Nie byłem w wojsku. Nigdy mnie tam nie ciągnęło, ale i nie bałem się służby. Los chciał, że obowiązkowe roczne,a później i sześciomiesięczne szkolenia to już daleka przeszłość, młodzi sami mogą zgłosić się do wojska, jeśli tylko chcą. Ze służbą jest tak, że wiemy o niej tylko z opowieści naszych ojców, dziadków, a może i znajomych - mój ojciec odsłużył rok, jednak zawsze wspomina te czasy bardzo miło, a teraz uwielbia wszelakiej maści FPS-y - ino mu dać bagnet i na wojnę! Rafał Socha odbębnił swoje pół roku w 2001, a to co tam przeżył i miał okazję usłyszeć, zobaczyć, a co ważniejsze doświadczyć spisywał w formie opowiadań. Jednak to nie wystarczyło i postanowił napisać książkę i to całkiem niezłą. Przedstawiam Państwu opowieść, o tym Jak zostałem bażantem.
Rafał Socha – prozaik, autor
piosenek, redaktor. Z wykształcenia inżynier budowlany. Współzałożyciel
Literackiego Towarzystwa Wzajemnej Adoracji „Li-TWA” z siedzibą w
Częstochowie. Ma w dorobku powieść pacyfistyczną „Jak zostałem bażantem” (wyd. Nowy Świat, 2013) oraz antologię miniatur prozatorskich „Kredyt na żula” (wyd. Oficynka, 2014). Obecnie pracuje nad wielowątkowym thrillerem metafizycznym. (informacje ze strony autora.)
Głównym bohaterem jest Konrad Wallenrod. Licealiści znają? Powinni. To pierwszy żart, jaki serwuje nam pisarz, gdyż będzie ich całkiem sporo. Konrad spędza 3 miesiące SPR w Kile, by potem przenieść się do Plecakowa, Nonsensowic czy Absurdowa. Nie jest jakimś bystrzachą, nie wybija się z tłumu wyglądem ani elokwencją - on po prostu jest i to jego wielka wada. Niejednokrotnie denerwowała mnie jego postawa ciepłej kluchy - zapał słomiany, niepewność bije po oczach, facet kompletnie nie jest przystosowany do życia, za to świetnie realizuje wyznaczone mu cele - inaczej mówiąc wojak doskonały.Jego przemyślenia bywają chaotyczne i pozbawione sensu, jednak wychodzi obronną ręką opowieściami jakie nam serwuje.
A te są wprost przepyszne. Bawiłem się nieźle, uśmiałem co nie miara, a humor poprawiał mi się natychmiastowo, za co chciałbym, z tego miejsca serdeczne podziękować Panu Rafałowi. Historie i ich puenty są naprawdę komiczne, a ich uczestnicy to prawdziwe osobowości. Mamy tutaj kapitana Wieprza, Niesmacznego, Moczymordę czy Kwasigrocha - wszyscy dołożą swoje trzy grosze do opowiadanych wydarzeń, a ich słowa często powodują salwy śmiechu. Absurd i groteska jest numerem jeden w tej książce i nie ma się co dziwić - dobór nazwisk i nazw maści wszelakiej daje do myślenia, że coś tutaj jest nie halo, że autor chyba robi nas w konia. Możemy się dziwić, czytając o poszczególnych ćwiczeniach, jakie muszą wykonać bażanty, jednak wierzcie mi - one są jak najbardziej prawdziwe.
Jego powieść opisuje prawdziwie żołnierskie życie - kurwy leją się strumieniami, świetne ukazanie poszczególnych etapów szkolenia, bezpardonowość przełożonych, głupota niektórych poborowych i wieczorne oglądanie pornoli, to wszystko sprawia, że Jak zostałem bażantem nabiera charakterystycznej autentyczności, które próżno szukać w tego typu książkach, o filmach nie wspominając. Styl autora jest niezwykle przystępny dla każdego i lekki na tyle, że książka potrafi nieźle wciągnąć. Ciut przeszkadzały mi częste zdrobnienia, które z twardego życia żołnierza na chwilę czyniły gimnazjalną wycieczkę - nic tylko misia utulić.
Okładka to wydzierający się chłop, jakby żywcem wycięty z kadru pewnego helikoptera w ogniu z szeregowcem Ryanem na pokładzie. Nie podoba mi się w ogóle, mimo że miała nastrajać na wydźwięk powieści i wybijać się swoją indywidualnością. Od razu ostrzegam - nie oczekujcie wartkiej akcji i skomplikowanych akcji taktycznych na polu walki, osamotnionych wojaków i nieprzebranej ilości wojsk wroga - ta książka nie jest amerykańskim filmem, a naszą, polską rzeczywistością, która miała miejsce parę lat temu. Po przeczytaniu wniosek nasunął się sam, mimo że sama powieść nie zachęca do służby, to i tak pojawiła się taka ochota, by poćwiczyć strzelanie, być na apelach i nauczyć się perfekcyjnego, żołnierskiego chodu.
Kupiłem groteskę i absurd w ciemno i świetnie się bawiłem. Można polemizować, jaki morał miała nieść ta powieść i można wyciągać swoje, własne wnioski, jednak ja potraktowałem ją jako świetną rozrywkę. Mimo niezbyt udanych filozoficznych wywodów głównego bohatera, jak i jego nieporadności, do której można przywyknąć, opowiadana historia jest na tyle dobra, że na takie mankamenty można przymknąć oko. Dla fanów wojska, żołnierskich opowieści i ich specyficznego humoru lektura obowiązkowa. Jeśli lubisz absurdalne sytuacje, a groteskę możesz czytać i czytać Jak zostałem bażantem przypadnie Ci do gustu :)
Za poprawienie humoru dziękuję autorowi
http://www.rafalsocha.pl/ |
Wydawnictwo
Nowy Świat
Data wydania
21 października 2013
Liczba stron
308
Ocena
7/10
Ciekawa jestem czy bym się odnalazła w tej książce. A może to lektura bardziej dla mężczyzn?
OdpowiedzUsuń"Paragraf 22 i pół" o niej pisał i tak mnie zachęcił, że kupiłam :D Grzecznie czeka w kolejce :) Zapowiada się mile spędzony czas.
OdpowiedzUsuńNie sposób zapomnieć Konrada Wallenroda nawet po wielu latach... Moja nauczycielka języka polskiego tak długo analizowała tą lekturę, że szczerze się przyznam, iż wychodziła mi ona bokiem...
OdpowiedzUsuńMoże mój Adaś by się nią zainteresował:))))
OdpowiedzUsuńZaproponuj mu, może się spodoba ;D
UsuńFajna, bardzo fajna :D Filozofie trzeba olać, bo autor trochę się czasami zapędzam, ale generalnie trzymał się koncepcji stworzenia absurdalnego, groteskowego i zabawnego dzieła. I za to mu chwała :D
OdpowiedzUsuńWyszło mu kapitalnie ;D
UsuńPo okładce i tytule ogromnie się ucieszyłam, bo mam słabość do wojskowych historii, ale na groteskę nie reaguje tak, jak normalni ludzie, więc raczej sobie tę pozycję odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że chętnie poznałabym te książkę? Mój mąż zawsze zadręczał mnie historiami o wojsku i wiem, że tylko dystans jest ratunkiem przed kiepską prawdą :)
OdpowiedzUsuńGłównym bohaterem jest Konrad Wallenrod? To faktycznie autor sobie zażartował :). Jeśli ta książka ma naprawdę tyle humoru, co piszesz, to chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Do wojska mi nie spieszno :D No, ale wydaje się to dość ciekawa historia, w szczególności uwielbiam słuchać historię taty, który opowiada o wojsku, zdecydowanie pozycja warta zapamiętania, pomimo, iż jestem kobietą;)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam na blogu Paragraf 22, to nie mój klimat. Wojskowe tematy, mimo groteski i czarnego humoru, w ogóle mnie nie bawią. Dla mnie pojęcie "służby wojskowej" to po prostu tragedia sama w sobie i chyba nie potrafiłabym się wznieść ponad wyżyny mych własnych uprzedzeń, choćby za cenę poznania tej historii.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuń