19 gru 2014

0

Endgame. Miało być epicko, a wyszło jak zawsze. Czy wszystkie młodzieżówki to gnioty?



Gdzieś na Ziemi jest ukryte 3 miliony zielonych. Wystarczy przeczytać książkę, poszukać w nich zagadek, wskazówek, rozwiązać je i jeśli dobrze pokombinowaliśmy, to powinniśmy zgarnąć główną nagrodę. Marzenia ściętej głowy. Autorzy książki Endgame postawili sobie za punkt honoru, by napisać tak swoją powieść, by nikt nie wiedział o co chodzi, a pieniądze leżały sobie bezpiecznie gdzieś na świecie. Zamysł marketingowy genialny i to tylko dowodzi, że w dzisiejszych czasach możesz sprzedać niemal wszystko, ale tylko wtedy gdy do gry wejdą pieniądze. Dużo pieniędzy. Tak też i było z książką Freya - akcja promocyjna na cały świat, równoczesna premiera w wielu państwach, tragiczne wymogi druku no i oczywiście główna nagroda. Brzmi wspaniale, prawda? Nie dajcie się zwieźć Endgame to książką słaba. Do bólu.   Wypada zacząć od fabuły, która.. po prostu jest. Nie jest nowym pomysłem, niczym się nie wyróżnia, nie wprowadza jakichś innowacji do tego typu książek. Jak na amerykańską młodzieżówkę przystało zaczyna się iście hardcorowo i na Ziemię spada 12 meteorytów. Na całym globie wybuch panika, domysłów i nowych teorii spiskowych nie ma końca. Dla dwunastu śmiałków to znak, że zaczyna się coś, na co czekali całe swoje życie. Endgame. Tajemnicze słowo, którego znaczenia czytelnik może się jedynie domyślać. Z lakonicznych wypowiedzi Graczy wynika, że (jak to zwykle bywa) jest to gra, w której może być jeden zwycięzca (szok!), który ocali swój ród i rozpocznie nową cywilizację. Taaa.  No cóż. Bohaterowie, a raczej Gracze, których przeznaczeniem jest udział w Endgame są z pozoru zwykłymi nastolatkami. Umiejscowienie ich w zwykłych społecznościach, czy to mniejszych czy większych jest kompletnie pozbawione sensu, bo sami Gracze wydają się niezwyciężonymi Herculesami, którzy mogą wszystko. Może to tak nie boli, jednak autorzy nadali im tak cechy, który w ogóle nie pasują do ich osobowości. Mamy dziewczynę, której nikt nie widzi, chociaż ma na sobie czerwoną perukę, niebieską spódniczkę; szkolnego prymusa, który tworzy ogień z lodu, walczy z dzikimi i krwiożerczymi bestiami gołymi rękoma; mordercę - idiotę, który mimo wieloletniego, wyczerpującego treningu daje sobie odciąć rękę. Poza tym, wszyscy bohaterowie wydają się niepokonani do tego stopnia, że ich (możliwe) śmierci są .. karykaturalne i pozbawione emocji.  Wszystko to podane jest na tacy wypełnionej naiwnością i płytkością, jaką odznaczają się amerykańscy nastolatkowie, którzy nie wiedzą kiedy wybuchła druga Wojna Światowa, gdzie leży Francja i skąd się wziął Jezus Chrystus. Taka właśnie jest ta książka - pisana specjalne pod naiwną i debilną społeczność odbiorców, którzy przyjmą wszystko co im się poda, byle tylko można było coś wygrać. Nie chcę nikogo urazić, ale sposób pisania i styl prowadzenia powieści jest do bólu przewidywalny - gdy tylko poznamy poszczególnych bohaterów, od razu można powiedzieć co stanie się z każdym z nich.   Wszystko dzieje się nagle i szybko. Jakby autorzy mieli masę pomysłów i postanowili umieścić wszystkie w jednej książce. Niestety ogólne wrażenie wychodzi raczej kiepskie i wątpię by ktokolwiek dał się nabrać na usilne utrzymywanie szybkiego tempa, gdzie tak naprawdę nie dzieje się nic. Mamy wybuchy, strzelaniny, krew i ogólną rąbaninę, ale to wszystko wygląda na tani film klasy C, gdzie autor ma pomysł, ale to budżet za niski, to producentów nie ma. Jestem przekonany, że ktoś na pewno nakręci film na podstawie Endgame, ale do kina na pewno nie pójdę - mam to samo, tylko że na papierze, a na wielkim ekranie nie będzie to wyglądało lepiej.  Osobną kwestią są same zagadki i wskazówki,które mają podobno pomóc nam w odnalezieniu głównej nagrody. Jeśli lubicie szyfry, zagadki logiczne, obrazki, dane liczbowe podane z kilkoma cyframi po przecinku - bierzcie w ciemno. Jest tego tyle, że rozboli Was głowa. Co się tyczy zwykłych Kamilów, jakim jestem ja - omijałem w większości te głupoty i niezrozumiałe rysunki, bo ani to śmieszne, ani interesujące. Wszystko podane jako odgrzewana papka, tyle tylko, że możliwych miejsc, w których poukrywane są poszczególne wskazówki jest ponad 1000 - na całym świecie oczywiście. Dodatkowy problem, że dla zwykłego czytelnika takie zagadki są sporym utrudnieniem w odbiorze tekstu i tylko przeszkadzają. Wątpię by była spora liczba osób, która wie o co tam chodzi i rozumie te głupoty.  I na deser - skład i łamanie tekstu. Masakra. Rozumiem, że to wymóg wydawcy oryginału. że to może, ale nie musi pomóc w rozwiązywaniu zagadek. No, ale brak wcięć akapitowych nie zdzierżę i nie ma się co oszukiwać - niewyjustowany tekst czyta się niezwykle trudno, przez co Endgame nie da się czytać dłużej niż półgodziny. Zwłaszcza, że książka ma blisko 500 stron.  Pomysł może i był dobry. Zamiar autorów również. Swoją drogą niewiele jest takich przedsięwzięć, które łączą literaturę z rozgrywką. Może i są organizowane gry miejskie, w których można coś wygrać, ale 3 miliony dolarów? To nie w kij dmuchał, i każdy z nas sprawiłby sobie niezłe kieszonkowe. Jednak dla ludzi, którzy nałogowo czytają fantastykę to będzie zwykły chwyt marketingowy. Gorzej, Endgame nie prezentuje sobą nic, czego byśmy już nie znali - wszystkie możliwe schematy zostały powielone i pokazane w znany nam wszystkim sposób. Dla mnie była to droga przez mękę i nie polecałbym tej książki nikomu. No chyba, że jesteście gotowi latać po świecie, by wygrać 3 000 000 dolarów. Wtedy bierzcie śmiałoGdzieś na Ziemi jest ukryte 3 miliony zielonych. Wystarczy przeczytać książkę, poszukać w nich zagadek, wskazówek, rozwiązać je i jeśli dobrze pokombinowaliśmy, to powinniśmy zgarnąć główną nagrodę. Marzenia ściętej głowy. Autorzy książki Endgame postawili sobie za punkt honoru, by napisać tak swoją powieść, by nikt nie wiedział o co chodzi, a pieniądze leżały sobie bezpiecznie gdzieś na świecie. Zamysł marketingowy genialny i to tylko dowodzi, że w dzisiejszych czasach możesz sprzedać niemal wszystko, ale tylko wtedy gdy do gry wejdą pieniądze. Dużo pieniędzy. Tak też i było z książką Freya - akcja promocyjna na cały świat, równoczesna premiera w wielu państwach, tragiczne wymogi druku no i oczywiście główna nagroda. Brzmi wspaniale, prawda? Nie dajcie się zwieźć Endgame to książką słaba. Do bólu.


Wypada zacząć od fabuły, która.. po prostu jest. Nie jest nowym pomysłem, niczym się nie wyróżnia, nie wprowadza jakichś innowacji do tego typu książek. Jak na amerykańską młodzieżówkę przystało zaczyna się iście hardcorowo i na Ziemię spada 12 meteorytów. Na całym globie wybuch panika, domysłów i nowych teorii spiskowych nie ma końca. Dla dwunastu śmiałków to znak, że zaczyna się coś, na co czekali całe swoje życie. Endgame. Tajemnicze słowo, którego znaczenia czytelnik może się jedynie domyślać. Z lakonicznych wypowiedzi Graczy wynika, że (jak to zwykle bywa) jest to gra, w której może być jeden zwycięzca (szok!), który ocali swój ród i rozpocznie nową cywilizację. Taaa.

No cóż. Bohaterowie, a raczej Gracze, których przeznaczeniem jest udział w Endgame są z pozoru zwykłymi nastolatkami. Umiejscowienie ich w zwykłych społecznościach, czy to mniejszych czy większych jest kompletnie pozbawione sensu, bo sami Gracze wydają się niezwyciężonymi Herculesami, którzy mogą wszystko. Może to tak nie boli, jednak autorzy nadali im tak cechy, który w ogóle nie pasują do ich osobowości. Mamy dziewczynę, której nikt nie widzi, chociaż ma na sobie czerwoną perukę, niebieską spódniczkę; szkolnego prymusa, który tworzy ogień z lodu, walczy z dzikimi i krwiożerczymi bestiami gołymi rękoma; mordercę - idiotę, który mimo wieloletniego, wyczerpującego treningu daje sobie odciąć rękę. Poza tym, wszyscy bohaterowie wydają się niepokonani do tego stopnia, że ich (możliwe) śmierci są .. karykaturalne i pozbawione emocji.

Wszystko to podane jest na tacy wypełnionej naiwnością i płytkością, jaką odznaczają się amerykańscy nastolatkowie, którzy nie wiedzą kiedy wybuchła druga Wojna Światowa, gdzie leży Francja i skąd się wziął Jezus Chrystus. Taka właśnie jest ta książka - pisana specjalne pod naiwną i debilną społeczność odbiorców, którzy przyjmą wszystko co im się poda, byle tylko można było coś wygrać. Nie chcę nikogo urazić, ale sposób pisania i styl prowadzenia powieści jest do bólu przewidywalny - gdy tylko poznamy poszczególnych bohaterów, od razu można powiedzieć co stanie się z każdym z nich. 

Wszystko dzieje się nagle i szybko. Jakby autorzy mieli masę pomysłów i postanowili umieścić wszystkie w jednej książce. Niestety ogólne wrażenie wychodzi raczej kiepskie i wątpię by ktokolwiek dał się nabrać na usilne utrzymywanie szybkiego tempa, gdzie tak naprawdę nie dzieje się nic. Mamy wybuchy, strzelaniny, krew i ogólną rąbaninę, ale to wszystko wygląda na tani film klasy C, gdzie autor ma pomysł, ale to budżet za niski, to producentów nie ma. Jestem przekonany, że ktoś na pewno nakręci film na podstawie Endgame, ale do kina na pewno nie pójdę - mam to samo, tylko że na papierze, a na wielkim ekranie nie będzie to wyglądało lepiej.

Osobną kwestią są same zagadki i wskazówki,które mają podobno pomóc nam w odnalezieniu głównej nagrody. Jeśli lubicie szyfry, zagadki logiczne, obrazki, dane liczbowe podane z kilkoma cyframi po przecinku - bierzcie w ciemno. Jest tego tyle, że rozboli Was głowa. Co się tyczy zwykłych Kamilów, jakim jestem ja - omijałem w większości te głupoty i niezrozumiałe rysunki, bo ani to śmieszne, ani interesujące. Wszystko podane jako odgrzewana papka, tyle tylko, że możliwych miejsc, w których poukrywane są poszczególne wskazówki jest ponad 1000 - na całym świecie oczywiście. Dodatkowy problem, że dla zwykłego czytelnika takie zagadki są sporym utrudnieniem w odbiorze tekstu i tylko przeszkadzają. Wątpię by była spora liczba osób, która wie o co tam chodzi i rozumie te głupoty.

I na deser - skład i łamanie tekstu. Masakra. Rozumiem, że to wymóg wydawcy oryginału. że to może, ale nie musi pomóc w rozwiązywaniu zagadek. No, ale brak wcięć akapitowych nie zdzierżę i nie ma się co oszukiwać - niewyjustowany tekst czyta się niezwykle trudno, przez co Endgame nie da się czytać dłużej niż półgodziny. Zwłaszcza, że książka ma blisko 500 stron.

Pomysł może i był dobry. Zamiar autorów również. Swoją drogą niewiele jest takich przedsięwzięć, które łączą literaturę z rozgrywką. Może i są organizowane gry miejskie, w których można coś wygrać, ale 3 miliony dolarów? To nie w kij dmuchał, i każdy z nas sprawiłby sobie niezłe kieszonkowe. Jednak dla ludzi, którzy nałogowo czytają fantastykę to będzie zwykły chwyt marketingowy. Gorzej, Endgame nie prezentuje sobą nic, czego byśmy już nie znali - wszystkie możliwe schematy zostały powielone i pokazane w znany nam wszystkim sposób. Dla mnie była to droga przez mękę i nie polecałbym tej książki nikomu. No chyba, że jesteście gotowi latać po świecie, by wygrać 3 000 000 dolarów. Wtedy bierzcie śmiało.


Za książkę dziękuję 

Gdzieś na Ziemi jest ukryte 3 miliony zielonych. Wystarczy przeczytać książkę, poszukać w nich zagadek, wskazówek, rozwiązać je i jeśli dobrze pokombinowaliśmy, to powinniśmy zgarnąć główną nagrodę. Marzenia ściętej głowy. Autorzy książki Endgame postawili sobie za punkt honoru, by napisać tak swoją powieść, by nikt nie wiedział o co chodzi, a pieniądze leżały sobie bezpiecznie gdzieś na świecie. Zamysł marketingowy genialny i to tylko dowodzi, że w dzisiejszych czasach możesz sprzedać niemal wszystko, ale tylko wtedy gdy do gry wejdą pieniądze. Dużo pieniędzy. Tak też i było z książką Freya - akcja promocyjna na cały świat, równoczesna premiera w wielu państwach, tragiczne wymogi druku no i oczywiście główna nagroda. Brzmi wspaniale, prawda? Nie dajcie się zwieźć Endgame to książką słaba. Do bólu.   Wypada zacząć od fabuły, która.. po prostu jest. Nie jest nowym pomysłem, niczym się nie wyróżnia, nie wprowadza jakichś innowacji do tego typu książek. Jak na amerykańską młodzieżówkę przystało zaczyna się iście hardcorowo i na Ziemię spada 12 meteorytów. Na całym globie wybuch panika, domysłów i nowych teorii spiskowych nie ma końca. Dla dwunastu śmiałków to znak, że zaczyna się coś, na co czekali całe swoje życie. Endgame. Tajemnicze słowo, którego znaczenia czytelnik może się jedynie domyślać. Z lakonicznych wypowiedzi Graczy wynika, że (jak to zwykle bywa) jest to gra, w której może być jeden zwycięzca (szok!), który ocali swój ród i rozpocznie nową cywilizację. Taaa.  No cóż. Bohaterowie, a raczej Gracze, których przeznaczeniem jest udział w Endgame są z pozoru zwykłymi nastolatkami. Umiejscowienie ich w zwykłych społecznościach, czy to mniejszych czy większych jest kompletnie pozbawione sensu, bo sami Gracze wydają się niezwyciężonymi Herculesami, którzy mogą wszystko. Może to tak nie boli, jednak autorzy nadali im tak cechy, który w ogóle nie pasują do ich osobowości. Mamy dziewczynę, której nikt nie widzi, chociaż ma na sobie czerwoną perukę, niebieską spódniczkę; szkolnego prymusa, który tworzy ogień z lodu, walczy z dzikimi i krwiożerczymi bestiami gołymi rękoma; mordercę - idiotę, który mimo wieloletniego, wyczerpującego treningu daje sobie odciąć rękę. Poza tym, wszyscy bohaterowie wydają się niepokonani do tego stopnia, że ich (możliwe) śmierci są .. karykaturalne i pozbawione emocji.  Wszystko to podane jest na tacy wypełnionej naiwnością i płytkością, jaką odznaczają się amerykańscy nastolatkowie, którzy nie wiedzą kiedy wybuchła druga Wojna Światowa, gdzie leży Francja i skąd się wziął Jezus Chrystus. Taka właśnie jest ta książka - pisana specjalne pod naiwną i debilną społeczność odbiorców, którzy przyjmą wszystko co im się poda, byle tylko można było coś wygrać. Nie chcę nikogo urazić, ale sposób pisania i styl prowadzenia powieści jest do bólu przewidywalny - gdy tylko poznamy poszczególnych bohaterów, od razu można powiedzieć co stanie się z każdym z nich.   Wszystko dzieje się nagle i szybko. Jakby autorzy mieli masę pomysłów i postanowili umieścić wszystkie w jednej książce. Niestety ogólne wrażenie wychodzi raczej kiepskie i wątpię by ktokolwiek dał się nabrać na usilne utrzymywanie szybkiego tempa, gdzie tak naprawdę nie dzieje się nic. Mamy wybuchy, strzelaniny, krew i ogólną rąbaninę, ale to wszystko wygląda na tani film klasy C, gdzie autor ma pomysł, ale to budżet za niski, to producentów nie ma. Jestem przekonany, że ktoś na pewno nakręci film na podstawie Endgame, ale do kina na pewno nie pójdę - mam to samo, tylko że na papierze, a na wielkim ekranie nie będzie to wyglądało lepiej.  Osobną kwestią są same zagadki i wskazówki,które mają podobno pomóc nam w odnalezieniu głównej nagrody. Jeśli lubicie szyfry, zagadki logiczne, obrazki, dane liczbowe podane z kilkoma cyframi po przecinku - bierzcie w ciemno. Jest tego tyle, że rozboli Was głowa. Co się tyczy zwykłych Kamilów, jakim jestem ja - omijałem w większości te głupoty i niezrozumiałe rysunki, bo ani to śmieszne, ani interesujące. Wszystko podane jako odgrzewana papka, tyle tylko, że możliwych miejsc, w których poukrywane są poszczególne wskazówki jest ponad 1000 - na całym świecie oczywiście. Dodatkowy problem, że dla zwykłego czytelnika takie zagadki są sporym utrudnieniem w odbiorze tekstu i tylko przeszkadzają. Wątpię by była spora liczba osób, która wie o co tam chodzi i rozumie te głupoty.  I na deser - skład i łamanie tekstu. Masakra. Rozumiem, że to wymóg wydawcy oryginału. że to może, ale nie musi pomóc w rozwiązywaniu zagadek. No, ale brak wcięć akapitowych nie zdzierżę i nie ma się co oszukiwać - niewyjustowany tekst czyta się niezwykle trudno, przez co Endgame nie da się czytać dłużej niż półgodziny. Zwłaszcza, że książka ma blisko 500 stron.  Pomysł może i był dobry. Zamiar autorów również. Swoją drogą niewiele jest takich przedsięwzięć, które łączą literaturę z rozgrywką. Może i są organizowane gry miejskie, w których można coś wygrać, ale 3 miliony dolarów? To nie w kij dmuchał, i każdy z nas sprawiłby sobie niezłe kieszonkowe. Jednak dla ludzi, którzy nałogowo czytają fantastykę to będzie zwykły chwyt marketingowy. Gorzej, Endgame nie prezentuje sobą nic, czego byśmy już nie znali - wszystkie możliwe schematy zostały powielone i pokazane w znany nam wszystkim sposób. Dla mnie była to droga przez mękę i nie polecałbym tej książki nikomu. No chyba, że jesteście gotowi latać po świecie, by wygrać 3 000 000 dolarów. Wtedy bierzcie śmiało
www.wsqn.pl

Wydawnictwo
SQN

Data wydania
7 października 2014

Liczba stron
512

Ocena
3/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz