Lot Sokoła to jedna z pierwszych, bardziej poważnych książek w moim życiu. To było coś innego niż moje ulubione fantasy, taki lekki powrót do rzeczywistości. W tamtym okresie, gdy zaczytywałem się w powieściach Smitha, w szkole na lekcjach historii uczyliśmy się o tamtych czasach, ale w wymiarze europejskim. Ta książka pokazała mi inny świat, mało znany, uświadamiająca, że nie tylko Europa walczyła o wolność i sprawiedliwość. Byłem w gimnazjum i uwielbiałem czytać o przygodach charakterystycznego rodzeństwa Robyn i Zougi Ballantyne'ów, przenosić się w dziką i nieokiełznaną Afrykę. Powiem od razu, że zarówno faceci jak i kobiety znajdą tutaj coś dla siebie :)
Nie jest to powieść, w której akcja zmienia się jak w kalejdoskopie. Ona płynie leniwie, by co jakiś czas się unieść i zwiększyć tempo. I taki jest właśnie zamiar autora, on nie chce nas uśpić, by nagle obudzić bombową akcją, lecz pragnie pokazać nam swoich bohaterów. Bo tak naprawdę to oni są najważniejsi, Afryka obnaży ich prawdziwe charaktery, pokaże kim są, jakie mają cele i wartości. Robyn to młoda, choć jednocześnie dojrzała kobieta, niezwykle empatyczna, ale i wyemancypowana, świadoma swojej wartości. Jej postać to przedstawienie najważniejszych wartości kobiet końca XIX wieku, powoli otrzymują coraz więcej praw, mężczyźni tracą na swojej roli alfy i omegi. Jest delikatna, ale w sytuacjach stresowych potrafi sobie poradzić, często przekładając czyjeś dobro nad własne. Zouga to jej przeciwieństwo. Pewny siebie materialista, który przypływa do kraju swojego dzieciństwa mając już w głowie pewny plan. Znalezienie ojca odchodzi na boczny tor, zaczynają wygrywać jego własne pragnienia i marzenia. Jednak nie da się go nie lubić - zawsze stanie w obronie siostry, jego rodzina jest dla niego ważna, potrafi okazać należyty szacunek.
Mówiłem, że każdy znajdzie tutaj co dla siebie. Mamy wątek romantyczny, co uszczęśliwi kobiece grono - nie jest on najważniejszy, często marginalny, ale dokłada swoje trzy grosze do tempa akcji. Lekki harlequin, z rozdarciem miłosnym kobiety wobec dwóch panów różniących się czym tylko możliwe. Mimo, że mnie nie przypadł ten wątek do gustu, to jego rozwiązanie jest moim zdaniem bardo dobre. Dla panów też coś się znajdzie, a jakże! Afryka dzika, nieokiełznana, niezbadana, kryjąca mnóstwo sekretów i nieodkrytych plemion. Cały wachlarz niebezpiecznych zwierząt, zwodnicze bagna, nieprzebyte dżungle. Kto z nas nie chciał w czasach dzieciństwa być najbardziej znanym podróżnikiem i odkrywcą? Kto z nas nie chciał podróżować i walczyć z groźnymi zwierzętami i plemionami? Afryka stoi przed nami otworem i zaprasza do siebie.
I właśnie ten wątek jest jednym z lepszych. Wilbur Smith przedstawia nam Czarny Ląd jako żyjący byt, dzięki faunie i florze, tubylcom, ich wierzeniom i przekonaniom kontynent żyje i obdziera wszystkie fałszywe maski przybywających bohaterów. Kolejnym plusem jest nieprawdopodobny realizm powieści. Przyznam szczerze, że kilka opisów mogłoby być pominiętych, jednak autor chciał nam przybliżyć tamte schematy działania (chirurgiczne) bardzo szczegółowo. Nie są to opisy kwieciste, ale długie i staranne, mamy mnóstwo porównań i metafor. Taki styl może co poniektórych nudzić i przytłaczać, ale właśnie w tym znajdziemy prawdziwą Afrykę. Prawda jest taka, że stylu Smith jako takiego nie ma, on pisze na swój sposób, starając się przybliżyć czytelnikowi swój zamysł jak najlepiej. Czasem czyta się go bardzo ciężko i ma się ochotę rzucić książkę w kąt, jednak nie polecam, zakończenie zwali Was z nóg.
No właśnie, zakończenie. Najjaśniejszy, najlepszy moment książki. Po skończeniu powieści pozostaje smutna pustka, przygnębienie, by zaraz zamienić się w nienasycone pragnienie krzyczące "więcej i więcej!". I dobrze, bo przygód rodu Ballantyne'ów mamy jeszcze na trzy osobne tytuły. Lot Sokoła to powieść czysto przygodowo - historyczna, opierająca swoją fabułę na historii Zimbabwe, i do tego cała historia zmierza - autor opisuje nam kolejne etapy powstawania państwa, walczących, rdzennych mieszkańców, wierzących, że kiedyś będą wolni.
Ja patrzę na to wszystko oczami czytelnika, który zna całą historię, przygody rodu Robyn i Zougi, do czego i Was zachęcam. Warto przenieść się na kilka dni do XIX - wiecznej Afryki, poznać ją na inny sposób, a może i Was ona pochłonie w taki sposób, że będziecie chcieli więcej. Zachęcam ;)
Wydawnictwo
Albatros
Data wydania
2005
Liczba stron
559
Ocena
7/10
Albatros
Data wydania
2005
Liczba stron
559
Ocena
7/10
Książki przygodowo-historyczne kojarzą mi się wyłącznie ze szkolnym lekturami, niestety. Bardzo zachęcająco tą książkę opisałeś i może kiedyś, gdy zmienią się moje literackie potrzeby sięgnę po nią. No i jest wątek romansowy ;)
OdpowiedzUsuńWyruszyć w podróż do XIX - wiecznej Afryki? Brzmi bardzo kusząco, dlatego być może skorzystam z tej oferty, bo opisujesz ją rzetelnie i interesująco.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo! :)
UsuńCzytałam kilka książek tego pisarza i przyznaję, że wciągają mnie te opisane przez niego historie niesamowicie:)
OdpowiedzUsuńOstatnio poszukuję właśnie takich książek :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki z tego gatunku. Nie wiem jak to się stało, ale nie czytałam do tej pory żadnej książki autora - choć znam go i parokrotnie miałam szansę po coś sięgnąć.
OdpowiedzUsuńZachęcam jeszcze raz bo warto! ;)
UsuńAż dziwne, że nie znam tego autora. Muszę to szybko nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńJa także nie spotkałam się z twórczością tego autora. Myślę, że czas nadrobić zaległości. Pozdrawiam, Marcelina ;)
OdpowiedzUsuńNiestety, nie znam autora... Ale może w niedługim czasie zapoznam się z jego twórczością :)
OdpowiedzUsuńNo ja nie wiem, czy bym mogła się tak łatwo przerzucić z fantasy, jak Tobie się udało. :D
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Głupio mi się przyznac, ale nie poznałam dotąd żadnej książki tego autora, dlatego musze nadrobić :)
OdpowiedzUsuń