O Harlanie Cobenie słyszałem już od dawna, często jego książki pojawiają się w księgarniach na półce opatrzoną nalepką "nowości". Jednak nigdy nie sięgnąłem po żadną z jego lektur, sam nie wiedząc czemu. Czy to brak czasu na tego typu gatunek czy po prostu pieniędzy? Wiedziałem, że Coben jest świetnym pisarzem, podtrzymuje swoją reputację wydając kolejne świetnie książki. Jednak widząc szansę na pierwsze spotkanie z nim (pożyczenie od koleżanki), skorzystałem z niej.
"Klinika śmierci" to pierwszy thriller medyczny w dorobku autora, nieco później dowiedziałem się, że to także druga jego powieść. Zdziwienie moje po tym fakcie było przeogromne, bo powieść, jak i jej konstrukcja są świetnie zbudowane.
Ale po kolei. Coben umieścił akcję swojej książki w bardzo trudnym momencie dla Stanów Zjednoczonych. W bardzo szybkim tempie rozrasta się epidemia AIDS, a społeczeństwo traktuje tę chorobę jako chorobę homoseksualistów i narkomanów. Politycy nie upraszczają zadania jakie stoi przed lekarzami kraju - AIDS nadal jest tematem tabu, przez co środki przekazywane na specjalistyczne kliniki zajmujące się badaniem wirusa topnieją z roku na rok.
Bohaterów jest kilku, jednak moim zdaniem najważniejszym jest Sara Lowell, córka wybitnego lekarza i niepełnosprawna dziennikarka. Udało jej się dotrzeć na sam szczyt dziennikarskiego nieba, pokazując tym samym, że jej ułomność nie była przeszkodą w osiągnięciu sukcesu. Zdobywa kolejne rzesze fanów i uznanie kolegów po fachu, przeprowadzając śmiałe wywiady i podejmując odważne tematy. Jej mąż Michael Silverman to światowej sławy koszykarz, który w swojej fantastycznej karierze zdobył wszystko co było do zdobycia, jednak nadal odnajduje w sobie pasję i chęć do gry. Mimo, że u kolegów z drużyny ma ksywkę "staruszek", wciąż wierzy, że ma dużo do pokazania koszykarskiemu światu. Razem z Sarą wiodą szczęśliwe życie, wspierając się nawzajem. Pełnię szczęścia dopełnia świetna wiadomość - będą mieli dziecko. Niestety sielanka nie trwa dłużej niż kilka dni, ponieważ jak grom z jasnego nieba trafia do nich straszna diagnoza. Michael ma AIDS.
Oboje wiedzą, że to koniec kariery koszykarza, jednak postanawiają walczyć, mimo, że nie ma potwierdzonego skutecznego leku na przypadłość. Z pomocą przychodzi ich przyjaciel Harvey Riker. Prowadzi on klinikę, w której wraz ze swymi partnerami próbują opracować lek na HIV. Wszystko zmierza ku ogromnemu sukcesowi, zespół Rikera jest o krok od wynalezienia takiego leku. Jednak komuś zależy, aby ich wyniki nigdy nie wyszły na światło dzienne. Kolejni pacjenci, wyleczeni prawie w stu procentach zaczynają ginąć. Nikt nie jest bez winy, każdy jest podejrzany.
Ciekawe, choć nieinnowacyjne jest rozwiązanie, by od razu przedstawić nam morderce pacjentów. Oczywiście nie znamy jego zleceniodawcy, ale myślę, że sprytny czytelnik rozwiąże całą zagadkę na około 70 stron przed zakończeniem książki. Mimo, że jest lekko skomplikowane, to finalne rozwiązanie nie powinno nikogo zaskoczyć. Tak samo razi mnie pewna nieznajomość realiów, zwłaszcza niemożliwa w rzeczywistości była scena z porwaniem. Nie chcę Wam spoilerować, jednak widać w kliku scenach niedoświadczenie Cobena, pozostawiając lekki niedosyt.
Jednak na pierwszej stronie mamy notkę od autora, który.. nas przeprasza. Tak, przeprasza za tę książkę. Mówi, że był młodym, niedoświadczonym, dwudziestokilkuletnim człowiekiem, z dorobkiem jednej powieści, i mimo, że minęło ponad dwadzieścia lat od pierwszego wydania, to nie poprawił w niej kompletnie nic. Ponadto informuje nas, że jest wobec niej bardzo surowy, wie, że nie jest to jego najlepsza powieść. I tutaj, moi drodzy, Coben urósł w moich oczach jako autor dojrzały i znający swoją wartość. Lubię, gdy autor wykazuje dystans do siebie i nie chełpi się kolejną książką, jakby to był istny cud świata. Wielki szacunek dla autora.
Mimo swoich wad, jest to książka, którą chciałbym wszystkim polecić, zwłaszcza miłośnikom thrillerów medycznych, ale i nie tylko. Fabuła jest nieskomplikowana, każdy od razu da się jej porwać, bohaterowi są prawdziwi, jakby z krwi i kości, Coben świetnie ich wykreował, kierując nasze poszczególne uczucia do konkretnych bohaterów. I tak, każdy powinien polubić Michaela, mieć szacunek do Harveya, współczucie dla Cassandry, i oczywiście, chyba każdy znienawidzi pastora Sandersa. Wartka akcja ciągnie się przez całą książkę, nie ma chwili na odpoczynek, autor zafundował nam świetną rozrywkę. "Klinika śmierci" to ciekawa pozycja z którą czas minie Wam szybko i przyjemnie.
Wydawnictwo
Albatros
Rok wydania
9 listopada 2011
Liczba stron
512
Ocena
7/10
Hmm..myślę, że chętnie się skuszę na tę pozycję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo lubię książki Cobena, wraz z mężem i szwagrem zbieramy wspólnie :) fajne są te części, w których występuje Mayron Bolitar, choć niektórzy własnie wolą te niezwiązane z nim części :) ogólnie bardzo polecam :D ja niedługo zabieram się za "Schronienie" tego autora , pierwszy tom z serii o Mickey'u Bolitarze, bratanku wyżej wymienionego Myrona. P.s Kliniki śmierci jeszcze nie czytałam :D
OdpowiedzUsuńdzięki za polecenie, Coben na pewno znajdzie się na półce z autorami, których książki będę chciał czytać ;D
UsuńCzytałam kilka książek Cobena i bardzo lubię jego dzieła. Zaliczam go do ulubionych autorów : )
OdpowiedzUsuńDo Cobena na pewno powrócę, czytałam jego dzieła wieki temu, pora odświeżyć sobie jego twórczość. Jest w czym wybierać, bo to płodny pisarz. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki Cobena, dlatego też sięgnę po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNo widzę właśnie, że większość czytelników lubi Cobena. Ja dopiero go poznaję, ale myślę, że będzie to długa znajomość ;D
UsuńCzytałem i sobie cenię. Bardzo fajna, przyzwyczaiłem się do Tess, jednak to również jest świetne!
OdpowiedzUsuńJa czytałam jedynie "Bez śladu" Cobena, ale byłam zachwycona świetnie skonstruowaną akcją i niesamowitym wątkiem kryminalnym, choć też dostrzegłam kilka minusów, ale mimo wszystko polecam :D Za tą też się na pewno rozejrzę :)
OdpowiedzUsuńPlanuję przeczytać wszystkie książki Cobena nienależące do serii z Myronem Bolitarem. Po "Klinikę śmierci" też sięgnę, ale dobrze wiedzieć, że trzeba się przygotować na pewne niedoróbki. Fajnie, że autor niczego nie poprawiał w tej książce :)
OdpowiedzUsuńJa też planuję wziąć się za jego twórczość, zachęcił mnie "Kliniką". Mam nadzieję, że inne powieści będą równie dobre ;D
UsuńDokładnie, książka z wadami, ale i tak warta poznania. Mile ją wspominam. :)
OdpowiedzUsuńJa również dużo o Cobenie słyszałam, a nic nie czytałam:( Trzeba to zmienić..
OdpowiedzUsuńP.S. Dodałam Cię do obserwowanych:)
Mistrz! "Klinika śmierci" jeszcze przede mną. Ja osobiście Cobenowi wybaczę wszystkie błędy czy wady. Uwielbiam go i koniec, kropka! :)
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczynam, ale myślę, że też go polubię ;D
UsuńCoben to mój guru jeśli chodzi o thrillery medyczne.
OdpowiedzUsuńA polecisz jakiś następny do przeczytania? :D
UsuńHmm... no nie wiem, nie wiem. :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Szczerze? Nie słyszałam o Cobenie, ale chyba czas nadrobić zaległości. Z pewnością już niedługo będę pytała o nią w bibliotece. ;)
OdpowiedzUsuńmarcelinaczyta.blogspot.com
Cobena znam dobrze, ale do tej pory sięgałem po jego książki spoza cyklu z Myronem. W planach mam jednak przeczytanie wszystkich jego książek. Niemniej jednak recenzja naprawdę zacna ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na konkurs :)
http://sniacy-za-dnia.blogspot.com/
Zaciekawiłeś mnie :)
OdpowiedzUsuńKlasycznego Cobena znam i lubię a medyczny hmmm, z pewnością po niego sięgnę :)
Lubię od czasu do czasu przeczytać książkę H. Cobena więc po "Klinikę..." też zapewne sięgnę.:)
OdpowiedzUsuń