W pracy recenzenta jest jeden, poważny minus. W natłoku książek od wydawnictw, które musi przeczytać, kiedy deadline'y zbliżają się nieubłaganie, nie ma on po prostu czasu na książki, które chciałby przeczytać, ale zwyczajnie nie ma czasu. I tak, musi popatrzeć sobie na nie od czasu do czasu i czekać na dogodny moment. Tak było i w moim przypadku, gdy w okołotargowych dniach zakupiłem po promocyjnej cenie pierwszy tom sagi Kate Elliott - Królewskiego Smoka. W końcu jakieś fantasy! pomyślałem i z radością tachałem tomiszcze do domu, byleby je tylko zacząć czytać. Wiecie jak to się skończyło? Pewnie, ze wiecie. Książka leżała na półce i zbierała kurz aż do połowy stycznia i nic nie mogłem na to poradzić. Jest jeszcze kilka innych pozycji, które stoją i czekają na swoją kolej, jednak ponoworocznym otępieniu i zwolnieniu wszystko ruszyło do przodu i znowu mam masę pozycji do przeczytania. Królewski Smok to nie jest klasyczny przykład literatury fantasy - to połączenie tego stylu z naszą, europejską historią średniowieczną. Szczegóły? Zapraszam do lektury recenzji!
Wendar to kraina, gdzie magia przeplata się z codziennością, ludzie wierzą w Pana i Panią, oddają hołd gwiazdom i mogą posiąść wiedzę magiczną. Ich świat bardzo przypomina ten nasz, jednak jest w nim pełno dziwacznych stworów, przerażających potworów i oczywiście magia. Wendar jest rozdarty wewnętrznie, siostra króla Henryka poddaje w wątpliwość jego rację do korony. W międzyczasie krainę najeżdżają groźni łupieżcy, znani ze swojej brutalności i bestialskich pacyfikacji napotkanych wiosek. W tym wszystkim poznajemy dwójkę głównych bohaterów - Alaina, który musi odnaleźć swoją przyszłość zesłaną przez tajemniczą istotę oraz Laith, która uczy się jak pokonać strach i upomnieć o to co należy do niej. Ich przygody śledzimy naprzemiennie, tak byśmy zauważyli różnice między obojgiem, jak i ich wewnętrzny rozwój.
Nie jest to ani innowacyjna ani oryginalna historia, której można by było przykleić nalepkę z napisem KLASYKA. Królewski Smok jest do bólu schematyczny i co rusz powiela jakieś sprawdzone sposoby na rozkręcenie akcji czy fabuły z innych książek. Co nie znaczy, że książka jest zła, co to to nie, jednak o tym później. Najgorszym aspektem pierwszego tomu, z którym wielu amatorów fantasy może sobie po prostu nie poradzić to rozwlekłe tempo w początkowych fazach książki oraz przydługie wprowadzenia do poszczególnych wątków. Takie rozwiązanie i styl autorki od razu nasuwają nam jeden wniosek - będą kolejne tomy, a my jesteśmy po prostu powolutku wprowadzani w całą historię. Nie byłoby to złe, gdyby Elliott nie chciała w około stu stronach przedstawić całego swojego przedsięwzięcia, wraz z opisami religii, gwiazd i bytów, które rządzą całym światem.
Początek może po prostu przytłoczyć, a co gorsze - znudzić. Napomknę tylko, że Królewski Smok powstał w 1997 roku - kiedyś pisało się po prostu inaczej i autorka opisując wszystko już na początku chciała przybliżyć nam swój pomysł. Dzisiejszy czytelnik może poczuć się lekko znudzony, jednak zapewniam Was, że po magicznej, setnej stronie wszystko nabierze rumieńców! Sam na początku bardzo się bałem, że ton i styl z początkowych stronic utrzyma się do końca, a ja będę męczył książkę parę miesięcy. W późniejszej fazie tempo wzrasta dwukrotnie, bo i sami bohaterowie się zmieniają - stają się bardziej dynamiczni, sytuacje w jakich się znajdują niejako wymuszają na nich inne podejście i dostosowanie się do nich. Dzięki temu otrzymujemy dobrze rozpisanych i przemyślanych bohaterów, którzy potrafią myśleć i początkowe awersje do zachowania Laith można puścić w zapomnienie.
Co ciekawe, po początkowej stagnacji nagle otrzymujemy tyle różnych wątków, że głowa potrafi rozboleć! Nasi bohaterowie co chwilę są rzucani na głębokie wody i muszą sobie poradzić z trudnymi i wymagającymi sytuacjami. Wtedy właśnie poznajemy ich na wylot i możemy niejako przewidzieć co będzie dalej. Z tym nie jest żaden problem, bo jak wspomniałem wyżej książka jest dość schematyczna i po początkowym zapoznaniu z fabułą i zamysłem autorki można odgadnąć niektóre wydarzenia. Jest to duży minus, któremu mówię zdecydowanie nie - tylko psuje zabawę.
Wspomniałem, że Wendar przypomina naszą średniowieczną Europę - sama autorka o tym wspomina. Najbardziej zależało jej na przedstawieniu swojego świata i praw nim rządzących. Stwarza swoją religię, której modlitwy i podziękowania oraz obrządki są podobne, do naszej katolickiej wiary. Przyznam się, że bardzo dziwnie czułem się czytając modlitwę mnicha do innych bóstw, którą zakończył jakże wiele mówiącym amen. To taka moja mała dygresja, a może i przestroga? Sami sobie dopowiedzcie. Styl autorki jest wymagający, ale po początkowych trudnościach z odbiorem można przywyknąć. Od początku miałem wrażenie, że czytam coś topornego i ciężko mi się skupić - to wina języka i sposoby prowadzenia akcję przez Elliott. Jest to wymagające, owszem, jednak odradzam porzucenie czytania! Prawdziwe mole książkowe przeczytają wszystko co mają w domu!
Końcówka mówi niewiele i jasne jest, że musimy przeczytać następne tomy, by wiedzieć co przytrafiło się naszym bohaterom. Na razie muszę odpocząć od trudnego w odbiorze stylu pisania Elliott i skupić się na czymś innym. Oczywistym jest, że przeczytam kolejne części - jest ich wszystkich pięć i trzeba przyznać, że cała kolekcja świetnie prezentowałaby się na mojej półce. Czy polecam? Na pewno nie amatorom fantasy. Możecie poczuć się znudzeni i zawiedzeni, a do tego nie można dopuścić. Królewski smok świetnie sprawdzi się jako lektura pomiędzy cięższymi i bardziej wymagającymi tytułami, które trzeba czytać w wielkim skupieniu. Książka Elliott nie jest zła, jednak pamiętajcie, żeby przetrwać początkowe strony. Później będzie już tylko lepiej!
Wydawnictwo
Zysk i S-ka
Data wydania
8 marca 2011
Liczba stron
532
Ocena
6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz