16 sty 2015

0

Kamil gra #11 Władca Pierścieni LCG: Gra Karciana


 Karcianki. Większość geeków i fanów tego typu rozrywek zapewne wie co to nieśmiertelny Magic the Gathering. Można wręcz powiedzieć, że większość młodzieży, wychowanej na tej grze, lepiej poznało obcy język angielski dzięki Magicowi niż zajęciom w szkole. Nie o MtG dzisiaj, lecz o Władcy Pierścieni LCG. Czym jest owo tajemnicze LCG? Living Card Game jasno określa, że taki produkt będzie ograbiał nas z ostatnich oszczędności jakie pozostały w portfelu, bo tak naprawdę nasza przygoda z WP: LCG nie skończy się na samej podstawce. Ta gra musi żyć, a żeby jej w tym pomóc musimy kupować do niej różne dodatki. Warto zaznaczyć, że gra pochodzi z prawdziwej stajni międzynarodowych hiciorów czyli Fantasy Flight Games. W tym przypadku, szybkość z jaką oryginalne wydawnictwo wypuszcza nowe dodatki jest OSZAŁAMIAJĄCA. Na początku wyglądało to mniej więcej tak, że co miesiąc wychodził mały dodatek, a ciut rzadziej, większy. Radości graczy nie było końca, w przeciwieństwie do ich portfeli. Skupmy się jednak od tak zwanej podstawki czyli Władcy Pierścieni LCG: Grze Karcianej.  Decydując się na zakup gry w zamian otrzymacie: niezbyt udany środek pudełka, który nijak się ma do przechowywania kart i żetonów. Jednak FFG przyzwyczaiło swoich fanów do tego precedensu tak dobrze, że nikt już nie zwraca na to uwagi. Wracając do meritum - w pudełku znajdziecie instrukcje, 226 kart, dwie plansze zagrożenia, 40 żetonów obrażeń, 26 żetonów postępu, 30 żetonów zasobów i znacznik pierwszego gracza. Wierzcie, mi - Galakta ustaliła bardzo proporcjonalną cenę do zawartości. Ilustracje na kartach są przepiękne, wprowadzają iście epicki klimat, cały czas mamy wrażenie, że uczestniczymy w niezwykłej wyprawie wraz z naszymi bohaterami. To największa zaleta tej gry, ale o tym później.  Instrukcja jest ciut przegadana i mogła być napisana ciut zwięźlej. Zwłaszcza jeśli mówimy o początkującym graczu, który z karciankami styka się po raz pierwszy. Wierzcie mi, na początku wyobrażałem sobie tę grę jako naprawdę trudną i wymagającą! Pokrótce, o co w niej tak właściwie chodzi - tworzysz swoją własną talię gracza, na podstawie przynależności swoich bohaterów (max. 3) do czterech różnych sfer - Przywództwa, Taktyki, Ducha czy Wiedzy. Każda charakteryzuje się innymi "wspomagaczmi" i efektami, które mogą pomóc nam wygrać batalię. Zadaniem gracza jest takie zagrywanie kart i ich wyczerpywanie, aby ukończyć daną wyprawę w jak najkrótszym czasie. Przy czym z każdą następną rundą nasze zagrożenie na planszy powiększa się o jeden, a gdy dojdzie do 50 automatycznie przegrywamy grę. W trakcie rozgrywki będziemy walczyć z różnymi stworami, podróżować w nieznane tereny, możemy paść ofiarą podstępu lub zasadzki. Wszystko co nam może pomóc znajduje się we wcześniej ułożonej talii - za każdą kartę płacimy odpowiednią ilość żetonów zasobów.  To jest naprawdę mocne streszczenie. Aby wytłumaczyć Wam wszystkie mechanizmy i rzeczy które rządzą grą musielibyście poświęcić na ten post przynajmniej godzinę. Dla mnie, po przeczytaniu wszystkich zasad dwa razy nie wszystko było jasne, dopiero rozgrywka, a raczej rozgrywki pokazały moje błędy, ale zarazem potencjał WP: LCG. Właśnie to jest ważne w tej karciance - ogranie. Nie wszystko będzie szło po naszej myśli tak o - trzeba się sporo napocić i namęczyć by coś osiągnąć i wybrać swoje ulubione sfery oraz bohaterów. To właśnie moi Drodzy nazywamy regrywalnością, czyli niezbędną cechą każdej gry karcianej - ilość kolejnych, niepowtarzalnych partii działa na plus takiej gry, a we Władcę Pierścieni: LCG można grać bez końca.  Gra jest przeznaczona dla 1-2 graczy, przy czym przy dwóch graczach musimy grać razem. Że co?! To tak się da? Takie były moje pierwsze słowa po przeczytaniu pierwszych recenzji WP:LCG. Kooperacje w karciankach to prawdziwa rzadkość, a udane kooperacje to rarytas,na który nie każdy może sobie pozwolić. Jednak wiecie co? We Władcy działa to niezwykle dobrze i już na samej podstawce można złożyć jakieś sensowne talie, tak by można było czerpać czystą przyjemność z przeżywanych wypraw. Co ciekawe, każdy gracz w takiej partii działa samodzielnie i sam za siebie podejmuje wszystkie decyzje - to jednoznacznie eliminuje syndrom lidera, który w innych gra po portu przeszkadza. Wariant solo jest trudniejszy, ale i bardziej kreatywny - talie należy budować tak, by samemu poradzić sobie z największymi wyzwaniami. Właśnie deckbuilding jest dodatkowym plusem, który daje mnóstwo frajdy - można spędzić parę godzin na analizowaniu swoich poprzednich rozgrywek i wyrzucaniu niepotrzebnych kart. Dodatki sprawiają, że nasza zwycięska talia musi zostać przebudowana tak, by sprostać czekającym na naszych bohaterów wyzwaniom.  Warto zwrócić uwagę na różnorodność scenariuszy, które dostaniemy wraz z grą. Pierwszy z nich, dla kompletnego nowicjusza może okazać się śmiertelnie niebezpieczny, jednak kilka partyjek oraz przewertowanie swoich kart sprawią, że stanie się on łatwy i przyjemny. Drugi to prawdziwy majstersztyk - niezwykle różnorodny, ciekawy i bogaty w epickie walki, a co ważniejsze, zmuszający nas do myślenia. Trzeci rozgrywający się w mrocznym Dol Guldur to ponoć najtrudniejszy scenariusz w całej grze i tylko prawdziwy wyjadacze dadzą radę przejść go solo. Moje cztery próby zakończyły się fiaskiem już na początku i postanowiłem wycofać się z tych okropnych czeluści.  To co zasługuje na oddzielny akapit to KLIMAT! Wiecie kogo jestem fanem i jaka jest moja ulubiona książka, więc nie ma się co dziwić, że wprost zakochałem się w tej grze. Władca Pierścieni LCG ocieka tolkienowskim klimatem i nie ma się co temu dziwić - obrzydliwe potwory, pułapki, zasadzki, elfy, krasnoludy, orły, odważni bohaterowie wyjęci prosto z uniwersum Śródziemia. Poczucie, że bierzemy udział w czymś wyjątkowym i epickim - to wszystko sprawia, że ta karcianka zagości na stałe w mojej liście ulubionych gier. Co więcej, zakupiłem już jeden mniejszy dodatek, ale jak to zwykle bywa z LCG, to dziura bez dna i chce się więcej i więcej.  Podsumowując. Z początku nie wierzyłem w kooperacyjne karcianki, jednak z Lubą szybko rozprawiliśmy się z pierwszym i drugim scenariuszem, czerpiąc z tego niesamowitą frajdę. Pozostał trzeci i jeszcze jeden z dodatku, jednak sesja is coming i nie na wszystko można teraz znaleźć czas. Na pewno do niej wrócimy i spróbujemy uwolnić się z więzienia Dol Guldur. Jeśli lubicie gry ociekające klimatem, z nietypową mechaniką i deckbuildingie, nie straszne Wam ani ciężkie wyzwania ani kolejne dodatki, które będą wołały, żeby je kupić lub po prostu chcecie spróbować coś nowego - kupujcie śmiało! Jestem zachwycony i nie ze względu na moją miłość do Śródziemia.. no może troszkę, ale zapewniam Was, że przy Władcy Pierścieni: Grze Karcianej będziecie się bawić wyśmienicie.
Karcianki. Większość geeków i fanów tego typu rozrywek zapewne wie co to nieśmiertelny Magic the Gathering. Można wręcz powiedzieć, że większość młodzieży, wychowanej na tej grze, lepiej poznało obcy język angielski dzięki Magicowi niż zajęciom w szkole. Nie o MtG dzisiaj, lecz o Władcy Pierścieni LCG. Czym jest owo tajemnicze LCG? Living Card Game jasno określa, że taki produkt będzie ograbiał nas z ostatnich oszczędności jakie pozostały w portfelu, bo tak naprawdę nasza przygoda z WP: LCG nie skończy się na samej podstawce. Ta gra musi żyć, a żeby jej w tym pomóc musimy kupować do niej różne dodatki. Warto zaznaczyć, że gra pochodzi z prawdziwej stajni międzynarodowych hiciorów czyli Fantasy Flight Games. W tym przypadku, szybkość z jaką oryginalne wydawnictwo wypuszcza nowe dodatki jest OSZAŁAMIAJĄCA. Na początku wyglądało to mniej więcej tak, że co miesiąc wychodził mały dodatek, a ciut rzadziej, większy. Radości graczy nie było końca, w przeciwieństwie do ich portfeli. Skupmy się jednak od tak zwanej podstawki czyli Władcy Pierścieni LCG: Grze Karcianej.


Decydując się na zakup gry w zamian otrzymacie: niezbyt udany środek pudełka, który nijak się ma do przechowywania kart i żetonów. Jednak FFG przyzwyczaiło swoich fanów do tego precedensu tak dobrze, że nikt już nie zwraca na to uwagi. Wracając do meritum - w pudełku znajdziecie instrukcje, 226 kart, dwie plansze zagrożenia, 40 żetonów obrażeń, 26 żetonów postępu, 30 żetonów zasobów i znacznik pierwszego gracza. Wierzcie, mi - Galakta ustaliła bardzo proporcjonalną cenę do zawartości. Ilustracje na kartach są przepiękne, wprowadzają iście epicki klimat, cały czas mamy wrażenie, że uczestniczymy w niezwykłej wyprawie wraz z naszymi bohaterami. To największa zaleta tej gry, ale o tym później.

Instrukcja jest ciut przegadana i mogła być napisana ciut zwięźlej. Zwłaszcza jeśli mówimy o początkującym graczu, który z karciankami styka się po raz pierwszy. Wierzcie mi, na początku wyobrażałem sobie tę grę jako naprawdę trudną i wymagającą! Pokrótce, o co w niej tak właściwie chodzi - tworzysz swoją własną talię gracza, na podstawie przynależności swoich bohaterów (max. 3) do czterech różnych sfer - Przywództwa, Taktyki, Ducha czy Wiedzy. Każda charakteryzuje się innymi "wspomagaczmi" i efektami, które mogą pomóc nam wygrać batalię. Zadaniem gracza jest takie zagrywanie kart i ich wyczerpywanie, aby ukończyć daną wyprawę w jak najkrótszym czasie. Przy czym z każdą następną rundą nasze zagrożenie na planszy powiększa się o jeden, a gdy dojdzie do 50 automatycznie przegrywamy grę. W trakcie rozgrywki będziemy walczyć z różnymi stworami, podróżować w nieznane tereny, możemy paść ofiarą podstępu lub zasadzki. Wszystko co nam może pomóc znajduje się we wcześniej ułożonej talii - za każdą kartę płacimy odpowiednią ilość żetonów zasobów.

To jest naprawdę mocne streszczenie. Aby wytłumaczyć Wam wszystkie mechanizmy i rzeczy które rządzą grą musielibyście poświęcić na ten post przynajmniej godzinę. Dla mnie, po przeczytaniu wszystkich zasad dwa razy nie wszystko było jasne, dopiero rozgrywka, a raczej rozgrywki pokazały moje błędy, ale zarazem potencjał WP: LCG. Właśnie to jest ważne w tej karciance - ogranie. Nie wszystko będzie szło po naszej myśli tak o - trzeba się sporo napocić i namęczyć by coś osiągnąć i wybrać swoje ulubione sfery oraz bohaterów. To właśnie moi Drodzy nazywamy regrywalnością, czyli niezbędną cechą każdej gry karcianej - ilość kolejnych, niepowtarzalnych partii działa na plus takiej gry, a we Władcę Pierścieni: LCG można grać bez końca. I nie poczujecie przy tym ani grama nudy!

Gra jest przeznaczona dla 1-2 graczy, przy czym przy dwóch graczach musimy grać razem. Że co?! To tak się da? Takie były moje pierwsze słowa po przeczytaniu pierwszych recenzji WP:LCG. Kooperacje w karciankach to prawdziwa rzadkość, a udane kooperacje to rarytas,na który nie każdy może sobie pozwolić. Jednak wiecie co? We Władcy działa to niezwykle dobrze i już na samej podstawce można złożyć jakieś sensowne talie, tak by można było czerpać czystą przyjemność z przeżywanych wypraw. Co ciekawe, każdy gracz w takiej partii działa samodzielnie i sam za siebie podejmuje wszystkie decyzje - to jednoznacznie eliminuje syndrom lidera, który w innych gra po portu przeszkadza. Wariant solo jest trudniejszy, ale i bardziej kreatywny - talie należy budować tak, by samemu poradzić sobie z największymi wyzwaniami. Właśnie deckbuilding jest dodatkowym plusem, który daje mnóstwo frajdy - można spędzić parę godzin na analizowaniu swoich poprzednich rozgrywek i wyrzucaniu niepotrzebnych kart. Dodatki sprawiają, że nasza zwycięska talia musi zostać przebudowana tak, by sprostać czekającym na naszych bohaterów wyzwaniom.

Warto zwrócić uwagę na różnorodność scenariuszy, które dostaniemy wraz z grą. Pierwszy z nich, dla kompletnego nowicjusza może okazać się śmiertelnie niebezpieczny, jednak kilka partyjek oraz przewertowanie swoich kart sprawią, że stanie się on łatwy i przyjemny. Drugi to prawdziwy majstersztyk - niezwykle różnorodny, ciekawy i bogaty w epickie walki, a co ważniejsze, zmuszający nas do myślenia. Trzeci rozgrywający się w mrocznym Dol Guldur to ponoć najtrudniejszy scenariusz w całej grze i tylko prawdziwy wyjadacze dadzą radę przejść go solo. Moje cztery próby zakończyły się fiaskiem już na początku i postanowiłem wycofać się z tych okropnych czeluści.

To co zasługuje na oddzielny akapit to KLIMAT! Wiecie kogo jestem fanem i jaka jest moja ulubiona książka, więc nie ma się co dziwić, że wprost zakochałem się w tej grze. Władca Pierścieni LCG ocieka tolkienowskim klimatem i nie ma się co temu dziwić - obrzydliwe potwory, pułapki, zasadzki, elfy, krasnoludy, orły, odważni bohaterowie wyjęci prosto z uniwersum Śródziemia. Poczucie, że bierzemy udział w czymś wyjątkowym i epickim - to wszystko sprawia, że ta karcianka zagości na stałe w mojej liście ulubionych gier. Co więcej, zakupiłem już jeden mniejszy dodatek, ale jak to zwykle bywa z LCG, to dziura bez dna i chce się więcej i więcej.

Podsumowując. Z początku nie wierzyłem w kooperacyjne karcianki, jednak z Lubą szybko rozprawiliśmy się z pierwszym i drugim scenariuszem, czerpiąc z tego niesamowitą frajdę. Pozostał trzeci i jeszcze jeden z dodatku, jednak sesja is coming i nie na wszystko można teraz znaleźć czas. Na pewno do niej wrócimy i spróbujemy uwolnić się z więzienia Dol Guldur. Jeśli lubicie gry ociekające klimatem, z nietypową mechaniką i deckbuildingie, nie straszne Wam ani ciężkie wyzwania ani kolejne dodatki, które będą wołały, żeby je kupić lub po prostu chcecie spróbować coś nowego - kupujcie śmiało! Jestem zachwycony i nie ze względu na moją miłość do Śródziemia.. no może troszkę, ale zapewniam Was, że przy Władcy Pierścieni: Grze Karcianej będziecie się bawić wyśmienicie.

Wydawnictwo
Galakta

Data wydania
2010

Sugerowana cena detaliczna
149,99 zł (używki kupicie już za 80!)

Ocena
6/7

0 komentarze:

Prześlij komentarz