26 paź 2014

0

Warren Ellis - Wzorzec Zbrodni


Wszyscy żyjemy jeszcze Targami Książki w Krakowie, które tak po prawdzie jeszcze trwają, jednak ja muszę dzisiaj coś opublikować, żeby Was nie zaniedbać! Nie lubię takiej posuchy na blogu i męczącego milczenia, jednak przychodzą czasem takie dni, kiedy na czytanie jest mało czasu, a na pisanie jeszcze mniej. W ostatnich dniach wszyscy żyliśmy targami i związanymi z nimi spotkaniami, zakupami i panelami, których było naprawdę sporo. O tym i ciut innych rzeczach poczytacie w mojej relacji z tego wydarzenia, która pojawi się w połowie tygodnia. Będzie dużo zdjęć i chwalenie się dosłownie wszystkim :P Wracając do recenzji. Warren Ellis napisał kryminał na wskroś amerykański i cały ten kraj aż nas przytłacza. Nie mówię o samej fabule i bohaterach, ale podczas lektury miałem niejednokrotnie ciekawie uczucie, że czytam scenariusz filmowy najnowszego filmu rodem z Hollywood'u. Dlaczego?  John Tallow jest idealnym materiałem na bohatera kryminału. Samotnik, z maniakalnymi przyzwyczajeniami, trochę świr, a na dodatek brutalnie cyniczny i nonszalancki. Tak naprawdę nie wiadomo czego się po nim spodziewać i w sumie od jego drobiazgowości i zamiłowania do szczegółów zaczynają się wszystkie problemy. Kolejna zwykła interwencja u jakiegoś idioty, który nago biega po klatce schodowej. Jednak Tallowi coś nie gra i zaczyna myszkować. Otwiera istną puszkę Pandory, Hades stoi otworem, a wszyscy, nowojorscy policjanci z miejsca zaczynają go nienawidzić. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ta jego cholerna dokładność.  Wzorzec zbrodni nie jest typowym kryminałem, a tak po prawdzie ciężko go takowym nazwać. Niemal na samym początku mamy podane wszystko na tacy i akcja zaczyna biec dwoma torami. Jednym jedziemy razem z Tallowem i jego policyjną ekipą świrów, którzy próbują dopaść szaleńca i go zamknąć, a drugim podążamy razem z mordercą, który robi wszystko by odzyskać swoje trofea. Znamy wszystkie potrzebne informacje, oprócz tej najważniejszej - tożsamości czarnego charakteru, który zna się na swoim fachu jak mało kto. Tak po prawdzie wszystko to sprawia, że nie mamy tutaj klasycznej intrygi kryminalnej, którą muszą rozwikłać zdolni policjanci. Tallow musi rozwiązać tą sprawę, żeby jego cztery litery miały się dobrze i mógł dalej nosić odznakę w kieszeni.  Co najlepsze w tej książce to niezwykły klimat miasta. To tak jakby przewodnik zabrał Cię na wycieczkę po Nowym Jorku i jego mrocznych zakamarkach. Ellis z niewiarygodną dokładnością odwzorowuje swoje miasto jako żyjący byt, który ma swoje tajemnice i wcale nie jest tak łatwo je odkryć. Od samego początku atmosfera staje się gęsta, niemalże depresyjna i ciągle schodzi w coraz mroczniejsze klimaty - to tak jakby chciała nas po prostu przytłoczyć i oszołomić. Ta cała otoczka i genialne opisy miasta sprawiają, że książkę czyta się naprawdę szybko i chce się więcej i więcej.  Język jakim autor opisuje jest na wskroś szary i ponury, dokładnie tak jak Nowy Jork. Liczne wulgaryzmy potęgują tą depresyjną atmosferę, a zarazem są podstawą poczucia humoru Ellisa. Czarnego humoru. Jednak nie opisy, nie fabuła i akcja, a dialogi urzekły mnie najbardziej, bo to one stanowią podstawę opinii, czy dany autor pisać umie i czy jego postaci miałyby szanse w realnym świecie. Tallowi partneruje dwójka świrów - Scarly i Bat. Ich dialogi to prawdziwe smaczki i uciecha dla oka, śmieszne, dwuznaczne, dopiero w ich rozmowach wyczuwamy największe różnice w ich kreacjach, dopiero wtedy możemy powiedzieć wprost, kto jest naszym ulubionym bohaterem.  Do czego mogę się przyczepić? Na ostatnich stronach powieści tempo i napięcie drastycznie spadają, przez co koniec, mimo lekkiej przewidywalności, powinien być skonstruowany jak początek książki. Możecie powiedzieć, że się czepiam i gadam od rzeczy, jednak po tak dobrym początku oczekiwałem jeszcze lepszego końca, więc zrozumcie moje rozczarowanie. Zdarzają się opisy i momenty we Wzorcu zbrodni, które mnie nudziły i czekałem aż autor przejdzie do czegoś o wiele ciekawszego, jednak takich chwil było naprawdę niewiele.  Wzorzec zbrodni to naprawdę niezła książka, którą trudno nazwać kryminałem. Stanowczo odbiega od klasyki, jednak ma z nią wspólnych kilka elementów, jednak ja sklasyfikowałbym ją jako powieść sensacyjną - ot gotowy projekt scenariusza do filmu czy serialu, bawiłbym się na takim świetnie. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do przeczytania książki Ellisa - nudzić się na pewno nie będziecie, ale za to udzieli się Wam przytłaczająca atmosfera miasta, które nie jest wcale takie kolorowe. To właśnie dla takiego klimatu warto przeczytać tę książkę, bo on tu gra pierwsze skrzypce. Polecam!Wszyscy żyjemy jeszcze Targami Książki w Krakowie, które tak po prawdzie jeszcze trwają, jednak ja muszę dzisiaj coś opublikować, żeby Was nie zaniedbać! Nie lubię takiej posuchy na blogu i męczącego milczenia, jednak przychodzą czasem takie dni, kiedy na czytanie jest mało czasu, a na pisanie jeszcze mniej. W ostatnich dniach wszyscy żyliśmy targami i związanymi z nimi spotkaniami, zakupami i panelami, których było naprawdę sporo. O tym i ciut innych rzeczach poczytacie w mojej relacji z tego wydarzenia, która pojawi się w połowie tygodnia. Będzie dużo zdjęć i chwalenie się dosłownie wszystkim :P Wracając do recenzji. Warren Ellis napisał kryminał na wskroś amerykański i cały ten kraj aż nas przytłacza. Nie mówię o samej fabule i bohaterach, ale podczas lektury miałem niejednokrotnie ciekawie uczucie, że czytam scenariusz filmowy najnowszego filmu rodem z Hollywood'u. Dlaczego?


John Tallow jest idealnym materiałem na bohatera kryminału. Samotnik, z maniakalnymi przyzwyczajeniami, trochę świr, a na dodatek brutalnie cyniczny i nonszalancki. Tak naprawdę nie wiadomo czego się po nim spodziewać i w sumie od jego drobiazgowości i zamiłowania do szczegółów zaczynają się wszystkie problemy. Kolejna zwykła interwencja u jakiegoś idioty, który nago biega po klatce schodowej. Jednak Tallowi coś nie gra i zaczyna myszkować. Otwiera istną puszkę Pandory, Hades stoi otworem, a wszyscy, nowojorscy policjanci z miejsca zaczynają go nienawidzić. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ta jego cholerna dokładność.

Wzorzec zbrodni nie jest typowym kryminałem, a tak po prawdzie ciężko go takowym nazwać. Niemal na samym początku mamy podane wszystko na tacy i akcja zaczyna biec dwoma torami. Jednym jedziemy razem z Tallowem i jego policyjną ekipą świrów, którzy próbują dopaść szaleńca i go zamknąć, a drugim podążamy razem z mordercą, który robi wszystko by odzyskać swoje trofea. Znamy wszystkie potrzebne informacje, oprócz tej najważniejszej - tożsamości czarnego charakteru, który zna się na swoim fachu jak mało kto. Tak po prawdzie wszystko to sprawia, że nie mamy tutaj klasycznej intrygi kryminalnej, którą muszą rozwikłać zdolni policjanci. Tallow musi rozwiązać tą sprawę, żeby jego cztery litery miały się dobrze i mógł dalej nosić odznakę w kieszeni.

Co najlepsze w tej książce to niezwykły klimat miasta. To tak jakby przewodnik zabrał Cię na wycieczkę po Nowym Jorku i jego mrocznych zakamarkach. Ellis z niewiarygodną dokładnością odwzorowuje swoje miasto jako żyjący byt, który ma swoje tajemnice i wcale nie jest tak łatwo je odkryć. Od samego początku atmosfera staje się gęsta, niemalże depresyjna i ciągle schodzi w coraz mroczniejsze klimaty - to tak jakby chciała nas po prostu przytłoczyć i oszołomić. Ta cała otoczka i genialne opisy miasta sprawiają, że książkę czyta się naprawdę szybko i chce się więcej i więcej.

Język jakim autor opisuje jest na wskroś szary i ponury, dokładnie tak jak Nowy Jork. Liczne wulgaryzmy potęgują tą depresyjną atmosferę, a zarazem są podstawą poczucia humoru Ellisa. Czarnego humoru. Jednak nie opisy, nie fabuła i akcja, a dialogi urzekły mnie najbardziej, bo to one stanowią podstawę opinii, czy dany autor pisać umie i czy jego postaci miałyby szanse w realnym świecie. Tallowi partneruje dwójka świrów - Scarly i Bat. Ich dialogi to prawdziwe smaczki i uciecha dla oka, śmieszne, dwuznaczne, dopiero w ich rozmowach wyczuwamy największe różnice w ich kreacjach, dopiero wtedy możemy powiedzieć wprost, kto jest naszym ulubionym bohaterem.

Do czego mogę się przyczepić? Na ostatnich stronach powieści tempo i napięcie drastycznie spadają, przez co koniec, mimo lekkiej przewidywalności, powinien być skonstruowany jak początek książki. Możecie powiedzieć, że się czepiam i gadam od rzeczy, jednak po tak dobrym początku oczekiwałem jeszcze lepszego końca, więc zrozumcie moje rozczarowanie. Zdarzają się opisy i momenty we Wzorcu zbrodni, które mnie nudziły i czekałem aż autor przejdzie do czegoś o wiele ciekawszego, jednak takich chwil było naprawdę niewiele.

Wzorzec zbrodni to naprawdę niezła książka, którą trudno nazwać kryminałem. Stanowczo odbiega od klasyki, jednak ma z nią wspólnych kilka elementów, jednak ja sklasyfikowałbym ją jako powieść sensacyjną - ot gotowy projekt scenariusza do filmu czy serialu, bawiłbym się na takim świetnie. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do przeczytania książki Ellisa - nudzić się na pewno nie będziecie, ale za to udzieli się Wam przytłaczająca atmosfera miasta, które nie jest wcale takie kolorowe. To właśnie dla takiego klimatu warto przeczytać tę książkę, bo on tu gra pierwsze skrzypce. Polecam!


Za egzemplarz dziękuję

Wszyscy żyjemy jeszcze Targami Książki w Krakowie, które tak po prawdzie jeszcze trwają, jednak ja muszę dzisiaj coś opublikować, żeby Was nie zaniedbać! Nie lubię takiej posuchy na blogu i męczącego milczenia, jednak przychodzą czasem takie dni, kiedy na czytanie jest mało czasu, a na pisanie jeszcze mniej. W ostatnich dniach wszyscy żyliśmy targami i związanymi z nimi spotkaniami, zakupami i panelami, których było naprawdę sporo. O tym i ciut innych rzeczach poczytacie w mojej relacji z tego wydarzenia, która pojawi się w połowie tygodnia. Będzie dużo zdjęć i chwalenie się dosłownie wszystkim :P Wracając do recenzji. Warren Ellis napisał kryminał na wskroś amerykański i cały ten kraj aż nas przytłacza. Nie mówię o samej fabule i bohaterach, ale podczas lektury miałem niejednokrotnie ciekawie uczucie, że czytam scenariusz filmowy najnowszego filmu rodem z Hollywood'u. Dlaczego?  John Tallow jest idealnym materiałem na bohatera kryminału. Samotnik, z maniakalnymi przyzwyczajeniami, trochę świr, a na dodatek brutalnie cyniczny i nonszalancki. Tak naprawdę nie wiadomo czego się po nim spodziewać i w sumie od jego drobiazgowości i zamiłowania do szczegółów zaczynają się wszystkie problemy. Kolejna zwykła interwencja u jakiegoś idioty, który nago biega po klatce schodowej. Jednak Tallowi coś nie gra i zaczyna myszkować. Otwiera istną puszkę Pandory, Hades stoi otworem, a wszyscy, nowojorscy policjanci z miejsca zaczynają go nienawidzić. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ta jego cholerna dokładność.  Wzorzec zbrodni nie jest typowym kryminałem, a tak po prawdzie ciężko go takowym nazwać. Niemal na samym początku mamy podane wszystko na tacy i akcja zaczyna biec dwoma torami. Jednym jedziemy razem z Tallowem i jego policyjną ekipą świrów, którzy próbują dopaść szaleńca i go zamknąć, a drugim podążamy razem z mordercą, który robi wszystko by odzyskać swoje trofea. Znamy wszystkie potrzebne informacje, oprócz tej najważniejszej - tożsamości czarnego charakteru, który zna się na swoim fachu jak mało kto. Tak po prawdzie wszystko to sprawia, że nie mamy tutaj klasycznej intrygi kryminalnej, którą muszą rozwikłać zdolni policjanci. Tallow musi rozwiązać tą sprawę, żeby jego cztery litery miały się dobrze i mógł dalej nosić odznakę w kieszeni.  Co najlepsze w tej książce to niezwykły klimat miasta. To tak jakby przewodnik zabrał Cię na wycieczkę po Nowym Jorku i jego mrocznych zakamarkach. Ellis z niewiarygodną dokładnością odwzorowuje swoje miasto jako żyjący byt, który ma swoje tajemnice i wcale nie jest tak łatwo je odkryć. Od samego początku atmosfera staje się gęsta, niemalże depresyjna i ciągle schodzi w coraz mroczniejsze klimaty - to tak jakby chciała nas po prostu przytłoczyć i oszołomić. Ta cała otoczka i genialne opisy miasta sprawiają, że książkę czyta się naprawdę szybko i chce się więcej i więcej.  Język jakim autor opisuje jest na wskroś szary i ponury, dokładnie tak jak Nowy Jork. Liczne wulgaryzmy potęgują tą depresyjną atmosferę, a zarazem są podstawą poczucia humoru Ellisa. Czarnego humoru. Jednak nie opisy, nie fabuła i akcja, a dialogi urzekły mnie najbardziej, bo to one stanowią podstawę opinii, czy dany autor pisać umie i czy jego postaci miałyby szanse w realnym świecie. Tallowi partneruje dwójka świrów - Scarly i Bat. Ich dialogi to prawdziwe smaczki i uciecha dla oka, śmieszne, dwuznaczne, dopiero w ich rozmowach wyczuwamy największe różnice w ich kreacjach, dopiero wtedy możemy powiedzieć wprost, kto jest naszym ulubionym bohaterem.  Do czego mogę się przyczepić? Na ostatnich stronach powieści tempo i napięcie drastycznie spadają, przez co koniec, mimo lekkiej przewidywalności, powinien być skonstruowany jak początek książki. Możecie powiedzieć, że się czepiam i gadam od rzeczy, jednak po tak dobrym początku oczekiwałem jeszcze lepszego końca, więc zrozumcie moje rozczarowanie. Zdarzają się opisy i momenty we Wzorcu zbrodni, które mnie nudziły i czekałem aż autor przejdzie do czegoś o wiele ciekawszego, jednak takich chwil było naprawdę niewiele.  Wzorzec zbrodni to naprawdę niezła książka, którą trudno nazwać kryminałem. Stanowczo odbiega od klasyki, jednak ma z nią wspólnych kilka elementów, jednak ja sklasyfikowałbym ją jako powieść sensacyjną - ot gotowy projekt scenariusza do filmu czy serialu, bawiłbym się na takim świetnie. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do przeczytania książki Ellisa - nudzić się na pewno nie będziecie, ale za to udzieli się Wam przytłaczająca atmosfera miasta, które nie jest wcale takie kolorowe. To właśnie dla takiego klimatu warto przeczytać tę książkę, bo on tu gra pierwsze skrzypce. Polecam!
www.wsqn.pl

Wydawnictwo
SQN

Data wydania
4 październik 2014

Liczba stron
296

Ocena
7/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz