• Recenzje

    Nie boję się skrytykować beznadziejnej książki, chwalę dobrze napisane. Jestem subiektywny, nie piszę pod publikę.

  • Felietony

    Relacje z wydarzeń, porady dla początkujących i moje własne przemyślenia na temat blogosfery.

  • Gry

    Gry planszowe i karciane traktuję tak samo jak książki. To świetna alternatywa na nudne wieczory, czy spotkania z przyjaciółmi.

  • Sztuka

    Sztuka ciągle pojawia się w moim życiu pod różnymi postaciami. Chcę ją pokazać Wam w subiektywnym świetle, jednocześnie obnażając najdziwniejsze pomysły na dzieło sztuki.

31 gru 2014

0

Wielkie podsumowanie 2014 roku!



Nadszedł ten moment, gdy za parę godzin pożegnamy 2014 rok i powitamy ten nowy. Obietnic i przyrzeczeń będzie zapewne co niemiara, jednak tylko najwytrwalsi zdołają je spełnić. Wielkie podsumowanie nie będzie długie - nie powinno takie być, by nie przedłużać i nie zanudzać. To tylko wspomnienia, garść statystyk i kilka postanowień, które być może pomogą w rozwoju bloga. Zaznaczam, że mój blog powstał w marcu, więc roczne podsumowanie sięga wspaniałych 10 miesięcy, w których działo się naprawdę sporo :D Zapraszam!

30 gru 2014

0

5 najgorszych książek 2014 roku!


Witajcie! Jak podobał się wczorajszy ranking najlepszych książek przeczytanych w 2014 roku? Wciąż czekam na Wasze propozycje i subiektywne oceny :) Dzisiaj nadszedł czas na najgorsze książki, i jak to zwykle bywa, trafiło się takich sporo. Temat oceny takiej powieści był już poruszany niejednokrotnie i wydawać by się mogło, że powiedziane zostało już wszystko - moje zdanie znacie, dlatego po prawej stronie odnajdziecie książki, które otrzymały te najniższe oceny :) To samo można powiedzieć o stanie naszej wspaniałej blogosfery, jednak nie chcę zagłębiać się w niebezpieczne rejony tego tematu. Nie ma sensu dalej przedłużać, zapraszam Was, moi Drodzy na zestawieniu pięciu najgorszych książek, jakie miałem nieprzyjemność przeczytać w mijającym właśnie roku!         Na krawędzi - Krzysztof Numpsa  Prezent koleżanki i jakże nietrafiony! Może pamiętacie recenzje dziewczyn, w której zwątpiły w stan psychiczny autora, który osobiście wdał się w kompletnie niepotrzebną polemikę z recenzentkami. Trochę głupio wyszło, myślałem, że nie może być tak źle, a gdy pojawiła się okazja przeczytania książki - no cóż, nie wahałem się. Moje rozczarowanie było naprawdę spore. Dawkowanie tej książki najlepiej wychodzi w małych fragmentach. Obrzydliwe opisy, które są źle napisane i okraszone wulgaryzmami, które śmieszą i odpychają. W ogóle to cała ta książka odpycha, i gdyby nie egzemplarz recenzencki to dawno już bym ją sprzedał.  Endgame - James Frey  Miało być epicko i kontrowersyjnie, a wyszła z tego byle jaka papka bzdurnych dyrdymałów dla głupich, amerykańskich nastolatków. Skok na kasę olbrzymi, a ta książka właśnie pokazuje jak z byle czego można zrobić prawdziwy bestseller. Wystarczy pomachać gawiedzi zielonymi przed oczami by ci, bez zbędnych pytań wystartowali w istnym wyścigu szczurów. No chyba, że lubisz nieprzemyślane i nielogiczne zagadki, które zaprowadzą Cię donikąd.  Eragon - Christopher Paolini  Gdybym z czystej ciekawości nie sięgnął po tę książkę, by powspominać dziecięce, wspaniałe chwile, ta książka nie znalazłaby się w tym zestawieniu. Jednak musiałem i zupełnie przez przypadek zrujnowałem sobie dzieciństwo. Jako mały brzdąc zachwycałem się epickimi przygodami Eragona, jego smoczycy, intrygowała mnie ich więź. Jako czytelnik bardziej dojrzały dostrzegłem ogromną ilość błędów i głupot jakie popełnił młody pisarz. Chciał dobrze, ale przedobrzył i wyszło mu z tego coś nieokreślonego, co będzie zjadliwie tylko dla prawdziwych amatorów fantastyki, czyli tych najmłodszych.  Metro 2033 - Dmitry Glukhovsky  Mój największy zawód tego roku i jednocześnie jedna z gorszych książek fantastycznych. Dwie części metra, masa gier, rozległe uniwersum, w którym co rusz pojawia się nowa książka, miliony fanów - "o co chodzi?" myślałem i sam wziąłem się za czytanie. Zawiodłem się. To nie dla mnie. Zanudziły mnie okropnie za długie opisy rosyjskiego metra i jego społeczności. Niezrozumiałe zachowania poszczególnych bohaterów. No i słabe zakończenie, które miało być czymś, przy czym będę siedział z otwartą gębą przez dłuższą chwilę. Męczyłem się z tą książką parę tygodni, kilkukrotnie wyrzucając ją w kąt, jednak musiałem ją dokończyć, co w końcu mi się udało. Niestety.  Głos nocy - Dean Koontz  Wybacz Dominiku, ale musiałem. Nie często czytam powieści grozy, jednak gdy już taka chwila nadejdzie chcę przeczytać coś naprawdę dobrego, co nie pozwoli mi zasnąć. Sugerowanie się zdaniem koleżanki - fanki Koontz'a - nie było dobrym pomysłem, bo najwidoczniej nie wiedziała jak wybrednym czytelnikiem jestem. Banalna historia, która zanudziła mnie swoim tempem akcji i konstrukcją fabuły. Jak się później dowiedziałem ta książka to prawdopodobnie najgorszy pomysł autora i lepiej poczytać coś innego, ba! jest to nawet wskazane. No cóż, do Koontz'a długo będę się przekonywał. Wolę poczytać innych klasyków gatunku.   Czekam na Wasze propozycje najgorszych książek, jakie mieliście nieprzyjemność przeczytać w 2014 roku! Z chęcią posłucham Waszego narzekania na poszczególne lektury. Może nie zgadzacie się ze mną i jednak któraś z moich propozycji nie powinna się tutaj znaleźć? Zapraszam do komentowania!
Witajcie! Jak podobał się wczorajszy ranking najlepszych książek przeczytanych w 2014 roku? Wciąż czekam na Wasze propozycje i subiektywne oceny :) Dzisiaj nadszedł czas na najgorsze książki, i jak to zwykle bywa, trafiło się takich sporo. Temat oceny takiej powieści był już poruszany niejednokrotnie i wydawać by się mogło, że powiedziane zostało już wszystko - moje zdanie znacie, dlatego po prawej stronie odnajdziecie książki, które otrzymały te najniższe oceny :) To samo można powiedzieć o stanie naszej wspaniałej blogosfery, jednak nie chcę zagłębiać się w niebezpieczne rejony tego tematu. Nie ma sensu dalej przedłużać, zapraszam Was, moi Drodzy na zestawieniu pięciu najgorszych książek, jakie miałem nieprzyjemność przeczytać w mijającym właśnie roku!

29 gru 2014

0

5 najlepszych książek 2014 roku!


Zaczynamy przednoworoczne podsumowania! Zaczynamy od najlepszych książek, jakie miałem przyjemność przeczytać w mijającym, 2014 roku :) Wybór nie był prosty, zastanawiałem się długo i cierpliwie, chcąc wybrać te pozycje, które faktycznie zasługują na miejsce w rankingu. Uprzedzam, że nie muszą się w nim znaleźć książki wydane stricte w 2014 roku - mógłbym czytać jakąś sprzed 20 lat, a i tak mogłaby się w takim rankingu znaleźć. Nie ma żadnych miejsc, to mój subiektywny ranking - nie ma w nim mojego ukochanego Władcy Pierścieni, z bardzo prozaicznego powodu - brak czasu, który uniemożliwił mi przeczytanie tego dzieła. Zaznaczę, że sześcioksiąg Tolkiena czytałem rok w rok, dlatego dodatkowy smutek wystąpił na twarzy, gdy zdałem sobie sprawę, że w tym roku trochę się opuściłem. Za to w następnym może uda mi się przeczytać go dwa razy? Kto wie! Tymczasem zapraszam na 5 najlepszych książek, które przeczytałem w 2014 roku!  Policja - Jo Nesbo  Mówi się, że cokolwiek by Nesbo nie napisał, to będzie to wielkim hitem. Rzeczywiście, tegoroczny Syn takowym był, jednak nie zachwycił mnie na tyle, by znaleźć się w tym rankingu - wcześniejsza Policja była o niebo lepsza, tym bardziej, że to moje pierwsze zderzenie, z twórczością norweskiego Króla. Harry Hole to nietypowy bohater, którego cenię i lubię. Czekam z niecierpliwością na kolejne przygody tego komisarza. Warto zaznaczyć, że książka dostała u mnie 9/10 co wyczynem jest niezwykle wielkim! :)  Link do recenzji - POLICJA  Rok 1984 - George Orwell  Zacznij od Folwarku zwierzęcego mówili, tak będzie lepiej mówili. Na książkowej wyprzedaży znalazłem jednak Rok 1984 i nie wahałem się ani chwili. Zdawałem sobie sprawę, że to wymagająca i ciężka lektura. Jednak moja miłość do historii zwyciężyła i przeczytałem ją dość szybko. Idealna lektura dla wszystkich, którzy chcą poznać powojenne realia polityczne, władzę, która za wszelką cenę chce kontrolować wszystko i wszystkich. Aktualna po dziś dzień. To kolejna pozycja ( z trzech) która otrzymała 9/10!  Link do recenzji - ROK 1984  Wirus - Chuck Hogan  Moda na tę książkę przyszła wraz z serialem, który zaliczył dobry start wśród amerykańskiej widowni. Wampiry inne niż dotychczas, ukazane w kompletnie inny sposób i co można powiedzieć z ręką na sercu - można się ich przestraszyć! Nie zakochują się w nastolatkach, nie prowadzą wojen z wilkołakami, nie są przedstawiony w lalusiowaty i obrażający sposób. Warto powiedzieć, że jej recenzja to pierwszy tekst napisany dla wydawnictwa Zysk i S-ka, który miał być tym decydującym o przyszłej współpracy. Jak widać udało się, z czego jestem niezmiernie zadowolony! Uczciwa ósemka ode mnie :)  Link do recenzji  - WIRUS  Niewidzialna korona - Elżbieta Cherezińska   Znów inne spojrzenie co dotychczas oklepany temat. Historia Polski jest niezwykle skomplikowana, a jej wczesne etapy znamy tylko z ksiąg kronikarzy i przekazów ustnych. Cherezińska przedstawiła swoich bohaterów jako postaci z krwi i kości, nie są idealni, grożą, kombinują, zdradzają, kochają - a to wszystko oplecione w naszą piękną historię. Wątki fantastyczne również się pojawiły, jednak nie są one tak nagminne jak można się było obawiać. Książka nie jest idealna, jednak dla fana wczesnej historii Polski - pozycja obowiązkowa. 7/10!  Link do recenzji  - KORONA  Księgi jakubowe - Olga Tokarczuk  Jedna z lepszych książek jakie miałem okazję przeczytać. Tak moi Drodzy, potężne tomisko, opisujące przygody Jakuba Lejbowicza Franka. Historyczna opowieść o przeciwnościach losu, poszukiwaniu odpowiedzi o kształtowanie współczesnej Europy. Wybitne dzieło, które każdy miłośnik polskiej historii powinien mieć w domu. Recenzja już w przyszłym roku! Na początku :)  No i jak? Jak oceniacie? Czytaliście? :D Zapraszam do dzielenia się w komentarzach swoimi przemyśleniami, także swoimi rankingami. Która książka w 2014 roku zrobiła na Was największe wrażenie?
Zaczynamy przednoworoczne podsumowania! Zaczynamy od najlepszych książek, jakie miałem przyjemność przeczytać w mijającym, 2014 roku :) Wybór nie był prosty, zastanawiałem się długo i cierpliwie, chcąc wybrać te pozycje, które faktycznie zasługują na miejsce w rankingu. Uprzedzam, że nie muszą się w nim znaleźć książki wydane stricte w 2014 roku - mógłbym czytać jakąś sprzed 20 lat, a i tak mogłaby się w takim rankingu znaleźć. Nie ma żadnych miejsc, to mój subiektywny ranking - nie ma w nim mojego ukochanego Władcy Pierścieni, z bardzo prozaicznego powodu - brak czasu, który uniemożliwił mi przeczytanie tego dzieła. Zaznaczę, że sześcioksiąg Tolkiena czytałem rok w rok, dlatego dodatkowy smutek wystąpił na twarzy, gdy zdałem sobie sprawę, że w tym roku trochę się opuściłem. Za to w następnym może uda mi się przeczytać go dwa razy? Kto wie! Tymczasem zapraszam na 5 najlepszych książek, które przeczytałem w 2014 roku!

27 gru 2014

0

!Top5 Najlepiej sprzedających się książek 2014 roku!


Można by rzec, że święta, święta i po świętach :) Poobjadaliśmy się, spędziliśmy te dwa dni wspólnie z rodzinami, teraz trzeba wrócić do formy i zaszaleć na Sylwestra! W końcu to najważniejsza impreza w roku, bo, co tu dużo mówić - ostatnia. Grudzień to czas podsumowań (mówię to już któryś raz w tym miesiącu :D) i za dwa dni zacznę publikować posty o najgorszych, najlepszych książkach, jakie miałem okazję przeczytać w mijającym roku. Mamy 27 dzień miesiąca, więc nie mogło zabraknąć Rankingu !Top5 -ostatniego w tym roku. I znów dałem się ponieść magii podsumowań wszelakich i chciałbym przedstawić Wam pięć, no może ciut więcej książek, które w roku 2014 sprzedawały się najlepiej. Zapraszam!     Pierwsza z pozycji, które, moim zdaniem swoją popularność zawdzięczają ekranizacji. W tym wypadku należy oddać hołd - jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat, a postać profesora jest już legendarna. Książka pisana prostym językiem, przystępna dla każdego - jedyne co może kłuć w oczy to sylwetka Religi jako kardiochirurga, a nie człowieka - co z resztą było najczęściej wspominane w różnorakich recenzjach.        Kolejna pozycja, która swoją popularność zawdzięcza ekranizacji. Nie czytałem, nie oglądałem, nie interesuje mnie, dlatego nie będę się wypowiadał - jeśli ktoś lubi takie historie - będzie wniebowzięty. Nie lubię filmowych okładek, moim skromnym zdaniem inne są o niebo lepsze :)     Pozycja interesująca z innego powodu. Mafie i gangsterzy są obecni w każdym kraju, niejednokrotnie wzbudzając strach społeczeństwa. Jednak czy kochanki, żony, partnerki, wybranki mafiozów są takie, jak je przedstawiają w filmach? Polski świadek koronny numer jeden przerywa milczenie i mówi jak jest. Z jego książki dowiecie się sporo, jednak jest okraszona pewną liczbą banałów, które można by było pominąć. Jeśli lubicie tego typu książki - bierzcie w ciemno!     Kiedyś usłyszałem, że cokolwiek by Cejrowski nie napisał, na pewno się sprzeda jak ciepłe bułeczki :) I rzeczywiście, kolejne książki są obecne na listach bestsellerów, bo ludzie lubią takie książki i widać to po liczbie sprzedanych egzemplarzy. Jedyne co razi to stosunek autora do fanów - na Targach Książki w Krakowie byłem w szoku, gdy Cejrowski ignorował pytania od fanów, podpisywał książkę i wio! następna! I tak od rana do wieczora. Co wytrwalsi otrzymywali zdawkowe odpowiedzi, no ale cóż - nie każdy autor jest rozmowny :D     To samo można powiedzieć o przygodach nieśmiertelnej Bridget - każda kolejna książka z jej przygodami to murowany bestseller, a wydawnictwo wydające książkę może spać spokojnie. Pamiętam ten cały szał i wielką falę fanów, wraz z kolejnymi filmami - dzisiaj może to nie to samo, ale sława dalej trwa. Pewne urywki filmów pamiętam, jakoś przewinęły się w moim życiu, ale ciężko by facet przywiązywał jakąś szczególną uwagę do literatury kobiecej. Dla płci pięknej na pewno do polecenia :)  Na koniec książka, której fenomenu nie rozumiem, ale gdybym wiedział, że coś takiego się sprzeda to wymyśliłbym to już dawno :D Książka do kreślenia po niej i niszczeniu (o zgrozo!) tak, by dać upust swoim emocjom. Pamiętam, gdy na jednym z wykładów na uczelnianej konferencji siedziałem za pewna dziewczyną, która przeglądała swój egzemplarz. Ja, jak na bibliofila przystało nie mogłem siedzieć spokojnie na swoim miejscu, tylko lekko się wychyliłem i przyglądałem co tak właściwie tam jest. Trochę się rozczarowałem, bo polecenia godne rysowanek dla przedszkolaków - najśmieszniejsza sytuacja nastąpiła, gdy dziewczyna przewróciła stronę, na której widniało polecenie "Pisz czteroliterowe wyrazy, teraz". Pomyślałem o jednym i czekałem czy właścicielka książki napisze to samo. Udało się. Jakie to słowo? Czekam na Wasze propozycje :P  Tyle na dzisiaj. Poprzeglądałem parę rankingów sprzedaży poszczególnych księgarń i sklepów i wybrałem sześć książek, które odnotowały największy wzrost sprzedaży. Teraz czekam na Wasze komentarze - czytaliście którąś z propozycji, co o niej myślicie? :) Za miesiąc wracam z nowym, noworocznym rankingiem :) Ahoj!
Można by rzec, że święta, święta i po świętach :) Poobjadaliśmy się, spędziliśmy te dwa dni wspólnie z rodzinami, teraz trzeba wrócić do formy i zaszaleć na Sylwestra! W końcu to najważniejsza impreza w roku, bo, co tu dużo mówić - ostatnia. Grudzień to czas podsumowań (mówię to już któryś raz w tym miesiącu :D) i za dwa dni zacznę publikować posty o najgorszych, najlepszych książkach, jakie miałem okazję przeczytać w mijającym roku. Mamy 27 dzień miesiąca, więc nie mogło zabraknąć Rankingu !Top5 -ostatniego w tym roku. I znów dałem się ponieść magii podsumowań wszelakich i chciałbym przedstawić Wam pięć, no może ciut więcej książek, które w roku 2014 sprzedawały się najlepiej. Zapraszam!

24 gru 2014

0

Życzenia świąteczne!


Kochani! Święta to magiczny czas, niezwykle rodzinny, ciepły i wyjątkowy. Wspólne przygotowanie kolacji wigilijnej, łamanie się opłatkiem, szczere życzenia i oczywiście prezenty. Czegóż mogę Wam życzyć? Książek macie tyle, że na półkach zalega mnóstwo, nieprzeczytanych tytułów. Może powinniście dostać nowe półki na następne powieści? W 2015 roku przybędzie nam mnóstwo nowych książek, które musimy, naprawdę musimy mieć.

Co do moich osobistych refleksji - jestem niezwykle mocno usatysfakcjonowany, że zdobyłem się na ten krok i założyłem bloga. Daje mi wiele frajdy i ciągle mam nowe pomysły jak go rozwijać, by nie zawiewało nudą. Mówiąc serio - na blogu literackim nie może być tylko recenzji książek - tylko czy wtedy jest to blog literacki? Życzę Wam moi Drodzy, byście pisali swoim stylem, tak jak lubicie, szczerze i od serca. Nie bójcie się podejmować nowych wyzwań, piszcie co myślicie, nawet jeśli jest to recenzja krytyczna. Bądźcie sobą!

Spędźcie te święta w rodzinnym gronie. Książki mogą poczekać, one nigdzie nie uciekną. Cały rok gdzieś ganiamy, jesteśmy zajęci i wiecznie nie mamy na nic czasu. Warto poświęcić te dwa dni, by zapamiętać je na cały, przyszyły rok. Jesteśmy molami książkowymi, jednak nawet tak dobry i szlachetny nałóg można utemperować. Choćby na chwilę!

Cieszcie się i radujcie, a za tydzień mocno wybawcie, w końcu to będzie ostatni dzień 2014 roku! :D
Wielkie podsumowanie tego roku, plany na ten przyszły i wszystko inne - już wkrótce :)

22 gru 2014

0

Dla odmiany - dobry przykład książki młodzieżowej


Z czym kojarzą się Wam współczesne młodzieżówki? Jesteśmy zalewani utopiami, dystopiami i innymi -topiami, gdzie pojedyncza jednostka jest w stanie zmienić bieg historii i burzyć dotychczasową hierarchię. Oprócz tego serwuje się nam niezjadliwą papkę paranormalnych romansów, gdzie bezbronna i nieświadoma dziewczyna wchodzi w świat wampirów, wilkołaków i innych stworów, w których, a jakże, zakochuje się bez pamięci. W Polsce narzekamy, że czytamy bardzo małą ilość ambitnej literatury i nie ma się co dziwić - co będą czytać przyszłe pokolenia, jeśli są karmieni takimi idiotyzmami? Pierwsze pomysły może i były fajne, wniosły coś nowego, ale to co stało się później i na nieszczęście dzieje się nadal jest.. niepokojące. Przeminął czas Harry'ego Pottera, chociaż nadal on ma miliony swoich zagorzałych fanów. Przeminął czas klasycznych baśni i opowiadań, które czytali nam na dobranoc rodzice. Spytacie, co polecić młodemu molowi książkowemu?    Najpierw odpowiedzcie sobie na pytanie do czego może takiego amatora ciągnąć? Potwory, magia, wielka przygoda. Stąd niesłabnąca popularność wspomnianego wyżej czarodzieja, niejakiego Hobbita i jego kompanów oraz starego Lwa, który zachęca dzieci do wejścia do Szafy i walczenia ze złą Czarownicą. Mieszanka tych wszystkich książek mogłaby być dość dziwacznym tworem, jednak chodzi mi o coś innego - młodzi czytelnicy chcą przeżywać wspaniałą przygodę wraz ze swoim bohaterem, a Brandon Mull w swojej książce Łupieżcy Niebios wchodzącej w skład cyklu Pięć Królestw daje do tego niepowtarzalną okazję.   Zaczyna się banalnie - Cole wchodzi do nawiedzonego domu, mając nadzieję znaleźć tam duchy, dzikie zwierzęta czy inne cuda. Dzieje się kompletnie coś innego i zostaje porwany przez tytułowych Łupieżców. Trafia do Obrzeża, magicznej krainy, gdzie istnieje magia, pokraczne stwory, magiczne artefakty. Niestety, pokłady magicznej energii szybko się kończą, co grozi wyczerpaniem jej zapasów. Nasz główny bohater nieświadomie sprzeciwia się władcy tej krainy - który jest prawdziwym gnojkiem wśród złoczyńców i sam, niejednokrotnie chciałem obić mu jego nieszanowny .. nieszanowną twarz.  Łupieżcy Niebios wzbudzą sympatię wszystkich maniaków magii i tajemniczych przygód - jest tego tutaj pełno, a na niebezpieczne stwory trafiamy na każdym kroku. Młodych czytelników na pewno zauroczy wytarty już nieco schemat oklepanej bajkowości. Tak moi Drodzy, ta książka to klasyczny przykład dobrej baśni. Mamy tutaj złego i apodyktycznego władcę, który z każdym dniem zyskuje coraz więcej popleczników, a jego wpływy szerzą się niczym zaraza. Nasz główny bohater, samotnie próbuje przeciwstawić się okrutnemu władcy, ryzykując swoje życie w imię przyjaźni. Łupieżcy Niebios to nie tylko niezła przygoda, ale i nauka dla najmłodszych czytelników, którzy jeszcze pamiętają bajki czytane do poduchy - Mull bardzo dobrze prowadzi swoje postaci, skłaniając czytelnika do dużego zaangażowania.  Nie jest to jednak powieść idealna. Niestety jest w niej bardzo dużo schematów i uproszczeń, które były wykorzystywane w literaturze niejednokrotnie i są do tego stopnia podkreślone, że stary wyga fantastyki od razu je dostrzeże. Kuleję tutaj najbardziej charakterystyka bohaterów, którzy niczym niezrażeni antyczni herosi prą do przodu, nie zważając na nic. Najlepiej widać to na przykładzie Cole'a, który niczego się nie boi, a wszystkie trudności i stwory ma w głębokim poważaniu. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy nie jest ona jakimś socjopatą, ale jednak zależało mu na przyjaciółce, więc nie jest z nim tak źle. Chodzi mi o to, że chłopak nie zważa na nic, i nawet śmiertelnie niebezpieczna podróż do innego zamku nie robi na nim żadnego wrażenia. Miałem wrażenie, że Cole się nie rozwija i prezentuje najlepszą stagnację jaką widziałem.  Fabuła jak z pierwszej lepszej książki dla młodzieży, powiecie i można by się było z tym zgodzić, jednak Mull, za co mu chwała nadrabia Obrzeżem. Kraina, którą przedstawia pochłonęła mnie bez reszty i szczerze wątpię, by dzieciaki nie były w równym, a może i większym stopniu nią zafascynowane. Wyobraźcie sobie wielkie zamki, LATAJĄCE zamczyska, które dzielą setki nieprzebytego nieba. Skrywają one swoje mroczne tajemnice, skarby, artefakty i niezbędne przedmioty do pokonania głównego tyrana. Jedyne do czego muszę się tutaj przyczepić to mój niedosyt - czemu tych zamczysk nie było więcej?! Czemu nie było więcej opisów? Czytając przygody Cole'a puszczałem wodze fantazji jak jakiś małolat.. serio!  Kilka słów należy się łowcom. Tytułowi łupieżcy potrafią przemieszczać się między zamkami i są w tym prawdziwymi ekspertami. Ich fach jest niezwykle niebezpieczny i wypadki stoją na porządku dziennym. Jak wyobrażalibyście sobie śmierć takiego zwiadowcy? No spadnie, coś zawieje z boku, zniesie go, upadnie i zginie. NIC BARDZIEJ MYLNEGO! Mull wymyślił coś tak niesamowitego, że w życiu bym na to nie wpadł i czytając ten kawałek książki siedziałem z otwartą buzią przez parę chwil. Serio.  Może i Łupieżcy Niebios nie są najlepszą książką - jest schematyczna, pełna banałów i uproszczeń, jednak mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu. Czy to młodemu amatorowi powieści fantastycznych, czy to staremu wyjadaczowi, który Diunę ma w jednym paluszku. Łupieżcy Niebios to kawał dobrej literatury dla młodzieży i gwarantuje to co w innych gdzieś się gubi i traci na znaczeniu - niesamowitą przygodę, która niesie ze sobą kilka, naprawdę sporych wyzwań. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do lektury!
Z czym kojarzą Wam się współczesne młodzieżówki? Jesteśmy zalewani utopiami, dystopiami i innymi -topiami, gdzie pojedyncza jednostka jest w stanie zmienić bieg historii i burzyć dotychczasową hierarchię. Oprócz tego serwuje się nam niezjadliwą papkę paranormalnych romansów, gdzie bezbronna i nieświadoma dziewczyna wchodzi w świat wampirów, wilkołaków i innych stworów, w których, a jakże, zakochuje się bez pamięci. W Polsce narzekamy, że czytamy bardzo małą ilość ambitnej literatury i nie ma się co dziwić - co będą czytać przyszłe pokolenia, jeśli są karmieni takimi idiotyzmami? Pierwsze pomysły może i były fajne, wniosły coś nowego, ale to co stało się później i na nieszczęście dzieje się nadal jest.. niepokojące. Przeminął czas Harry'ego Pottera, chociaż nadal on ma miliony swoich zagorzałych fanów. Przeminął czas klasycznych baśni i opowiadań, które czytali nam na dobranoc rodzice. Spytacie, co polecić młodemu molowi książkowemu? 

19 gru 2014

0

Endgame. Miało być epicko, a wyszło jak zawsze. Czy wszystkie młodzieżówki to gnioty?



Gdzieś na Ziemi jest ukryte 3 miliony zielonych. Wystarczy przeczytać książkę, poszukać w nich zagadek, wskazówek, rozwiązać je i jeśli dobrze pokombinowaliśmy, to powinniśmy zgarnąć główną nagrodę. Marzenia ściętej głowy. Autorzy książki Endgame postawili sobie za punkt honoru, by napisać tak swoją powieść, by nikt nie wiedział o co chodzi, a pieniądze leżały sobie bezpiecznie gdzieś na świecie. Zamysł marketingowy genialny i to tylko dowodzi, że w dzisiejszych czasach możesz sprzedać niemal wszystko, ale tylko wtedy gdy do gry wejdą pieniądze. Dużo pieniędzy. Tak też i było z książką Freya - akcja promocyjna na cały świat, równoczesna premiera w wielu państwach, tragiczne wymogi druku no i oczywiście główna nagroda. Brzmi wspaniale, prawda? Nie dajcie się zwieźć Endgame to książką słaba. Do bólu.   Wypada zacząć od fabuły, która.. po prostu jest. Nie jest nowym pomysłem, niczym się nie wyróżnia, nie wprowadza jakichś innowacji do tego typu książek. Jak na amerykańską młodzieżówkę przystało zaczyna się iście hardcorowo i na Ziemię spada 12 meteorytów. Na całym globie wybuch panika, domysłów i nowych teorii spiskowych nie ma końca. Dla dwunastu śmiałków to znak, że zaczyna się coś, na co czekali całe swoje życie. Endgame. Tajemnicze słowo, którego znaczenia czytelnik może się jedynie domyślać. Z lakonicznych wypowiedzi Graczy wynika, że (jak to zwykle bywa) jest to gra, w której może być jeden zwycięzca (szok!), który ocali swój ród i rozpocznie nową cywilizację. Taaa.  No cóż. Bohaterowie, a raczej Gracze, których przeznaczeniem jest udział w Endgame są z pozoru zwykłymi nastolatkami. Umiejscowienie ich w zwykłych społecznościach, czy to mniejszych czy większych jest kompletnie pozbawione sensu, bo sami Gracze wydają się niezwyciężonymi Herculesami, którzy mogą wszystko. Może to tak nie boli, jednak autorzy nadali im tak cechy, który w ogóle nie pasują do ich osobowości. Mamy dziewczynę, której nikt nie widzi, chociaż ma na sobie czerwoną perukę, niebieską spódniczkę; szkolnego prymusa, który tworzy ogień z lodu, walczy z dzikimi i krwiożerczymi bestiami gołymi rękoma; mordercę - idiotę, który mimo wieloletniego, wyczerpującego treningu daje sobie odciąć rękę. Poza tym, wszyscy bohaterowie wydają się niepokonani do tego stopnia, że ich (możliwe) śmierci są .. karykaturalne i pozbawione emocji.  Wszystko to podane jest na tacy wypełnionej naiwnością i płytkością, jaką odznaczają się amerykańscy nastolatkowie, którzy nie wiedzą kiedy wybuchła druga Wojna Światowa, gdzie leży Francja i skąd się wziął Jezus Chrystus. Taka właśnie jest ta książka - pisana specjalne pod naiwną i debilną społeczność odbiorców, którzy przyjmą wszystko co im się poda, byle tylko można było coś wygrać. Nie chcę nikogo urazić, ale sposób pisania i styl prowadzenia powieści jest do bólu przewidywalny - gdy tylko poznamy poszczególnych bohaterów, od razu można powiedzieć co stanie się z każdym z nich.   Wszystko dzieje się nagle i szybko. Jakby autorzy mieli masę pomysłów i postanowili umieścić wszystkie w jednej książce. Niestety ogólne wrażenie wychodzi raczej kiepskie i wątpię by ktokolwiek dał się nabrać na usilne utrzymywanie szybkiego tempa, gdzie tak naprawdę nie dzieje się nic. Mamy wybuchy, strzelaniny, krew i ogólną rąbaninę, ale to wszystko wygląda na tani film klasy C, gdzie autor ma pomysł, ale to budżet za niski, to producentów nie ma. Jestem przekonany, że ktoś na pewno nakręci film na podstawie Endgame, ale do kina na pewno nie pójdę - mam to samo, tylko że na papierze, a na wielkim ekranie nie będzie to wyglądało lepiej.  Osobną kwestią są same zagadki i wskazówki,które mają podobno pomóc nam w odnalezieniu głównej nagrody. Jeśli lubicie szyfry, zagadki logiczne, obrazki, dane liczbowe podane z kilkoma cyframi po przecinku - bierzcie w ciemno. Jest tego tyle, że rozboli Was głowa. Co się tyczy zwykłych Kamilów, jakim jestem ja - omijałem w większości te głupoty i niezrozumiałe rysunki, bo ani to śmieszne, ani interesujące. Wszystko podane jako odgrzewana papka, tyle tylko, że możliwych miejsc, w których poukrywane są poszczególne wskazówki jest ponad 1000 - na całym świecie oczywiście. Dodatkowy problem, że dla zwykłego czytelnika takie zagadki są sporym utrudnieniem w odbiorze tekstu i tylko przeszkadzają. Wątpię by była spora liczba osób, która wie o co tam chodzi i rozumie te głupoty.  I na deser - skład i łamanie tekstu. Masakra. Rozumiem, że to wymóg wydawcy oryginału. że to może, ale nie musi pomóc w rozwiązywaniu zagadek. No, ale brak wcięć akapitowych nie zdzierżę i nie ma się co oszukiwać - niewyjustowany tekst czyta się niezwykle trudno, przez co Endgame nie da się czytać dłużej niż półgodziny. Zwłaszcza, że książka ma blisko 500 stron.  Pomysł może i był dobry. Zamiar autorów również. Swoją drogą niewiele jest takich przedsięwzięć, które łączą literaturę z rozgrywką. Może i są organizowane gry miejskie, w których można coś wygrać, ale 3 miliony dolarów? To nie w kij dmuchał, i każdy z nas sprawiłby sobie niezłe kieszonkowe. Jednak dla ludzi, którzy nałogowo czytają fantastykę to będzie zwykły chwyt marketingowy. Gorzej, Endgame nie prezentuje sobą nic, czego byśmy już nie znali - wszystkie możliwe schematy zostały powielone i pokazane w znany nam wszystkim sposób. Dla mnie była to droga przez mękę i nie polecałbym tej książki nikomu. No chyba, że jesteście gotowi latać po świecie, by wygrać 3 000 000 dolarów. Wtedy bierzcie śmiałoGdzieś na Ziemi jest ukryte 3 miliony zielonych. Wystarczy przeczytać książkę, poszukać w nich zagadek, wskazówek, rozwiązać je i jeśli dobrze pokombinowaliśmy, to powinniśmy zgarnąć główną nagrodę. Marzenia ściętej głowy. Autorzy książki Endgame postawili sobie za punkt honoru, by napisać tak swoją powieść, by nikt nie wiedział o co chodzi, a pieniądze leżały sobie bezpiecznie gdzieś na świecie. Zamysł marketingowy genialny i to tylko dowodzi, że w dzisiejszych czasach możesz sprzedać niemal wszystko, ale tylko wtedy gdy do gry wejdą pieniądze. Dużo pieniędzy. Tak też i było z książką Freya - akcja promocyjna na cały świat, równoczesna premiera w wielu państwach, tragiczne wymogi druku no i oczywiście główna nagroda. Brzmi wspaniale, prawda? Nie dajcie się zwieźć Endgame to książką słaba. Do bólu.

17 gru 2014

0

Kamil gra #10 Potwory w Tokio czyli Gra Roku 2014


Za tydzień Wigilia. Tak moi Drodzy, za tydzień zasiądziecie przy świątecznych stołach, połamiecie się opłatkiem, będziecie śpiewać kolędy. Następne dwa dni to magicznie spędzony czas wraz z rodzinami. Nie wszyscy jednak gdzieś wyjeżdżają, wolą pozostać w domu i cieszyć się wolnymi dniami. Na jedzeniu świat się nie kończy i choć pewnie jak zwykle wszyscy się przejemy, to warto zorganizować sobie czas tak, by wykorzystać święta maksymalnie i nie pozwolić sobie choćby na odrobinę nudy. Lubicie gry planszowe? Mam dla Was idealną propozycję na długie, rodzinne wieczory, które przy Potworach w Tokio miną Wam błyskawicznie!   O co tak w ogóle chodzi w plebiscycie na najlepszą grę planszową roku? Tytuł Gry Roku przyznawany jest planszówkom, które cechuje nie tylko wysoka jakość wykonania, ale fakt, że zachęcają do wspólnego spędzania czasu w gronie rodziny i znajomych oraz rozbudzają zainteresowania potencjalnych nowych graczy. Potwory w Tokio zostały zaprojektowane przez Richarda Garfielda, osobę znaną wszystkim fanom najpopularniejszej na świecie kolekcjonerskiej grze karcianej TGC, czyli Magic the Gathering. 22 dwie nominacje, liczne nagrody na całym świecie przemawiają za solidną grą, przy której będziemy się świetnie bawić.  O co tutaj chodzi? Każdy gracz wybiera swojego potwora, którym będzie dążył do zebrania 20 punktów zwycięstwa. Każdy potwór zaczyna z 10 punktami życia. Do dyspozycji graczy jest sporo różnorodnych kart, za które trzeba (jak to zwykle bywa) zapłacić odpowiednią liczbą energii.Tura gracza składa się na trzy rzuty kośćmi, dzięki którym można zdobyć punkty energię, wyleczyć swojego potwora, zadać obrażenia przeciwnikowi w Tokio oraz zdobyć punkty zwycięstwa. Każdy gracz będący w Tokio atakuje wszystkich pozostałych, a reszta atakuje tylko tego w mieście, jednak po wykonaniu na nim ataku, może on z niego uciec, niejako wpuszczając atakującego do miasta. Trudność jest taka, że w Tokio nie można się leczyć :)    Proste, prawda? Ciut mniejsze o standardowego pudełko ma śliską powierzchnię, a po otwarciu znajdziemy plastikową wypraskę, z przegródkami na wszystkie elementy gry. Woreczki strunowe niezwykle mocno się przydają przy kostkach energii i żetonach, które będziemy zagrywać podczas gry. Ogólnie, wszystko wydaje się być przemyślane i opracowane w taki sposób, by wszystkie elementy tkwiły na swoim miejscu.  Karty, które kupujemy i zagrywamy są przejrzyste i czytelne. Klimatyczne ilustracje robią swoje i po chwili czujemy się, jakby faktycznie w Japonii walczyły jakieś ogromne stwory i to wcale nie Godzilla,  Każda zasada jest dobrze opisana i zrozumiała - nie zdarzyło się nam ani razu, by coś było skomplikowane na tyle, by sięgać do instrukcji. Karty wydają się solidne, dzięki czemu rozegramy nimi sporą liczbę partii, zanim zauważymy jakiekolwiek zarysowania. Kości mają swój urok i nigdzie takich nie znajdziecie. To wszystko składa się na nieuchronną oczywistość - wydając swoje pieniądze na Potwory w Tokio na pewno nie wyrzucicie ich w błoto. A tytułowe potwory? Dbamy o niego jak najlepszego,domowego pupila, chociaż niszczy on miasto w znaczący sposób :) Czterostronicowa instrukcja jest napisana bardzo prostym i zrozumiałym językiem, dzięki czemu już po paru chwilach możemy zasiąść przy stole by rozegrać pierwszą partię.  Moje osobiste odczucia względem Potworów w Tokio? Zyskują przy kolejnych, rozegranych partiach. Za pierwszym i drugim podejściem, wraz z Lubą prawie w ogóle ze sobą nie walczyliśmy, nastawiając się na zdobywanie punktów zwycięstwa - taka taktyka jest szybka i prosta, jednak bardzo nudna i schematyczna. Zabawa zaczyna się wraz z kupnem kolejnych kart, zwłaszcza jeśli wprowadzają ciut negatywnej interakcji między graczami. Zaczyna się kombinowanie, co kupić, kiedy zaatakować, kiedy wejść do miasta - wtedy gra wprost rozkwita i pokazuje swój olbrzymi potencjał. Gra najlepiej sprawdza się w wariancie 3+, kiedy groźba szybkiego odpadnięcia z gry daje o sobie znać, a w Tokio nie zagrzejemy zbyt długo miejsca.  Potwory w Tokio są grą szybką, dobrze przemyślaną, a co najważniejsze, jej mechanika jest skonstruowana na tyle dobrze, że na pewno nie będziemy się przy niej nudzić. Istnieje pewna obawa o regrywalność przy partii 50 z kolei, ale wątpię by ktoś grał w nią nałogowo. To gra dla całej rodziny jak i dla grupki znajomych, którzy szukają ciekawej alternatywy na wspólne spotkania. Rozgrywa dostarczy Wam dużo frajdy, pojawi się lekki ukłucie rywalizacji, bo przecież każdy chce być tym najpotężniejszym i najgroźniejszym potworem!   Jak już wspomniałem wyżej Potwory w Tokio będą idealnym rozwiązaniem na wspólne, rodzinne święta. Na pewno nie będziecie się nudzić, a każda kolejna rozgrywka pokaże Wam, co robiliście źle i co można by poprawić. Możliwych taktyk jest sporo, jednak rozgrywka zweryfikuje siłę każdej z nich. Czy gra słusznie została ogłoszona Grą Roku 2014? Musicie się o tym przekonać sami, a ja tymczasem pędzę rozegrać kolejną partyjkę :)   Za egzemplarz gry serdecznie dziękuję    Wydawnictwo Egmont  Data wydania 2014  Sugerowana cena detaliczna 119,90 zł (w  sklepie Egmontu do kupienia za 99,90)  Ocena 5/7Za tydzień Wigilia. Tak moi Drodzy, za tydzień zasiądziecie przy świątecznych stołach, połamiecie się opłatkiem, będziecie śpiewać kolędy. Następne dwa dni to magicznie spędzony czas wraz z rodzinami. Nie wszyscy jednak gdzieś wyjeżdżają, wolą pozostać w domu i cieszyć się wolnymi dniami. Na jedzeniu świat się nie kończy i choć pewnie jak zwykle wszyscy się przejemy, to warto zorganizować sobie czas tak, by wykorzystać święta maksymalnie i nie pozwolić sobie choćby na odrobinę nudy. Lubicie gry planszowe? Mam dla Was idealną propozycję na długie, rodzinne wieczory, które przy Potworach w Tokio miną Wam błyskawicznie!


15 gru 2014

0

Czy jest tutaj ktoś, kto nie lubi Sherlocka?


Nie ma co ukrywać. Sherlock Holmes jest światowym fenomenem, tłumaczonym na wiele języków. Było i jest wiele ekranizacji przygód ekscentrycznego detektywa - jedne są lepsze, inne ciut gorsze. Prawda jest taka, że Sherlock jest w naszej kulturze od 1887 roku, czyli od daty pierwszej książki z jego postacią w roli głównej Studium w szkarłacie. Nie wiem czy wiecie, ale do niedawna nie moglibyście w Polsce kupić kompletnego wydania wszystkich powieści sir Doyla z przygodami jego bohatera. Tak moi Drodzy, zatwardziali fani musieli zgrzytać zębami i czekać aż ktoś ruszy głową i da ludziom coś, na co czekają od dawna. Trzy grubaśne tomy, piękne ilustracje, wszystkie opowiadania autora i radość na twarzach fanów - wydawnictwo Zysk i S-ka wydało Sherlocka!  Sherlock Holmes umarł. Ludzie wychodzą na ulice, palą znicze, płaczą po kątach, błagają sir Doyla, aby wskrzesił ich ulubieńca. Autorowi również udziela się ogólnokrajowa melancholia i po niedługim czasie wskrzesza swojego bohatera, który tak naprawdę nie spadł do wodospadu Reichenbach, a w opowiadaniu Pusty dom opowiada co tak naprawdę się stało. Nie chcę streszczać Wam całej fabuły, bo ilość opowiadań aż przytłacza, a spraw które musi rozwiązać nasz bohater jest naprawdę sporo. Oszuści, złodzieje, sprawy ściśle tajne, a nawet wampiry - to wszystko znajdziecie w trzecim, ale i ostatnim tomie przygód Sherlocka.  Skupię na najpierw na technicznych sprawach. Jeśli jesteś perfekcjonistą, uwielbiasz ładne wydania, drżą Ci ręce na samą myśl o doskonałych ilustracjach - kupuj Sherlocka w ciemno. Fantastyczne wydanie sprawia, że nawet ci najbardziej wybredni będą niezwykle mocno usatysfakcjonowani. Kolekcja trzech tomów musi prezentować się niezwykle dobrze na jakiekolwiek półce będąc piękną ozdobą domowego zacisza. Co więcej, na żadnym z trzech tomów nie znajdziecie informacji, który tom jest którym - kolejność do osobistego wyboru :) Wspominałem, że w książce znajdziecie oryginalne ilustracje Signeya Padeta, kreatora wizerunku detektywa?   Ciężko pisać o kimś, kogo zna cały świat. No bo cóż można powiedzieć? Moja skromna opinia ginie gdzieś w tekstach uznanych krytyków i recenzentów. Sherlock Holmes to najbardziej rozpoznawalny detektyw (obok Poirota) na świecie - jego przygody mogli śledzić ludzie na całym świecie, czy to dzięki brytyjskiej ekranizacji czy to rosyjskiej (podobno jest to ulubiona ekranizacja królowej). Sherlock jest postacią kultową, jednak podczas czytania wyławiamy jego inne cechy - niezwykle egocentryczny, można by rzec, że zadufany w sobie i egoistyczny, goniący za ciekawymi przypadkami, nie dbając o ich ofiary i poszkodowanych. Gdy przeczytamy większość z opowiadań sir Doyla dochodzimy do zaskakującego wniosku - przecież ten detektyw jest niezastąpiony! Watson, owszem dużo się nauczył przy swoim przyjacielu (jakkolwiek to brzmi), ale nie posiada szóstego zmysłu, którym dysponuje Holmes. Razem tworzą wprost genialny duet, ale bez egoizmu Sherlocka nie rozwiązaliby większość z powierzonych im spraw. Jedyne co może boleć potencjalnych czytelników to niedosyt. Holmes jako postać kultowa i rozpoznawalna na całym świecie zasłużył na wielowątkową powieść, której akcja będzie pędzić ze strony na stronę, dając moc zabawy i jedną, skomplikowaną zagadkę, która obnaży wszystkie cechy głównego bohatera. Sir Doyle skupił się na opowiadaniach, przez co skaczemy trochę z fabuły fabułę, a ilość wrogów, morderców, postaci i wydarzeń niejednokrotnie może nas po prostu przytłoczyć. Można się spierać czy to wada, jednak w tak potężnej dawce opowiadań to wszystko może dać się we znaki.  W powieściach, które mają już przeszło 100 lat zawsze pojawia się problem tłumaczenia. Czy tłumacz powinien pisać bardziej nowocześnie, tak by trafić do współczesnego czytelnika, czy wprost przeciwnie, zachować zamysł i koncepcję autora? Jerzy Łoziński odwalił kawał dobrej roboty. Prosty i przystępny styl, który trafi do każdego z nas, utrzymany jednak w konwencji XIX wieku. Podczas lektury czujemy się jakbyśmy trafili do XIX-wiecznego Londynu, popijali five o'clock i rozwiązywali razem z Sherlockiem wszystkie te zawiłe sprawy. Równowaga pomiędzy jednym i drugim jest na tyle widoczna, że przeszło 800-stronicowe dzieło można przeczytać w parę dni, nie mogąc się od niego oderwać.  Zbliżają się święta. Jeśli macie w domu maniaka Sherlocka, ta książka, jak i pozostałe dwa tomy będą idealnymi prezentami, jakie może ów maniak znaleźć pod choinką. Solidne wydanie, piękne ilustracje, przystępny język - wszystko to nadaje dodatkowego smaczku całej opowieści. Mówiąc wprost pozycja obowiązkowa!   Za egzemplarz serdecznie dziękuję   zysk.com.pl   Wydawnictwo Zysk i S-ka  Data wydania 2014  Liczba stron 881  Ocena 8/10
Nie ma co ukrywać. Sherlock Holmes jest światowym fenomenem, tłumaczonym na wiele języków. Było i jest wiele ekranizacji przygód ekscentrycznego detektywa - jedne są lepsze, inne ciut gorsze. Prawda jest taka, że Sherlock jest w naszej kulturze od 1887 roku, czyli od daty pierwszej książki z jego postacią w roli głównej Studium w szkarłacie. Nie wiem czy wiecie, ale do niedawna nie moglibyście w Polsce kupić kompletnego wydania wszystkich powieści sir Doyla z przygodami jego bohatera. Tak moi Drodzy, zatwardziali fani musieli zgrzytać zębami i czekać aż ktoś ruszy głową i da ludziom coś, na co czekają od dawna. Trzy grubaśne tomy, piękne ilustracje, wszystkie opowiadania autora i radość na twarzach fanów - wydawnictwo Zysk i S-ka wydało Sherlocka!


13 gru 2014

0

Kamil sztukuje #2 Alkohol


Pierwsza odsłona cyklu cieszyła się dużą popularnością. Wywołała pewne kontrowersje, dyskusje, na których mi ogromnie zależało. Wasze komentarze pod wpisem dowiodły słuszności, że nie rozumiemy współczesnych artystów, którymi możemy być my sami. Często jednak do głowy nam by nie przyszło, by szalony pomysł na dzieło zrealizować, bo to głupie, nikt tego by nie kupił.. A tu nagle okaże się, że ludzie robią jeszcze dziwniejsze dzieła, a ludzie zabijają się, by mieć coś takiego w domu. Świat jest dziwny, to prawda. W tym miesiącu może i nie będzie tak kontrowersyjnie, ale na pewno wesoło. Dzisiaj, wraz z Lubą na tapet bierzemy ALKOHOL! :)


10 gru 2014

0

Bardzo dobra książka dla miłośników reportaży


Wszyscy wiemy, że na temat Korei Północnej nie wiemy zwyczajnie nic. W Internecie co jakiś czas pojawiają się o absurdalnych informacjach, jakie można usłyszeć na tamtejszym, jedynym kanale telewizyjnym, całkowicie kontrolowanym przez władzę. A to, że Korea wygrała Mistrzostwo Świata w piłce nożnej, pokonując w finale Niemcy 3:0. A to, że Korea właśnie wyprzedziła USA w rankingu najbardziej rozwiniętych państw świata. A to, że Kim Dzong Un wygrał wybory parlamentarne z wynikiem 100% poparcia. Aż dziw, że w dzisiejszym świecie utrzymuje się podobny reżim i opętańcza miłość do ukochanego wodza. Całą genezę tego zjawiska, warunki życia w Korei, co tam się faktycznie dzieje przeczytacie w książce Johna Sweeney'a, na której recenzję zapraszam Was już teraz!


8 gru 2014

0

Kamil gra #9 Dasz się porwać Mumii?


Gry familijne to idealne rozwiązanie, na długie, zimowe wieczory, zwłaszcza teraz, gdy zbliżają się święta, a my spędzimy te parę dni ze swoimi rodzinami. Obżarstwa nie będzie końca, atmosfera iście świąteczna da się we znaki każdemu. Będziemy mogli trochę odpocząć od dnia codziennego i posiedzieć w domu. Czemu by nie zachęcić członków rodziny do wspólnej gry? Wydawnictwo Egmont proponuje idealne rozwiązanie na takie chwile, bo Mumia. Wyścig w bandażach to bardzo prosta i zarazem emocjonująca gra planszowa, która spodoba się zarówno tym małym jak i tym ciut większym. Zapraszam do lektury recenzji!   Mumia to gra familijna przeznaczona dla 2-6 graczy w wieku od 8 lat. Tak naprawdę dzieciaki w mig zrozumieją o co w niej chodzi. Otwierając pudełko znajdziemy w nim dobrze napisaną instrukcję obsługi, kafelki, mumię, drewnianych strażników, naszych podróżników, kostki, i żetony, które przydadzą się w bardziej zaawansowanej rozgrywce. Wszystko zostało wydane solidnie, gruba tektura świadczy, że będziemy mogli rozegrać takich partii naprawdę sporo, zanim coś zacznie się niszczyć.  Gra jest bardzo prosta - rzucamy kością i w zależności od tego co na nich wypadnie, możemy poruszać się swoimi pionkami, strażnikami lub tytułową mumią. Musimy przejść naszymi poszukiwaczami całą planszę zbierając po drodze wszystkie kafelki na których się zatrzymamy. Każdy z nich ma określoną liczbę punktów dodatnich lub ujemnych, które jest wart przy końcowym podliczaniu. Nie jest to jednak takie proste, bo na co lepszych kafelkach stoją strażnicy, którymi możemy się poruszać tylko i wyłącznie gdy na tym samym polu stoi mumia lub któryś z pionków. Co do samej mumii, nie jest ona taka straszna - biega po całej planszy razem z podróżnikami, a gdy przejdzie linię mety dostajemy dodatkowe punkty, a sam stwór ląduje na polu startowym i tak w kółko, aż wszyscy podróżnicy nie przekroczą linii mety.   W tę grę można grać na dwa sposoby - kombinować i myśleć tak, byśmy zebrali jak najmniej ujemnych kafelków, starając się przejść plansze jak najszybciej lub zbierać ujemne, by można przemienić je w dodatnie za pomocą specjalnych kafelków z wielbłądami. Po drodze można troszkę poprzeszkadzać innym graczom, zbierając co lepsze kafle, poruszając strażnikami by przeciwnik musiał zbierać same najgorsze. Opcji mamy dość sporo i przy każdej partii można się naprawdę nieźle bawić.  Grę urozmaicają cztery, dodatkowe warianty, jakimi możemy się posłużyć podczas rozgrywki. Podnoszą one ciut poprzeczkę, wprowadzają bardziej negatywną interakcję między graczami, a przede wszystkim są kolejnym dowodem na to, że kafelkowe gry są nieprawdopodobnie regrywalne. To jest największa zaleta Mumii i nie można się z tym nie zgodzić - tylko od nas zależy układ poszczególnych kafli, a co za tym idzie nasza taktyka na "wypuszczanie" kolejnych pionków na planszę.  Gry familijne to idealne rozwiązanie, na długie, zimowe wieczory, zwłaszcza teraz, gdy zbliżają się święta, a my spędzimy te parę dni ze swoimi rodzinami. Obżarstwa nie będzie końca, atmosfera iście świąteczna da się we znaki każdemu. Będziemy mogli trochę odpocząć od dnia codziennego i posiedzieć w domu. Czemu by nie zachęcić członków rodziny do wspólnej gry? Wydawnictwo Egmont proponuje idealne rozwiązanie na takie chwile, bo Mumia. Wyścig w bandażach to bardzo prosta i zarazem emocjonująca gra planszowa, która spodoba się zarówno tym małym jak i tym ciut większym. Zapraszam do lektury recenzji!   Mumia to gra familijna przeznaczona dla 2-6 graczy w wieku od 8 lat. Tak naprawdę dzieciaki w mig zrozumieją o co w niej chodzi. Otwierając pudełko znajdziemy w nim dobrze napisaną instrukcję obsługi, kafelki, mumię, drewnianych strażników, naszych podróżników, kostki, i żetony, które przydadzą się w bardziej zaawansowanej rozgrywce. Wszystko zostało wydane solidnie, gruba tektura świadczy, że będziemy mogli rozegrać takich partii naprawdę sporo, zanim coś zacznie się niszczyć.   Gra jest bardzo prosta - rzucamy kością i w zależności od tego co na nich wypadnie, możemy poruszać się swoimi pionkami, strażnikami lub tytułową mumią. Musimy przejść naszymi poszukiwaczami całą planszę zbierając po drodze wszystkie kafelki na których się zatrzymamy. Każdy z nich ma określoną liczbę punktów dodatnich lub ujemnych, które jest wart przy końcowym podliczaniu. Nie jest to jednak takie proste, bo na co lepszych kafelkach stoją strażnicy, którymi możemy się poruszać tylko i wyłącznie gdy na tym samym polu stoi mumia lub któryś z pionków. Co do samej mumii, nie jest ona taka straszna - biega po całej planszy razem z podróżnikami, a gdy przejdzie linię mety dostajemy dodatkowe punkty, a sam stwór ląduje na polu startowym i tak w kółko, aż wszyscy podróżnicy nie przekroczą linii mety.  W tę grę można grać na dwa sposoby - kombinować i myśleć tak, byśmy zebrali jak najmniej ujemnych kafelków, starając się przejść plansze jak najszybciej lub zbierać ujemne, by można przemienić je w dodatnie za pomocą specjalnych kafelków z wielbłądami. Po drodze można troszkę poprzeszkadzać innym graczom, zbierając co lepsze kafle, poruszając strażnikami by przeciwnik musiał zbierać same najgorsze. Opcji mamy dość sporo i przy każdej partii można się naprawdę nieźle bawić.  Grę urozmaicają cztery, dodatkowe warianty, jakimi możemy się posłużyć podczas rozgrywki. Podnoszą one ciut poprzeczkę, wprowadzają bardziej negatywną interakcję między graczami, a przede wszystkim są kolejnym dowodem na to, że kafelkowe gry są nieprawdopodobnie regrywalne. To jest największa zaleta Mumii i nie można się z tym nie zgodzić - tylko od nas zależy układ poszczególnych kafli, a co za tym idzie nasza taktyka na "wypuszczanie" kolejnych pionków na planszę.   Nie da się ukryć, że losowość mamy naprawdę sporą, jednak nie przeszkadza ona na tyle, by nie kombinować na swój własny sposób i nie obrać idealnej taktyki - możliwości ruchu mamy sporo.. No chyba, że ktoś ma pecha i cały czas musi poruszać się mumią, wtedy musi się liczyć z tym, że wszystkie lepsze kafelki zostaną zebrane. Jednak negatywna interakcja, którą, no cóż lubię wykorzystywać, daje sporo frajdy i można uprzykrzyć życie niejednemu przeciwnikowi.  Jedyna wada gry, to możliwe zniechęcenie po kilku partiach. Nie każdego ta gra usatysfakcjonuje, nie każdemu się spodoba - jak z każdą grą planszową. Jak każda gra familijna czy rodzinna, najlepiej sprawdza się przy wariancie 3+ przy czym każdy z graczy powinien być na maksa zaangażowany w końcowe zwycięstwo - wtedy gra nabiera odpowiednich rumieńców, a tytułowy wyścig nabiera prawdziwego znaczenia. Jednak przy dwuosobowej rozgrywce Mumia również sprawdzi się znakomicie, co mogę powiedzieć z czystym sumieniem - wraz z Lubą bawiliśmy się naprawdę dobrze!  Niewątpliwie Mumia. Wyścig w bandażach zadowoli zarówno początkujących fanów gier planszowych jak i starych wyjadaczy. Główną zaletą gry jest regrywalność, przy stosunkowo wysokiej losowości i tak znajdziemy miejsce na wybranie odpowiedniej taktyki. Grafika poszczególnych elementów jest miła dla oka i przyciąga spojrzenie, a cała rozgrywka nabiera niepowtarzalnej atmosfery, niebezpiecznej wyprawy do egipskich grobowców. Jeśli szukacie dobrej gry, na zbliżające się świąteczne, długie zimowe wieczory to Mumia. Wyścig w bandażach będzie idealnym rozwiązaniem!   Za dobrą zabawę dziękuję     Wydawnictwo Egmont  Data wydania 2014  Sugerowana cena detaliczna 99,99 zł  Ocena 4+/6Nie da się ukryć, że losowość mamy naprawdę sporą, jednak nie przeszkadza ona na tyle, by nie kombinować na swój własny sposób i nie obrać idealnej taktyki - możliwości ruchu mamy sporo.. No chyba, że ktoś ma pecha i cały czas musi poruszać się mumią, wtedy musi się liczyć z tym, że wszystkie lepsze kafelki zostaną zebrane. Jednak negatywna interakcja, którą, no cóż lubię wykorzystywać, daje sporo frajdy i można uprzykrzyć życie niejednemu przeciwnikowi.  Jedyna wada gry, to możliwe zniechęcenie po kilku partiach. Nie każdego ta gra usatysfakcjonuje, nie każdemu się spodoba - jak z każdą grą planszową. Jak każda gra familijna czy rodzinna, najlepiej sprawdza się przy wariancie 3+ przy czym każdy z graczy powinien być na maksa zaangażowany w końcowe zwycięstwo - wtedy gra nabiera odpowiednich rumieńców, a tytułowy wyścig nabiera prawdziwego znaczenia. Jednak przy dwuosobowej rozgrywce Mumia również sprawdzi się znakomicie, co mogę powiedzieć z czystym sumieniem - wraz z Lubą bawiliśmy się naprawdę dobrze!  Niewątpliwie Mumia. Wyścig w bandażach zadowoli zarówno początkujących fanów gier planszowych jak i starych wyjadaczy. Główną zaletą gry jest regrywalność, przy stosunkowo wysokiej losowości i tak znajdziemy miejsce na wybranie odpowiedniej taktyki. Grafika poszczególnych elementów jest miła dla oka i przyciąga spojrzenie, a cała rozgrywka nabiera niepowtarzalnej atmosfery, niebezpiecznej wyprawy do egipskich grobowców. Jeśli szukacie dobrej gry, na zbliżające się świąteczne, długie zimowe wieczory to Mumia. Wyścig w bandażach będzie idealnym rozwiązaniem!   Za dobrą zabawę dziękuję  Gry familijne to idealne rozwiązanie, na długie, zimowe wieczory, zwłaszcza teraz, gdy zbliżają się święta, a my spędzimy te parę dni ze swoimi rodzinami. Obżarstwa nie będzie końca, atmosfera iście świąteczna da się we znaki każdemu. Będziemy mogli trochę odpocząć od dnia codziennego i posiedzieć w domu. Czemu by nie zachęcić członków rodziny do wspólnej gry? Wydawnictwo Egmont proponuje idealne rozwiązanie na takie chwile, bo Mumia. Wyścig w bandażach to bardzo prosta i zarazem emocjonująca gra planszowa, która spodoba się zarówno tym małym jak i tym ciut większym. Zapraszam do lektury recenzji!   Mumia to gra familijna przeznaczona dla 2-6 graczy w wieku od 8 lat. Tak naprawdę dzieciaki w mig zrozumieją o co w niej chodzi. Otwierając pudełko znajdziemy w nim dobrze napisaną instrukcję obsługi, kafelki, mumię, drewnianych strażników, naszych podróżników, kostki, i żetony, które przydadzą się w bardziej zaawansowanej rozgrywce. Wszystko zostało wydane solidnie, gruba tektura świadczy, że będziemy mogli rozegrać takich partii naprawdę sporo, zanim coś zacznie się niszczyć.   Gra jest bardzo prosta - rzucamy kością i w zależności od tego co na nich wypadnie, możemy poruszać się swoimi pionkami, strażnikami lub tytułową mumią. Musimy przejść naszymi poszukiwaczami całą planszę zbierając po drodze wszystkie kafelki na których się zatrzymamy. Każdy z nich ma określoną liczbę punktów dodatnich lub ujemnych, które jest wart przy końcowym podliczaniu. Nie jest to jednak takie proste, bo na co lepszych kafelkach stoją strażnicy, którymi możemy się poruszać tylko i wyłącznie gdy na tym samym polu stoi mumia lub któryś z pionków. Co do samej mumii, nie jest ona taka straszna - biega po całej planszy razem z podróżnikami, a gdy przejdzie linię mety dostajemy dodatkowe punkty, a sam stwór ląduje na polu startowym i tak w kółko, aż wszyscy podróżnicy nie przekroczą linii mety.  W tę grę można grać na dwa sposoby - kombinować i myśleć tak, byśmy zebrali jak najmniej ujemnych kafelków, starając się przejść plansze jak najszybciej lub zbierać ujemne, by można przemienić je w dodatnie za pomocą specjalnych kafelków z wielbłądami. Po drodze można troszkę poprzeszkadzać innym graczom, zbierając co lepsze kafle, poruszając strażnikami by przeciwnik musiał zbierać same najgorsze. Opcji mamy dość sporo i przy każdej partii można się naprawdę nieźle bawić.  Grę urozmaicają cztery, dodatkowe warianty, jakimi możemy się posłużyć podczas rozgrywki. Podnoszą one ciut poprzeczkę, wprowadzają bardziej negatywną interakcję między graczami, a przede wszystkim są kolejnym dowodem na to, że kafelkowe gry są nieprawdopodobnie regrywalne. To jest największa zaleta Mumii i nie można się z tym nie zgodzić - tylko od nas zależy układ poszczególnych kafli, a co za tym idzie nasza taktyka na "wypuszczanie" kolejnych pionków na planszę.   Nie da się ukryć, że losowość mamy naprawdę sporą, jednak nie przeszkadza ona na tyle, by nie kombinować na swój własny sposób i nie obrać idealnej taktyki - możliwości ruchu mamy sporo.. No chyba, że ktoś ma pecha i cały czas musi poruszać się mumią, wtedy musi się liczyć z tym, że wszystkie lepsze kafelki zostaną zebrane. Jednak negatywna interakcja, którą, no cóż lubię wykorzystywać, daje sporo frajdy i można uprzykrzyć życie niejednemu przeciwnikowi.  Jedyna wada gry, to możliwe zniechęcenie po kilku partiach. Nie każdego ta gra usatysfakcjonuje, nie każdemu się spodoba - jak z każdą grą planszową. Jak każda gra familijna czy rodzinna, najlepiej sprawdza się przy wariancie 3+ przy czym każdy z graczy powinien być na maksa zaangażowany w końcowe zwycięstwo - wtedy gra nabiera odpowiednich rumieńców, a tytułowy wyścig nabiera prawdziwego znaczenia. Jednak przy dwuosobowej rozgrywce Mumia również sprawdzi się znakomicie, co mogę powiedzieć z czystym sumieniem - wraz z Lubą bawiliśmy się naprawdę dobrze!  Niewątpliwie Mumia. Wyścig w bandażach zadowoli zarówno początkujących fanów gier planszowych jak i starych wyjadaczy. Główną zaletą gry jest regrywalność, przy stosunkowo wysokiej losowości i tak znajdziemy miejsce na wybranie odpowiedniej taktyki. Grafika poszczególnych elementów jest miła dla oka i przyciąga spojrzenie, a cała rozgrywka nabiera niepowtarzalnej atmosfery, niebezpiecznej wyprawy do egipskich grobowców. Jeśli szukacie dobrej gry, na zbliżające się świąteczne, długie zimowe wieczory to Mumia. Wyścig w bandażach będzie idealnym rozwiązaniem!   Za dobrą zabawę dziękuję     Wydawnictwo Egmont  Data wydania 2014  Sugerowana cena detaliczna 99,99 zł  Ocena 4+/6 http://www.egmont.pl/   Wydawnictwo Egmont  Data wydania 2014  Sugerowana cena detaliczna 99,99 zł  Ocena 4+/6
Gry familijne to idealne rozwiązanie, na długie, zimowe wieczory, zwłaszcza teraz, gdy zbliżają się święta, a my spędzimy te parę dni ze swoimi rodzinami. Obżarstwa nie będzie końca, atmosfera iście świąteczna da się we znaki każdemu. Będziemy mogli trochę odpocząć od dnia codziennego i posiedzieć w domu. Czemu by nie zachęcić członków rodziny do wspólnej gry? Wydawnictwo Egmont proponuje idealne rozwiązanie na takie chwile, bo Mumia. Wyścig w bandażach to bardzo prosta i zarazem emocjonująca gra planszowa, która spodoba się zarówno tym małym jak i tym ciut większym. Zapraszam do lektury recenzji!