Mogłoby się wydawać, że w literaturze fantasy napisano już wszystko - od skromnych początków Tolkiena i Lewisa, przez tytanów pracy Cooka i Zelaznego, po dzisiejsze, mniej wybitne twory o wampirach i nastolatkach. Wszystko już było można by rzecz, a wymyślenie czegoś nowego i świeżego graniczy, no cóż, z cudem. Andy Remic znany ze swojej miłości do światów z pogranicza science-fiction, sam piszący tego typu książki, postanowił osadzić swój nowo wymyślony świat w tak zwanym dark fantasy. Jak z tego wybrnął? Dlaczego "Legenda Kella" to typowy przeciętniak? O tym przekonacie się czytając ten tekst.
Kell to weteran wojenny, pamiętający wielkie bitwy - odznaczony wielokrotnie za zasługi i odwagę. Czytelnik poznaje go w momencie gotowania zupy dla wnuczki, której chce zapewnić stateczne życie, z dala od jakichkolwiek niebezpieczeństw. Tą słodką sielankę przerywa nagła i brutalna inwazja na Królestwo Falanoru - Kell zmuszony do sięgnięcia po swój topór, przypomina sobie dawne dni i staje się prawdziwą maszynką do zabijania. Los naszego protagonisty, wnuczki i pewnego bawidamka splotą się nierozerwalnie, co może prowadzić do prawdziwej katastrofy.
Na "Legendy Kella" trafiłem zupełnie przez przypadek. Ładna okładka przykuła mój wzrok podczas wyprzedaży książek w pewnej sieci sklepów. Ciekawe wydanie, typowe dla Fabryki Słów, zachęcająca okładka, ciekawa, na pierwszy rzut oka historia i atrakcyjna cena - czego chcieć więcej? Biorę z marszu, mając sporo nadziei na ciekawą opowieść, która mnie pochłonie i to dosłownie. No cóż, wyszło inaczej.
Zacznijmy od kreacji bohaterów, bo to oni są najważniejsi w tej powieści. Kell to typowy zabijaka, charakter niezwykle typowy dla świata literatury fantasy - z jednej strony we współczesnych powieściach z tego gatunku przeważają młodzi herosi, którzy dopiero co odkryli swoje magiczne zdolności, tak z drugiej to właśnie Kell i jego wizerunek są niejako uwielbiane przez pisarzy - uciemiężony, niejako na wojennej emeryturze wojak, który chce zapomnieć o przeszłości, wrócić do normalności i wieść jako takie, spokojne życie. Toż to przecież idealny materiał na nową powieść. I tak jest i tutaj - w "Legendach Kella" wraz z rozwojem powieści poznajemy coraz więcej szczegółów z tytułowego bohatera - ot typowe i przewidywalne zagranie przy tego typu protagonistach. Jego wnuczka to przedstawicielka młodego pokolenia, która wszystko traktuje jak zabawę, dopiero śmiertelne niebezpieczeństwo uświadamia jej co, tak naprawdę grozi całej trójce.
Saarka poznajemy w dość kontrowersyjnej sytuacji - wiele z czytelników piszących parę słów o tej książce narzekało na niejaki seksizm autora i erotyczny wydźwięk "Legend Kella". Niektóre opisy miały niejako dyskredytować płeć piękną i ją poniżać - bzdury, bzdury i jeszcze raz kompletne bzdury - owszem, opisy miłosnych uniesień są dość obrazowe i pokazane w dosłowny sposób, jednak nie jest to ani nic wyjątkowego ani tym bardziej nowego. Takie zagrania ze strony autorów pojawiały się już dużo wcześniej, a czytelnicy jakoś tego nie krytykują.
To co jest niewątpliwym plusem "Legend Kella" to zupełnie nowa, na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że karykaturalna rasa wampirów. Vaszyni, bo o nich mowa to połączenie ludzkich organów, członków i skomplikowanych mechanizmów, które można porównać do.. zegarków. Moje pierwsze wyobrażenie tych postaci to wielki, chodzący zegar z kukułką, jednak Vaszyni udowodnią, że śmiać się z nich nie wypada. Tutaj dochodzimy do następnego wątku całej książki, bo pisarz pozwolił sobie na wprowadzenie historii Anukis, przedstawicielki powyższej rasy, która tak naprawdę jest swoistym zapychaczem , jednocześnie przybliżając nam świat Remica z ciut innej perspektywy.
Krew, trupy, falki, buchająca posoka, latające członki, odrąbywane głowy to w "Legendach Kella" codzienność. Książka jest niebotycznie krwawa i mięsista, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nasi dzielni bohaterowie pakują się z jednych kłopotów w drugie, pozostawiając po sobie, głównie to za sprawą zabijaki Kella, rzekę trupów. To naprawdę męczące, zwłaszcza gdy wspomnę, że cała książka jest utrzymana w tej konwencji - postacie uciekają przed niebezpieczeństwem, jakimś cudem udaje im się wyjść z tego bez szwanku, czas na odpoczynek, podczas którego dowiemy się co nieco o tytułowym bohaterze, kolejna wędrówka i kolejne zagrożenie. I schemat się powtarza. To naprawdę frustrujące, że z dobrze zapowiadającej się historii wyszedł prawdziwy przeciętniak.
Cała oś fabularna i jej schemat jest do bólu przewidywalna i niejako zepchnięta na drugi plan. Owszem, mamy jakieś tło, ktoś napada na królestwo, które kompletnie się nie broni, ktoś coś planuje, używa jakiegoś rodzaju magii, jednak jest to wszytko spłycone, w taki sposób, by skupić się na postach wykreowanych przez autora. Wszystko to ratuje sylwetka Anukis, która potrafi zauroczyć, a jej wątek, mimo że infantylny, potrafi zaskoczyć.
Dobrze opisani bohaterowie, spłycona fabułą, nudna i schematyczna akcja, której powtarzalność aż kłuje w oczy. To główne czynniki mające wpływ na umiejscowienie "Legend Kella" na półce ze zwykłymi przeciętniakami. Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę dobrze - można było stworzyć coś świeżego i ciekawego, niewątpliwym przykładem umiejętności Remica jest nowa rasa wampirów, która po dokładniejszym zapoznaniu staje się ciekawym zjawiskiem w świecie fantasy. Niestety, Kell i jego kompania idą w zapomnienie i wątpię, bym serdecznie polecał komuś tę książkę. Jest wiele innych, dużo lepszych historii.
Wydawnictwo
Fabryka Słów
Data wydania
2 marca 2012
Liczba stron
400
Ocena
5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz