Taką mieszankę proponuje nam Matt Richtel - w 2010 nagrodzony nagrodą Pulitzera, pracuje dla New York Times'a. Zabawka Diabła to jego druga książka, jednak pierwsza o przygodach Nata Idle'a - początkującego redaktora, utrzymującego się z pisania na blogu (kto z nas by tak nie chciał?). Autor stworzył książkę wyjątkową, utrzymującą napięcie, ale przede wszystkim zaskakującą nowatorskim pomysłem. Pamięć ludzka jest najbardziej skomplikowanym mechanizmem na świecie, o którym wciąż wiemy zbyt mało. Na zapamiętywanie różnych rzeczy ma wpływ wiele, ważnych czynników, o których zwykłych człowiek nie ma pojęcia. Nigdy nie zastanawialiście się jak to jest, że nasz znajomy pamięta, i to bardzo dobrze niektóre wydarzenia z jego dzieciństwa, a drugi nie może zapamiętać co jadł przedwczoraj na obiad? Richtel porusza bardzo ważną kwestię w dzisiejszym świecie - czy nasze przywiązanie do internetu, smsów, e-maili, smartfonów i innych technologicznych zabawek jest tak duże, że wpływa znacząco na nasze zdrowie?
Cały czas podczas czytanie powieści Richtela miałem wrażenie, że biorę udział w jakimś amerykańskim filmie sensacyjnym. Wiele się nie pomyliłem, bo Zabawka diabła jest pełna pościgów, wybuchów i strzelanin, ale o tym później. Fabularna strona powieści trzyma poziom, choć czasem wydaje się ciut przekoloryzowana i naciągana, a co gorsze śmieszna. Wyobraźcie sobie trzydziestoletniego mężczyznę, z plecakiem na laptopa na plecach, pędzącego chodnikiem ze swoją osiemdziesięcioletnią babcią, która mamrocze niezrozumiałe słowa sama do siebie. Kadr wyjęty z jakiejś komedii, a nie poważnego thrillera. Jednak autor pokazuje nam, że tego typu relacja jest niezwykle istotna, bo prowadzi nas przez ulice San Francisco, aż do słynnej Doliny Krzemowej, która skrywa niejedną tajemnicę.
Nat Idle jest blogerem medycznym - publikuje notki na tematy związane z medycznymi innowacjami, sposobami terapii, nowymi lekami i wszystkim co tylko zahacza o medycynę. Jest typowym dziennikarzem, pismakiem, który goni po całym mieście za tanią sensacją i spiskiem, byleby to sprzedać i mieć za co żyć. Co jakiś czas odwiedza swoją babcię, która przebywa w specjalnym ośrodku dla cierpiących na starczą demencję. Nat nie jest idealnym wnukiem, choć w przeszłości babcia była jedną z najważniejszych osób w jego życiu - teraz odwiedza ją nieregularnie, zalega z opłatami za ośrodek. Dopiero pewne wydarzenia w parku potwierdzą jego najgorsze obawy - jego babcia jest zamieszana w jakąś grubą aferę techniczno-medyczną, która może zmienić patrzenie człowieka na współczesne możliwości medycyny. Zaczyna się szaleńcza podróż po mieście, w poszukiwaniu odpowiedzi, nieraz będąc ofiarą śledzenia, strzelanin i porwań.
Tutaj rodzi się pytanie. Nie wiem czy autor miał taki zamiar, jednak ja cały czas się zastanawiałem czym tak naprawdę kieruje się Nat Idle w swoich poczynaniach. Czy tak naprawdę zależy mu na bezwzględnym bezpieczeństwie babci, czy jednak wypływa z niego podrzędna natura dziennikarzyny od siedmiu boleści, która chce odkryć i opublikować wielki spisek, tak by do końca życia pływać w luksusie. Przyznam szczerze, że niektóre decyzje blogera były dla mnie niezrozumiałe i w takich momentach kląłem potężnie pod jego adresem, że zwyczajnie ma gdzieś zdrowie swojej babci.
Zabawka diabła to bardzo dobry thriller, wypływający spoza ram gatunku. Autor w pewnym momencie skupia się na nowinkach technologiczno - medycznych, które wpływają na nasze umysły. Z medycyną mam niewiele wspólnego, jednak z informatyką bliżej mi po drodze, przez co nieraz odnajdywałem w autorze niezłego eksperta w tej dziedzinie. Wierzcie mi, żeby wymyślić taką fabułę, tego typu kodowanie wiadomości, bazowanie na prostym kodzie binarnym, dla większości niezrozumiałym - trzeba mieć łeb jak sklep. Strona fabularna jest dopracowana do każdego szczegółu, widać, że autor od początku wiedział o czym pisze, i jak poprowadzi swojego bohatera. Lubię takie rozwiązania, wiem o czym pisarz pisze i co chce mi przekazać. Za to duży plus.
Akcja pędzi łeb na szyję. Dlatego mówiłem wcześniej, że czułem się jak w jakimś filmie. Od początkowych stron zostajemy wrzuceni w wir rozmaitych wydarzeń, postaci i informacji, od których może głowa rozboleć. I to jest plus i minus jednocześnie, bo znajdą się czytelnicy, którzy lubią stonowane i ciche początki, chcą wsiąknąć w powieść, zrozumieć zamysł autora, wgryźć się w jego styl. U Richtela wygląda to zupełnie inaczej - jego styl, język, zamysł i inne tego typu rzeczy poznajesz w trakcie trwania akcji, niejednokrotnie pokręconej i zawiłej. Pełno tutaj strzelanin, spisków, wybuchów, zjawiskowych pościgów - w tym wszystkim nie tracimy wątku, bo wszystko jest dopracowane i przemyślane. Dodatkowym plusem dla nas, blogerów jest postać głównego bohatera, czyli też blogera, który na dodatek z tego się utrzymuje - od razu czujemy do niego nić sympatii i zrozumienia, zwłaszcza przy rozwiązywaniu niektórych problemów.
Nieco gorzej wypada umiejętność podtrzymywania napięcia. Jak już wspominałem akcja pędzi jak szalona, jednak gdy już zwolni to tak potężnie, że błagałem autora by przestał rozpisywać dygresje głównego bohatera, jego rozterki i dziwaczne przemyślenia, tylko zajął się tym co wychodzi mu najlepiej - prowadzeniem zwariowanej akcji. W połowie książki gdzieś ginie szybkie i wartkie prowadzenia nas za rączkę i zaczynają się domysły - akcja zwalnia, by ustąpić pewnej zagadce, która będzie nas męczyć aż do końca. Czujemy od samego początku, że autor książki jest profesjonalnym dziennikarzem - obytym w temacie, znający wyśmienicie środowisko, o którym pisze i mający pomysł na swojego bohatera i fabułę.
Wiecie, że nie lubię narracji pierwszoosobowej. Przy okazji recenzji Igrzysk śmierci wspominałem, że czytało mi się to ciężko i nużąco. Tutaj wypadło to ciut lepiej, jednak dalej podtrzymuje moje stanowisko, że moim ulubionym rozwiązaniem narracyjnym jest prowadzenie jej w trzeciej osobie. Nie jest to minus książki, bo każdy woli co innego, jednak przestrzegam zwolenników tego co ja - może być ciężko. Tak samo zwracam uwagę czytelników nastawionych na thrillery mroczne i skomplikowane. Czytając Zabawkę diabła będziecie rozczarowani - jedyna tajemnica to to, co tak naprawdę robi Krucjata Ludzkiej Pamięci. Wszystko inne mamy wyłożone jak na talerzu, nie ma określonego głównego, czarnego bohatera, atmosfera nas nie dusi, nie powoduje dreszczyku na karku, włosy nie stają dęba.
Puenta jak i zakończenie jest naprawdę niezłe i niespotykane. Nie mamy tutaj przechwałek i nieprawdopodobnych wyczynów Nata, ani nadludzkiej siły w jego wykonaniu. Wniosek jest jeden i skupia się na naszym społeczeństwie, naszej technologicznej przynależności i radą by każdy z osobna zastanowił się do czego zmierza. Niezwykle mądre i ciekawe zakończenie książki, która po kilku pierwszych stronach mogła się wydawać pospolitym, amerykańskim gniotem. Jednak autor pokazuje, że pisać umie, a łeb ma nie od parady, przez co mogę tę książkę polecić każdemu, bez względu na wiek i płeć, czy lubisz nowinki techniczne czy nie, czy interesuje Cię medycyna czy nie, czy korzystasz z bloga i innych mediów społecznościowych czy nie. Przeczytaj tę powieść, a wniosek sam wysnujesz.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwo
Akurat
Data wydania
2014
Liczba stron
528
Ocena
7/10
Książka wydaje się być naprawdę ciekawa, dodatkowym plusem jest to, że główny bohater bloguje :) Od razu się człowiek utożsamia! Dopisuję ją do mojej listy "koniecznie przeczytać". Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDla mnie ta książka jest jednym wielkim chaosem, a że thrillerów nie czytałam nigdy - ten spełnił moje oczekiwania. Napięcia nie odczułam, ale wnioski wyciagnęłam. Na pewno sięgnę po kolejne powieści autora.
OdpowiedzUsuńHm... po Twojej recenzji mam mieszane uczucia ;) Denerwuje mnie chyba najbardziej ta irracjonalność głównych postaci - podrzędny dziennikarzyna, bawiący się w detektywa i babcia, zamieszana w jakąś aferę medyczno-techniczną... Coś mi tu po prostu mocno, bardzo mocno zgrzyta ;) Może sama powieść jest ok, jak napisałeś, polecasz, bo można z niej coś fajnego wyciągnąć, ale raczej się nie skuszę :) Chyba że wpadnie mi sama w ręce przy okazji jakiegoś konkursu, czy coś, to może wtedy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
przyznaję się- skusiłeś mnie, więc poszukam tej książki gdzieś w swojej okolicy. ;) połączenie wydaje mi się tak abstrakcyjne (w sensie bloger, babcia, medycyna), że aż mnie korci, żeby to przeczytać. a jak przeczytam, to wrócę i dam znać, jakie ja mam przemyślenia. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
http://poprostumadusia.blogspot.com/
Ocena niby wysoka, a ja po przeczytaniu recenzji czuję się do książki zniechęcona. Zapewne chodzi o nieprzemyślane działa bohatera i nierównomiernie poprowadzona akcja - nie przepadam za tym. Jednak jeśli chodzi o narrację pierwszoosobową, to dla mnie nie ma problemu. Na początku tylko takie książki czytałam.
OdpowiedzUsuńZ "Zabawką diabła" to ja się raczej nie pobawię, a głównemu bohaterowi zazdroszczę, że się utrzymuje z blogowania. ;)
Zapraszam do nas: http://www.blaskksiazek.pl/
I Ty też twierdzisz, że to dobry thiller... Coś widocznie ma w sobie. Dziś poszukam...
OdpowiedzUsuńOceniam tak samo jak Ty :) Bardzo dobry thriller ze świetnym, oryginalnym duetem ;)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę już u siebie, więc cieszę się, że wypada całkiem nieźle, bo nie chciałabym tracić czasu na jakiś niewypał. Jestem ciekawa w co też wplątała się biedna staruszka, ale do głównego bohatera na razie nie czuje wielkiej sympatii, z Twojej recenzji wyłania się obraz takiego typowego cwaniaczka, co to pomoże tylko jak będzie w tym widział korzyść dla siebie. Obym się myliła, bo jednak lubię sympatyzować z główną postacią a nie ją hejtować :P
OdpowiedzUsuńPS. Podoba mi się, że piszesz coraz dłuższe recenzje, lubię jak jest o czym poczytać :)
Też nie lubię narracji pierwszoosobowej i rzadko sięgam po takie powieści. A jeśli chodzi o thrillery, no cóż. Jakoś nigdy mnie do nich nie ciągnęło, ale gdy tylko przyjdzie mi ochota na taki gatunek, na pewno zajrzę do "Zabawki diabła", bo wyglada interesująco ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń