21 lut 2015

0

Przyszłość. Jaka jest? Jaka będzie?


 Czy zdarzyło się Wam kiedyś rozmyślać jak to będzie za, powiedzmy, 50 lat? Wybaczcie to pytanie retoryczne, jednak jest ono niezbędne podczas czytania tej recenzji. Trzydzieści lat temu duża część ludzi nie wiedziała co to komputer, a o komórkach nawet nie mogli marzyć. Technika daje nieograniczone możliwości, zwłaszcza widać to przy różnych porównywaniach superkomputerów sprzed lat, a tych dzisiejszych, których moc zwykłemu człowieku nie mieści się w głowie. Technika jako taka i jej szybki postęp była wielokrotnie eksploatowana w powieściach i filmach z gatunku science-fiction. No właśnie, pojęcie fiction staje się ciut innym pojęciem niż kiedyś. Teraz ta fikcja za parę lat może stać się kompletną rzeczywistością – w następnym dziesięcioleciu będziemy całkowicie zależni od urządzeń teleinformatycznych.   David Edelman w swojej książce Multirzeczywistość, która jest drugą częścią cyklu Skok 225 opisuje przyszłość. Bardzo smutną i przygnębiającą przyszłość, w której człowieczeństwo ustępuje technice, a forma ludzka traci na znaczeniu. W tym wszystkim odnajdujemy Natcha, głównego bohatera powieści. Akcja Multirzeczywistości zaczyna się zaraz po części pierwszej czyli Infoszoku – Rada, która nie zgadza się na wdrożenie programu Multirzeczywistość , poluje na wszystkich, którzy jej się sprzeciwiają. Powód jest prosty – władza, która jest tak pożądana, należy się tylko i wyłącznie Radzie. Radzie, która użyje wszystkich środków, by zrealizować każdy plan.  Edelman zadbał o czytelników, którzy nie czytali części pierwszej, a swoją przygodę z Natchem rozpoczynają od Multirzeczywistości. Obszerny Dodatek A wyjaśnia wszystko co działo się w poprzedniczce i muszę przyznać, że jest to streszczone w najwłaściwszy z możliwych sposobów – wszystko od razu będzie jasne i przejrzyste i z przyjemnością będziecie mogli się oddać właściwej lekturze.  Powiem od razu – Multirzeczywistość cierpi na syndrom części drugiej i widać to już na pierwszych kartach książki. Elektryzujący koniec poprzedniczki zmusza autora do zwolnienia tempa i dania czytelnikowi odsapnąć. Tym oto sposobem dostajemy nudny i rozwleczony początek powieści, w którym dzieje się prawie nic i ciężko w nim doszukiwać się dobrych aspektów. Cała fabuła jak i struktura powieści wygląda jak typowe kino akcji: zwolenienie akcji, nagły zwrot akcji, pościci, ucieczki, strzelaniny wybuchy, po czym znów zwolnienie do niemożliwie niskiego tempa i od początku to samo. Rozumiem, że Edelman chciał podawać nam poszczególne emocje w odpowiednich dawkach, ale przez ten zabieg czytelnik dąży tylko do tych co ciekawszych fragmentów, ignorując te nudniejsze. Efekt jest taki, że kilkanaście stron powieści może być zwyczajnie pominiętych.  Na plus zasługuje kreacja bohaterów. Proste i ludzkie charaktery, które w otaczającej technice i jej możliwościach odnajdują czas na czyste emocje. Natch potrafi zirytować do granic możliwości i wkurzyć czytelnika do tego stopnia, że kilka razy chciałem nawrzeszczeć na niego, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to przecież postać fikcyjna. Mangan Lee to specyficzna postać, która niejako pcha całą fabułę do przodu, zyskując miano głównego bohatera. O ile Natcha dopadają różnorakie rozterki i daje się ponieść emocjom, Lee jest jego totalnym przeciwieństwem. A jak wszyscy wiemy, przeciwieństwa się przyciągają.. i uzupełniają.  Powieści z zakresu sci-fi mają to do siebie, że opisują często wymyślone światy, w które autor musi wprowadzić swojego czytelnika, tak by ten zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Można uznać, że Edelman nie zdradził nam wszystkiego w poprzedniej części i chce to nadrobić w Multirzeczywstości. Efektem tego są przydługie opisy poszczególnych elemnentów, służące bardzo często jako przerywniki w opisywanej akcji i poczynaniach naszych bohaterów. Zabieg wymuszony i oczywisty, jednak nie każdemu przypadnie do gustu.  Jednak to co najlepsze, to oczywista refleksja, jaka nasuwa się po przeczytaniu ostatniej strony książki. Nieczęsto czytam książki sci-fi i nie mogę Wam powiedzieć, czy po każdej lekturze tak jest, jednak puenta jest jednoznaczna. Można postawić pytanie retoryczne, do czego dązy ludzkość, jaka jest jej przyszłość. W pespektywie tego, co zaprezentował Edelman nie rysuje się ona z kolorowych barwach. Już teraz jesteśmy uzależnieni od komputerów i komórek, chociaż czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nawet prognozy pogody muszą korzystać z dobrodziejstw techniki, nie wspominając o szpitalach, służbach mundurowych czy szkołach. Z każdym kolejnym rokiem jesteśmy zalewani różnymi nowościami mniej lub bardziej przydatnymi, jednak sceptycy widzą w tym wszystkim przyszłe pokolenia, które zatracą swoje człowieczeństwo. Ciężko cokolwiek przewidzieć, jednak jedno jest pewne – technika i jej postęp będzie coraz częściej obecna w naszym życiu.   Ocena? Ciężko polecić Multirzeczywistość konkretnej grupie odbiorców. Fani gatunku będą usatysfakcjonowani, jednak rozwleczona akcja i niezbyt oryginalna fabuła może odstraszyć zwykłego czytelnika, który chce poczytać coś innego niż zwykle. Powieść Edelmana jest napisana poprawnie i składnie, jednak nie zachwyca i nie wzbudza większej dawki emocji. Jest to po prostu książka dobra i na tym poprzestanę.Czy zdarzyło się Wam kiedyś rozmyślać jak to będzie za, powiedzmy, 50 lat? Wybaczcie to pytanie retoryczne, jednak jest ono niezbędne podczas czytania tej recenzji. Trzydzieści lat temu duża część ludzi nie wiedziała co to komputer, a o komórkach nawet nie mogli marzyć. Technika daje nieograniczone możliwości, zwłaszcza widać to przy różnych porównywaniach superkomputerów sprzed lat, a tych dzisiejszych, których moc zwykłemu człowieku nie mieści się w głowie. Technika jako taka i jej szybki postęp była wielokrotnie eksploatowana w powieściach i filmach z gatunku science-fiction. No właśnie, pojęcie fiction staje się ciut innym pojęciem niż kiedyś. Teraz ta fikcja za parę lat może stać się kompletną rzeczywistością – w następnym dziesięcioleciu będziemy całkowicie zależni od urządzeń teleinformatycznych.


David Edelman w swojej książce Multirzeczywistość, która jest drugą częścią cyklu Skok 225 opisuje przyszłość. Bardzo smutną i przygnębiającą przyszłość, w której człowieczeństwo ustępuje technice, a forma ludzka traci na znaczeniu. W tym wszystkim odnajdujemy Natcha, głównego bohatera powieści. Akcja Multirzeczywistości zaczyna się zaraz po części pierwszej czyli Infoszoku – Rada, która nie zgadza się na wdrożenie programu Multirzeczywistość , poluje na wszystkich, którzy jej się sprzeciwiają. Powód jest prosty – władza, która jest tak pożądana, należy się tylko i wyłącznie Radzie. Radzie, która użyje wszystkich środków, by zrealizować każdy plan.

Edelman zadbał o czytelników, którzy nie czytali części pierwszej, a swoją przygodę z Natchem rozpoczynają od Multirzeczywistości. Obszerny Dodatek A wyjaśnia wszystko co działo się w poprzedniczce i muszę przyznać, że jest to streszczone w najwłaściwszy z możliwych sposobów – wszystko od razu będzie jasne i przejrzyste i z przyjemnością będziecie mogli się oddać właściwej lekturze.

Powiem od razu – Multirzeczywistość cierpi na syndrom części drugiej i widać to już na pierwszych kartach książki. Elektryzujący koniec poprzedniczki zmusza autora do zwolnienia tempa i dania czytelnikowi odsapnąć. Tym oto sposobem dostajemy nudny i rozwleczony początek powieści, w którym dzieje się prawie nic i ciężko w nim doszukiwać się dobrych aspektów. Cała fabuła jak i struktura powieści wygląda jak typowe kino akcji: zwolenienie akcji, nagły zwrot akcji, pościci, ucieczki, strzelaniny wybuchy, po czym znów zwolnienie do niemożliwie niskiego tempa i od początku to samo. Rozumiem, że Edelman chciał podawać nam poszczególne emocje w odpowiednich dawkach, ale przez ten zabieg czytelnik dąży tylko do tych co ciekawszych fragmentów, ignorując te nudniejsze. Efekt jest taki, że kilkanaście stron powieści może być zwyczajnie pominiętych.

Na plus zasługuje kreacja bohaterów. Proste i ludzkie charaktery, które w otaczającej technice i jej możliwościach odnajdują czas na czyste emocje. Natch potrafi zirytować do granic możliwości i wkurzyć czytelnika do tego stopnia, że kilka razy chciałem nawrzeszczeć na niego, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to przecież postać fikcyjna. Mangan Lee to specyficzna postać, która niejako pcha całą fabułę do przodu, zyskując miano głównego bohatera. O ile Natcha dopadają różnorakie rozterki i daje się ponieść emocjom, Lee jest jego totalnym przeciwieństwem. A jak wszyscy wiemy, przeciwieństwa się przyciągają.. i uzupełniają.

Powieści z zakresu sci-fi mają to do siebie, że opisują często wymyślone światy, w które autor musi wprowadzić swojego czytelnika, tak by ten zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Można uznać, że Edelman nie zdradził nam wszystkiego w poprzedniej części i chce to nadrobić w Multirzeczywstości. Efektem tego są przydługie opisy poszczególnych elemnentów, służące bardzo często jako przerywniki w opisywanej akcji i poczynaniach naszych bohaterów. Zabieg wymuszony i oczywisty, jednak nie każdemu przypadnie do gustu.

Jednak to co najlepsze, to oczywista refleksja, jaka nasuwa się po przeczytaniu ostatniej strony książki. Nieczęsto czytam książki sci-fi i nie mogę Wam powiedzieć, czy po każdej lekturze tak jest, jednak puenta jest jednoznaczna. Można postawić pytanie retoryczne, do czego dązy ludzkość, jaka jest jej przyszłość. W pespektywie tego, co zaprezentował Edelman nie rysuje się ona z kolorowych barwach. Już teraz jesteśmy uzależnieni od komputerów i komórek, chociaż czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nawet prognozy pogody muszą korzystać z dobrodziejstw techniki, nie wspominając o szpitalach, służbach mundurowych czy szkołach. Z każdym kolejnym rokiem jesteśmy zalewani różnymi nowościami mniej lub bardziej przydatnymi, jednak sceptycy widzą w tym wszystkim przyszłe pokolenia, które zatracą swoje człowieczeństwo. Ciężko cokolwiek przewidzieć, jednak jedno jest pewne – technika i jej postęp będzie coraz częściej obecna w naszym życiu.

Ocena? Ciężko polecić Multirzeczywistość konkretnej grupie odbiorców. Fani gatunku będą usatysfakcjonowani, jednak rozwleczona akcja i niezbyt oryginalna fabuła może odstraszyć zwykłego czytelnika, który chce poczytać coś innego niż zwykle. Powieść Edelmana jest napisana poprawnie i składnie, jednak nie zachwyca i nie wzbudza większej dawki emocji. Jest to po prostu książka dobra i na tym poprzestanę.

Za egzemplarz książki dziękuję

 Czy zdarzyło się Wam kiedyś rozmyślać jak to będzie za, powiedzmy, 50 lat? Wybaczcie to pytanie retoryczne, jednak jest ono niezbędne podczas czytania tej recenzji. Trzydzieści lat temu duża część ludzi nie wiedziała co to komputer, a o komórkach nawet nie mogli marzyć. Technika daje nieograniczone możliwości, zwłaszcza widać to przy różnych porównywaniach superkomputerów sprzed lat, a tych dzisiejszych, których moc zwykłemu człowieku nie mieści się w głowie. Technika jako taka i jej szybki postęp była wielokrotnie eksploatowana w powieściach i filmach z gatunku science-fiction. No właśnie, pojęcie fiction staje się ciut innym pojęciem niż kiedyś. Teraz ta fikcja za parę lat może stać się kompletną rzeczywistością – w następnym dziesięcioleciu będziemy całkowicie zależni od urządzeń teleinformatycznych.   David Edelman w swojej książce Multirzeczywistość, która jest drugą częścią cyklu Skok 225 opisuje przyszłość. Bardzo smutną i przygnębiającą przyszłość, w której człowieczeństwo ustępuje technice, a forma ludzka traci na znaczeniu. W tym wszystkim odnajdujemy Natcha, głównego bohatera powieści. Akcja Multirzeczywistości zaczyna się zaraz po części pierwszej czyli Infoszoku – Rada, która nie zgadza się na wdrożenie programu Multirzeczywistość , poluje na wszystkich, którzy jej się sprzeciwiają. Powód jest prosty – władza, która jest tak pożądana, należy się tylko i wyłącznie Radzie. Radzie, która użyje wszystkich środków, by zrealizować każdy plan.  Edelman zadbał o czytelników, którzy nie czytali części pierwszej, a swoją przygodę z Natchem rozpoczynają od Multirzeczywistości. Obszerny Dodatek A wyjaśnia wszystko co działo się w poprzedniczce i muszę przyznać, że jest to streszczone w najwłaściwszy z możliwych sposobów – wszystko od razu będzie jasne i przejrzyste i z przyjemnością będziecie mogli się oddać właściwej lekturze.  Powiem od razu – Multirzeczywistość cierpi na syndrom części drugiej i widać to już na pierwszych kartach książki. Elektryzujący koniec poprzedniczki zmusza autora do zwolnienia tempa i dania czytelnikowi odsapnąć. Tym oto sposobem dostajemy nudny i rozwleczony początek powieści, w którym dzieje się prawie nic i ciężko w nim doszukiwać się dobrych aspektów. Cała fabuła jak i struktura powieści wygląda jak typowe kino akcji: zwolenienie akcji, nagły zwrot akcji, pościci, ucieczki, strzelaniny wybuchy, po czym znów zwolnienie do niemożliwie niskiego tempa i od początku to samo. Rozumiem, że Edelman chciał podawać nam poszczególne emocje w odpowiednich dawkach, ale przez ten zabieg czytelnik dąży tylko do tych co ciekawszych fragmentów, ignorując te nudniejsze. Efekt jest taki, że kilkanaście stron powieści może być zwyczajnie pominiętych.  Na plus zasługuje kreacja bohaterów. Proste i ludzkie charaktery, które w otaczającej technice i jej możliwościach odnajdują czas na czyste emocje. Natch potrafi zirytować do granic możliwości i wkurzyć czytelnika do tego stopnia, że kilka razy chciałem nawrzeszczeć na niego, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to przecież postać fikcyjna. Mangan Lee to specyficzna postać, która niejako pcha całą fabułę do przodu, zyskując miano głównego bohatera. O ile Natcha dopadają różnorakie rozterki i daje się ponieść emocjom, Lee jest jego totalnym przeciwieństwem. A jak wszyscy wiemy, przeciwieństwa się przyciągają.. i uzupełniają.  Powieści z zakresu sci-fi mają to do siebie, że opisują często wymyślone światy, w które autor musi wprowadzić swojego czytelnika, tak by ten zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Można uznać, że Edelman nie zdradził nam wszystkiego w poprzedniej części i chce to nadrobić w Multirzeczywstości. Efektem tego są przydługie opisy poszczególnych elemnentów, służące bardzo często jako przerywniki w opisywanej akcji i poczynaniach naszych bohaterów. Zabieg wymuszony i oczywisty, jednak nie każdemu przypadnie do gustu.  Jednak to co najlepsze, to oczywista refleksja, jaka nasuwa się po przeczytaniu ostatniej strony książki. Nieczęsto czytam książki sci-fi i nie mogę Wam powiedzieć, czy po każdej lekturze tak jest, jednak puenta jest jednoznaczna. Można postawić pytanie retoryczne, do czego dązy ludzkość, jaka jest jej przyszłość. W pespektywie tego, co zaprezentował Edelman nie rysuje się ona z kolorowych barwach. Już teraz jesteśmy uzależnieni od komputerów i komórek, chociaż czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nawet prognozy pogody muszą korzystać z dobrodziejstw techniki, nie wspominając o szpitalach, służbach mundurowych czy szkołach. Z każdym kolejnym rokiem jesteśmy zalewani różnymi nowościami mniej lub bardziej przydatnymi, jednak sceptycy widzą w tym wszystkim przyszłe pokolenia, które zatracą swoje człowieczeństwo. Ciężko cokolwiek przewidzieć, jednak jedno jest pewne – technika i jej postęp będzie coraz częściej obecna w naszym życiu.   Ocena? Ciężko polecić Multirzeczywistość konkretnej grupie odbiorców. Fani gatunku będą usatysfakcjonowani, jednak rozwleczona akcja i niezbyt oryginalna fabuła może odstraszyć zwykłego czytelnika, który chce poczytać coś innego niż zwykle. Powieść Edelmana jest napisana poprawnie i składnie, jednak nie zachwyca i nie wzbudza większej dawki emocji. Jest to po prostu książka dobra i na tym poprzestanę.
www.matras.pl


Wydawnictwo
Fabryka Słów

Data wydania
21 marzec 2014

Liczba stron
608

Ocena
6/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz