Wszyscy wiemy, że na temat Korei Północnej nie wiemy zwyczajnie nic. W
Internecie co jakiś czas pojawiają się o absurdalnych informacjach,
jakie można usłyszeć na tamtejszym, jedynym kanale telewizyjnym,
całkowicie kontrolowanym przez władzę. A to, że Korea jest najbardziej szczęśliwym państwem na Ziemi. A to, że Korea jest supermocarstwem i każde obce państwo musi się z nim liczyć. Aż dziwne, że w dzisiejszym świecie utrzymuje się
podobny reżim i opętańcza miłość do ukochanego wodza. Czym jest to spowodowane? Jak naprawdę żyją mieszkańcy KRLD?
Wszyscy znamy historię hitlerowskich Niemiec, drogę Hitlera do władzy,
jego chore wyobrażenie o idealnym kraju i jego społeczeństwie. Znamy
również dzieje Lenina czy Stalina i Rosji, jaka była za czasów
dzierżenia przez nich władzy. Hitler i Stalin to najbardziej znani
dyktatorzy na świecie, którzy w imię swoich racji i przekonań byli w
stanie wydać wyrok śmierci na miliony, bezbronnych cywili. Jednak reżim
to nie tylko te dwie postaci - Castro, Husajn, Kaddafi czy właśnie Kim
Dzong Un to przykłady jak zwykły człowiek, dzięki swoim wpływom i chorym
zapędom są w stanie dojść do władzy i zniewolić cały swój kraj.
Jak w KRLD jest naprawdę? „Tydzień w Korei Północnej” to zapis specyficznej
wyprawy, na którą udał się niemiecki dziennikarz Christian Eistert - czemu tak pojechał nie mam pojęcia, ale o tym później. Dziwi mnie trochę fakt nadania takiego, a nie innego podtytuły całej książce - „1500 kilometrów po najdziwniejszym kraju świata”. Trochę to niesmaczne, gdy weźmiemy pod uwagę ludobójstwa, łagry wypełnione po brzegi, głód, korupcję, reżim i manipulację obywatelem już od jego narodzin. Rozumiecie o czym mówię? Autor automatycznie sugeruje nam, że może będzie wesoło? A może opowie jakiś żart? A może cała książka będzie miała prześmiewczy charakter?
Zapis wyprawy Eisterta niczym się nie wyróżnia na tle innych reportaży - godne przyjęcie, pokazanie państwa jako najszczęśliwszego na świecie, mamienie, że żyje się tutaj godnie. A obok praktycznie bez przerwy idzie za Tobą tłumacz lub wysłannik rządu, pod przykrywką by należycie i z szacunkiem potraktować dziennikarza. W ten oto sposób dostajemy typową, psychologiczną papkę, której miałem dość po parunastu stronach. Autor "Tygodnia w Koreo Północnej" nie skupia się na odwiedzanym państwie, a na sobie i swoich emocjach związanych w wyprawą - z każdą kolejną chwilą popada w obłęd, uważa, że jest śledzony 24 godziny na dobę, spać nie daje mu strach przed rychłym aresztowaniem, widzi truciznę w każdym posiłku. A przecież nie robi nic złego. Skąd takie skrajności? Granie pod publiczkę? Odnoszę wrażenie, że jest to trochę gra, ale ile w tym prawdy? Rodzi się pytanie - po co tam jechał?
Jak już pisałem "Tydzień w Korei Północnej" nie wyróżnia się niczym szczególnym - było takich reportaży bez liku i to o wiele lepszych, przypominających, że KRLD to najbardziej tajemnicze państwo na świecie. Początkujący czytelnik, dopiero zaznajamiający się z tym tematem odnajdzie tutaj ciekawe i warte uwagi informacje. Jednak dla tych, którzy lubią temat KRLD będzie to kolejna nudna i pozbawiona ciekawych uwag lektura, która nie zachwyci. Autor nastawił się na swoje emocje, swoją osobowość i wpływ kraju na turystę z wolnego kraju - jaki tego efekt? Mogłoby się wydawać, że żenujący, jednak może Ty też być popadł w obłęd podczas wizyty w Korei Północnej?
Mimo wszystko, zachęcam byście spróbowali zaznajomić się z książką Eisterta. Może i nie jest odkrywcza, ale przedstawia ciut inne spojrzenie na temat reżimowej Korei Północnej. Poza tym, każdego interesuje wszystko co tajemnicze i niejako niedostępne, a takim właśnie jest to państwo. Jestem ciekaw ile powstanie tego typu książek, zanim cały świat dowie się prawdy? A może KRLD stanie się tak niedostępnym państwem, że tamtejsze władze przestaną wpuszczać na swoje granice kogokolwiek ze świata zewnętrznego?
Za udostępnienie egzemplarza serdecznie dziękuję
Wydawnictwo
Prószyński i S-ka
Data wydania
26 maja 2015
Liczba stron
376
Ocena
5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz