22 lis 2014

0

Lubisz zombie? To książka dla Ciebie!



Bum na żywe trupy wciąż trwa i nie zanosi się, by coś zagroziło jego pozycji światowego fenomenu. Najpierw był wysoko oceniany komiks Roberta Kirkmana, później powstał bardzo dobry serial, którego piąty sezon właśnie trwa. Różnić pomiędzy nimi sporo, zarówno w kreacji postaci jak i opisywanych wydarzeniach, jednak fanów to nie zraża, bo obie historie wzajemnie się uzupełniają i dają pełniejszy obraz skali wydarzenia. Z zombiakami jest tak, że albo je polubisz albo nie. Innej opcji nie ma. Jeśli jesteś ich fanem połkniesz wszystko co z nimi związane i będziesz się cieszył, że dostałeś coś nowego, jakąś nową opowieść i nie będzie dla Ciebie ważne kto to napisał - żywe trupy zapewniają niezłą zabawę. Osobiście lubię te stwory i historie z nimi związane, jednak prawdziwych emocji dostarczają gry z ich udziałem - tam to dopiero można się przestraszyć! Wydawnictwo SQN ponad dwa tygodnie wydało drugą część Upadku Gubernatora, niejako kończąc pewien rozdział w tej powieści. Zapraszam na recenzję!   Czytelnicy książek Jaya Bonansinga wiedzą, że akcja toczy się z kompletnie innej perspektywy niż mieliśmy do czynienia w komiksie czy serialu. Wszystko widzimy i przeżywamy dzięki Philipowi Balke'owi, czyli nie komu innemu jak słynnemu Gubernatorowi - to on przeszedł drogę przez śmierć by powołać do życie małą mieścinę - Woodbury, oazę spokoju i kawałek normalnego życia dla wszystkich szczęśliwców, którzy przeżyli epidemię. W poprzedniej części Upadku Gubernatora spotkała tragiczna męczarnia, po której został pozostawiony na pewną śmierć - dzięki lojalnym mieszkańcom udaje mu się wyjść z beznadziejnej sytuacji względnie całym. Jednak po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Blake umarł, pozostawiony na pastwę Gubernatora, który przy życiu trzyma niewyobrażalna chęć zemsty.   Drugim głównym bohaterem jest Lilly - kobieta, która kilka miesięcy wcześniej chciała obalić wodza i jego rządy, a która teraz jest mu lojalna aż do śmierci. To ona dowodzi mieszkańcami miasteczka, kiedy Gubernator dochodzi do siebie. To ona jest uczestniczką makabrycznego planu zarządcy i chcąc czy nie stanie w obliczu niewypowiedzianej tragedii. Autor w poprzednich częściach przyzwyczaił nas do psychologicznej analizy zachować bohaterów - tak i tutaj mamy zapis wszystkich myśli jakie im chodzą po głowach. Tylko Gubernator pozostaje zagadką, która sami musimy rozwiązać - wszyscy inni jasno określają swoje zamiary, wiemy co czują, co przeżywają, jakie mają plany na przyszłość. W obliczu ataku żywych trupów mogłoby się wydawać, że takie przerywniki spowalniają akcję, jednak są one utrzymane w pośpiesznej, niemalże panicznej atmosferze, przez co dodatkowo odczuwamy strach przed zombiakami.  Nieco niezrozumiała jest dla mnie pewna powtarzalność, której w łatwy sposób można by było uniknąć. Wiadomo - ciemne zaułki, korytarze skąpane w gęstym mroku - oznaczają tylko jedno. Jednak wszystkie akcje bohaterów, ich bohaterskie zrywy zawsze kończą się tak samo i tutaj nie będę Wam zdradzał jak. Po pewnym czasie sami możemy się domyślić co się stanie i to z niezłą dokładnością, bo autor ma czasem dziwną tendencję do spojlerowania - no może nie w czystej postaci, ale niejako zapowiada wydarzenia, zapewne w celu podkręcenia atmosfery i wzbudzenia naszej ciekawości - ja takich zabiegów po prostu nie lubię.  Główna akcja książki dzieje się wokół dwóch, dla mieszkańców Woodbury kluczowych wydarzeń, które zmienią ich społeczność na zawsze, Od drugiej części powieści wyczuwamy pewną zmianę w ich zachowaniu i stosunku do Gubernatora, tutaj autor naprawdę dobrze opisuje zależności w małych grupkach i jak strach przed jednym człowiekiem może sparaliżować całą społeczność. Stojąc w obliczu zagrożenia umarlakami zawsze wybierzemy mniejsze zło, zwłaszcza gdy druga osoba ma na nas ogromny wpływ i karmi nas swoimi kłamstwami - katastrofa nadciągnie prędzej czy później. Od początku książki jesteśmy na nią przygotowywani i tak naprawdę akcja rozwija się dopiero w jej drugiej części.  Autor Upadku Gubernatora sili się na zaskakujące (w jego mniemaniu) zwroty akcji - jest ich naprawdę sporo, wszelkie sytuacje w jakich są stawiani poszczególni bohaterowie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nieraz można się w tym wszystkim pogubić, zwłaszcza gdy są one niewyjaśnione, a dzielni bohaterowie zmieniają swoje zachowanie o 180 stopni. Trochę razi traktowanie po macoszemu innych postaci, zwłaszcza tej drugiej strony - tak po prawdzie po obu mamy tyle trupów co w żadnej innej części przygód Gubernatora i  nie mówię tutaj o zombie.   Niemniej jednak książkę czyta się bardzo dobrze, a kartki same się przewracają. Czytelnik jest dogłębnie wprowadzany w omawianą sytuację, wie z czym ma do czynienia, a bohaterowie są dobrze skonstruowani. Jesteśmy karmieni informacjami i tylko my wiemy co czeka naszych herosów tuż za rogiem. Akcja pędzi niczym rozpędzony japoński pociąg, a fabuła biegnie niezwykle szybko i widowiskowo. Co ciekawe w tej części mamy więcej opisów uczuć i zachowań bohaterów niż samych dialogów - co nie zmienia faktów, że Upadek Gubernatora czyta się niezwykle szybko.  Pozycja absolutnie obowiązkowa dla wszystkich fanów zombie. Upadek gubernatora to kawał dobrego horroru w znanym nam stylu Jaya Bonansingi - malownicze opisy flaków, mózgów, fontann krwi i rozkładającego się mięsa atakują nas ze wszystkich stron, powodując obrzydzenie i mdłości. Te właśnie opisy są najmocniejszą stroną książki, to one stanowią fundament tej książki i to one wyznaczają niezwykle wysoką jakość opowieści. Jeśli szukacie prezentu dla fana umarlaków - ta pozycja wywoła na jego twarzy wielki uśmiech!  Za kolejne spotkanie z psychopatycznym Gubernatorem dziękuję SQNBum na żywe trupy wciąż trwa i nie zanosi się, by coś zagroziło jego pozycji światowego fenomenu. Najpierw był wysoko oceniany komiks Roberta Kirkmana, później powstał bardzo dobry serial, którego piąty sezon właśnie trwa. Różnić pomiędzy nimi sporo, zarówno w kreacji postaci jak i opisywanych wydarzeniach, jednak fanów to nie zraża, bo obie historie wzajemnie się uzupełniają i dają pełniejszy obraz skali wydarzenia. Z zombiakami jest tak, że albo je polubisz albo nie. Innej opcji nie ma. Jeśli jesteś ich fanem połkniesz wszystko co z nimi związane i będziesz się cieszył, że dostałeś coś nowego, jakąś nową opowieść i nie będzie dla Ciebie ważne kto to napisał - żywe trupy zapewniają niezłą zabawę. Osobiście lubię te stwory i historie z nimi związane, jednak prawdziwych emocji dostarczają gry z ich udziałem - tam to dopiero można się przestraszyć! Wydawnictwo SQN ponad dwa tygodnie wydało drugą część Upadku Gubernatora, niejako kończąc pewien rozdział w tej powieści. Zapraszam na recenzję!


Czytelnicy książek Jaya Bonansinga wiedzą, że akcja toczy się z kompletnie innej perspektywy niż mieliśmy do czynienia w komiksie czy serialu. Wszystko widzimy i przeżywamy dzięki Philipowi Balke'owi, czyli nie komu innemu jak słynnemu Gubernatorowi - to on przeszedł drogę przez śmierć by powołać do życie małą mieścinę - Woodbury, oazę spokoju i kawałek normalnego życia dla wszystkich szczęśliwców, którzy przeżyli epidemię. W poprzedniej części Upadku Gubernatora spotkała tragiczna męczarnia, po której został pozostawiony na pewną śmierć - dzięki lojalnym mieszkańcom udaje mu się wyjść z beznadziejnej sytuacji względnie całym. Jednak po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Blake umarł, pozostawiony na pastwę Gubernatora, który przy życiu trzyma niewyobrażalna chęć zemsty. 

Drugim głównym bohaterem jest Lilly - kobieta, która kilka miesięcy wcześniej chciała obalić wodza i jego rządy, a która teraz jest mu lojalna aż do śmierci. To ona dowodzi mieszkańcami miasteczka, kiedy Gubernator dochodzi do siebie. To ona jest uczestniczką makabrycznego planu zarządcy i chcąc czy nie stanie w obliczu niewypowiedzianej tragedii. Autor w poprzednich częściach przyzwyczaił nas do psychologicznej analizy zachować bohaterów - tak i tutaj mamy zapis wszystkich myśli jakie im chodzą po głowach. Tylko Gubernator pozostaje zagadką, która sami musimy rozwiązać - wszyscy inni jasno określają swoje zamiary, wiemy co czują, co przeżywają, jakie mają plany na przyszłość. W obliczu ataku żywych trupów mogłoby się wydawać, że takie przerywniki spowalniają akcję, jednak są one utrzymane w pośpiesznej, niemalże panicznej atmosferze, przez co dodatkowo odczuwamy strach przed zombiakami.

Nieco niezrozumiała jest dla mnie pewna powtarzalność, której w łatwy sposób można by było uniknąć. Wiadomo - ciemne zaułki, korytarze skąpane w gęstym mroku - oznaczają tylko jedno. Jednak wszystkie akcje bohaterów, ich bohaterskie zrywy zawsze kończą się tak samo i tutaj nie będę Wam zdradzał jak. Po pewnym czasie sami możemy się domyślić co się stanie i to z niezłą dokładnością, bo autor ma czasem dziwną tendencję do spojlerowania - no może nie w czystej postaci, ale niejako zapowiada wydarzenia, zapewne w celu podkręcenia atmosfery i wzbudzenia naszej ciekawości - ja takich zabiegów po prostu nie lubię.

Główna akcja książki dzieje się wokół dwóch, dla mieszkańców Woodbury kluczowych wydarzeń, które zmienią ich społeczność na zawsze, Od drugiej części powieści wyczuwamy pewną zmianę w ich zachowaniu i stosunku do Gubernatora, tutaj autor naprawdę dobrze opisuje zależności w małych grupkach i jak strach przed jednym człowiekiem może sparaliżować całą społeczność. Stojąc w obliczu zagrożenia umarlakami zawsze wybierzemy mniejsze zło, zwłaszcza gdy druga osoba ma na nas ogromny wpływ i karmi nas swoimi kłamstwami - katastrofa nadciągnie prędzej czy później. Od początku książki jesteśmy na nią przygotowywani i tak naprawdę akcja rozwija się dopiero w jej drugiej części.

Autor Upadku Gubernatora sili się na zaskakujące (w jego mniemaniu) zwroty akcji - jest ich naprawdę sporo, wszelkie sytuacje w jakich są stawiani poszczególni bohaterowie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nieraz można się w tym wszystkim pogubić, zwłaszcza gdy są one niewyjaśnione, a dzielni bohaterowie zmieniają swoje zachowanie o 180 stopni. Trochę razi traktowanie po macoszemu innych postaci, zwłaszcza tej drugiej strony - tak po prawdzie po obu mamy tyle trupów co w żadnej innej części przygód Gubernatora i  nie mówię tutaj o zombie. 

Niemniej jednak książkę czyta się bardzo dobrze, a kartki same się przewracają. Czytelnik jest dogłębnie wprowadzany w omawianą sytuację, wie z czym ma do czynienia, a bohaterowie są dobrze skonstruowani. Jesteśmy karmieni informacjami i tylko my wiemy co czeka naszych herosów tuż za rogiem. Akcja pędzi niczym rozpędzony japoński pociąg, a fabuła biegnie niezwykle szybko i widowiskowo. Co ciekawe w tej części mamy więcej opisów uczuć i zachowań bohaterów niż samych dialogów - co nie zmienia faktów, że Upadek Gubernatora czyta się niezwykle szybko.

Pozycja absolutnie obowiązkowa dla wszystkich fanów zombie. Upadek gubernatora to kawał dobrego horroru w znanym nam stylu Jaya Bonansingi - malownicze opisy flaków, mózgów, fontann krwi i rozkładającego się mięsa atakują nas ze wszystkich stron, powodując obrzydzenie i mdłości. Te właśnie opisy są najmocniejszą stroną książki, to one stanowią fundament tej książki i to one wyznaczają niezwykle wysoką jakość opowieści. Jeśli szukacie prezentu dla fana umarlaków - ta pozycja wywoła na jego twarzy wielki uśmiech!

Za kolejne spotkanie z psychopatycznym Gubernatorem dziękuję

Bum na żywe trupy wciąż trwa i nie zanosi się, by coś zagroziło jego pozycji światowego fenomenu. Najpierw był wysoko oceniany komiks Roberta Kirkmana, później powstał bardzo dobry serial, którego piąty sezon właśnie trwa. Różnić pomiędzy nimi sporo, zarówno w kreacji postaci jak i opisywanych wydarzeniach, jednak fanów to nie zraża, bo obie historie wzajemnie się uzupełniają i dają pełniejszy obraz skali wydarzenia. Z zombiakami jest tak, że albo je polubisz albo nie. Innej opcji nie ma. Jeśli jesteś ich fanem połkniesz wszystko co z nimi związane i będziesz się cieszył, że dostałeś coś nowego, jakąś nową opowieść i nie będzie dla Ciebie ważne kto to napisał - żywe trupy zapewniają niezłą zabawę. Osobiście lubię te stwory i historie z nimi związane, jednak prawdziwych emocji dostarczają gry z ich udziałem - tam to dopiero można się przestraszyć! Wydawnictwo SQN ponad dwa tygodnie wydało drugą część Upadku Gubernatora, niejako kończąc pewien rozdział w tej powieści. Zapraszam na recenzję!   Czytelnicy książek Jaya Bonansinga wiedzą, że akcja toczy się z kompletnie innej perspektywy niż mieliśmy do czynienia w komiksie czy serialu. Wszystko widzimy i przeżywamy dzięki Philipowi Balke'owi, czyli nie komu innemu jak słynnemu Gubernatorowi - to on przeszedł drogę przez śmierć by powołać do życie małą mieścinę - Woodbury, oazę spokoju i kawałek normalnego życia dla wszystkich szczęśliwców, którzy przeżyli epidemię. W poprzedniej części Upadku Gubernatora spotkała tragiczna męczarnia, po której został pozostawiony na pewną śmierć - dzięki lojalnym mieszkańcom udaje mu się wyjść z beznadziejnej sytuacji względnie całym. Jednak po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Blake umarł, pozostawiony na pastwę Gubernatora, który przy życiu trzyma niewyobrażalna chęć zemsty.   Drugim głównym bohaterem jest Lilly - kobieta, która kilka miesięcy wcześniej chciała obalić wodza i jego rządy, a która teraz jest mu lojalna aż do śmierci. To ona dowodzi mieszkańcami miasteczka, kiedy Gubernator dochodzi do siebie. To ona jest uczestniczką makabrycznego planu zarządcy i chcąc czy nie stanie w obliczu niewypowiedzianej tragedii. Autor w poprzednich częściach przyzwyczaił nas do psychologicznej analizy zachować bohaterów - tak i tutaj mamy zapis wszystkich myśli jakie im chodzą po głowach. Tylko Gubernator pozostaje zagadką, która sami musimy rozwiązać - wszyscy inni jasno określają swoje zamiary, wiemy co czują, co przeżywają, jakie mają plany na przyszłość. W obliczu ataku żywych trupów mogłoby się wydawać, że takie przerywniki spowalniają akcję, jednak są one utrzymane w pośpiesznej, niemalże panicznej atmosferze, przez co dodatkowo odczuwamy strach przed zombiakami.  Nieco niezrozumiała jest dla mnie pewna powtarzalność, której w łatwy sposób można by było uniknąć. Wiadomo - ciemne zaułki, korytarze skąpane w gęstym mroku - oznaczają tylko jedno. Jednak wszystkie akcje bohaterów, ich bohaterskie zrywy zawsze kończą się tak samo i tutaj nie będę Wam zdradzał jak. Po pewnym czasie sami możemy się domyślić co się stanie i to z niezłą dokładnością, bo autor ma czasem dziwną tendencję do spojlerowania - no może nie w czystej postaci, ale niejako zapowiada wydarzenia, zapewne w celu podkręcenia atmosfery i wzbudzenia naszej ciekawości - ja takich zabiegów po prostu nie lubię.  Główna akcja książki dzieje się wokół dwóch, dla mieszkańców Woodbury kluczowych wydarzeń, które zmienią ich społeczność na zawsze, Od drugiej części powieści wyczuwamy pewną zmianę w ich zachowaniu i stosunku do Gubernatora, tutaj autor naprawdę dobrze opisuje zależności w małych grupkach i jak strach przed jednym człowiekiem może sparaliżować całą społeczność. Stojąc w obliczu zagrożenia umarlakami zawsze wybierzemy mniejsze zło, zwłaszcza gdy druga osoba ma na nas ogromny wpływ i karmi nas swoimi kłamstwami - katastrofa nadciągnie prędzej czy później. Od początku książki jesteśmy na nią przygotowywani i tak naprawdę akcja rozwija się dopiero w jej drugiej części.  Autor Upadku Gubernatora sili się na zaskakujące (w jego mniemaniu) zwroty akcji - jest ich naprawdę sporo, wszelkie sytuacje w jakich są stawiani poszczególni bohaterowie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nieraz można się w tym wszystkim pogubić, zwłaszcza gdy są one niewyjaśnione, a dzielni bohaterowie zmieniają swoje zachowanie o 180 stopni. Trochę razi traktowanie po macoszemu innych postaci, zwłaszcza tej drugiej strony - tak po prawdzie po obu mamy tyle trupów co w żadnej innej części przygód Gubernatora i  nie mówię tutaj o zombie.   Niemniej jednak książkę czyta się bardzo dobrze, a kartki same się przewracają. Czytelnik jest dogłębnie wprowadzany w omawianą sytuację, wie z czym ma do czynienia, a bohaterowie są dobrze skonstruowani. Jesteśmy karmieni informacjami i tylko my wiemy co czeka naszych herosów tuż za rogiem. Akcja pędzi niczym rozpędzony japoński pociąg, a fabuła biegnie niezwykle szybko i widowiskowo. Co ciekawe w tej części mamy więcej opisów uczuć i zachowań bohaterów niż samych dialogów - co nie zmienia faktów, że Upadek Gubernatora czyta się niezwykle szybko.  Pozycja absolutnie obowiązkowa dla wszystkich fanów zombie. Upadek gubernatora to kawał dobrego horroru w znanym nam stylu Jaya Bonansingi - malownicze opisy flaków, mózgów, fontann krwi i rozkładającego się mięsa atakują nas ze wszystkich stron, powodując obrzydzenie i mdłości. Te właśnie opisy są najmocniejszą stroną książki, to one stanowią fundament tej książki i to one wyznaczają niezwykle wysoką jakość opowieści. Jeśli szukacie prezentu dla fana umarlaków - ta pozycja wywoła na jego twarzy wielki uśmiech!  Za kolejne spotkanie z psychopatycznym Gubernatorem dziękuję SQN
www.wsqn.pl

Wydawnictwo
SQN

Data wydania
5 listopada 2014

Liczba stron 
296

Ocena
6/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz