Pamiętacie książkę/film "Gone girl", w której pewnego dnia, pewien facet, wchodzi do swojego domu, a jej żony tam nie ma? Ślady włamania, krew, wkrótce on sam zostaje oskarżony o morderstwo. Jest mrocznie, tajemniczo, czytelnik cały czas jest zwodzony, naprowadzany na ślepy trop. "Dziewczyna z pociągu" była reklamowana jako niezwykły thriller, pełen napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji. Polecające książkę słowa gwiazd gatunku tylko ostrzyły apetyty. Książka biła rekordy popularności na całym świecie, a wydawca sprzedawał nam ją jako prawdziwy dreszczowiec. Czy było zaskakująco? Nie. Czy to dobra książka? Nie. Czy zrobiono nas w balona? Tak.
Po "Dziewczynę z pociągu" sięgnąłem z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że była ona w domu. Ktoś ją kupił i leżała taka nieprzeczytana, więc cóż mogłem zrobić. Drugi był spowodowany prawdziwym hypem na ten tytuł - wszyscy go czytali, było o nim wszędzie, a wysyp recenzji zalał książkową blogosferę. Nie chciałem być gorszy, a poza tym, słowa sław gatunku i pozytywny odbiór czytelników zachęcał i zwiastował naprawdę dobrą historię.
Rachel codziennie rano, o tej samej porze podróżuje do pracy. Codziennie wieczorem wraca tym samym pociągiem. Podczas każdej podróży obserwuje otoczenie, mijane domy, ludzi w oknach. Wymyśla dla nich imiona, układa ich historie życiowe, pokazuje czytelnikowi, że co jak co, ale jej wyobraźnia stoi na bardzo wysokim poziomie. Pewnego dnia wszystko się zmienia, gdy zauważa coś, co zaczyna ją niepokoić. Coś, co zmieni jej życie na zawsze.
W taki sposób, oczywiście mniej więcej mieliśmy reklamowaną tę książkę. Brzmi pysznie, prawda? Można się spodziewać prawdziwej jazdy bez trzymanki, pokręconej intrygi, składnie i dobrze napisanej historii, która wciąga od pierwszych stron. W zamian za to dostaliśmy wylew płaczu i narzekań alkoholiczki, ciągłe próby przypomnienia sobie pewnych wydarzeń, zupełnie przejaskrawione zachowanie głównych bohaterów, które czasami zahacza o groteskę oraz kiepsko poskładany wątek główny, który ani nie zaskakuje ani nie wprowadza powiewu świeżości.
Rachel jest alkoholiczką i z tego powodu postanowiła okłamywać wszystkich naokoło, popadać w obsesję, kręcić się po miasteczku, dawać wszystkim naokoło powody by z niej szydzili i wyśmiewali. Kreacja naszej głównej bohaterki irytuje od pierwszych stron i tak naprawdę to jedyny plus w całej jej charakterystyce - wzbudza konkretną, jedną emocję, którą jest niewyobrażalna wręcz irytacja. Nie wiem jak zachowują się alkoholicy w krajach Wielkiej Brytanii, jednak ludzie, którzy mieli styczność z tym problemem mogą powiedzieć coś innego.
Wszystkie postaci w tej książce są do bólu przejaskrawione i ukazane w fałszywym świetle. Alkoholiczka Rachel, nadpobudliwy Tom, maniakalna Anna, kłamczucha Megan oraz rozwalony psychicznie Scott. Każda z ich dysfunkcji jest przedstawiona w sposób niemalże groteskowy, wyolbrzymiając wszystko co najgorsze do tego stopnia, że nie raz drapałem się w głowę i szukałem sensu w ich działaniach. Psychika bohaterów leży i nie wiem jak ktoś może zachwycać się tymi opisami - kolejny raz użyję słowa "przejaskrawiony" jako najlepiej pasujący przymiotnik do tego obrazu. Bohaterowie miotają się między stronami, nie wiedzą co robią, nie potrafią usprawiedliwić swoich czynów, nic nie pamiętają, wrzeszczą, płaczą, śmieją się, itd, itp. Ciężko doszukać się w tym sensu, a Rachel jako postać to idealny przykład jak nie tworzyć postaci, jej kreacja po kilkunastu stronach staje się nudna, a działania do bólu przewidywalne.
Sam wątek główny jest bardzo typowy dla takiego gatunku jakim jest kryminał. Nie oszukujmy się, jest stworzony i tyle. Bez fajerwerków, jego posuwanie się naprzód w dużej mierze zależy od "rozwoju" postaci Rachel, która jakimś cudem jest w to wszystko uwikłana. Gdzieś około 150 stron przed finałem czytelnik ma do wyboru potencjalnie dwóch podejrzanych, ale przed 100 stroną już śmiało może powiedzieć kto jest tym złym. Nic w tym zaskakującego - sama intryga nie jest czymś szczególnie mózgożernym i nie wymaga od czytelnika stuprocentowej uwagi.
Śmieszą próby autorki naprowadzenia czytelnika na zły trop. W innych powieściach tego typu jest to napisane w sposób subtelny i nie sygnalizujący wprost, że to taki trik, taka sztuczka. Kolejne insynuacje pod adresem konkretnych postaci powinny być obalone przez czytelnika w przedbiegach. Jest to tak wyraźnie zaznaczone, że ciężko, naprawdę ciężko się nie domyślić, co autorka właśnie chce zrobić. Ekspresyjność postaci jest nienaturalna i w pewnych momentach zastanawiałem się czy autorka "Dziewczyny z pociągu" na pewno wiedziała co pisze. Stąd pewna zależność w samej książce, ci bardziej uważni czytelnicy, już po skończonej lekturze mogą powiedzieć w jaki sposób można się wcześniej domyślić kto jest tym złym.
Jeśli podobała Ci "Dziewczyna z pociągu", cóż, może jesteś masochistą lub po prostu lubisz takie opowiastki o dzielnej alkoholiczce, która dzięki nieszczęściu innych ludzi zyskuje nadzieje na lepsze życie. Słaby wątek główny, śmieszne próby i haczyki autorki, która w nieudolny sposób próbuje zmylić czytelnika, jeszcze gorsze kreacje bohaterów, którzy od samego początku wydają się być z innej planety, a ich psychiczne opisy są kompletnie niedopracowane. Czy w "Dziewczynie z pociągu" jest coś dobrego? Owszem, dowiesz się jak książek nie pisać. Chyba że napiszesz słabą książkę, zapłacisz komu trzeba, żeby ją polecił i możesz się pakować na wakacje na Bahamach.
Wydawnictwo
Świat Książki
Data wydania
2015
Liczba stron
327
Ocena
2/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz