2 gru 2014

0

Recenzja inna niż wszystkie. Krzysztof Numpsa - Na krawędzi czyli jak napisać książkę beznadziejną.



Zacznę może od tego, że po przeczytaniu ostatniej strony Na krawędzi Krzysztofa Numspy nie wiedziałem co myśleć i co niby mam o niej napisać. Od początku wiedziałem, że to nie może być zwykła recenzja, bo jak to autor sam określił swoje dzieło, jest inne niż wszystko co do tej pory przeczytałem i ma mnie skłonić do smutnych refleksji. Mam takich parę i wygłoszę je w stosownym momencie. Może pamiętacie lub nie spór autora z recenzentkami jego książki, gdzie nazwały go chorym psychicznie człowiekiem, z drugiej strony zaś pojawił się zarzut, że dziewczyny nie przeczytały książki, no może zaczęły, ale nie dały rady skończyć. Ja przeczytałem od deski do deski, ba! zapisywałem wszystkie moje przemyślenia dotyczące tej lektury, czego nigdy nie robię, bo zwykle wiem co chcę napisać. Wiecie, jak wielkim konserwatystą jestem, jeśli mówimy o subiektywizmie recenzji, więc już teraz ostrzegam Was, moi Drodzy - to najbardziej subiektywna recenzja jaką napisałem. Niemniej jednak i tak zapraszam do jej lektury.  Damian ma problem. Jest zdeprawowany, słaby, chory, znudzony, sfrustrowany, gniewny, zazdrosny, chciwy. Je, pracuje, dupczy, wali konia, śpi, rozmyśla, pije. Pije. Pije. Można powiedzieć, że przy życiu trzyma go dziwne uczucie, które żywi do swojej żony, a on sam nazywa je miłością. Nie zastanawia się dlaczego jego wybranka z nim jest i z nim wytrzymuje, uparcie wierzy, że to ta jedyna i połączyła ich miłość. Damian pracuje jako taksówkarz i jak sam mówi, jest alkoholikiem, ma depresje i nienawidzi świata. Zazdrości wszystkie wszystkim. Wystarczy jedna, stresująca sytuacja, by wpadł w odmęty alkoholu i pływał w nim przez parę dni. Nie umie sobie radzić ze stresem, nie lubi życia, uwielbia seks.  O czym jest ta książka? Nie wiem. Od początku czułem się jak Francuz w chińskiej knajpie. Zamówiłem coś, co wydaje mi się, że znam, podają mi co innego, smakuje to jeszcze inaczej, a wygląda nie tak jak sobie wyobrażałem. Może przytoczę notkę z okładki "Na krawędzi" daje możliwość spojrzenia na świat przez pryzmat psychopatycznego umysłu, który świadomy swojej ułomności stawia wszystko na jedną kartę.   Gówno prawda. Dostałem pomyje i żale, które w zamyśle autora miały być ubrane we wzniosłe i spektakularnie dobre frazesy, mające mnie zachwycić i zmusić do refleksji. Refleksje miałem, owszem, ale odchodzące ciut od tematu. Powiedzmy sobie szczerze Na krawędzi nie zmieni w Waszym życiu nic, a będziecie jęczeć i zgrzytać zębami, że to przeczytaliście. To książka inna niż wszystkie, zgadzam się, ale książkę przypomina tylko w jej wydanej formie - może i to mógłby by dziennik, ale ja nazywam to po prostu wyrzuconymi żalami i zgryzotą, którą autor chciał zawojować świat.  Nie zarzucajcie mi, że nie zrozumiałem przekazu, że to przecież dzieło, które niesie ze sobą wartości, wyznacza sens naszego życia. Jeśli ktoś chce przekonać mnie do swoich racji, pokazać swój światopogląd, przedstawia to w prosty i zwięzły sposób, nie siląc się na dziwaczne opisy, często wykluczające się wzajemnie, przeżycia i myśli bohatera, który jest przesiąknięty alkoholem i nie umie sobie z nim radzić. Okej, powiecie, ale on jest chory, walczy z nałogiem, jego życie pełne jest niepowodzeń i koszmarów.   Dobra, ale ktoś mnie kiedyś nauczył, że trzeba trzymać ster własnego życia, inaczej ktoś za nas nim pokieruje, a to nigdy nie skończy się dobrze. Zagłębiając się w analizę głównego bohatera można powiedzieć o nim kilka, ciekawych rzeczy. Jest niewyżyty. Zboczony. Alkoholik. Słaby. Dziecinny. To taki typowy antybohater, którego wszyscy nienawidzą. A on przecież prosi o pomoc! Ale w jaki sposób? Ano opisuje swoje fantazje seksualne, pijackie przygody, użala się nad sobą i zazdrości wszystkim, co tylko można, usprawiedliwiając się, że on przecież tak nie umie, że to życie go tak sprało po dupie. NO LITOŚCI  Seks i sceny erotyczne, które tak wielu czytelnikom nie przypadły do gustu są nierealne. Szesnastoletnia dziewczyna uprawiająca dziki seks analny przez dobrą godzinę? Błagam. Perwersje i myśli tego typu mają to do siebie, że mogą być z zakresu nawet i high fantasy czy nawet hentai, ale gdzieś ta granica jest, której nie należy przekraczać. Jeśli autor chciał pokazać uzależnienie Damiana od seksu i waleniu konia, to mógłby skusić się na mniej dosadny ton, a zagłębić się w psychologiczny aspekt problemu. Słowa typu cipsko, dupsko, mięso, cyce nie przysporzą zagorzałych fanów. To nie porno, by tam napalona osiemnastka grzmociła się na wszystkie sposoby z dostawcą pizzy.   Podczas lektury krążyło mi po głowie jedno słowo. Usprawiedliwienie. Fabuła Na krawędzi wygląda mniej więcej tak, że gdy coś wydarzy się w życiu Damiana, ten raczy nas jakąś ciekawą historyjką z jego życia, która będzie swoistą wisienką na monstrualnym torcie uzależnień. Nie mam litości dla bohatera, zwłaszcza za końcówkę i niezwykła lekkość w podejmowaniu decyzji, czy pójdzie na odwyk czy nie, czy zrobi coś ze swoim życiem, czy nie. Te kilka ostatnich stron są niezwykle słabe i do bólu przewidywalne. Można by było powiedzieć Życie, Panie Kamilu! Życie!, ale pozwólcie, że przemilczę tę kwestię.  Wiecie co najbardziej boli w tej książce? Z tyłu okładki, dostajemy informację o autorze, który jest przeciwnikiem przeludniania planety oraz niezrównoważonym dysponowaniem zasobami naturalnymi w celu utrzymywania za wszelką cenę wzrostu gospodarczego, który stał się katastrofalnym w skutkach celem obecnej cywilizacji. Powiem tak, w książce tej są poruszane, a raczej napomknięte gdzieniegdzie pewne problemy, z którymi mierzy się współczesny świat, jednak są one sprowadzane do depresji, seksu i pijaństwa Damiana. Mam wrażenie, że autor w swym zamyśle po prostu zapomniał o czym pisze, a te różnorakie opisy sprawiały mu tyle frajdy, że do napisał ich tyle, że to zakrawa o dużą przesadę. Takie były moje odczucia, gdy czytałem o satanizmie, seksie, uwielbieniu Hitlera, seksie, .. wiecie co?   Wszystko sprowadza się do Damiana i jego nienawiści do Polaków, w ogóle świata całego. Nie lubi tego, nie lubi tamtego. To takie prostackie narzekanie, i wmawianie sobie, że nie umie się tego i owego, bo życie nie dało takiej szansy. Na krawędzi to bardzo dobra forma usprawiedliwienia swojej żenującej postawy, prostackiego myślenia i dziecinności. Bo argument typu jestem słaby, nie poradzę sobie, muszę, muszę, muszę.. to żaden argument. Damian sprowadza wszystko do jednego worka. To trochę tak jak z tym znanym powiedzeniem - eee, ten to pijak! a jak pijak, to na pewno i złodziej! I tutaj faktycznie tak jest, każdy lekarz to idiota, który czeka na łapówkę. Każdy bogacz jest zadufanym w sobie egoistą. Każdy ksiądz do pederasta i gwałciciel, lubujący się w dziecięcej pornografii. Wszystko jest niby proste i łatwe w interpretacji, tylko ten biedny Damian ma problem i nie umie sobie z nim poradzić, bo nikt mu nie pomoże, bo świat jest zły, bo ludzie tacy i owacy.   To taki psychodeliczny bełkot, mówiący wiecznie o tym samym, ale ubierający swoje kolejne zdania w inne słowa, tak by tłum za nimi poszedł i walczył w ich imieniu. Miało być podniośle, spektakularnie, a wyszło po prostu dennie i obrzydliwie. Nie wiem, może mój umysł jest jak w klatce i patrzy tylko w jednym kierunku? Może jestem za mało otwarty na nowe idee i pomysły? Może jestem nieczuły? Podstawą dobrej książki, jest wzbudzanie jakichkolwiek, najlepiej różnych emocji. Odczuwałem złość, że zgodziłem się to przeczytać. Czy były jakieś dobre momenty w Na krawędzi?  Były. Był. Jeden. Ta niedługa chwila, gdy Damian zaczyna rozmawiać ze swoją paranoją. Muszę przyznać, że ten moment potrafił zaciekawić, no i w końcu dostałem coś, co nie było narzekaniem czy użalaniem się nad sobą. Czysta paranoja i panika, która ociera się o Ciebie każdego dnia, a Ty nigdy nie wiesz kiedy zaatakuje i w jakiej sile. To była naprawdę dobra chwila i gdyby ta książka była pisana w tym tonie, to kto wie.. kto wie..  Nie czytajcie. Przechodźcie dalej, gdy zobaczycie na półce. Nie zainteresuje Was, a poczujecie tylko frustrację, że to kupiliście i wyrzuciliście pieniądze w błoto. Jest ogromna liczba książek, które traktują o uzależnianiach, problemach społecznych, stanach psychicznych człowieka, a są pisane lepszym językiem, są o wiele bardziej zrozumiałe i co ważniejsze, idea autora zostanie Wam pokazana jasno i wyraźnie, tak byście mogli ją ujrzeć i subiektywnie zinterpretować. Zastanawiam się tylko, jakim sposobem mogłaś tej książce dać tak wysoką ocenę Andżeliko?  Za książkę dziękuję Andżelice z bloga Lustro Rzeczywistości   http://lustro-rzeczywistosci.blogspot.com/  Wydawnictwo Novae Res  Data wydania  październik 2014  Liczba stron 228  Ocena 2/1Zacznę może od tego, że po przeczytaniu ostatniej strony Na krawędzi Krzysztofa Numspy nie wiedziałem co myśleć i co niby mam o niej napisać. Od początku wiedziałem, że to nie może być zwykła recenzja, bo jak to autor sam określił swoje dzieło, jest inne niż wszystko co do tej pory przeczytałem i ma mnie skłonić do smutnych (głębokich) refleksji. Mam takich parę i wygłoszę je w stosownym momencie. Może pamiętacie lub nie, spór autora z recenzentkami jego książki, gdzie nazwały go chorym psychicznie człowiekiem. Z drugiej strony zaś pojawił się zarzut, że dziewczyny nie przeczytały książki, no może zaczęły, ale nie dały rady skończyć. Ja przeczytałem od deski do deski, ba! zapisywałem wszystkie moje przemyślenia dotyczące tej lektury, czego nigdy nie robię, bo zwykle wiem co chcę napisać. Wiecie, jak wielkim konserwatystą jestem, jeśli mówimy o subiektywizmie recenzji, więc już teraz ostrzegam Was, moi Drodzy - to najbardziej subiektywna recenzja jaką napisałem. Niemniej jednak i tak zapraszam do jej lektury.




Damian ma problem. Jest zdeprawowany, słaby, chory, znudzony, sfrustrowany, gniewny, zazdrosny, chciwy. Je, pracuje, "dupczy", "wali konia", śpi, rozmyśla, pije. Pije. Pije. Można powiedzieć, że przy życiu trzyma go dziwne uczucie, które żywi do swojej żony, a on sam nazywa je miłością. Nie zastanawia się dlaczego jego wybranka z nim jest i z nim wytrzymuje, uparcie wierzy, że to ta jedyna i połączyła ich miłość. Damian pracuje jako taksówkarz i jak sam mówi, jest alkoholikiem, ma depresje i nienawidzi świata. Zazdrości wszystkiego wszystkim. Wystarczy jedna, stresująca sytuacja, by wpadł w odmęty alkoholu i pływał w nim przez parę dni. Nie umie sobie radzić ze stresem, nie lubi życia, uwielbia seks.

O czym jest ta książka? Nie wiem. Od początku czułem się jak Francuz w chińskiej knajpie. Zamówiłem coś, co wydaje mi się, że znam, podają mi co innego, smakuje to jeszcze inaczej, a wygląda nie tak jak sobie wyobrażałem. Może przytoczę notkę z okładki "Na krawędzi" daje możliwość spojrzenia na świat przez pryzmat psychopatycznego umysłu, który świadomy swojej ułomności stawia wszystko na jedną kartę. 

Gówno prawda. Dostałem pomyje i żale, które w zamyśle autora miały być ubrane we wzniosłe i spektakularnie dobre frazesy, mające mnie zachwycić i zmusić do refleksji. Refleksje miałem, owszem, ale odchodzące ciut od tematu. Powiedzmy sobie szczerze Na krawędzi nie zmieni w Waszym życiu niczego, a będziecie jęczeć i zgrzytać zębami, że to przeczytaliście. To książka inna niż wszystkie, zgadzam się, ale książkę przypomina tylko w jej wydanej formie - może i to mógłby by dziennik, ale ja nazywam to po prostu wyrzuconymi żalami i zgryzotą, którą autor chciał zawojować świat.

Nie zarzucajcie mi, że nie zrozumiałem przekazu, że to przecież dzieło, które niesie ze sobą wartości, wyznacza sens naszego życia. Jeśli ktoś chce przekonać mnie do swoich racji, pokazać swój światopogląd, przedstawia to w prosty i zwięzły sposób, nie siląc się na dziwaczne opisy, często wykluczające się wzajemnie, przeżycia i myśli bohatera, który jest przesiąknięty alkoholem i nie umie sobie z nim radzić. Okej, powiecie, ale on jest chory, walczy z nałogiem, jego życie pełne jest niepowodzeń i koszmarów. Dobra, ale ktoś mnie kiedyś nauczył, że trzeba trzymać ster własnego życia, inaczej ktoś za nas nim pokieruje, a to nigdy nie skończy się dobrze. Zagłębiając się w analizę głównego bohatera można powiedzieć o nim kilka, ciekawych rzeczy. Jest niewyżyty. Zboczony. Alkoholik. Słaby. Dziecinny. To taki typowy antybohater, którego wszyscy nienawidzą. A on przecież prosi o pomoc! Ale w jaki sposób? Ano opisuje swoje fantazje seksualne, pijackie przygody, użala się nad sobą i zazdrości wszystkim czego tylko można, usprawiedliwiając się, że on przecież tak nie umie, że to życie go tak sprało po dupie. NO LITOŚCI

Seks i sceny erotyczne, które tak wielu czytelnikom nie przypadły do gustu są nierealne. Szesnastoletnia dziewczyna uprawiająca dziki seks analny przez dobrą godzinę? Błagam. Perwersje i myśli tego typu mają to do siebie, że mogą być z zakresu nawet i high fantasy czy nawet hentai, ale gdzieś ta granica jest, której nie należy przekraczać. Jeśli autor chciał pokazać uzależnienie Damiana od seksu i "walenia konia", to mógłby skusić się na mniej dosadny ton, a zagłębić się w psychologiczny aspekt problemu. Słowa typu cipsko, dupsko, mięso, cyce nie przysporzą zagorzałych fanów. To nie porno, by tam napalona osiemnastka "grzmociła się" na wszystkie sposoby z dostawcą pizzy. 

Podczas lektury krążyło mi po głowie jedno słowo. Usprawiedliwienie. Fabuła Na krawędzi sprowadza się do opisu różnych, przeszłych wydarzeń z życia Damiana, które były początkiem uzależnień. Przy czym, zawsze to ktoś sprowadza bohatera na złą ścieżkę, a ten idzie niczym owieczka na rzeź. Nie mam litości dla bohatera, zwłaszcza za końcówkę, w której pokazał swoją słabość i niezwykłą lekkość w podejmowaniu decyzji, czy pójdzie na odwyk czy nie, czy zrobi coś ze swoim życiem, czy nie. Te kilka ostatnich stron są niezwykle słabe i do bólu przewidywalne. Gdy wreszcie zaczyna się coś dziać, my z góry już wiemy co się wydarzy.

Wiecie co najbardziej boli w tej książce? Z tyłu okładki, dostajemy informację o autorze, który jest przeciwnikiem przeludniania planety oraz niezrównoważonym dysponowaniem zasobami naturalnymi w celu utrzymywania za wszelką cenę wzrostu gospodarczego, który stał się katastrofalnym w skutkach celem obecnej cywilizacji. Powiem tak, w książce tej są poruszane, a raczej napomknięte gdzieniegdzie pewne problemy, z którymi mierzy się współczesny świat, jednak są one sprowadzane do depresji, seksu i pijaństwa Damiana. Mam wrażenie, że autor w swym zamyśle po prostu zapomniał o czym pisze, a te różnorakie opisy sprawiały mu tyle frajdy, że napisał ich tyle, że to zakrawa o dużą przesadę. Takie były moje odczucia, gdy czytałem o satanizmie, seksie, uwielbieniu Hitlera, seksie, .. wiecie co? 

Wszystko sprowadza się do Damiana i jego nienawiści do Polaków, w ogóle świata całego. Nie lubi tego, nie lubi tamtego. To takie prostackie narzekanie i wmawianie sobie, że nie umie się tego i owego, bo życie nie dało takiej szansy. Na krawędzi to bardzo dobra forma usprawiedliwienia swojej żenującej postawy, prostackiego myślenia i dziecinności. Bo argument typu jestem słaby, nie poradzę sobie, muszę, muszę, muszę.. to żaden argument. Damian sprowadza wszystko do jednego worka. To trochę tak, jak z tym znanym powiedzeniem - eee, ten to pijak! a jak pijak, to na pewno i złodziej! I tutaj faktycznie tak jest, każdy lekarz to idiota, który czeka na łapówkę. Każdy bogacz jest zadufanym w sobie egoistą. Każdy ksiądz to pederasta i gwałciciel, lubujący się w dziecięcej pornografii. Wszystko jest niby proste i łatwe w interpretacji, tylko ten biedny Damian ma problem i nie umie sobie z nim poradzić, bo nikt mu nie pomoże, bo świat jest zły, bo ludzie tacy i owacy. 

To taki psychodeliczny bełkot, mówiący wiecznie o tym samym, ale ubierający swoje kolejne zdania w inne słowa, tak by tłum za nimi poszedł i walczył w ich imieniu. Miało być podniośle, spektakularnie, a wyszło po prostu dennie i obrzydliwie. Nie wiem, może mój umysł jest jak w klatce i patrzy tylko w jednym kierunku? Może jestem za mało otwarty na nowe idee i pomysły? Może jestem nieczuły? Podstawą dobrej książki, jest wzbudzanie jakichkolwiek, najlepiej różnych emocji. Odczuwałem złość, że zgodziłem się to przeczytać. Czy były jakieś dobre momenty w Na krawędzi?

Były. Był. Jeden. Ta niedługa chwila, gdy Damian zaczyna rozmawiać ze swoją paranoją. Muszę przyznać, że ten moment potrafił zaciekawić, no i w końcu dostałem coś, co nie było narzekaniem , czy użalaniem się nad sobą. Czysta paranoja i panika, która ociera się o Ciebie każdego dnia, a Ty nigdy nie wiesz kiedy zaatakuje i w jakiej sile. To była naprawdę dobra chwila i gdyby ta książka była pisana w tym tonie, to kto wie.. kto wie..

Nie czytajcie. Przechodźcie dalej gdy zobaczycie na półce. Nie zainteresuje Was, a poczujecie tylko frustrację, że to kupiliście i wyrzuciliście pieniądze w błoto. Jest ogromna liczba książek, które traktują o uzależnianiach, problemach społecznych, stanach psychicznych człowieka, a są pisane lepszym językiem, są o wiele bardziej zrozumiałe i co ważniejsze, idea autora zostanie Wam pokazana jasno i wyraźnie, tak byście mogli ją ujrzeć i subiektywnie zinterpretować. W książce Na krawędzi dostaniecie jazgot i bełkot gościa, który jest słaby i zawistny. Zazdrości, ale nie zrobi nic by naprawić swoje życie. Dopiero gdy stanie na krawędzi, w jednej magicznej chwili, wszystko się zmieni. Ot tak.



Wydawnictwo
Novae Res

Data wydania 
październik 2014

Liczba stron
228

Ocena
2/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz