29 sie 2014

11

Recenzja pierwszego egzemplarza przedpremierowego!


Jorn Lier Horst jaskiniowiec opinia recenzja nowość przedpremierowa recenzja nesbo morderstwo william wisting policjaW Polsce panuje bardzo dziwna tendencja wydawnicza. Książkowe serie, liczące po kilkanaście tomów u nas wydawane są po macoszemu i ciężko doczekać się wszystkich części wydanych po polsku. Są też takie sytuacje, że otrzymujemy nową książkę, całkiem nowego autora na rynku polskim, po czym okazuje się, że napisał on już kilka książek z tej serii, ale jak to u nas bywa, ktoś się wziął za to dopiero teraz. Przede mną leży „najnowsza” książka Jorna Liera Horsta Jaskiniowiec. Z okładki krzyczy wielki napis „Nowy Jo Nesbo” – wiecie, że darzę dużą sympatią króla zimnych fiordów Norwegii, więc takie porównanie skutecznie zachęciło mnie do przeczytania „najlepszego norweskiego kryminału 2012 roku”. Jakież było moje zdziwienie, że ta oto książka należy do serii o perypetiach Williama Wistinga – komisarza norweskiej policji i jest ona już DZIEWIĄTĄ z kolei, a dopiero pierwszą w Polsce. Widocznie coś za granicą musi zostać obwołane bestsellerem, bo ktoś to u nas wydał.

Wisting prowadzi dwie sprawy, jednak jedną z nich traktuje bardzo nonszalancko – ot stary jegomość od czterech miesięcy siedział martwy przed telewizorem. Nie miał przyjaciół, rodziny, nikogo kto mógłby się nim interesować – umarł w samotności. Druga sprawa to prawdopodobne morderstwo faceta w kwiecie wieku, którego zwłoki ukryto w miejscu wycinki świerków – ciało ukryto pod drzewem. Równocześnie swoje, prywatne śledztwo prowadzi córka Williama – Line, dziennikarka jednego z miejscowych dzienników. Sprawa zwłok ukrytych pod świerkiem czy jodłą nabiera bardzo niebezpiecznego wyrazu i rozszerza się na skalę międzynarodową. Co z tego wyniknie?

Powiem od razu. Horst to nie Nesbo. Nie pisze jak on, nie ma nawet dużych podobieństw do prowadzenia fabuły. Bohaterowie nie są rozbudowani i rozłożeni na czynniki pierwsze jak u Nesbo, akcja płynie nierówno i co jakiś czas się zacina. Horst opisuje każdą, nawet najbardziej prozaiczną czynność, nadając jej bohaterski charakter – ile razy pisał, że ktoś wrzucił bieg na jałowy i skrobał szyby nie powiem Wam, ale zdecydowanie za dużo. Autor opisuje każdy dzień z życia dwójki głównych bohaterów – ojca i córki, którzy mają kompletnie inne metody – jednak wszystkie dni zaczynają i kończą się tak samo.

Działania policjantów i specjalnych służb bledną przy porównaniu z metodami dziennikarzy – są oni bezwzględni, uparci i bezczelni. Skupiają się na faktach i próbują dociec wszystkich, nawet najmniejszych powiązań ofiar z otoczeniem, a fotka zwłok czy miejsca zbrodni jest na wagę złota. Horst ośmiesza policję – ganiają za mordercą, który nie wiadomo czy żyje, jego działania są kompletną niewiadomą, a dowody zbierane są z mozolnym trudem. Dziennikarce wszystko przychodzi z wielką łatwością, a jej trzeźwe myślenie i opanowanie przynoszą efekty – w pewnym momencie wie więcej od policjantów, którzy jak to na Skandynawów przystało – wiecznie chodzą po biurze z kubkiem kawy i miotają się byleby coś wymyślić i rzucić się za idiotycznym tropem.

Jak wspomniałem wyżej, akcja jest nierówna i bardzo poszarpana. Bo tak naprawdę dla autora nie była ona, chyba, najważniejsza. Skupił się on na aspekcie samotności i jej psychologicznemu obrazowi, przez co mamy głębokie analizy głównych bohaterów na ten temat, zeznania świadków, którzy również żyją samotnie i wiodą nudne i bezkształtne życie. Trzeba przyznać Horstowi, że świetnie przedstawił tych najstarszych ludzi, którym nie pozostało nic, prócz codziennych przyzwyczajeń – ich słowa zmuszają do refleksji i przemyśleń. Jednak ja, jako wymagający czytelnik chcę by coś się działo, a przy książce, która liczy niespełna 390 stron i w której akcja, powoli nabiera rozpędu po 200 stronach jestem zmuszony trochę ponarzekać. Wynudziłem się strasznie, męczyłem Jaskiniowca kilka dni, czytając naraz po 20-40 stron, bo więcej nie dało rady – jeżdżenie samochodem (jałowy bieg), picie kawy, zbieranie dokumentów i opracowywanie raportów i przeprowadzenie wywiadów – do tego wszystkiego sprowadza się książka do 200 strony. I podczas lektury nie dzieję się praktycznie nic – żadnych zabójstw, zwłok, pościgów, strzelanin, podejrzanych, spektakularnych zatrzymań i aresztowań. Wszystko dzieje się powoli i z porządkiem, który wyraźnie spodobał się autorowi, a ja się po prostu wynudziłem.

Technicznie i stylistycznie jest naprawdę dobrze, trafiają się wyraźne powtórzenia, ale byków nie ma, więc przyczepić się do języka nie można. Styl autora jest sprawą indywidualną i albo Ci się spodoba albo nie – akapity są krótkie, po dwa, trzy zdania, opisujące wszystko dookoła, Horst skupia się na atmosferze, która gęstnieje z każdą kartką i psychologicznemu wydźwiękowi powieści. Książka ma na celu zmusić Cię do wysiłku intelektualnego, a nie serwować morderstwo co parę stron. Nie rozumiem porównań do Nesbo, który ma kompletnie inny styl, a jego bohaterowie to perełki, dopieszczone w każdym calu – w przeciwieństwa do Horsta.

Akcja przyspiesza znienacka pod koniec kryminału, gdy wszystko się wyjaśnia, a policjanci po kilku tropach w końcu trafiają na ten właściwy – wprawny czytelnik takich powieści rozwiąże zagadkę sam, bez niczyjej pomocy, wystarczy zwrócić uwagę na jeden szczegół podczas rozmów. Gdy już wydarzenia rozpędzą się do tego stopnia, że nie możemy oderwać się od książki, Horst pisze jakby był innym człowiekiem – jego słowa to jakby kadry wycięte z amerykańskiego filmu sensacyjnego, a bohaterowie to odważni ludzie, którzy zrobią wszystko w imię sprawiedliwości. Efekt jest taki, że ostatnie strony przeczytacie błyskawicznie, a oczy nie będą mogły nadążyć za literami, szkoda tylko, że nie da się tak z całą książką.

Kończąc, Jaskiniowiec to kryminał średni i z kilkoma błędami i akcją, która trwa w miejscu przez dużą ilość stron, by w końcu ciut się rozpędzić. Horst świetnie przedstawił starszych, osamotnionych ludzi, a życie w samotności wysuwa się na temat numer jeden tej książki, bo autor znakomicie je opisał jako przypadłość, która może czekać każdego z nas. Nie rozumiem tak wysokich ocen blogerek, które przeczytały Jaksiniowca przede mną – rozumiem, że psychologiczne podejście do tematu jest skonstruowane bardzo dobrze, ale od dobrego kryminału wymaga się o wiele więcej i liczą się również dopieszczeni bohaterowi, nieprzewidywalne zwroty akcji (to, że ktoś zostanie porwany można było wysnuć po 6 stronach książki), ponura i mroczna atmosfera, która tutaj gęstnieje baardzoo powoli no i oczywiście najbardziej liczy się główna postać, a w tym przypadku postacie, których niektóre działania są po prostu niezrozumiałe. Horst może Nesbo co najwyżej wypastować buty :)


Za udostępnienie książki dziękuję wydawnictwu

Jorn Lier Horst jaskiniowiec opinia recenzja nowość przedpremierowa recenzja nesbo morderstwo william wisting policja
http://www.smakslowa.pl/


Wydawnictwo
Smak Słowa

Data wydania
10 września 2014

Liczba stron
381

Ocena
5/10


11 komentarzy:

  1. Szkoda, że nie czytam kryminałów, więc nie potrafię się zbytnio odnieść do recenzji, chociaż sądzę, że skoro jest to taka średnia pozycja, to chyba nie byłaby dla mnie najlepszym tytułem na pierwszy ogień. Szkoda, że jest to dość nudna i trudna do przejścia pozycja, wolę przeczytać Twoją szczerą opinię, niż milion cukierkowych zachwytów.

    OdpowiedzUsuń
  2. DZIEWIĄTY tom serii?! Nie żartujesz? Śmiechu warte.

    Książki nie znam więc przeczytać nie zamierzałam, a nawet jeśli miałabym ją w planach, ta recenzja skutecznie by mnie do tego zniechęciła. 200 stron nudy? Straszne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej się nie skuszę. Cieszy mnie fakt, że mimo iż był to twój pierwszy egzemplarz przedpremierowy, jasno wyraziłeś, co Ci się podoba a co nie. Grunt, że pisałeś szczerze, nie wystawiając laurki. Szacun :P

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie się ten kryminał podobał. Zauważyłam, że coraz częściej w tym gatunku zwracam uwagę na tło społeczne. Motyw samotności bardzo mi przypasował, być może dlatego, że ten stan mnie przeraża. W "Jaskiniowcu" autor poświęcił jej wiele czasu i to mi się podobało. tak sobie tylko teraz myślę, że może lepiej by było, gdyby odrobinę zmienić proporcje: tzn. mniej miejsca poświęcić Lene, więcej śledztwu prowadzonemu przez jej ojca. Myślę, że wtedy byłbyś bardziej usatysfakcjonowany. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tło może i było niezłe, ale to nie wszystko co dobry kryminał powinien reprezentować :)

      Usuń
  5. Na którymś z blogów czytałam pozytywną recenzję... Ty piszesz, że nie warto się męczyć. Czytać czy nie czytać? Oto jest pytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż. Jedni chwalą, inni narzekają. Będę musiała sama się przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasem lubię przeczytać jakiś fajny kryminał, ale po twojej recenzji na ten z pewnością się nie skuszę.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    www.nalogowy-ksiazkoholik.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mam ten egzemplarz przedpremierowy :)))) Jestem ciekawa jak ja odbiorę Jaskiniowca.

    OdpowiedzUsuń