Każdy, kto choć dłużej czyta mojego bloga, komentuje pisane przeze mnie posty wie, że jestem wielkim fanem twórczości J.R.R. Tolkiena. Jego światy, kunszt literacki, styl i język, niezmiennie, przez dobre dziesięć lat czarują w moim życiu w taki sposób, że raz na jakiś czas muszę przeczytać jedno z jego dzieł, uświadamiając sobie, że angielski pisarz był literackim geniuszem. Dla fanów książek, co jakiś czas, na rynek są wypuszczane przeróżne gadżety związane z ich ulubieńcami - gry, koszulki, kubki, nawet skarpetki. Wydawnictwo Egmont postanowiło wydać prościutką grę kościaną z elementami Śródziemia. Przedstawiam Wam Władca Pierścieni: Wyprawa do Mordoru - zapraszam na recenzję!
Dużym plusem gry jest jej rozmiar - małe, mobilne pudełko, które możemy zabrać w każdą podróż - zmieści się czy do plecaka czy torebki. Co kryje pudełko? Pięć, kolorowych kości z różnymi symbolami, bloczek, dwustronnych plansz i.. instrukcję, która w jasny sposób wyjaśnia wszystkie niuanse. Tylko tyle, zapytacie? Cóż, w tak prostych grach mnogość elementów jest zbędna, a w tym przypadku mamy do czynienia z naprawdę łatwą grą. Warto dodać, że kości, które grają tutaj pierwsze skrzypce są bardzo ładnie i profesjonalnie wykonane - dbałość o ich wygląd mnie nie zaskoczył, w końcu Egmont zawsze stoi na wysokości zadania w tym aspekcie swoich gier.
O co tutaj chodzi? Naszym zadaniem jest dotarcie do Mordoru i zniszczenie Pierścienia Władzy, uciekając jednocześnie przed Dziewięcioma Nazgulami, które czyhają na nasze życie. Wcielamy się w rolę jednego z czterech hobbitów, których mieliśmy okazję bliżej poznać z książek i filmów - dlaczego akurat oni biegają po Śródziemiu z Pierścieniem u boku? Nie mam pojęcia. Jak poruszamy się po planszy? Musicie wyposażyć się w coś do pisania i można rzucać kostkami! W zależności od tego co na nich wypadnie, tak będzie przebiegała nasza rozgrywka. Warto dodać, że możemy wykonać maksymalnie pięć rzutów, co automatycznie oznacza, że zawsze musimy wybrać minimum jedną kostkę, której wyniku nie będziemy mogli przerzucać. Co oznaczają symbole na kostkach?
- Pierścień - gracz zakreśla jedno, okrągłe pole na szlaku hobbitów
- Ork - jeśli wśród odłożonych kostek jest ten symbol (chociaż jeden), wszystkie symbole Pierścienia, automatycznie przestają się liczyć
- Broń - jedna broń niweluje działanie jednego orka
- Nazgul - gracz zakreśla jedno, kwadratowe pole na szlaku Nazgula
- Gandalf - gracz może podzielić jedno pole Nazgula na dwie części
- Białe Drzewo - jeśli gracz odłoży tę kostkę, jego faza rzutów się kończy
Wygrywa ten, kto jako pierwszy dotrze do Mordoru i zniszczy Pierścień. Co ciekawe, wszyscy gracze mogą ponieść sromotną porażkę, gdy Nazgule dotrą do krainy Saurona jako pierwsze. Interakcja wśród współzawodników ogranicza się do dwóch elementów - pierwszy z nich to działanie kostki z symbolem Nazgula - gdy odłożymy kostkę w kolorze bohatera któregoś z przeciwników, to właśnie on musi zakreślić jedno pole Nazgula na swojej planszy. Drugi element to wyczuwalna zaciętość wyścigu - każdy chce dotrzeć jako pierwszy, kombinuje tak, by uniemożliwić zwycięstwo przeciwnikowi. To, niestety za mało.
Główną rolę w tej grze odgrywa losowość, która zwłaszcza w grach kościanych jest najbardziej odczuwalna. Nasze decyzje sprowadzają się do wyboru odkładanych kostek - tak naprawdę nasz udział w rozgrywanych wydarzeniach jest ograniczony do minimum. Możemy przyjąć jakąś strategię, grać w jakiś sposób, mieć jakiś plan, ale "Władca Pierścieni: Wyprawa do Mordoru" może w krótkim czasie wszystko to zniweczyć. Najlepiej grać z lekkim i niezobowiązującym podejściem, próbując przeszkodzić któremuś z przeciwników.
Klimatu w tej grze jest jak na lekarstwo. Są Nazgule, są hobbici, Śródziemie, ale sensu w tym absolutnie brak! Fabuła "Władca Pierścieni: Wyprawa do Mordoru" nie ma nic wspólnego z dziełem Tolkiena, a jest tylko wymysłem osadzonym w jego świecie - to żadna profanacja, a marketingowe zagranie. Dlaczego? Bo target tej gry jest jeden - to fani "Władcy Pierścieni" - zagramy we wszystko co jest związane z Frodem i Gandalfem, dlatego "Władca Pierścieni: Wyprawa do Mordoru" zainteresowała mnie od samego początku. Szkoda tylko, że jest planszówkowym niewypałem.
Dla wszystkich graczy, którzy są growymi wyjadaczami, "Władca Pierścieni: Wyprawa do Mordoru" nie będzie niczym więcej jak lekka gierką, w którą zagrają raz czy dwa razy. Dla fanów twórczości Tolkiena, będzie to niejako obowiązek poznać zasady tej gry, a dla wszystkich innych? Ciężko powiedzieć. Na pewno są lepsze gry kościane, które mają więcej klimatu, więcej interakcji, więcej .. wszystkiego? "Władca Pierścieni: Wyprawa do Mordoru" nie jest grą złą! To po prostu lekka, łatwa i przyjemna gra, o której szybko zapomnę, a która będzie zbierała kurz na półce. Szkoda.
Za przekazanie gry do recenzji dziękuję
0 komentarze:
Prześlij komentarz