29 kwi 2014

17 Comments

Kamil pisze #3 czyli jak spędziłem Światowy Dzień Książki

Kamil Pisze Kamil Czyta Książki

W dniach 23-24 kwietnia odbył się Małopolski Dzień Książki pod hasłem Książka i Róża. Ponadto 25 kwietnia odbyła się Katalońska Noc w Bibliotece, niejako podsumowanie dni książki i hołd w stronę inicjatorów międzynarodowej akcji, która zrodziła się właśnie w Katalonii. Pisałem już o tym wcześniej, jak i o tym, że wybiorę się do Wojewódzkiej Biblioteki, przekonać się, jakie atrakcje przygotowała. Jednak bardziej ciekawili mnie uczestnicy tych dni, czyli my, zwykli czytelnicy. Jacy są krakowscy książkofile? Co czytają? Ile mają lat? Chciałem odpowiedzieć Wam na pytania. Choćbym bardzo chciał, nie uda mi się. Dlaczego?


Uczestników było za mało. Niestety muszę z przykrością stwierdzić, że czytamy mało albo wcale. Przeważająca część osób spotkanych w Bibliotece to studenci, którzy po prostu przyszli tam by wypożyczyć jakąś książkę, albo poczytać w zaciszu czytelni. Inna grupa to dzieci w wieku uczniów szkoły podstawowej, które zostały przyprowadzone przez swoich nauczycieli by stawić się na rozdaniu nagród w konkursach plastycznych. Przy okazji zostały oprowadzone po całej bibliotece, co sądząc po minach wielu, nie było ich największym marzeniem. Trzecia grupa to ludzie starsi ode mnie o co najmniej 30 lat, którzy przyszli na spotkanie z jednym z autorów albo chcieli kupić, wymienić książki, wcale już nie najnowsze.


No właśnie, książki. W tych dniach był organizowany kiermasz książek wycofanych z Biblioteki, a w piątek wymiana książkowa: przyniosłeś książkę starszą niż z 1995? Możesz zabrać jedną pozycję również sprzed tego roku. Osobiście przyniosłem jedną powieść, bodajże z 2007 roku, która nie zachwyciła mnie ani treścią ani formą. Postanowiłem, że wezmę ją ze sobą, a nuż znajdzie się ktoś komu się spodoba i postawi ją na półce z etykietą „Best of the best”. Kiermasz zaczął się o 20. Byłem na miejscu o 20:15. Książek nowszych  już nie było, a z podsłuchanej rozmowy wynikło, że takich pozycji było ledwie kilka. Przeważały oczywiście starsze, których nikt nie kojarzył, a okładki pozostawiały wiele do życzenia. Zawiedziony, zabrałem swoją książkę z powrotem do domu.


Wracając do kiermaszu. Pozycji do zabrania było bardzo malutko. Przeważały te skierowane dla dzieci, albo w obcym języku, w większości bardzo stare i zniszczone. Podobnie jak podczas książkowej wymiany, te najlepsze i najlepiej zachowane egzemplarze rozeszły się w mgnieniu oka. Mnie jako entuzjasty fantastyki nie zainteresowała ani jedna pozycja, ale z braku laku kupiłem jedną, bo jak to tak wyjść z biblioteki bez książki? I tutaj duży plus dla organizatorów, do każdego zakupu książki dołączali czerwoną różę, jakby na potwierdzenie hasła przewodniego tych dni. Tak samo przy głównym wejściu do biblioteki rozdawane były ulotki i ciasteczka z wróżbą, a raczej z najbardziej sławnymi sentencjami znanych pisarzy. Pomysł świetny, ale jak wszystko, tak i ciasteczka skończyły się bardzo szybko.


Ubolewam nad reklamą tego wydarzenia. Gdybym nie poszedł do pobliskiego sklepu, i gdyby w tym
Kamil Pisze Kamil Czyta Książki
samym budynku na piętrze nie było biblioteki nigdy bym się o tym wydarzeniu nie dowiedział. Wielki plakat z brudnej szyby głosił, że w tych i tych dniach odbędzie się to i to, serdecznie zapraszamy, a na drugim, równie dużym plakacie widniała długa lista małych i mniejszych księgarń, antykwariatów, które w tych dniach obniżą swoje ceny o 10%. Ten pomysł równie był świetny, ale no! Czemu organizatorzy nie zabiegali o partnerstwo innych, większych księgarń, przez które przewija się spora liczba osób w każdym wieku? Czemu te plakaty nie zwracały mojej uwagi w centrum miasta?!


Ponarzekałem, pomarudziłem, ale żeby nie być taki zły, powiem Wam co było pozytywnego. Spotkania z autorami. Na jednym nie mogłem być, jednak na to ważniejsze, z profesorem Jerzym Stuhrem  wybrałem się z wielkimi nadziejami. Pierwsze wrażenie? Myślałem, że ludzi będzie więcej. Drugie to takie, że chyba większość Krakusów widziało na żywo profesora, bo sam akcentował swoje przywiązanie do Krakowa, jednak ja, mały, skromny człowiek z małego miasta widziałem go po raz pierwszy w życiu na żywo. Spotkanie było świetne, profesjonalnie prowadzone, żałujcie, że nie byliście :D


Trzeci i ostatni dzień był moim zdaniem najciekawszy. Więcej ludzi, więcej atrakcji, więcej naprawdę fajnych (nie bójmy się użyć tego słowa :D) pomysłów. Od początku akcji, czyli godziny 19 przez sale Biblioteki niósł się szum muzyki w wykonaniu zespołu S@S, dzieciaki biegały po gmachu bawiąc się i radośnie krzycząc, kobiety mogły posłuchać o hiszpańskiej sztuce i kuchni, a mężczyźni oglądać panie tańczące z chustą. Najlepszy dzień, urozmaicony do granic możliwości, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W ten jeden wieczór czuć było, że Biblioteka żyje i ma się dobrze. Tylko szkoda, że poprzednie dni takie nie były.


Na koniec wyrażę szczerą nadzieję, że następna edycja tego wydarzenia będzie jeszcze lepsza, urozmaicona o dodatkowe atrakcje, z garścią świeżych pomysłów i ciut innym czasie, bo wybór godzin poszczególnych warsztatów i spotkań nie był komfortowy dla większości (pracujących) ludzi, może i przez to frekwencja była taka niska. Niemniej jednak należy się ukłon w stronę organizatorów, za to, że ciągle działają by kolejne Dni Książki były lepsze od poprzednich i starają się urozmaicić nam te dni. Tylko szkoda, że czytelników coraz mniej..