29 paź 2014

0

Kamil pisze #14 Relacja z 1. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie + DUŻY, POTARGOWY STOS!

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.



CZWARTEK

Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)


 Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.

Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.

PIĄTEK

Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)
Niech żyją!
 Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.

SOBOTA

Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)


Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!

Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.

Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie. 

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)
Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :)
Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.

Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI! 

Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)
Tyle ludziów!
Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.

NIEDZIELA

To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)

Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)

No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)


Od góry:

1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.

2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.

3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.

4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.

5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)

6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!

7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)

8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D

9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)

10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D

11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!

12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D

To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)
Zakładki! Zbieram!
Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)
Autografy!

Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony!
Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz