Są takie książki, które trzeba znać. Są takie książki, które każdy fan fantasy powinien znać, jeśli chce uważać się za fana gatunku. Takim cyklem jest niewątpliwie historia Czarnej Kompanii napisana przez Glena Cooka. Po raz pierwszy opublikowana w 1984 roku opowieść, w której dopatrzymy się wielu wojennych alegorii, stąd niezwykła popularność książki wśród żołnierzy biorących udział w Wojnie o Zatokę. Już od dawna chciałem ją przeczytać i sprawdzić na własnej skórze, czy faktycznie jest się czym zachwycać - w końcu mi się udało, i z czystym sumieniem mogę Wam powiedzieć jedno - na pewno zbiorę cały cykl, nie ma innej opcji! Zapraszam Was na recenzję pierwszego tomu historii, Kronik Czarnej Kompanii.
Czarna Kompania to grupa najemników, którzy walczą od setek lat po różnych stronach barykady - zależy kto płaci i kto lepiej płaci. Nasuwa się oczywiste pytanie, czy nasi główni bohaterowie są w takim razie postaciami negatywnymi, a całą Kompanię mamy traktować jako bandę zbirów, którzy za kilka złotych monet są w stanie zrobić wszystko. Otóż nie, Kroniki Czarnej Kompanii rozpoczynają cykl inny niż wszystkie. Mówi się, że to klasyka gatunku, że nikt wcześniej nie pisał tak jak Cook, że to on zapoczątkował pewien styl. Pierwsza książka z cyklu to po prostu opowieść o przygodach naszej kompanii, spisana na przestrzeni lat przez niejakiego Konowała. Co za tym idzie?
Subiektywność historii. Możecie powiedzieć, że jak to, przecież Konował to postać fikcyjna. Jasne, zgadzam się, jednak to historia wymyślona przez autora, a nakładając na Konowała kronikarskie brzemię niejako automatycznie ustala główną postać całej książki. To on decyduje co znajdzie się w książce, kto i jak zostanie opisany. Cook zrobił coś, co nikt wcześniej w sferze szeroko pojętej fantastyki - stworzył bohatera, który decyduje niejako za niego, co zapisze w swoich kronikach. Wiem, tą sytuację można analizować bez końca, jednak faktem jest autentyczność całej fabuły - to dzięki Konowałowi wszystko nabiera sensu, jest spójnie i dobrze przedstawione.
Styl i język autora jest niezwykle doniosły i parokrotnie silący się na dosadną epickość. Od początku jesteśmy rzuceni na głęboką wodę i zalewa nas fala poszczególnych postaci i zdarzeń. Język zawarty w książce wspina się na szczyty doniosłości, nawet gdy opisywana sytuacja jest całkiem prozaiczna i zwyczajna - bynajmniej nie przeszkadza to w czytaniu, na każdym kroku jesteśmy uświadamiani, że bierzemy udział w czymś ważnym nie tylko dla kompanii, ale i całego świata.
Akcja pędzi o samego początku, od pierwszych stron jesteśmy świadkami sporej afery, w której, a jakże, swój udział ma Czarna Kompania. Cook, przepraszam, Konował, umiejętnie prowadzi swoją opowieść i zasypuje nas kolejnymi wydarzeniami - nie są one umiejscowione w czasie, one po prostu są i po sobie następują. Wielokrotnie powtarza się spory odstęp między kolejnymi elementami poszczególnych przygód i jest to zaznaczone w jednym zdaniu. Tym sposobem nie jesteśmy karmieni żmudnymi i nudnymi opisami, które nic nie wnoszą do całości opowieści. Inni mogą powiedzieć, że przez taki zabieg nie ma czasu na chwilę wytchnienia, przemyślenia pewnych sytuacji, bo co chwilę coś się dzieje. Cóż, Kroniki nie są bezpodstawnie nazywane klasyką gatunku, prawda?
Kroniki Czarnej Kompanii to specyficzna lektura, niezwykle wymagająca. Od samego początku musimy być nastawieni na wysilanie swoich szarych komórek - to nie jest ckliwa opowiastka dla nastolatek. To potężna historia, pełna zdarzeń i postaci. Dosłownie! Ilość postaci przytłacza, tym bardziej, że nie są one zbyt szczegółowo przedstawiane. Współczesna literatura przyzwyczaiła nas do drobiazgowych analiz wyglądu i charakteru poszczególnych bohaterów. W Kronikach nie ma na to czasu - od początku trzeba nastawić się na wartką akcję, przerywaną na moment krótkim opisem danej postaci. Przez to, i jest to spora trudność, parokrotnie nie mogłem sobie wyobrazić pewnych osób, ich zachować, przypisać do pewnych wzorców. Moja wyobraźnia była wystawiona na ciężką próbę, jednak po kilkudziesięciu stronach przywykłem - w końcu to soczyste dark fantasy. To samo można powiedzieć o miejscu wydarzeń - nie jest określony, świat nie ma nazwy, wiemy, że wszystko dzieje się gdzieś i ma swoje miejsce. To trudny do przyswojenia zabieg, jednak z drugiej strony daje więcej możliwości czytelnikowi - może on umiejscowić Kroniki we własnej wyobraźni.
Dopiero gdy wgryziemy się w całą opowieść, przyzwyczaimy do naszych głównych bohaterów zaczniemy dostrzegać różnice między nimi - każdy polubi dwójkę magów, którzy lubują się we wzajemnym dokuczaniu, Kruk okaże się niezwykle tajemniczym jegomościem, a u Kapitana dostrzeżemy całkiem ludzkie cechy. Kroniki dojrzewają wraz z bohaterami, co jest niezwykle emocjonujące - na początku można uznać Kompanię za bandę zbirów, jednak wraz z postępem fabularnym coraz bardziej się z nimi identyfikujemy, aż w końcu zaczynamy im kibicować.
Niezwykle specyficzny klimat, lekko kronikarski styl, doniosły język, ciekawie skonstruowane postacie - to wszystko, i jeszcze więcej możecie odnaleźć w Kronikach Czarnej Kompanii Glena Cooka. Wszystko jest przemyślane i opisane z niezwykłą precyzją, a cała historia nabiera dodatkowego smaczku, po przeczytaniu ostatnich stron. Pozycja obowiązkowa dla fanów gatunku! Nie przejmujcie się początkowymi trudnościami ze zaznajomieniem się z opowieścią, w Kroniki trzeba się wgryźć, dopiero wtedy poczujecie niezwykła sympatię do wszystkich bohaterów. Pierwszy tom u mnie już leży na półce, czeka na pozostałe - wkrótce się doczeka. Takiej historii nie sposób nie polubić.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję
www.bonito.pl |
Wydawnictwo
Rebis
Data wydania
17 listopada 2009
Liczba stron
920
Ocena
8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz