Dawno nie było żadnego wywiadu, fakt. Spora okazja nadarzyła się, gdy postanowiłem objąć patronatem książkę Szymona Krug Król Wron. Trwa akcja crowfundingowa, która radzi sobie naprawdę dobrze, jednak zawsze trzeba promować książkę, która zasługuje na wydanie. Chodząc po księgarniach zwykle zwracacie uwagę na autora - kim jest, czym się zajmuję w życiu oprócz pisaniem, skąd on się w ogóle wziął? Krug to niezwykle sympatyczny młody człowiek, który postanowił przekuć swoją pasję w coś, co stale będzie obecne w jego życiu zawodowym. Można powiedzieć, że w dobie lawiny debiutantów, którzy są swoistą papką grafomanów, mój dzisiejszy rozmówca to człowiek świadomy swoich niedoskonałości, który nie sili się na medialny szum i skutecznie skrywa swoją tożsamość. Zapraszam Was na bardzo ciekawy wywiad z autorem książki Król Wron!
Szymon Krug to całkiem nowe nazwisko w polskiej literaturze. Praktycznie nikt Cię nie zna, nie wiem kim jesteś. Większość czytelników czyta blurby z tyłu okładki w których znajdą informację o autorze. Gdybyś miał opisać swoją osobę w paru słowach, jak by to brzmiało?
Mam zbyt osobisty stosunek do przedmiotu tego pytania, więc się niezgrabnie od niego uchylę, cytując co mówią o mnie moi przyjaciele z wydawnictwa: Szymek Krug– właściciel pary czarnych kotów, takiego co zawsze jest zdziwiony i drugiego który nigdy się nie uśmiecha. Lubi kawę i obszerne tomiska literatury klasycznej, poza tym pisze. Od siebie dodam, że nie lubię czekać, potrafię przejść pół miasta, żeby tylko nie stać na czerwonym świetle.
„Król Wron” to książka inna niż wszystkie, można powiedzieć, że na polskim rynku ciężko znaleźć coś podobnego. Skąd taki pomysł? Od czego to się zaczęło?
Chciałem po prostu napisać coś, co sam miałbym ochotę przeczytać, a forma kształtowała się zależnie od treści, a nie odwrotne... Jej charakter został wypracowany, przez trzy lata pisania i przerabiania przeróbek. Efekt końcowy posiada własny charakter jest spójny i w miarę równy, dlatego że tysiące razy wracałem do wątków już zamkniętych, ponieważ np. nie grały mi z końcówką.
Kto wpadł na pomysł wydania książki? To było typowe pisanie do szuflady czy pisałeś z myślą, że kiedyś to wydasz?
Tu chyba rzucę wątek historyczny. Nie różnię się od innych, co do początków samego pisania. Tak jak większość ludzi zawsze coś tam pisałem: do szuflady, dla kogoś, bo musiałem... ale moment, w którym naprawdę zająłem się pisaniem w moim przypadku jest wyraźnie określony.
Byłem kilka lat po studiach i akurat tak mi się w życiu ułożyło, że miałem przed sobą tzw. pustą kartkę. Musiałem zadecydować, co chciałbym robić dalej. I postanowiłem, że zostanę pisarzem. Wydawało mi się, że mogę być w tym dobry. Mam analityczny umysł, całkiem spory zasób wiedzy antropologicznej... Poza tym naprawdę chciałem to zrobić.
Wtedy podporządkowałem życie temu celowi. Pisałem po kilka godzin dziennie, uczyłem się... Dojrzewanie do rzeczywistej pracy zajęło mi dwa lata. Przeczytałem kilka podręczników do pisania autorów, których szanuję i kilka takich, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Z jednych nauczyłem się dużo, a inne, jak ten Kinga, fajnie się czytało. Jednak wyniosłem z niego tylko słuszną niechęć do przysłówków. Z jednej strony to niewiele, z drugiej to jedna z najważniejszych rad pisarskich jaką dostałem w życiu.
Zrobiłem sobie nawet podręcznik o tytule „Co mi się podoba u innych, a co nie i dlaczego” - po raz drugi, trzeci i czwarty czytałem książki i rozkładałem na czynniki pierwsze, wyszukując elementy, których chciałem się nauczyć. Dobry pisarz to złodziej i śmietnikarz i ważne, żeby uświadomić to sobie w miarę wcześnie. Byłem urzeczony sposobem budowania świata w „Przedksiężycowych” Kańtoch. Nietypowymi metodami budowania metafor Gaimana i wręcz siermiężnym, a jednak plastycznym językiem Kinga, a także jego żonglerką czasem, facet robi to wprost genialnie. Próbowałem je dołączyć do narzędzi swojego warsztatu, tak długo aż wypracowałem swój własny styl.
Samo pisanie zacząłem od krótkich form. Scenariuszy komiksów, opowiadań. Król Wron to była pomysł, który występował w jednej z tych wczesnych prac, jako postać drugoplanowa... ale okazał się tak absorbujący, taki ciekawy, że zawiesiłem tamten projekt, a „Król” stał się samodzielnym, niezależnym bytem.
W skrócie - wszystko, co zrobiłem przez ostanie pięć lat było tworzone z myślą o wydaniu. Inna rzecz, że teraz połowy z tych wypocin nie mam zamiaru nie tylko wydać, ale nawet nikomu pokazywać.
Próbowałeś wydać „Króla Wron” w jakimś innym, doświadczonym wydawnictwie?
Przeszło mi to do głowy raz, czy dwa, ale bardzo szybko odrzuciłem ten pomysł. „Król Wron” to debiut, dostałbym za niego grosze, a książka leżałby na najniższych półkach w księgarniach, albo nawet w magazynach i jeśli ktoś nie trafiłby na nią zupełnym przypadkiem, to nie usłyszałby o niej w ogóle. Poza tym straciłbym ją w pewien sposób z rąk, a tak jestem zaangażowany i w dużym stopniu decyzyjny w każdym aspekcie wydania tej książki.
W takim razie kto wpadł na pomysł założenia całkiem nowej instytucji w kraju, w którym jak wiemy czytelnictwo stoi na niskim poziomie, prym na rynku wiodą ugruntowane pozycją wydawnictwa, które nie chcą dzielić się władzą? Sceptycy powiedzieliby, że zostaniecie zjedzeni na przystawkę, a MadMoth Publishing nie ma racji bytu.
To nawet nie był pomysł, wiesz. W którymś momencie pracy doszliśmy do wniosku, że i tak już we czwórkę działamy jak oficyna wydawnicza... jedynym co nam zostało do zrobienia, to założenie jej.
Zgadzam się, że czytelnictwo w Polsce jest w fazie kryzysu, ale jeżeli jest kryzys to znaczy, że coś nie działa, stary system się nie sprawdza - więc jest to najlepszy czas na nowe pomysły.
Uważam, że to co się teraz powoli dzieje na rynku towarów i usług w ogóle, to znaczy jego decentralizacja, tak samo dotyczy rynku książki. I tak jak powstają coraz to nowe manufaktury, np. czekolady, mebli czy piwa, tak samo jest miejsce na „manufaktury książek”.
Nie zrozum mnie źle - nie uważam, że trzeba dążyć do zniknięcia wielkich molochów takich jak Empik, uważam że to fajnie, że w jednym miejscu możesz kupić, co tylko chcesz... One powinny działać jak kulturowa Biedronka, czy Lidl - wszytko na miejscu i tanio. Ale uważam też, że jest miejsce również na małe wydawnictwa i małe księgarnie, w których dostajesz coś innego. Z którymi masz bardziej indywidualną relację, które są charakterystyczne i w jakimś tam sensie twoje.
Przyznam, że udało Ci się kilka razy mnie przestraszyć, a co za tym idzie niesamowicie zainteresować. Lubię dużą dawkę tajemniczości i aury grozy. Z drugiej strony mamy głównego bohatera ze sporym poczuciem humoru i jego specyficznych towarzyszy. Czy taki plan był od początku? Miałeś wykrystalizowany obraz swojej książki i po prostu trzeba było ją napisać, czy historia Adama powstawała etapowo?
„Król Wron” powstał od epilogu – który zresztą pojawi się w następnym tomie, po zakończeniu całej historii. Także tak, wiedziałem w jakim kierunku podąża ta opowieść, ale nie wiedziałem w jaki sposób to się stanie, którędy pójdzie mój bohater, kogo spotka po drodze. Przez ten cały czas nie miałem pojęcia jaki będzie Adam. Jego charakter krystalizował się przez cały okres pracy, nawet doszło do tego, że musiałem odrobinę zmienić jego przeszłość, bo nie pasowała do tego jaki się stał.
Szymon Krug fot. Mateusz Gudel |
go spotyka. Albo to, albo płacz, nie zniósłbym bohatera, który płacze co pięć kartek, więc wybrałem mu taki sposób radzenia sobie z przeciwnościami losu. Tak na marginesie to bardzo trudno było z tym nie przesadzić. Po kilka razy dziennie łapałem się na tym, że robię z mojego bohatera błazna i musiałem przepisywać wszystko na nowo.
Po roku miałem już gotową całą historię, którą zawarłem w tym tomie, każdy dialog i każdą postać... i następne dwa lata dłubałem w tekście, by opowieść stawała się ciekawsza, bardziej konsekwentna, bardziej niezwykła... lepsza. Niektóre postaci kilkakrotnie w tym czasie zmieniły swój wygląd, historię, sposób poruszania się, atrybuty, imię... Jedyne co im pozostało, to rola, jaką spełniają w historii Adama.
W paru miejscach naszła mnie ciekawa myśl. Adam, jego przyjaciel i jego żona to postacie wzorowane na kimś z Twojego otoczenia. Ich kreacje są Twoim pomysłem czy faktycznie czerpałeś z zachowań kogoś bliskiego?
I tak i nie. Zwykle tworzę postacie wokół jakiegoś jednego wątku. Na przykład Eliasz został stworzony z dwóch cech - chciałem, żeby był jednocześnie konkretnym jak i emocjonalnym facetem. Mam przyjaciela, który jest niezwykłym połączeniem tych dwóch wartości, ale to jedyne co ich łączy - mają inną przeszłość, inne doświadczenia, inne relacje z otoczeniem. Są tak naprawdę dwiema zupełnie innymi osobami – ale mają w sobie to ciepło, które tworzy się z tego koktajlu właściwości.
Moim zdaniem to bardzo dobra droga tworzenia. Bierzesz coś co bardzo dobrze znasz, coś bardzo osobistego, podnosisz to do wartości ogólnej, by zobaczyć jakie to jest naprawdę i co oznacza samo w sobie. A potem ściągasz z powrotem – personalizujesz je na nowo w zupełnie innej postaci. Dzięki temu to, co tworzysz jest o wiele bardziej interesujące, już na samym początku posiada swój bardzo indywidualny rodzaj dynamiki.
Mam wrażenie, że jeżeli masz zbyt osobisty stosunek do swojego bohatera, ciężko ci nad nim zapanować. Raz jest lepszy niż powinien, innym razem przedstawiasz go zbyt czarno. Zawsze jest w jakiś tam sposób zakłamany, zaczyna wygłaszać twoje myśli i dramatyzuje. Nuda.
Mógłbyś wymienić kilka tytułów, które ukształtowały Cię jako czytelnika? A może jest jedna taka książka?
Nie mam czegoś takiego jak ulubiona książka, albo autor. Mój gust i strefa zainteresowań bardzo zmieniają się w czasie. Zawsze jest tak, że jak przeczytam coś, co naprawdę mi się spodoba, to chciałbym autora nosić na rękach i tarzać się w ukłonach, ale po jakimś czasie to uczucie blednie i zaczynam interesować się czymś innym.
Jako dzieciak zaczytywałem się książkami przygodowymi, potem przyszła kolej na horrory, s-f, fantasy. Teraz oprócz tego czytam biografie, reportaże, literaturę naukową, komiksy i klasykę. Moim zdaniem trzeba czytać klasykę nawet tylko po to, żeby powiedzieć, że ci się nie podoba. Właściwie czytam wszystko i wszędzie. Z autorów mogę wymienić: Gaimana, Paviča, Bułhakowa, Poe, Dostojewskiego, Różewicza, Czechowa, Scotta, Zelaznego, Pullmana.. i pewnie wielu o których zapomniałem, co będę sobie później wypominał.
Pozwolę sobie zadać najbardziej popularne pytanie skierowane do pisarzy – skąd czerpiesz inspiracje, co najbardziej motywuje Cię do pisania? Piszesz bardzo specyficznie, z dużą dozą ironii i humoru.
Inspirację czerpię dokładnie z tego samego miejsca co ty i cała reszta ludzkości:) Mogę prześledzić drogę powstania większości wątków, ale te drogi nie mają ze sobą za wiele wspólnego. Niektóre powstały z pojedynczej myśli, wspomnienia, jakiegoś zdjęcia. Jeszcze innych szukałem całymi dniami w literaturze, sztuce, mitologii i tak dalej. To nie inspiracje są ważne, ale ilość pracy, jaką się włoży, żeby rozwinąć je w interesujący wątek.
Do pisania motywuje mnie przerośnięte ego i chęć doskonalenia się w materii, jaką dla siebie wybrałem, ale tak naprawdę po kilku latach to jest cześć ciebie. Działasz już w ten sposób, że siadasz przed klawiaturą i przez kilka godzin dziennie pracujesz, kończysz i następnego dnia robisz to samo. Czasami jest to zabawa, czasami przygoda, ale przez 80% czasu jest to zwykła praca.
Każdy pisarz ma swój sposób na wenę – różnie z nią to jest. Czy masz takie miejsce, w którym możesz się wyciszyć i pisać? Czy jednak należysz do grona osób, które każdy pomysł spisują na kartkę papieru i później próbują wplątać do opowieści?
Wiesz co, przez kilka ostatnich lat wszystko co robiłem było podporządkowane pisaniu. Do tego musiałem za coś jeść i gdzieś spać, tak więc chodziłem też do pracy. Więc u mnie wyglądało to tak, że pisałem kiedy się dało. Wstawałem nad ranem, żeby pisać przed praca, robiłem notatki w autobusach, w wolne dni pracowałem do nocy. Po takim poligonie pisarskim teraz pracować twórczo mogę wszędzie i w każdych warunkach. To znaczy wymyślać postacie, dialogi itp... ale do samego pisania potrzebuje względnej ciszy i względnej izolacji. Ale jak jest za cicho i zbyt samotnie to też niedobrze, dlatego mam koty:)
Pracuje zwykle nie więcej niż osiem godzin dziennie, bo potem moje pomysły są coraz gorsze... I taka ciekawostka - dobrze pracuje mi się w pociągach.
Przyznam szczerze, że „Król Wron” zaskoczył mnie nierozwiązanym zakończeniem. Wniosek nasuwa się sam – będą kolejne części. Są one pisane, czy taki plan był od początku i po pierwszej części wyjdą następne?
Tak, wygląda na to, że nie zaznaczyliśmy tego odpowiednio wyraźnie – za co Ciebie i wszystkich przepraszam. Planowo „Król” miał się zamknąć w jednym tomie - nie większym niż trzysta pięćdziesiąt stron. Taką założyliśmy granicę objętościową, bo chcieliśmy książkę, którą będzie wygodnie ze sobą zabrać do pociągu, czy autobusu, albo będzie się dało przeczytać przy jednym posiedzeniu w weekend. Jednak „Król...” rósł tak szybko, że okazało się, że nie da się tego zmieścić w jednym tomie.
Ostatecznie z samego pierwszego tomu wypadało ponad sto pięćdziesiąt stron maszynopisu - w tym tylko 20% zostało przesunięte do drugiej części. I w niej chcielibyśmy zamknąć całą opowieść. Z drugiej strony już tak kiedyś powiedziałem i nic z tego nie wyszło:)
Na początku pisania, moim celem było stworzenie kompletnego świata. Opisany był cały background wszystkich miejsc i postaci, i wiesz co? Tego się nie dało czytać. Było tam tyle wątków, osób, ślepych tropów, że linia opowieści całkowicie znikała z pola widzenia. To co czytałeś jest kompromisem pomiędzy tym co było, a prostą jasną opowieścią.
No i na koniec proszę powiedzieć, czego moi Czytelnicy mogą Ci życzyć w tej bliższej, jak i dalszej przyszłości?
Myślę, że najzwyczajniejszej w świecie możliwości przedstawienia im się bliżej.
Pamiętajcie, że na stronie wspieram.to trwa zbiórka funduszy na realizację marzenia Szymona. Pozwólcie mu je spełnić! Serdecznie Was do tego zachęcam!
0 komentarze:
Prześlij komentarz