminuję ten problem wstawiając czasem w tekście pułapki ;)
Wiesz co mnie jeszcze wkurza? Stosy... lubię takie, które czytelnicy sami sobie kupili, ale chwalenie się zdobyczami z wydawnictw jest conajmniej dziwne. I ludzie, nie piszcie w komentarzach: "ale fajna książka, też sobie taką... zamówię z wydawnictwa". Blogosfera jest dla blogerów i dla zwykłych czytelników, a oni nie muszą (i nie chcą) czytać o Waszych "darmoszkach".
Lustereczko, nikogo nie obrażam, każdy ma swój gust. Ale ja też mam swój i nigdy nie zrozumiem erotyków i nie wiem jakie przesłanie mogą nieść. Książki wydawane są pod młodzież która lubi takie historie, ale czy nie zauważyłaś, że paranormale i romanse w świecie fantasy to wiecznie ta sama historia, ubrana w inne słowa i inne postacie? A wszyscy takim czymś się zachwycają, promocja jest wielka, ludzie kupują, wydawnictwa się cieszą, bo kaskę mają. Zagłębiając się jeszcze dalej - takie książki powstają z jednego powodu - czytelnicy są tacy, że nie potrzebują innych książek, podążają za trendami, i ich taka historia po prostu kręci. A gdy ich to kręci, powstanie więcej takich książek, które podbiją rynek wydawniczy. A o dobrych książkach mówi się mało, bo liczba ich odbiorców jest bardzo mała w porównaniu z masówkami. Nie kwestionuję gustów - każdy ma swój, ale gdy karmimy swoje dzieci historiami o młodej lasce, która rozkochuje w sobie multum wilkołaków, czy pożal się Boże wampirów; czytają wspomniane przez Ciebie książki to co z nich wyrośnie? Jestem jak najbardziej za tym, by ludzie od PR w wydawnictwach dokładnie zapoznali się z bloggerem, który do nich napisał o współpracę, przeczytali jego recenzje, jak pisze, co czyta. Może grupa takich faktycznie dobrych recenzentów wzrośnie dwu-,trzykrotnie?
UsuńKamilu, a kto powiedział, że książki mają mieć wartość dydaktyczną? Czytamy je głównie dla rozrywki, raczej nikt nie nauczy się z nich życia. To podobnie jak z filmami, ja wychowałam się na bajkach Disney'a, o subtelnych, wręcz sierotowatych księżniczkach, a jakoś wyrosłam na normalną kobietę, która potrafi sobie poradzić w życiu ;) Zatem wartość dydaktyczną zostawmy poradnikom, a literatura niech będzie tylko rozrywką. Utarty schemat się sprawdza, czytelnicy lubią to, co znajome i oczekują jedynie wzrostu poziomu.
UsuńNiestety dla wydawców ważny jest zysk, a nie szerzenie ideałów ;) A blogosfera spełnia funkcję darmowej reklamy i koło się kręci. Recenzji nikt nie czyta, ważny jest sam fakt ich umieszczania. Sprawdź sam, zdziwisz się ;) Wrzuć na luz i ciesz się tym co robisz, oraz swoimi sukcesami. Dzięki Tobie takie osoby jak ja mają szansę odkryć książki, po które same w siebie nigdy by nie sięgnęły - czytam "Kurtynę" i jestem zdziwiona ;)
To jest po prostu żałosne. Sama jestem młoda, chodzę do szkoły, a nigdy nie wpadłabym na coś takiego. Bloga książkowego powinno się prowadzić ze względu na to, że lubi się to co się robi. Ktoś uwielbia czytać i wypowiadać się na temat przeczytanej lektury, więc zakłada bloga i dzieli się tym z innymi. A pisanie dla darmowych książek jest bezwartościowe. Całe szczęście, że wykryto, co tak naprawdę działo się na blogu tej czternastolatki. Najważniejsi są wierni czytelnicy, a nie współprace, które są tylko ciekawym dodatkiem do blogowania.
OdpowiedzUsuńJa tylko powiem stałe hasło mojego męża "Co Pan zrobisz?- nic Pan nie zrobisz" i tak jest w przypadku wielu spraw nie tylko blogów. Jesteśmy w różnym wieku, mamy inne podejście do życia:) Ja też często się denerwuję, gdy wejdę na bloga gdzie są błędy ortograficzne itp, a wielbicieli multum. Nawet na to nie wpadłam, że można sobie założyć kilka profili, ale to musiało się wydać kiedyś. W końcu w blogosferze też zawieramy znajomości, czasem gadamy prywatnie, więc myślę, że w praniu wyjdzie kiedyś jak to naprawdę jest:) Także nie bierz do głowy i wpadaj do mnie na konkurs jutro, który przymierzam się zorganizować:D
OdpowiedzUsuńRozumiem Twój ból, ale z tym raczej nic nie da się zrobić. Zgadzam się z naprawdę sporą częścią Twojej wypowiedzi. W niektórych sytuacjach jednak mogłeś opisywać i mnie. Schematyczne(dla niektórych) powieści takie jak Trylogia Czasu, Dary Anioła, czy seria o Percy'm bardzo mi się podobają i nie zamierzam tego ukrywać. A gdy mi się coś podoba to tak też piszę w mojej opinii, bo co to ukrywać. :)
OdpowiedzUsuńO owej blogerce słyszałam i jestem kompletnie zdziwiona. Nie wiem, czy nawet byłabym wstanie coś takiego wymyślić, ale może moja wyobraźnia jest na to zbyt mało rozwinięta, no nie wiem. Może to i lepiej dla mnie. :)
Pozdrawiam.
To ja zacznę od korekty obywatelskiej - "ów" się odmienia. Ów mężczyzna, owemu mężczyźnie, owo dziecku, owemu dziecku, owa panna, owej pannie itd.
OdpowiedzUsuńTeraz trochę ad meritum, a trochę od czapy. Zacznę od części "od czapy".
O "Niezgodnej" słyszałam tyle niedobrego, ze serio zastanawiałam się, czy nie przeczytać - wyszłaby mi piękna hejtnocia o błędach merytorycznych i niespójności logicznej świata przedstawionego. Niestety, nie mam ostatnio za bardzo czasu na czytanie nawet dobrych ksiązek, a co dopiero kiepskich.
Za to "Percy'ego Jacksona" polecam, bo to bardzo fajna młodzieżówka jest. Nie jakieś wybitne arcydzieło, ale bardzo miła rozrywka. I niegłupia.
Teraz merytorycznie, do treści notki. Cóż, kiepskiej jakości blogi zakładane z myślą o pozyskiwaniu darmowych książek były, są i będa tak długo, az wydawcy zaczną sprawdzać jakość swoich recenzenckich współpracowników. Dopóki każdy wystarczająco wytrwały dostaje ksiązkę, taka działalność się opłaca. Oddolne inicjatywy nic nie dadzą, bo takie osoby nie interesują się innymi blogami (chyba że jako źródłem recenzji do podkradnięcia), więc nie wiedzą, że to zjawisko nie jest dobrze widziane (a prawdopodobnie też ich to nie obchodzi).
Nie czytałes ostatnio dobrej nowości fantasy? To kiepsko szukasz.;) Lynch jest super (trzeci tom wyszedł w tym roku), Rothfuss jest super, Uczta Wyobraźni też jest super (choć fakt, nieczęsto jest fantasy), no i Aaronovitch tez jest fajny bardzo. Choć fakt, ze nie są to autorzy zbyt mocno promowani. Z resztą, nie dziwię sie wydawcom, bo promocja to koszt i wolą pieniądze zainwestować w coś, co może i nie jest zbyt dobre, ale z pewnościa się sprzeda. Ja im nawet nie mam za złe - jesli tylko, tak jak MAGowi, pieniądze z pulpy pozwalają od czasu do czasu wydać coś ciekawszego, to czemu nie. Tylko tych ciekawszych tytułów trzeba się czasem mocno naszukać.
Trzeba omijać takie pseudo-blogi szerokim łukiem, wyszukiwać w blogosferze rzeczy wartościowe, czytać to co lubimy. Robić swoje i po swojemu.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o przypadku tej czternastoletniej blogerki, jakoś mnie to ominęło. Cóż, komentarz do tej sprawy jest chyba zbędny?
OdpowiedzUsuńJak już tak na fali monotematyczności jesteśmy - ja teraz codziennie widzę przynajmniej dwa wpisy o filmie Gwiazd naszych wina albo o kosmicznej wspaniałości Greena i jego książek. Tak ,,znienacka" wszystkich naszły refleksje akurat na temat Greena? Zgaduję, że to kolejna kampania promocyjna związana z jego nową książką. Przyznam bez bicia, sama zrecenzowałam GNW, jako że sięgnęłam po książkę jeszcze przed ,,polską falą" [wow, hipster mode: on, oryginalność taka duża, pierwszość recenzji taka pierwsza xD], więc sama w pewien sposób dołożyłam swoją cegiełkę do tej masówki. O filmie na pewno nie napiszę, tak samo jak nie pisałam o Hobbicie czy Złodziejce Książek - po prostu mam przesyt postami o popularnych ekranizacjach i aż samej mi się nie chce pisać na ten temat. Z drugiej strony, sama siebie muszę zganić, bo też często ,,idę z tłumem" i recenzuję nowości, o których piszą wszyscy. Trudno się tego wyzbyć, bo jeśli coś mnie zainteresuje to chcę się o tym wypowiedzieć. Mam swoje blogerskie grzeszki na sumieniu, ale przynajmniej wiem o tym i próbuję nad tym pracować; to chyba o wiele zdrowsze podejście niż nieomylność własna :)
Lubię młodzieżówki - Harry Potter do tej pory jest moim numerem jeden w lit. dziecięco - młodzieżowej, Igrzyska Śmierci i Niezgodą też lubię, ale zdaję sobie sprawę z ich wad. Nie pastwię się nad osobami, które po nie sięgają, bo z własnego doświadczenia wiem, że lektury ,,lekkie, łatwe i przyjemne" mogą być wstępem do ambitniejszej literatury. Dojrzewanie czytelnika też może mieć swoje etapy. Przykład? Kilka lat temu zaczytywałam się wyłącznie w młodzieżówkach maści wszelakiej, czy to romans, czy paranormal. Teraz mnie one zwyczajnie nudzą i sięgam po coś choć odrobinę ambitniejszego. Stopniowo, z każdym nowym tytułem rozglądam się za czymś lepszym. Z płytkości się zazwyczaj wyrasta, ale nie jest to regułą...
Historia tej czternastolatki przeraża, ale jeszcze bardziej przeraża to, że takich jak ona jest więcej. Cały tekst jest świetny. Co do GNW, książka jest moją ulubioną i zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale teraz na jaki książkowy blog nie wejdę to BACH! recenzja GNW. To też mnie przeraża. Niezgodna to akurat król badziewi w królestwie badziewi, więc czytać nie radzę. Przemilczając sprawę Zmierzchu. Mnie boli też gdy widzę blogi z trzema recenzjami na krzyż po trzy zdania maks (a żeby jakoś zapchać przestrzeń wsadzamy opis treści ściągnięty z wydawnictwa) i już na koncie paręnaście wydawnictw! Ale wracając do tej czternastolatki - po prostu żenujące.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZ większością trudno się nie zgodzić, jednak... Co dziwnego jest w tym, że blogerzy masowo zaczynają recenzować książkę, której ekranizacja pojawia się w kinach? Oczywiście, jeśli im się nie podobała powinni zrecenzować ją - jak i film, jeśli na to zasługuje - negatywnie, ale nie wydaje mi się, żeby podejmowanie tematu takiej książki było złe. Wszyscy walczą o popularność i czytelników, a to pomaga. Wciąż jednak trzeba być ze swoimi gośćmi szczerym.
OdpowiedzUsuńKsiążkę "Gwiazd naszych wina" dostałam trochę ponad rok temu, i tak - przez ten czas nasłuchałam i naczytałam się o niej MNÓSTWO. Postanowiłam poznać jej treść, kiedy usłyszałam o filmie. Uznałam, że chcę na niego iść, ale najpierw koniecznie trzeba przeczytać pierwowzór. Więc to uczyniłam. Lektura ta została wychwalona pod niebiosa i nie wydaje mi się, że niesłusznie. Nie będę pisała, iż zmieniła moje życie, ale wywarła na mnie wpływ, skłoniła do refleksji i poruszyła emocjonalnie. Być może historia nie jest czymś nowym ale sam sposób w jaki została nam, czytelnikom, zaserwowana zasługuje na pochwałę. A to się ze sobą łączy! Green stworzył niezwykle silnych bohaterów, którzy nieraz wywołali uśmiech na mojej twarzy. Nie jetem fanką wzruszających, dołujących historii (dlatego nie zdołałam przebrnąć przez "Bez mojej zgody"), jednak "Gwiazd naszych wina" da się czytać, mimo raczej smutnego, a nawet dramatycznego, szkieletu, na którym się opiera. Uważam, że zasługuje ona na pozytywne opinie.
Do reszty tekstu się nie odniosę, bo masz rację, po prostu. Uważaj tylko, żebyś hemoroidów nie dostał, skoro maść nie działa. ;)
O kurde, nie słyszałam o tym przypadku :D Widzę, że ominęło mnie wiele wspaniałych recenzji. Ale ej, na "Szeptem" sama miałam ochotę, a Greya czytałam dwie części... bardzo jestem niedojrzała? :(
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "Złodziejkę" Zusaka to czytałam ją długo przed filmem i serio - jest to chyba najlepsza książka jaką w życiu widziałam, więc ten fenomen akurat rozumiem. A film jest świetną reklamą książki, zawsze jest taki bum, nie ma się co spinać. To samo z GNW - czytałam, uwielbiam i filmu nie mogę się doczekać (w przyszłym tygodniu wybieram się do kina, kosztem meczu Holandia - Australia), więc też nic złego w tym nie widzę. I myślę, że takie książki, które podpinasz pod kategorię gniotów też są potrzebne - no bo ile nastolatków zaczęło czytać książki po "Zmierzchu"? Podejrzewam, że mierzy się to w tysiącach. Fakt, że o ekranizacji Hobbita nie mówiło się tyle, co o pozostałych przytoczonych tytułach, ale trzeba też zauważyć, że mało która czternastolatka przebrnie przez opisy Tolkiena. Ja czytałam tylko "Hobbita", a nawet z nim miałam ogromny problem. O ile z zakładaniem bloga dla wyłudzania książek się zgadzam i cała pierwsza część posta mnie przeraziła, tak z dalszą bym polemizowała. Wiesz, trzeba też wziąć poprawkę na to, że wszystko przychodzi z wiekiem, nie wiem czy znowu tak młoda osoba czytająca, załóżmy Dostojewskiego czy jakąkolwiek ambitniejszą literaturę byłaby w stanie zrozumieć treść. Sama HP darzę miłością ogromną i chyba nic nie jest w stanie z nim konkurować, Igrzyska również uwielbiam, a i na Niezgodną mam ochotę i jakoś nie czuję się przez to źle :P Czytanie to też rozrywka, a że gusta są różne... :)
Ja uważam, że czyta się to co lubi, a prawda jest taka, że sporo tych książek tak zachwyca, bo w głowie nastolatki reprezentuje je super ekstra aktor z filmu...osobiście czytałam Zmierzch, ale w wersji oryginalnej i podobał mi się choć bez szału, za to film już wcale...marna gra aktorska, ale co zrobić? Co do szaleństwa książkowo-filmowego muszę przyznać, że ani nie czytałam, ani nie słyszałam o żadnej (Chodzi mi o Niezgodną, GZW itp) - czytałam o nich tylko na blogach. Zgadzam się, że warto odnaleźć swój styl, ale ja np. zauważam, że ostatnimi czasy popularne są kontrowersyjne posty, recenzje, wydarzenia, a ja nie lubię w taki sposób pisać, ani o takiej formie czytać, uważam, że pisać o książce źle możemy, ale z taktem i zgodnie z naszym zdaniem... pisanie że to szajs czy bagno to dla mnie mało profesjonalne podejście...a co do nastolatki o której pisałeś to takie osoby znajdziemy w każdym aspekcie naszego życia i po prostu trzeba to olać...
OdpowiedzUsuńMasz dużo racji w tym co piszesz. Na pewno wielkim problemem są te blogi, które od razu rzucają się na wszelakie "współprace" licząc na darmowe książki. Bardziej mnie zaskakuje fakt, że wydawnictwa na to przystają? Bo, już abstrahując od "nastukanych" wejść, liczy się chyba styl, to jak ktoś potrafi pisać o książce, a dobrego stylu często brakuje. Jest to w ogóle coś, co trzeba sobie wyrobić pisząc, pisząc i jeszcze raz pisząc. Mam blog ok. pół roku i uważam, że nie jestem jeszcze gotowa, by nawiązywać współpracę, bo chcę jeszcze poćwiczyć pisanie - i odkopać się z góry książek, którą mam w domu. Bo chcę być dyspozycyjna czasowo i w formie, gdy już podejmę stałą współpracę. Póki co dostałam za sprawą autorów dwa egzemplarze recenzenckie i nie czułam potrzeby piania nad nimi z zachwytu, bo JE DOSTAŁAM. Jedna książka ma u mnie ocenę 3+/6, a druga 4/6 :) I to chyba tyle chciałam powiedzieć. Może jeszcze tylko dodam, że jak widzę takie blogi jakie tu opisałeś (gdzie dziewczątka pieją nad "Pięćdziesięcioma twarzami Greya" etc.) to po prostu przestaję na nie wchodzić.
OdpowiedzUsuń"Dodajmy do tego te dzieci, które zabierają nam potencjalne współprace z wydawnictwami, które lubimy i cenimy (...)." Zabierają? Nie powiedziałabym. Wydawnictwom przeważnie zależy na pozytywnych recenzjach, bo wówczas sprzedaż rośnie. Ale też potrafią wyczuć, kiedy recenzja jest szczera, a kiedy nie. I niektóre wydawnictwa coś z tym robią. I nie sądzę, by osoby, które założył bloga tylko dla współprac te współprace nam zabierały. Zabrzmiało to tak, jakbyś się wściekał o to, że im tak szybko udało się te współprace zdobyć i dostają tyle darmowych książek. Może tak nie jest, ale takie wrażenie odniosłam.
OdpowiedzUsuńJednak do większej części Twojego tekstu muszę się zgodzić. Takie zachowanie jest bardzo dziecinne i tylko naprzykrza nam przykrych opinii, jako niekompetentnej blogosfery książkowej. Owszem, większość z nas pisze opinie o przeczytanych pozycjach i obejrzanych filmach typowo amatorsko, subiektywnie, tak jak potrafi. Żadni z nas zawodowi krytycy. Ale przykro jest patrzeć, jak ta blogosfera upada. Powiem jedno - najlepiej niech każdy patrzy na siebie, na to co robi, a jak zobaczy, że ktoś robi coś na niekorzyść innych czy samego siebie to nie należy wylewać na nich kubła pomyj, a zwrócić uwagę. Zwłaszcza jeśli chodzi o jakość recenzji, błędy stylistyczne, ortograficzne, językowe, interpunkcyjne. Wiele osób zwracało mi uwagę na jakieś drobnostki, ale dzięki nim piszę coraz lepiej (ale nadal słabo). I dlatego sama też zwracam uwagę prywatnie takim osobom, jeżeli te błędy zauważyłam. Publiczne rozliczanie się z ich niewiedzą i naiwnością szkodzi nie tylko im, ale wszystkim innym.
Co do fenomenu Greena to ja rozumiem. Czytałam tylko jedną książkę, fabuła jak fabuła, ale to właśnie sposób w jaki ją przedstawił, jak wykreował bohaterów, jakie dialogi stworzył zasługują na uwagę. "Gwiazd naszych wina" mam w planach, ale zrobię to dopiero za kilka miesięcy, jak ten cały szum opadnie. Najbardziej i tak zadziwiają mnie posty typu "O tym, jak Green zmienił moje życie" - "Za co nienawidzę Greena i jego książek, bo są tak genialne". Rozumiem, że wielu osobom otworzył oczy, że są pozycje wartościowsze niż "Zmierzch", ale żeby tak zaraz pół blogosfery o tym pisało? Tendencję wysypu recenzji książek przy premierze ekranizacji też zauważyłam. I opinie o "Hobbicie" też masowo się pojawiały - i filmu i książek. Ale może też dlatego, że w okolicach premiery drugiej części filmu była rocznica urodzin Tolkiena i tak dalej, co też sprzyja takim postom. Jednak była to mniejsza ilość i jakość niż w przypadku "Igrzysk Śmierci" i tak dalej.
Aż brak mi słów.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo było w sumie do przewidzenia, że jeśli ktoś poruszy ten temat, to się zaraz zlecą blogerki, które będą komentować "całe szczęście, że JA tak nie robię". A to zabawne, bo powyżej widzę nicki, które mi się jednoznacznie kojarzą z lizaniem wydawniczych tyłków. I nie tylko mnie. :)
OdpowiedzUsuńJa prowadzę bloga od dwóch lat, przyznaję początkowo to było tak: 2/3 wpisy na miesiąc i wchodziłam tylko, kiedy miałam atak weny, albo bardzo chciałam napisać o jakiejś książce, zdarzył się nawet miesiąc ciszy, czy nawet 2, ale gdy wracałam na bloga to z przyjemnością, dla siebie, bo lubiłam pisać, żeby nabić 10000 wyświetleń czekałam dwa lata, ale prawdę mówiąc wgl. nie czekałam, bo mi to, brzydko powiem, przepraszam, wisiało, czy będę mieć mniej czy więcej, dopiero ostatnio zaczęłam zauważać liczby, pytanie: dlaczego???
OdpowiedzUsuńA no to dlatego, że teraz blogerki prześcigają się w liczbach, czy to obserwatorów czy wyświetleń, czy czego tam się jeszcze da. Od jakiegoś roku, prowadzę bloga regularnie, to jest moje hobby, które nie daje mi nic oprócz przyjemności i satysfakcji, poznawania nowych ludzi itp., nie dostaję książek i nic z tych rzeczy, jakoś specjalnie o to nie zabiegam, jeśli kiedyś ktoś, coś będzie chciał, to super, nie to nie, nic nie tracę, czytam dla siebie, piszę dla czytelników i dla samorozwoju, nie kryję tego, ze przyjemnie jest zobaczyć piękną liczbę 50 obserwatorów, 10000 wyświetleń na liczniku, ale proszę, żeby to robić tylko dla korzyści takiej jak współpraca, trochę to żałosne i trochę żal, kiedy część ludzi prowadzi bloga z sercem, czasem siedzi nad postem po 3h i w górę, żeby się spodobało, żeby ktoś to docenił, staramy się, bo dla niektórych to po prostu pasja, a inni na odwal wklepią w klawiaturę kilka skopiowanych zdań i zostaną docenieni...
Przepraszam za zamieszanie w moim komentarzu, ale czytam sobie po fragmencie posta i wracam pisać komentarz, żeby o niczym nie zapomnieć, ale do rzeczy :D Jestem w momencie "Gwiazd naszych wina" i też ostatnio dodałam recenzję, nie wiem czy to nie akurat o mojej recenzji mowa, ale śmiem wątpić, bo nie pasuje do opisu, pisałam o moich emocjach, sama, czysta prawda i wybacz, jeśli Ci to powiem, złe blogi czytasz :D Jeśli Cię zniechęcają do takiej książki, to jest problem, bo moim zdaniem na prawdę warto ją przeczytać, nie jest to fenomen, bo nawet ja jej 10 nie dałam, choć u mnie książki, przy których się ryczy i śmieje na przemian, górują, ale myślę, że warto przeczytać i myśl sobie o mnie, co chcesz, ale ja ją nadal polecam, może nie koniecznie Tobie, bo to książka bardziej dla płci żeńskiej, ale każdy znajdzie w niej coś dla siebie, więc może spróbujesz... kiedyś.
Indywidualność, rozumiem, duży plus, ja też zazwyczaj obserwuję te blogi, które coś odróżnia od innych i dlatego też właśnie jestem u Ciebie(nie ma za co), ale czasem trudno przejść obojętnie obok książek, które poleca wiele osób, na których opinii, wiesz, że się nie zawiedziesz. A co do Hobbita, muszę go w końcu przeczytać, bo już mnie tak ciekawość zżera... :D
No i na koniec, każdy czyta to co lubi, to co go interesuje, nie będziesz wciskał na siłę S. Kinga dziesięcioletniej dziewczynce, bo po "Lśnieniu", które teraz czytam, stwierdzam, ze jej psychika mogła by lekko ucierpieć, więc może w tej kwestii, nie należy być tak bardzo surowym, ale zgadzam się, Tolkiena należy doceniać i każdy powinien go poznać!
pozdrawiam
Wybacz te usunięte komentarze, chciałam jeszcze coś dodać, ale nie dość że internet mi nawala to na dodatek blogger mi szwankuje. Spróbuję jutro;/
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że Niezgodną, Szeptem raczej zjechałam niż wychwalałam... Z drugiej strony trochę się nie - zgadzam, bo każdy ma też inny gust - rozumiem fenomen nastoletnich recenzentek, którym do szczęścia potrzeba przystojniaka, wątek miłosny, nie ważne, że książka jest płytka i schematyczna. Jednak niektórzy kierują się po prostu własnym upodobaniem, czasem nie trzeba ukazywać jakieś "oryginalnej" opinii, żeby po prostu powiedzieć czytelnikom - ta książka mi się podoba. Jest świetna, bo (...).
OdpowiedzUsuńTeraz młodzież cwana, chce wygryźć starych wyjadaczy. Ale trochę z innej beczki, kiedyś czytałam, że szanowane Wydawnictwo uznało recenzję 16-latki za bardzo wartościową, gdzie "starsi" czytelnicy napisali o wiele lepiej pod względem technicznym recenzje i mnie pochwalna, nie omieszkali wytknąć błędów. Widać młodzież na fali i takie opinie wydawnictwa nie oszukujmy się szanują, a gdy pojedziesz z krytyką zostajesz wzywany do sądu itp. Dlatego w dużej mierze korzystam z bibliotek, czytam i i wtedy decyduje, czy koniecznie dana książka musi znaleźć się na mojej półce. Niestety, ale mało jest blogów na, których mogę podeprzeć decyzję o zakupie, głównie chwalby, ochy, achy.
OdpowiedzUsuń