Czuję niedosyt. Kiedyś wspominałem o tej książce. Jest z nią tak, że albo ją pokochasz, albo znienawidzisz. Styl i sposób narracji przypadnie Ci do gustu i przeczytasz ją w kilka dni lub będziesz się z nią męczył tygodniami. Ja należę do tej drugiej grupy osób, bo czytanie tej książki zajęło mi kilka miesięcy. Przyznam się szczerze, że nie przeczytałem jej do końca - dlaczego więc piszę recenzję? Do ostatniej strony zostało mi naprawdę niewiele, a jednak postanowiłem rzucić powieść w kąt. Nie dałem rady, miałem dość, byłem zanudzony i zmęczony czytaniem. Wierzę, że te kilkanaście ostatnich stron nie wnosi nic ciekawego ani nie odwraca akcji o 180 stopni, bo w tej książce to po prostu niemożliwe.
Zaczyna się jak wiele podobnych powieści. Świat jaki znamy przestał istnieć, w skutek wojen nuklearnych, konfliktów religijnych ludzie zostali zmuszeni żyć pod ziemią. Na powierzchnie lepiej nie wychodzić, nikt nie wie co tam jest, jednak każdy czuje, że nie pożyłby tam długo. Rosjanie zeszli do Metra. Mamy rok 2033. Tunele rosyjskiego metra wcale nie są przyjazne i bezpieczne - ciągle nie wiadomo co znajduje się w zasypanych i nieodkrytych stacjach - chodzą plotki o ogromnych szczurach, potworach czarnych jak smoła, przypominających Obcego. Ludzie radzą sobie jak mogą, bez komputerów, internetu, pieniędzy i wszystkich wygód jakie znamy my - ludzie 2014 roku. Żyjąc w metrze nie wierz czy dożyjesz dnia następnego, czy będziesz miał co zjeść, czy Twój obskurny namiot, który nazywasz domem, nie zostanie przejęty przez bandytów, samozwańczych szefów. Taką wizję przedstawia nam Dmitry Glukhovsky, który nie tak dawno, postanowił odwiedzić nasz piękny kraj.
Głównym bohaterem jest Artem - dwudziestokilkuletni chłopak, który będą niemowlakiem cudem przeżył atak ogromnych szczurów. Teraz stoi na straży bezpieczeństwa stacji, tak by jakoś przetrwać do dnia następnego. Pewnego dnia, zostaje zmuszony wyruszyć w niebezpieczną podróż - musi opuścić zagrożony WOGN i udać się na drugi koniec metra, do jego stolicy, prosząc o pomoc. Temat oklepany i poruszany tyle razy, że nie zliczysz. Jednak to nie koniec powtórki z rozrywki i ogólnej nielogiczności. Autor kompletnie nie przyłożył się do szczegółów - wymyślił prostą jak drut fabułę, przyprószył ją kilkoma nieoryginalnymi pomysłami i rozpisał się na blisko 600 stron.
Mam kilka poważnych zarzutów wobec książki Glukhovskiego:
- schematyczność - Artem podróżuje przez metro wraz z jakimś towarzyszem, kimś kto pojawił się znikąd i od razu zaufał naszemu bohaterowi. Ogólny zarys wyprawy wygląda tak - droga z jednej stacji do drugiej przebiega pomyślnie do połowy, później coś zaczyna się dziać, towarzysz ginie, przy okazji ratując Artema, gdy ten już szykuje się na spotkanie z Najwyższym, a nagle dociera do kolejnej stacji. I tak w kółko.
- nierealistyczny główny bohater - Artem jest sztuczny. Jego zachowania są nielogiczne i pozbawione sensu. Kilka razy zastanawiałem się czy czytam tę samą książkę, którą polecają różne portale i osobistości, których opinie możemy przeczytać na okładce. Jego rys psychologiczny ryczy i kwiczy, bo oprócz tego, że się boi i jest mu źle i niewygodnie nie wiemy tak poza tym nic. Artem po prostu jest i idzie do przodu, brak mu motywacji, chęci działania, czy jakiegokolwiek impulsu, ciekawości - on idzie, bo musi.
- filozoficzne wywody - w metrze króluje mrok i tajemnica. Nikt nie wie co się w nim dzieje, co w nim żyje. Strach jest tak przytłaczający, że ludzie tracą zmysły i prowadzą egzystencję człowieka niepotrzebnego społeczeństwu. O tym autor pisze prze bite 200 stron. Strach, mrok, przerażenie, opisy ludzi mieszkających w różnych stacjach, historia nuklearnej wojny, filozoficzne przemyślenia, które nic nie wnoszą - to wszystko męczy, po jakiś 250 stronach książki odłożyłem ją na trzy miesiące, bo po prostu nie mogłem tego dalej czytać, wierzcie mi, że nie wracałem do niej z wielkim zapałem. W pewnym momencie, gdy to wszystko już nuży i nudzi, autor wprowadza wątek snów. Po kilku takich snach, widać jak na patelni jego zamysł, by czytelnik pogubił się w tym co jest snem, jawą a co ponurą rzeczywistością. Wszystko pięknie ładnie, tylko szkoda, że od początku wiemy co jest czym, a pomysł, mimo że świetny, został totalnie zmarnowany.
- brak zapowiadanej głębi i przerażającego przesłania - czekałem na to. Naprawdę. Chciałem by Artem dotarł do Polis w sposób spektakularny, wrócił do WOGN-u z całą armią i rozprawił się z mutantami. Liczyłem na to, że jego ewangelia (na marginesie nie powinna znajdować się na końcu książki) postawi trudne pytania, przerazi wnioskami i zmusi do myślenia. A tu dupa. Kolejny stek bezsensownych wywodów, które nic nie wnoszą do książki, nie dając powiewu świeżości, nadziei na zmianę narracji.
Styl autora jest lekki i łatwy w odbiorze. To jest największy plus książki. Gdy już akcja się rozkręci i wydarzy się coś ciekawego, powieść czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Niestety takich momentów jest jak na lekarstwo, przez co wszystko wydłuża się niemiłosiernie, powodując (przynajmniej u mnie) palpitacje serca. Niektóre wątki i pomysły są naprawdę dobre! Szkoda, że są przytłaczane przez nielogiczność, schematyczność i ogólny bezsens działań bohaterów, którzy chcą przeżyć i dojść do końca. Plus dla Glukhovskiego za pomysłowość, widać, że jest niezwykle kreatywnym człowiekiem, a pomysłów ma w bród. Niestety ogólny warsztat stylistyczny i nieprzemyślany ciąg przyczynowo - skutkowy pozostawiają wiele do życzenia.
Metro 2033 powinno być światowym fenomenem. Ale zaraz.. czyżby nim nie było? Powieść Glukhovskiego doczekała się kontynuacji, kilkunastu książek utrzymanych w jej klimatach, powstała gra komputerowa (genialna atmosfera, która przytłacza Cię od początku do końca). To wszystko daje nam obraz książki genialnej i uwielbianej. Jej wielbicieli jest zdecydowanie więcej niż krytyków, przez co jeszcze przez długi czas, będziemy zalewani fanartami i opowiadaniami utrzymanych w ponurej i mrocznej atmosferze Metra, która miała być najjaśniejszą jej stroną, a przez ogólną sztampowość ginie gdzieś na początku powieści. A szkoda.
Osobiście nie należę do zagorzałych przeciwników Metra. Jest nieźle napisana, powiem Wam jednak, że można dopatrzyć się pomysłów zaczerpniętych z Władcy Pierścieni - podróż do której główny bohater jest zmuszony, ma kilku cennych towarzyszy, musi zmierzyć się z przerażającym złem. Tak wiem, fabuła we Władcy też nie jest wybitna, jednak tam wszystko trzyma się kupy i ma sens. Tutaj mamy wszystko jak na talerzu, wyłożone z iście wściekłą prostotą i rutyną. Szczerze, to szkoda mi książki Glukhovskiego, bo ma ona ogromy, niewykorzystany potencjał, który aż bije po oczach i błaga o wykorzystanie. Niestety, autor zrobił co zrobił, nie zważając na szczegóły. A (po raz któryś już) szkoda.
Wydawnictwo
Insignis
Data wydania
marzec 2010
Liczba stron
592
Ocena
4/10
A ja ciągle poluję na tę książkę i to chyba pierwsza recenzja, z którą się spotkałam, która przedstawia Metro w takim świetlne. Jednakże i tak mam na tę powieść ochotę - chcę się na własnej skórze przekonać jaka ona jest :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja o metrze za wiele nie mogę powiedzieć, gdyż nie udało mi się nawet doczytać go do końca. Odpadłam gdzieś w 1/3. Nie wiem skąd tyle pochwalnych opinii, dla mnie to była męczarnia.
OdpowiedzUsuńMoim największym zarzutem co do Metra jest to, że choć akcja jest ciekawa, czyta się to tak koszmarnie wolno.... Nie dokończyłam przy pierwszym podejściu, niedługo planuję następne. Ale nie sądzę, żebym miała dołączyć do piewców serii.
OdpowiedzUsuńZ tego co widzę, ja też należałabym do drugiej grupy :( Zrezygnowałam z poznania ksiązki już na samym początku, gdy się pojawiła :)
OdpowiedzUsuńA ja tę książkę wymazałem już z ze swojej listy "Do przeczytania". W ostatnim czasie naczytałem się tyle negatywnych opinii na jej temat, że mam dość. Pewno jest to jedna z tych książek, która miała potencjał, a skończyło się jak zwykle.
OdpowiedzUsuńMnie się ta książka bardzo podobała, więc większości twoich zarzutów nie rozumiem :P Schemat jest, ale w końcu w każdym gatunku są schematy, sztuka żeby były podane odbiorcy ciekawie, co moim zdaniem w tej powieści zostało uczynione. Poza tym to powieść drogi, wiadomo że będzie obfitować w pewne elementy.
OdpowiedzUsuńMnie nie kusi. bo wolę książki o przeszłości:) Przyszłość i jej książkowe wizje mnie przerażają;o
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, jakoś mnie do niej nie ciągnie. Dzięki Twojej recenzji będę omijała tę pozycję szerokim łukiem. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jej jeszcze, ale ciekawią mnie wszelkie wizje przyszłości - więc nie przejdę obok niej obojętnie ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam zarówno "Metro 2033", jak i kontynuację, a także większość dotąd wydanych na naszym rynku powieści wchodzących w skład serii "Uniwersum Metro 2033" (poza "Piterem" Szymuna Wroczka). Dziwię się, że książka aż tak bardzo nie przypadła Ci do gustu. Że nie zauważyłeś więcej plusów poza tym, co wymieniłeś. Wszystko, co zarzucasz autorowi... no cóż, absolutnie się z tym nie zgadzam. Ale to moje zdanie. Jeśli masz ochotę, przeczytaj moją recenzję tej powieści, może wówczas spojrzysz na to nieco inaczej: http://magicznyswiatksiazki.pl/154-metro-2033-dmitry-glukhovsky/
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą, odnośnie "Ewangeli według Artema". Ona NIE MOGŁABY znaleźć się na początku historii z prostej przyczyny - stanowi ona alternatywne zakończenie całej historii, więc jakim cudem mogłabym się znaleźć na początku?...
A ja się tutaj kompletnie nie zgadzam. Według mnie książki Glukhovsky'ego to najlepsze z serii tego "Uniwersum...", reszta mi nie przypadła do gustu, bo była o wiele wiele wiele słabsza i niedopracowana. Ta natomiast była całkiem ciekawa, miała w sobie to coś. Może i akcja rozwijała się dosyć powoli, ale w tym przypadku dla mnie to był atut.
OdpowiedzUsuńO! A ja dotychczas czytałam tylko, że to arcydzieło nad arcydziełami! Teraz dobrze przemyślę, czy sięgnąć po tę książkę...
OdpowiedzUsuńKto wie? Może kiedyś przeczytam, choć powieść trąci mi pseudointelektualizmem.
OdpowiedzUsuńNie ciągnie mnie do tej książki i widzę, że bardzo dobrze, że jej unikam :)
OdpowiedzUsuńA "Piter" Wroczka? Kojarzysz? Bo choć Metra 2033 nie czytałam, to z tą powieścią męczyłam się okrutnie długo, a i tak nie przebrnęłam nawet przez pierwszą połowę... Ale to może nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuń