• Recenzje

    Nie boję się skrytykować beznadziejnej książki, chwalę dobrze napisane. Jestem subiektywny, nie piszę pod publikę.

  • Felietony

    Relacje z wydarzeń, porady dla początkujących i moje własne przemyślenia na temat blogosfery.

  • Gry

    Gry planszowe i karciane traktuję tak samo jak książki. To świetna alternatywa na nudne wieczory, czy spotkania z przyjaciółmi.

  • Sztuka

    Sztuka ciągle pojawia się w moim życiu pod różnymi postaciami. Chcę ją pokazać Wam w subiektywnym świetle, jednocześnie obnażając najdziwniejsze pomysły na dzieło sztuki.

30 paź 2014

0

Dulce et decorum est pro patria mori! Lisowczycy, powieść historyczna Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego.


Z lekcji historii wiemy jak burzliwe były dzieje naszego kraju. Wojny, zdrady, wielki zasięg, by w końcu ulec zaborcom. Polska ma jedną z najbardziej powikłanych i zagmatwanych historii spośród wszystkich krajów globu. Nie ma się co dziwić - nasze serca od dawna był harde i skore do bitki, a miłość do ojczyzny prawdziwa i czysta. Wiek XVII to długie wojny, wielkie bitwy, genialni wodzowie i zdradzieccy królowie, którzy zrujnowali ten kraj. Szlachta czuje się coraz swawolniej i nie poczuwa się w obowiązku obrony kraju, a gromadzeniu własnych bogactw i wprowadzania anarchii w ojczyźnie. Smutne, jednak prawdziwe. Niestety w szkole nie uczą wszystkiego, a warto wiedzieć, że Zygmunt III Waza oprócz tego, że przeniósł stolicę z pięknego Krakowa do Warszawy, był wierutnym kłamcą i zdrajcom i to przez niego nasze wpływy na Rusi bezpowrotnie się skończyły. Nauczyciele milczą na temat oryginalnej formacji, która na początku wieku została sformowana przez Aleksandra Lisowskiego herbu Jeż. Pamięć o nich przetrwała, choć choć niektórzy twierdzą, że istnieją powody by ich nienawidzić. Dlaczego?  Wszyscy znają potęgę i moc husarii. Postrach wrogów, którzy uciekali z pola bitwy, gdy nasze jednostki wkraczały w bój. To o nich uczą nas w szkołach, pokazują jaką byliśmy potęgą. O Lisowczykach milczą. Palili, grabili co się dało. Byli niepowstrzymaną falą, która rozlała się na Rusi w sposób niekontrolowany. Okoliczni mieszkańcy opowiadali o ich okrucieństwie, swawoli i niechęci do bojarów. Pozostaje pytanie dlaczego tak postępowali? Nie mieli żołdu. Lisowski obiecał królowi, że nie będą pobierać wynagrodzenia, tylko sami je sobie zdobywać, w imię ojczyzny, która musi być silna. Wojna polsko-rosyjska, która rozpoczęła się w 1609 roku ciągnęła się nieoficjalnie aż do 1920, bo okres ten to wieczne wojny i potyczki z Rosjanami, nawet gdy państwo polskie zniknęło z map świata.  Ferdynand Antoni Ossendowski (ur. 27 maja 1876 w Lucynie w Inflantach Polskich, zm. 3 stycznia 1945 w Żółwinie) – polski pisarz, dziennikarz, podróżnik, antykomunista, nauczyciel akademicki, członek Akademii Francuskiej, działacz polityczny, naukowy i społeczny. Syn lekarza Marcina Ossendowskiego i Wiktorii z domu Bortkiewicz. Ossendowskiemu światową sławę przyniosła książka Zwierzęta, ludzie, bogowie, która na przełomie 1920 i 1921 r. ukazała się w Nowym Jorku, w 1922 r. w Londynie, a w 1923 r. w Warszawie. Łącznie osiągnęła ona rekordową liczbę dziewiętnastu tłumaczeń na języki obce. Ossendowski opisał w niej wspomnienia z ucieczki z Rosji ogarniętej chaosem rewolucji. Ukazało się 77 książek pisarza, które wydano również w 150 przekładach na 20 języków. Przez pewien czas należał do piątki najbardziej poczytnych pisarzy na świecie, a jego książki porównywano z dziełami Kiplinga, Londona czy Maya. W latach międzywojennych łączny nakład książek „polskiego Karola Maya” sięgnął 80 mln egzemplarzy.  Imponujące prawda? Dlaczego więc niewielu jest Polaków, którzy słyszeli o pisarzu, który był tak samo popularny jak Sienkiewicz, którego wszyscy znają? To przez jego książkę Lenin, opisująca działalność wodza, w której w ostrej krytyce wypowiada się o rewolucji komunizmu. Był pilnie poszukiwany przez NKWD, a wszystkie jego książki zostały objęte cenzurą. Dopiero od 1989 jego prace mogły być oficjalnie wydawane.  Lisowczycy to powieść na wskroś historyczna. Mnóstwo, autentycznych postaci, walki, bitwy, miejsca i twierdze, które zwiedzimy podczas lektury potrafią przytłoczyć. Jednak Ossendowski w taki sposób prowadzi swoją akcję, że po kilku stronach zostajemy po prostu wchłonięci przez opisywane wydarzenia i dopiero po zamknięciu książki zapytacie Ale co się teraz stało? Nie są to jednak tylko i wyłącznie suche fakty historyczne, które większość z nas zna z lekcji historii. Marcin Lis, główny bohater powieści przeżywa takie przygody, że nie jeden rycerz i zabijaka by mu zazdrościł, a to jeszcze nie koniec! Mamy nawet wątek miłosny, który jest skonstruowany na starą modłę, ognistej miłości białogłowej do szlachetnego rycerza, ale o tym za chwilę.  Nie każdy jest fanem historii, nie każdy lubi uczyć się dat, postaci i miejsc. Jestem takim człowiekiem, że wszystkie te smaczki i nazwy do wykucia i zapomnienia wpadają mi do głowy tyle, że pamiętam je do dziś. Mój romans z historią zaczął się w gimnazjum, gdzie niezwykle sympatyczna nauczycielka rozpaliła tą miłość, a w liceum, mimo klasy matematycznej, trafiliśmy na doskonałego, lecz wymagającego nauczyciela. Historia zawsze była takim moim hobby i podchodzę do niej z łatwością, dlatego Lisowczycy to kolejna powieść historyczna, przy której bawiłem się niezwykle dobrze.   Początkujący czytelnik może już na początku powieści trafić na przeszkodę nie do pokonania. Jest to archaiczny język, taki jakim posługiwali się ówcześni panowie i chłopi. Mamy więc przestawny szyk zdania, liczne, łacińskie wtrącenia i cały klimat tamtej epoki. Można poczuć, że bierzemy udział we wszystkich, opisywanych wydarzeniach i dla miłośnika historii, będzie to nie lada gratką. Jednak ludzie nie związani z tą nauką, początek może być naprawdę ciężki, jednak nie martwcie się! Po kilkunastu stronach wsiąknięcie na tyle, że będziecie chcieli więcej i więcej! Lisowczycy Was po prostu pochłoną.  Aż trudno uwierzyć, ale ta książka powstała w 1929 roku, a ja przeczytałem ją po 85 latach od daty opublikowania! To naprawdę niezwykłe, jak książka historyczno-przygodowa może być świadectwem tamtych czasów dla przyszłych pokoleń i jakie wartości może ze sobą nieść. Marcin lis, główny bohater to hulajdusza i zabijaka, któremu do bitki niezwykle śpieszno. Jest przy tym niezwykle sympatyczną postacią i aż chciałoby się z nim zaprzyjaźnić. Facet o niezwykle czystym sercu, kocha swoją ojczyznę jak matkę, bogobojny, a i obietnic dotrzymuje - ideał na męża można by rzec. Wspominałem wyżej o wątku miłosnym i tutaj rozwinę swoją myśl. Mamy przedstawioną miłość Marcina do pewnej białogłowy i miło się czytało o ich uczuciu. To tak jakbym czytał o miłości Skrzetuskiego i Kurcewiczównej albo Kmicica i Billewiczównej - uczucie czyste, a gorące; niewinne i gorliwe. Dzisiaj już tak się nie pisze o uczuciach, więc była to naprawdę miła odskocznia.  Pamiętacie jak w szkołach mówiono nam, że książki Sienkiewicza, niektóre utwory wieszczów były pisane ku pokrzepieniu serc? Tak samo możemy powiedzieć o powieści Ossendowskiego. Niezwykle ciepła i rzetelna opowieść o losach odważnych Polaków, którzy wielbią ponad wszystko swoją ojczyznę i mogliby zrobić dla niej wszystko. Czasy, w której powstali Lisowczycy były, mimo niepodległości, bardzo trudne dla Polski - zagrożenie ze strony Niemiec, Rosji, szerzący się komunizm, kryzys ekonomiczny. W książkach ludzie mogli znaleźć chwilę pociechy i przywrócić swoją wiarę, że naród polski to silne i zorganizowane społeczeństwo, które miało i ma swoich bohaterów. Dzisiejszy świat rzuca się w stronę pieniądze, a historyczne wartości, jak honor, odwaga czy ojczyzna powoli odchodzą w zapomnienie. Tytułowe powiedzenie Dulce et decorum est pro patria mori czyli słodko i zaszczytnie umrzeć za ojczyznę to frazes, którego nikt już nie pamięta.  Zawsze będę wypowiadał się w sposób gorliwy i ciepły o historii Polski - wiem, że nasze dzieje są niezwykle skomplikowane, pełne w odważne zrywy, wielkie bitwy i świetnych przywódców. Dzisiejsza młodzież (czuję się jak stary dziadek!) zapomina o wspaniałej historii naszego kraju i nie przywiązuje do tego wagi. Często nie mają pojęcia, że gdyby nie nasi przodkowie, którzy kochali swoją ojczyznę, nasz kraj mógłby dzisiaj wyglądać kompletnie inaczej. To niezwykle ważne by spopularyzować naszą historię wśród młodych i mam taki pomysł - zamiast bezmyślne uczyć ich dat, miejsc i nazwisk, które i tak zapomną, pokazać im tę książkę i dostarczyć świetnej rozrywki - będą się bawić o wiele lepiej niż podczas nauki faktów historycznych. Z Lisowczyków wyciągną więcej wiedzy niż z podręcznika zapełnionego suchymi faktami. To byłoby świetne wprowadzenie w temat wieku XVII, a wierzcie mi - zapamiętali by go najlepiej ze wszystkich okresów historycznych. Polecam!  Za egzemplarz gorąco dziękuję   www.zysk.com.pl
Z lekcji historii wiemy jak burzliwe były dzieje naszego kraju. Wojny, zdrady, wielki zasięg, by w końcu ulec zaborcom. Polska ma jedną z najbardziej powikłanych i zagmatwanych historii spośród wszystkich krajów globu. Nie ma się co dziwić - nasze serca od dawna był harde i skore do bitki, a miłość do ojczyzny prawdziwa i czysta. Wiek XVII to długie wojny, wielkie bitwy, genialni wodzowie i zdradzieccy królowie, którzy zrujnowali ten kraj. Szlachta czuje się coraz swawolniej i nie poczuwa się w obowiązku obrony kraju, a gromadzeniu własnych bogactw i wprowadzania anarchii w ojczyźnie. Smutne, jednak prawdziwe. Niestety w szkole nie uczą wszystkiego, a warto wiedzieć, że Zygmunt III Waza oprócz tego, że przeniósł stolicę z pięknego Krakowa do Warszawy, był wierutnym kłamcą i zdrajcą i to przez niego nasze wpływy na Rusi bezpowrotnie się skończyły. Nauczyciele milczą na temat oryginalnej formacji, która na początku wieku została sformowana przez Aleksandra Lisowskiego herbu Jeż. Pamięć o nich przetrwała, choć choć niektórzy twierdzą, że istnieją powody by ich nienawidzić. Dlaczego?

29 paź 2014

0

Kamil pisze #14 Relacja z 1. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie + DUŻY, POTARGOWY STOS!

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.    CZWARTEK  Okropna pogoda. Zimno, wietrznie i mokro. Na dodatek zajęcia do 13 od samego rana. Na targi wybraliśmy z paroma osobami z roku - długa podróż czwórką na Stella, później przesiadka na autobus, no i jeszcze trzeba tam dojść. Okolica paskuda. Hałdy piasku, żwiru i ruiny nie wiadomo czego. Sama hala robi naprawdę dobre wrażenie - nowoczesny budynek, w którym ludzie mogą zatracić się w książkowym szaleństwu. Wchodzimy do środka. Wszyscy kierują się do kas, ja jako jedyny idę w stronę rejestracji dla gości branżowych. Zdziwione spojrzenia (nie chwalę się nikomu, że prowadzę bloga) podsycają we mnie bardzo miłe uczucie. Wchodzę do hali Wisła. Zaczęło się.      Z miejsca zachwyca ogromna przestrzeń i liczba wystawców. Idę wolno między stoiskami i podziwiam tak gigantyczną ilość książek, rok temu to było kompletnie co innego.Teraz chodzę tutaj jako bloger i jestem bardziej zorientowany co poszczególne wydawnictwa wydają, wiem co chcę kupić - 365 dni temu porwałem się na zakup ogromnej ilości książek, przez co po prostu się spłukałem. Teraz grzmi nade mną ostrzeżenie Lubej, że jak wydam wszystko co mam w portfelu to fochem zarzuci straszliwym. Większość wystawców oferuje 20-25% rabaty, zdarzają się i 30% jednak należą one do rzadkości. Ciągnie mnie do firm wydających gry planszowe i karciane - takich zniżek dawno nie widziałem! Jednak odwracam się do nich plecami i idę szukać tanich książek. Tego dnia kupuję 3 pozycje - dwie z wydawnictwa Sonia Draga, jedną z Rebisu. Każda po 10 złotych, nie jest źle, prawda? Wychodzę z hali objuczony torbami z materiałami promocyjnymi, ulotkami, zakładkami i inną makulaturą. Kompletnie zziębnięty wracam do domu, by tam, z szaleństwem w oczach opowiedzieć Lubej gdzie byłem.  Godzina 18.00. Wchodzę do Księgarni pod Globusem gdzie zostało zorganizowane spotkanie z Elżbietą Cherezińską, autorką Niewidzialnej Korony, której recenzję możecie przeczytać tutaj [KLIK]. Mimo zmęczenia, Pani Elżbieta tryska humorem i optymizmem, z wielkim zapałem odpowiada na pytania prowadzącego, jak i zebranych miłośników jej twórczości. Bardzo miło słuchało się o jej inspiracjach, przygodach w trakcie pisania powieści jak i wychodzeniu z opresji, gdy wena nawalała. Za rok ostatnia część trylogii. Jeszcze tylko autograf na egzemplarzu i uśmiechnięty wracam do domu.  PIĄTEK  Znów rano trzeba wstać na uczelnię i starać się przetrwać niemiłosiernie wlokące się parę godzin, by później udać się na targi. Wracając do domu, zahaczam (znów) o Księgarnię pod Globusem by wyjść  z niej bogatszy o jedną książkę - jaką? Dowiecie się na samym końcu tego posta. Pędzę do EXPO, tym razem muszę dojść ciut więcej niż wczoraj, bo z mieszkania mam bliżej na tramwaj nr 14 :) Zimno i mokro nadal. Na hali ciut więcej ludzi niż wczoraj, jednak można swobodnie przechodzić między stoiskami - apogeum spodziewam się jutro, bo liczba spotkań autorskich i paneli przeraża ilością. Idę do Novae Res by zebrać od nich materiały promocyjne na zadanie na studia, pytam o sposoby promocji i marketingu jakie stosują, kupuję jedną książkę, gdyż najbardziej przyciągała mój wzrok. Losuję los, mając nadzieję na wygranie czegoś ciekawego, jedna z młodych autorek mówi, że mogę go wymienić, jakby mi się nie spodobał, na co ja odpowiadam, że przeznaczenia nie zmienię. Los na którym miało widnieć "WYGRAŁEŚ!" okazuje się pusty. No cóż. Po chwili dostaję informację, że autor książki, którą przed chwilą kupiłem za parę minut będzie podpisywał swoje dzieło i odpowie na parę pytań uczestników spotkania. Okazuje się bardzo miłym facetem, mimo młodego wieku, wydaje się widzieć co chce w życiu osiągnąć, przy okazji udowadnia, że umie napisać dobrą książkę. Bartek Basiura podpisuje mój egzemplarz, a ja jestem bogatszy o jeden autograf.   Niech żyją!  Zaczynam zwiedzanie drugiej hali, Dunaj, na której umieszczone zostały mniejsze, choć nie takie małe wydawnictwa, a mające na swoim koncie kilka bestsellerów. To właśnie tam ginę na chwilę przy stoisku Galakty, by pogadać z takimi samymi pasjonatami o ulubionych grach, Szkoda tylko, że są one takie drogie i akurat w ten dzień nie było mnie na nie stać. Pokręcę się jeszcze trochę, wracam na Wisłę, zahaczam o stoisko portalu granice.pl i dowiaduję się, że jest prowadzony konkurs, a żeby coś wygrać, trzeba pobiegać od wydawcy do wydawcy i przy ich pomocy odpowiedzieć na zawarte na kartce pytania. Świetna sprawa, myślę sobie i biorę kartę konkursową, losowanie nagród już jutro! Uzbrojony w kolejnych kilka zakładek, ulotek i nie wiadomo czego wracam do domu, by napisać Wam na FB, że czekam na jutrzejszy dzień, ten, który miał być najciekawszy. Był.  SOBOTA  Ciężki poranek, jednak wolę nie przytaczać jego powodów. Szybki prysznic, ciuchy i lecę na tramwaj. Godzina 12.30, a ja widzę coś takiego:     Jak dobrze, że mam zaproszenie na wszystkie cztery dni i nie muszę stać w tym czymś! Kolejka długa na około 300 metrów, wszyscy jej uczestnicy źli i zniesmaczeni. Jednak trzeba przyznać, że to był jedyny piękny dzień podczas tych targów, a ilość pisarzy, z którymi można się było spotkać porażała. Na hali niesamowity tłok, da się wyczuć lekki zaduch, a podczas poruszania się po terenie targów można było usłyszeć kąśliwe uwagi na temat liczby ludzi, którzy postanowili w ten piękny dzień odwiedzić EXPO. Mając chwilę czasu, odwiedzam parę stoisk, by otrzymać odpowiedzi na pytania w konkursie granic. Łatwo nie było, jedni wprost odpowiadają na pytanie, inni dają mgliste i niejasne wskazówki - powiem Wam jedno, bawiłem się świetnie!  Godzina 12.55, pod salą Budapeszt masa ludzi, nikogo nie poznaję, nie mogę dopchać się do Pań z obsługi po weryfikację. Chyba nie sądziły, że facet też może blogować o książkach. Dostaję torbę i przypinkę - fajne gadżety! Dalej nikogo nie poznaję, siadam gdzieś pośrodku sali, nagle ktoś podchodzi i wyciąga do mnie rękę. To Karolina z bloga Tanayah czyta, daję jej książkę wygraną w konkursie i gadamy chwilę o targach, książkach i ogólnych wrażeniach. Podchodzi do niej koleżanka, my się żegnamy, a ja zaczynam rozmowę z Panią Wu z bloga Zapiski na serwetkach, bardzo miło i sympatycznie się rozmawiało. Zaczyna się spotkanie blogerów książkowych. Ogłoszenie wyników tegorocznej ebuki i w kategorii blog dla dorosłych wygrywa moja faworytka od samego początku Olga i jej bloga Wielki Buk - wielkie, wielkie gratulacje! Niestety nikogo z laureatów nie było, Pan Sławek z granice.pl mówi, że miało być sporo osób, ale wszyscy się wykruszyli, a on sam nie miał prowadzić tego spotkania i nie wie o czym z nami gadać. Po chwili skończyły mu się pomysły i rzucił mikrofon w nasze ręce, by każdy, po kolei przedstawiał swojego bloga. "Przecież to podstawówka!" ktoś krzyczy, prowadzący załamuje ręce i nie wie co powiedzieć, a blogerzy po kolei mówią parę słów o sobie i ich blogach.  Nie wchodzę na wszystkie Wasze blogi, nie jetem w tym regularny, a zapamiętanie ponad 130 nazw i imion graniczy z cudem, więc po prostu się wyłączyłem i chciałem sobie pójść, ale postanowiłem, że wytrzymam do końca. Pojawia się dwójka autorów, którzy zostali zaproszeni na spotkanie 15 minut wcześniej. Trzy dziewczyny przejmują mikrofon, najwyraźniej mają dość tej farsy i chcą pogadać w owymi autorami książek. Ci odpowiadają na jedno pytanie i milkną, bo wywiązała się, początkowo przynajmniej ciekawa dyskusja o kierunek rozwoju naszej blogosfery i czy pisanie o książkach jest nudne. Kłótnia straszna, ktoś krzyczy, ktoś mówi od rzeczy, wszyscy chcą dopchać się do mikrofonu i coś powiedzieć, byleby dolać oliwy do ognia. Ludzie! Gdzie my jesteśmy?! Na spotkanie przyjeżdżają ludzie z krańców Polski, a my co pokazujemy, w mieście literatury? Ano, że blogosfera jest skłócona i istnieją tematy, których każdy boi się podjąć, bo tak naprawdę ciężko o nich dyskutować w tak dużej grupie.    Uwierzycie, że to zdjęcie zostało zrobione w sobotę? :) Po chwili okazało się, że na sali są obecne przedstawicielki dwóch wydawnictw, małego i dużego, które po kilku minutach skoczyły sobie do gardeł i najzwyczajniej w świecie porzucały się błotem. Każda z Pań miała trochę racji, jednak przedstawicielka tego małego musi czytać bardzo złe blogi, mówiąc, a właściwie narzekając na nas, że zwyczajnie spojlerujemy i nie umiemy pisać. Wrzawa ogromna, no bo jak to?! My nie umiemy pisać? Dyskusja, a w zasadzie kłótnia i ogólna farsa dobiega końca, bo Pan Sławek oznajmia, ze skończył nam się czas - za chwilę rozpocznie się spotkanie z Cejrowskim. Wychodzę stamtąd zażenowany, zawstydzony i uciekam jak najdalej od tej sali.  Mała refleksja, takie malutkie wtrącenie. Dziewczyny, które wyszły na środek (brawo za odwagę!) były po prostu nie przygotowane i w skutek, najprawdopodobniej stresu wysłowiły się w sposób, w który nikt ich nie zrozumiał :) Dawno się nie nasłuchałem się takiej hipokryzji i lania wody. Ogólne uwielbienie do swoich blogów i kompletna nieumiejętność przyjmowania krytyki sprawiły, że brałem udział w jakiejś grotesce i było mi po prostu wstyd. UWAGA! Rzucam hasło - STATYSTYKI!   Jak już wspomniałem, uciekam jak najdalej i zajmuję się odpowiedziami na pytania w konkursie, spotykam Klaudię z bloga Zwariowana Książkoholiczka, zamieniamy parę słów, wymieniamy się wrażeniami i rozchodzimy w swoje strony, bo ona też bierze udział w tym konkursie, a czasu zostało niewiele. Kupuję najnowszą część Chłopców Ćwieka i stoję w kolejce po autograf. Czas umilam sobie lekturą, bo po wydarzeniach z części drugiej, te w trzeciej po prostu wciągają od pierwszej strony. Będąc drugi w kolejce spotykam koleżankę z uczelni, Anię, która proponuje, że zrobi mi zdjęcie z autorem. Ja na propozycję przystaję, zawsze to jakaś pamiątka :) Zamieniamy parę słów i jak to zwykle bywa, rozchodzimy się w swoje strony. W sobotę nie dało się porozmawiać dłużej z nikim, bo a) ludzi od groma, przez co poruszanie się po alejkach było bardzo męczące b) długie kolejki do autorów skutecznie blokowały dużą część owych alejek c) ustawienie kilku, dużych wydawnictw obok siebie to nie był najlepszy pomysł, zwłaszcza, że wszystkie miały zorganizowane ciekawe spotkania autorskie - przepchać się przez tłum? Niemożliwe.   Tyle ludziów! Godzina 16.00. Docieram do stoiska granice.pl, jednak przed sekundą rozmawiałem z Panią pracującą na stosiku tego małego wydawnictwa, które było obecne na naszym spotkaniu. Odwiedziłem je, bo miałem pytane związane z ich książką, która nagle znalazła się na mojej liście must have. Obiecuję, że wrócę bo rozdaniu nagród, gdyż nie chcę się spóźnić. Co się okazało? Tak jak się domyślacie, wygrałem akurat tę książkę i nie musiałem za nią płacić. Wszyscy dookoła, gdy ją wybierałem, mówili, że to bardzo trafny wybór i będzie mi się podobać - recenzja już wkrótce. Odwiedzam jeszcze Dragonusa, Rabel i Galaktę, chwilę gram w ich gry i zmęczony udaję się do domu prosto na Gran Derbi, bardzo miłe zwieńczenie dnia.  NIEDZIELA  To jednak najspokojniejszy dzień ze wszystkich. Po wczorajszym szaleństwie zbieram się na godzinę 13.00, albowiem mam zamiar wziąć udział w jeszcze jednym, takim samym konkursie granic, tylko że z innymi zestawami pytań. Pakuję dwie dodatkowe książki - jak większość z Was wie, właśnie w ten dzień, Lubimy Czytać organizowało wymianę książkową - ile przyniesiesz książek, tyle wyniesiesz. O godzinie 14.00 kiedy to miała rozpocząć się cała akcja, kolejka wyglądała mniej więcej tak:    Ja jednak musiałem pędzić na rozstrzygnięcie konkursu. Docieram na miejsce i spotyka nas bardzo miła niespodzianka - jest nas około 10, nagród ponad 30, więc losujemy tyle razy, aż wszystkie nagrody nie zostaną rozdane, a były wśród nich naprawdę ciekawe książki, ebooki, audiobooki i filmy. Wylosowałem trzy książki i jeden film, który był ostatnią nagrodą, jednak ja cieszę się z tej pierwszej, o niej dowiecie się na końcu posta. Pędzę na wymianę, gdzie kolejka jest zdecydowanie krótsza, a wciąż można tam znaleźć prawdziwe perełki. W środku znajdowały się dwa stoły, wokół których wszyscy krążyli po dwa, trzy razy i tylko czekali na dostawę nowych książek. Zniesmaczyło zachowanie pewnych ludzi, którzy przynieśli stare, zniszczone książki, głównie podręczniki i oczekiwali, że dostaną się na akcję - czytajmy regulaminy moi Drodzy. Z sali wychodzę z dwiema, nowymi książkami, w tym jedną, którą chciałem przeczytać już od bardzo dawna. Przechodzę jeszcze raz obie hale i spotykam Gandalfa, który wręcza mi kupon na los. Pędzę do stoiska księgarni i losując, wierzę, że coś uda się wygrać. NO I JEST! Piękny kubek, który sam chciałem kupić, jednak opłacało się poczekać :) Szczęśliwy, ubieram się i wracam do domu, Luba czeka.    No to teraz czas na małe chwalenie się zdobyczami, czyli DUŻY, POTARGOWY STOS!     Od góry:  1. Jak się ma twój ból? To właśnie owa książka z małego wydawnictwa, którą udało mi się wygrać.  2. Dziewiąty koszmar - efekt niedzielnej wymiany.  3. Bogowie deszczu  - upolowana w wydawnictwie Sonia Draga za dyszkę.  4. Kwiat paproci - również za dyszkę, jednak kupiona na stosiku Rebisu.  5. Emblemat zdrajcy - Sonia Draga, tak jak jej poprzedniczka :)  6. Królewski smok - chciałem ją kupić już od dawna, jednak dopiero teraz trafiła się mega promocja w Księgarni pod Globusem! :D Nie mogę się jej doczekać!  7. Anglicy na pokładzie - to druga książka, którą chciałem kupić, a wygrałem ją w konkursie :) Do jej lektury zachęciła mnie w dużym stopniu recenzja Tanayi. Osobny fakt, że bardzo lubię morskie opowieści :)  8. Szarlotka pachnąca marzeniami - wygrana w konkursie, będzie dla jakiegoś dzieciaka :D  9. Zabójcza prawda - kupiona na stosiku wydawcy, z autografem :)  10. Skald. Kowal słów - książka, którą chciałem mieć, a wydobyłem ją z wymiany książek w niedzielę :D  11. Chłopcy 3. Zguba - razem z autografem (zdjęcie z Ćwiekiem mam, ale wolę nie pokazywać Wam mojej gęby :D) Kuba zdradził, że będą jeszcze dwie powieści w uniwersum Chłopców, a następna już za rok!  12. 365 stron życia - wygrana w konkursie, i tu Was zaskoczę, może się przydać! Przecież to terminarz na 2015 rok :D  To wszystko, więcej grzechów nie pamiętam! Przed targami chciałem zdobyć trzy książki, w czasie ich trwania lista wydłużyła się do pięciu tytułów, a zapłaciłem tylko za dwa. Tyle wygrać!   Zakładki! Zbieram!  Autografy!  Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć do zobaczenia za rok! A może zobaczymy się na targach w stolicy w przyszłym roku? Kto wie :D Mimo wszystko to były najlepsze targi w jakich uczestniczyłem i jestem niezmiernie z nich zadowolony! Bardzo dziękuję Ani za udostępnienie mi swoich zdjęć! Gdyby nie ona, fotki wykonane przez mnie byłyby nie do odszyfrowania, a dzięki niej, możecie popatrzyć na targi z perspektywy studentów Krakowa :)

Piździernik to bardzo piękny miesiąc dla wszystkich moli książkowych. Właśnie w tym miesiącu odbywają się największe targi książki w Polsce. Kraków, jako europejska stolica literatury udowadnia, że ten tytuł nie zdobył ot tak, i potrafi organizować takie targi na bardzo wysokim poziomie. Mieszkam właśnie w tym mieście, więc grzechem byłoby nie odwiedzić nowej hali EXPO we wszystkie, cztery dni. Z początku miał to być bardzo długi tekst, jednak czytając niektóre relacje doszedłem do wniosku, że zamieszczę tutaj suche fakty i moje odczucia względem paru wydarzeń. Dlaczego? Pojawiło się bardzo dużo głosów w ogólnej dyskusji, która trwa (ponoć) od dłuższego czasu, a ja, w drodze wyjątku, nie chcę wtrącać swoich trzech groszy.


27 paź 2014

0

!Top5 Książek na jesienną deprechę.


 Ależ ten czas leci! Nadszedł dwudziesty siódmy dzień miesiąca, więc przyszła pora na kolejne zestawienie !Top5 :) Listopad zbliża się nieuchronnie, a zim puka już do naszych drzwi i ani się obejrzymy i będziemy brodzić we śniegu, skrobać szyby samochodu i marznąć na przystankach. Uwielbiam. Tak trochę depresyjnie się zrobiło i nie ma się co dziwić, końcówka roku to prawdziwe smuty i dziękujmy komu trzeba, że są święta, które mają swoją magiczną moc no i Sylwester, który jest bliżej niż myślicie - bliżej nam do ostatniego dnia grudnia niż do 31 lipca. Dlatego przygotowałem dla Was zestawienie pięciu lektur, które idealnie wpasują się w ten nastrój, ale i poprawią humor, tak żeby nasz śmiech zarażał innych. Zimie mówimy stanowcze wypier.. NIE!  5. Wszechświat kontra Alex Woods     "Wszechświat kontra Alex Woods to utrzymana w dowcipnym, brytyjskim stylu opowieść o zawiłościach życia. Słodko-gorzka refleksja o dorastaniu oraz pierwszych zderzeniach z rzeczywistością. Inspirująca lekcja walki z własnymi słabościami, a także miniwykład astronomiczny. Historia przyjaźni młodego człowieka z emerytowanym żołnierzem pacyfistą, a przede wszystkim zapis niełatwej podróży , w którą bohaterowie postanawiają wyruszyć…"      Powieść, którą chciałbym przeczytać, a czytając recenzje i opinie jest to książka niezwykle ciepła i budująca. Dodatkowym atutem jest angielski humor, który bardzo lubię i cenię :)     4. Chłopcy 3. Zguba      "Zguba to książka, przy której Czytelnik będzie miał poczucie, że opuścił stary, poczciwy lunapark i właśnie pędzi Skrótem na złamanie karku. Świat "Chłopców 3" jest bezwzględny i brudny (tak jak bezwzględna i brudna bywa dorosłość), a jednocześnie niebywale pociągający. Najlepsza część bestsellerowego cyklu!"  Krakowska premiera na targach udowodniła, że cykl cieszy się sporą popularnością. Ja swój egzemplarz już mam i nie mogę się doczekać powrotu do świata Chłopców i Dzwoneczka :D Książki pisane z humorem i trafiające do określonej grupy odbiorców, jednak pisane w taki sposób, że każdy znajdzie coś dla siebie :)        3. Złap mnie     "Charlie opowiada mrożącą krew w żyłach historię. Jej dwie najlepsze przyjaciółki z czasów dzieciństwa zginęły rok po roku 21 stycznia o 8 wieczorem. Charlie, ostatnia z paczki, odlicza godziny do śmierci i nie zamierza się poddać bez walki. Dziewczyna jest wysportowana, zna sztuki walki, doskonale strzela. Nie będzie więc łatwym przeciwnikiem. D.D. ma jednak niejasne przeczucie, że młoda kobieta coś przed nią ukrywa…"     Książka wybrana najlepszą lekturą na jesień w kategorii kryminał przez jury konkursu Książki na jesień. Czy trzeba dodawać coś więcej? Lisa Gardner to marka sama w sobie i nie trzeba jej nikomu przedstawiać.     2.  Cykl Koło czasu. Tom I Oko świata  "Wspaniała powieść fantasy, przypominająca cudowną baśń o śmiałkach. Imponuje rozległą tematyką, barwnymi opisami, bogactwem detali oraz niezwykle szerokim wachlarzem przekonujących postaci. R. Jordan - uznany historyk i artysta w jednej osobie - prezentuje w niej wstrząsającą wizję Dobra i Zła."  Niezwykła opowieść, pełna magii i przygód. Cykl długi przez duże D (13 tomów!) jednak moim zdaniem jesień to czas zadumy i idealna pora na książki z kategorii fantasy. Można po prostu odpłynąć i dać się porwać czemuś innemu. To idealny moment, aby nie myśleć o jesiennych smutach i zbliżającej się zimie i przenieść się do innego świata - Oko świata to wybór idealny.  1. Wiedźmin  "Później mówiono, że człowiek ów nadszedł od północy, od Bramy Powroźniczej. Nie był stary, ale włosy miał prawie zupełnie białe. Kiedy ściągnął płaszcz, okazało się, że na pasie za plecami ma miecz. Nie było w tym nic dziwnego, w Wyzimie prawie wszyscy chodzili z bronią, ale nikt nie nosił miecza na plecach niby łuku czy kołczana. Białowłosego przywiodło do miasta królewskie orędzie: trzy tysiące orenów nagrody za odczarowanie nękającej mieszkańców Wyzimy strzygi. Takie czasy nastały. Dawniej po lasach jeno wilki wyły, teraz namnożyło się wszelakiego paskudztwa – gdzie spojrzysz, tam upiory, strzygi, bobołaki plugawe, bazyliszki, diaboły, żywiołaki, wiły i utopce. Tu nie wystarczą zwykłe czary ani osinowe kołki. Tu trzeba profesjonalisty. A przybysz z dalekiej Rivii takim profesjonalistą jest. To wiedźmin Geralt, mistrz miecza i magii, mutant zaprogramowany, by strzec na świecie moralnej i biologicznej równowagi."     Kto nie czytał, nie wie co stracił, radzę szybko nadrobić zaległości. Wiedźmin to najlepszy cykl na jesień i jej długie wieczory. Najlepsza książka jaką napisano w tym kraju i będzie tak przez jeszcze bardzo długi czas. Jak dla mnie wybór był oczywisty.     Czekam na Wasze propozycje i dajcie znać co czytacie! Macie jakieś jesienne przyzwyczajenia? Czy podczas tej pory roku czytacie coś innego niż w innych miesiącach? Czekam na Wasze komentarze :)
 Ależ ten czas leci! Nadszedł dwudziesty siódmy dzień miesiąca, więc przyszła pora na kolejne zestawienie !Top5 :) Listopad zbliża się nieuchronnie, a zim puka już do naszych drzwi i ani się obejrzymy i będziemy brodzić we śniegu, skrobać szyby samochodu i marznąć na przystankach. Uwielbiam. Tak trochę depresyjnie się zrobiło i nie ma się co dziwić, końcówka roku to prawdziwe smuty i dziękujmy komu trzeba, że są święta, które mają swoją magiczną moc no i Sylwester, który jest bliżej niż myślicie - bliżej nam do ostatniego dnia grudnia niż do 31 lipca. Dlatego przygotowałem dla Was zestawienie pięciu lektur, które idealnie wpasują się w ten nastrój, ale i poprawią humor, tak żeby nasz śmiech zarażał innych. Zimie mówimy stanowcze wypier.. NIE!

26 paź 2014

0

Warren Ellis - Wzorzec Zbrodni


Wszyscy żyjemy jeszcze Targami Książki w Krakowie, które tak po prawdzie jeszcze trwają, jednak ja muszę dzisiaj coś opublikować, żeby Was nie zaniedbać! Nie lubię takiej posuchy na blogu i męczącego milczenia, jednak przychodzą czasem takie dni, kiedy na czytanie jest mało czasu, a na pisanie jeszcze mniej. W ostatnich dniach wszyscy żyliśmy targami i związanymi z nimi spotkaniami, zakupami i panelami, których było naprawdę sporo. O tym i ciut innych rzeczach poczytacie w mojej relacji z tego wydarzenia, która pojawi się w połowie tygodnia. Będzie dużo zdjęć i chwalenie się dosłownie wszystkim :P Wracając do recenzji. Warren Ellis napisał kryminał na wskroś amerykański i cały ten kraj aż nas przytłacza. Nie mówię o samej fabule i bohaterach, ale podczas lektury miałem niejednokrotnie ciekawie uczucie, że czytam scenariusz filmowy najnowszego filmu rodem z Hollywood'u. Dlaczego?  John Tallow jest idealnym materiałem na bohatera kryminału. Samotnik, z maniakalnymi przyzwyczajeniami, trochę świr, a na dodatek brutalnie cyniczny i nonszalancki. Tak naprawdę nie wiadomo czego się po nim spodziewać i w sumie od jego drobiazgowości i zamiłowania do szczegółów zaczynają się wszystkie problemy. Kolejna zwykła interwencja u jakiegoś idioty, który nago biega po klatce schodowej. Jednak Tallowi coś nie gra i zaczyna myszkować. Otwiera istną puszkę Pandory, Hades stoi otworem, a wszyscy, nowojorscy policjanci z miejsca zaczynają go nienawidzić. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ta jego cholerna dokładność.  Wzorzec zbrodni nie jest typowym kryminałem, a tak po prawdzie ciężko go takowym nazwać. Niemal na samym początku mamy podane wszystko na tacy i akcja zaczyna biec dwoma torami. Jednym jedziemy razem z Tallowem i jego policyjną ekipą świrów, którzy próbują dopaść szaleńca i go zamknąć, a drugim podążamy razem z mordercą, który robi wszystko by odzyskać swoje trofea. Znamy wszystkie potrzebne informacje, oprócz tej najważniejszej - tożsamości czarnego charakteru, który zna się na swoim fachu jak mało kto. Tak po prawdzie wszystko to sprawia, że nie mamy tutaj klasycznej intrygi kryminalnej, którą muszą rozwikłać zdolni policjanci. Tallow musi rozwiązać tą sprawę, żeby jego cztery litery miały się dobrze i mógł dalej nosić odznakę w kieszeni.  Co najlepsze w tej książce to niezwykły klimat miasta. To tak jakby przewodnik zabrał Cię na wycieczkę po Nowym Jorku i jego mrocznych zakamarkach. Ellis z niewiarygodną dokładnością odwzorowuje swoje miasto jako żyjący byt, który ma swoje tajemnice i wcale nie jest tak łatwo je odkryć. Od samego początku atmosfera staje się gęsta, niemalże depresyjna i ciągle schodzi w coraz mroczniejsze klimaty - to tak jakby chciała nas po prostu przytłoczyć i oszołomić. Ta cała otoczka i genialne opisy miasta sprawiają, że książkę czyta się naprawdę szybko i chce się więcej i więcej.  Język jakim autor opisuje jest na wskroś szary i ponury, dokładnie tak jak Nowy Jork. Liczne wulgaryzmy potęgują tą depresyjną atmosferę, a zarazem są podstawą poczucia humoru Ellisa. Czarnego humoru. Jednak nie opisy, nie fabuła i akcja, a dialogi urzekły mnie najbardziej, bo to one stanowią podstawę opinii, czy dany autor pisać umie i czy jego postaci miałyby szanse w realnym świecie. Tallowi partneruje dwójka świrów - Scarly i Bat. Ich dialogi to prawdziwe smaczki i uciecha dla oka, śmieszne, dwuznaczne, dopiero w ich rozmowach wyczuwamy największe różnice w ich kreacjach, dopiero wtedy możemy powiedzieć wprost, kto jest naszym ulubionym bohaterem.  Do czego mogę się przyczepić? Na ostatnich stronach powieści tempo i napięcie drastycznie spadają, przez co koniec, mimo lekkiej przewidywalności, powinien być skonstruowany jak początek książki. Możecie powiedzieć, że się czepiam i gadam od rzeczy, jednak po tak dobrym początku oczekiwałem jeszcze lepszego końca, więc zrozumcie moje rozczarowanie. Zdarzają się opisy i momenty we Wzorcu zbrodni, które mnie nudziły i czekałem aż autor przejdzie do czegoś o wiele ciekawszego, jednak takich chwil było naprawdę niewiele.  Wzorzec zbrodni to naprawdę niezła książka, którą trudno nazwać kryminałem. Stanowczo odbiega od klasyki, jednak ma z nią wspólnych kilka elementów, jednak ja sklasyfikowałbym ją jako powieść sensacyjną - ot gotowy projekt scenariusza do filmu czy serialu, bawiłbym się na takim świetnie. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do przeczytania książki Ellisa - nudzić się na pewno nie będziecie, ale za to udzieli się Wam przytłaczająca atmosfera miasta, które nie jest wcale takie kolorowe. To właśnie dla takiego klimatu warto przeczytać tę książkę, bo on tu gra pierwsze skrzypce. Polecam!Wszyscy żyjemy jeszcze Targami Książki w Krakowie, które tak po prawdzie jeszcze trwają, jednak ja muszę dzisiaj coś opublikować, żeby Was nie zaniedbać! Nie lubię takiej posuchy na blogu i męczącego milczenia, jednak przychodzą czasem takie dni, kiedy na czytanie jest mało czasu, a na pisanie jeszcze mniej. W ostatnich dniach wszyscy żyliśmy targami i związanymi z nimi spotkaniami, zakupami i panelami, których było naprawdę sporo. O tym i ciut innych rzeczach poczytacie w mojej relacji z tego wydarzenia, która pojawi się w połowie tygodnia. Będzie dużo zdjęć i chwalenie się dosłownie wszystkim :P Wracając do recenzji. Warren Ellis napisał kryminał na wskroś amerykański i cały ten kraj aż nas przytłacza. Nie mówię o samej fabule i bohaterach, ale podczas lektury miałem niejednokrotnie ciekawie uczucie, że czytam scenariusz filmowy najnowszego filmu rodem z Hollywood'u. Dlaczego?

21 paź 2014

0

Pierwsza recenzja bez jednoznacznej oceny :)


W życiu blogera książkowego przychodzi taki czas, a w sumie przychodzi taka książka, której nie sposób wystawić jednoznaczną ocenę. Wchodząc w link, może spodziewaliście się książki religijnej, poruszającej ważne tematy, może powieści amoralnej lub biografia któregoś z wybitnych pisarzy naszego globu. Muszę Was rozczarować, bo książka, którą zrecenzuję leży na kompletnie innej półce i można śmiało powiedzieć, że stoi w sprzeczności do literatury religijnej. Każdy zna, a przynajmniej powinien słyszeć o wybitnym naukowcu, na stałe przypiętym do wózka inwalidzkiego. Stephen Hawking, bo o nim mowa napisał kilkanaście lat temu bardzo popularną książkę pod tytułem Krótka historia czasu. Wydawnictwo Zysk i S-ka wznowiło wydanie jej następczyni Wszechświat w skorupce orzecha, w której opisuje, analizuje zagadnienia, które pojawiły się od czasu jego poprzedniej książki.  O ile Krótka historia czasu była napisana jak prawdziwa powieść - wszystkie rozdziały ze sobą się w jakimś stopniu łączyły i mieliśmy zachowaną pewną ciągłość opisywanych wydarzeń ze świata fizyki, tak w Skorupce każdy rozdział jest poświęcony czemuś innemu, dzięki czemu możemy zacząć jej lekturę w dowolnym momencie. Możecie zapytać, a o czym ta książka tak właściwie jest? Porusza ona zagadnienia i twierdzenia, które są fundamentem dzisiejszej nauki i bez których nie wiedzielibyśmy nic. Nie da się wymienić ich wszystkich, bo większość z Was połamałaby sobie na nich język, jednak w czasie czytania niektórych może porządnie rozboleć głowa.  W szkole średniej, o ile nie wcześniej, wbijano nam do głowy twierdzenia Newtona, wszystkie, dziwaczne ruchy jednostajne, przyspieszone, uczono nas o grawitacji, o rozchodzeniu się fal, optyce, a może niektórzy liznęli nawet astronomii. Na studiach miałem przez jeden semestr fizyki i wierzcie mi - to była katorga! O ile w liceum można było sobie z tym poradzić i otrzymywać czwórki, o piątce nie marząc, tak dostać zaliczenie na studiach to był efekt prawdziwej harówy i klepania na pamięć rzeczy, które są po prostu niezrozumiałe. To że zdałem egzamin za pierwszym podejściem to jakieś cholerne szczęście i sam do końca nie wiem jak udało mi się to zdać.  Ilu z Was wie o co chodzi w ogólnej teorii względności Einsteina? Nie wspomnę o szczególnej, która jest jakąś totalną abstrakcją. Wzór E=mckwadrat jest najbardziej znanym wzorem na świecie i każdy z nas widział go w filmach, serialach, na lekcjach i koszulkach. Jednak czy zastanawialiście się kiedyś co on oznacza? Gdzie był pierwotnie wykorzystany? Wyjaśnić obie teorie jest niezwykle ciężko i tak naprawdę potrzeba wiele uwagi i skupienia by je zrozumieć. Chyba, że jesteś totalnym omnibusem, to tylko pozazdrościć. Te twierdzenia i odpowiedzi na powyższe pytania są zawarte w pierwszym rozdziale książki, który jest swoistym wstępem do pracy naukowej, bo tylko w nim znajdziemy informacje powszechnie znane i jako tako rozumiane. Reszta to totalne abstrakty i trzeba naprawdę dużej wyobraźni by wiedzieć o co chodzi.  Mechanika kwantowa, p-brany, czarne dziury, determinizm Laplace'a, równanie Schrodingera (było na studiach..), podróże w czasie, jednostki urojone to tematyka, którą zajmuje się Hawking w Wszechświat w skorupce orzecha. Wierzcie mi, autor stara się po ludzku i zrozumiale wytłumaczyć o co chodzi, siląc się na słownictwo godne fizycznego tępaka, jednak czasem i to nie wystarcza, bo chodzi tutaj o naszą wizję. Pewnych rzeczy po prostu nie mogę sobie wyobrazić. Ogrom wszechświata i jego ruch już jako tako można dostrzec w zakamarkach umysłu, ale jednostki urojone (o zgrozo bardzo popularne w matematyce) są kompletną abstrakcją "oś czasu urojonego biegnie prostopadle do osi czasu realnego" proste? Ale proszę sobie to WYOBRAZIĆ! Właśnie taka jest fizyka w zaawansowanym stadium. Tam nie ma nic realnego czy rzeczywistego, wszystko odbywa się na wskroś naukowo i z takowym zacięciem.  Jednak książkę czyta się zaskakująco szybko, a co ważniejsze dobrze. W liceum chodziłem do klasy o profilu ścisłym, więc może to moje subiektywne uczucie, jednak wierzcie mi, że o większości rzeczy, o których pisze Hawking czytałem pierwszy raz w życiu :) Autor stara się przybliżyć nam swoją ukochaną dziedzinę naukową jako coś prostego i bez czego nie da się żyć. Opowiada swoją historię prosto i przejrzyście, jego wnioski są kompletne i zrozumiałe, co naprawdę ułatwia czytanie. Jego żartobliwy ton czasem pomaga, jednak w sytuacjach kiedy czegoś nie rozumiemy, może spowodować, że poczujemy się jak akademickie smarkacze i imbecyle. Hawking rezygnuje z matematyki. Odniesień do niej znajdziecie bardzo niewiele, przez co dla kompletnego laika Wszechświat może okazać się lekturą po prostu za trudną.  Jednak i tutaj nie należy się poddawać, bo autor stara się (naprawdę!) wytłumaczyć nam jedną kwestię na kilka sposobów. Używa do tego bardzo znanego w tej dziedzinie zwrotu Inaczej mówiąc - wtedy wiemy, że nie zrozumieliśmy pierwszej części i teraz będzie nam ona ubrana w dużo prostsze słowa.  Kilka słów należy się wydaniu Wszechświata w skorupce orzecha. Piękne, niezwykle bogate ilustracje, które ułatwiają nam zrozumienie istoty problemu; twarda okładka z obwolutą, która jest naprawdę dobrze zaprojektowana. Wspomniane przed chwilą ilustracje są duże i to na nich powinniśmy skupić nasz wzrok jeśli chcemy zrozumieć zagadnienia poruszane przez Hawkinga. To dzięki nim jesteśmy bliżej jego zrozumienia, a wierzcie mi - są naprawdę dokładne. Dzięki takiemu wydaniu mamy świadomość, że mierzymy się z czymś wielkim, a przewracanie kart książki i wsłuchiwanie się w ich szelest to prawdziwa przyjemność dla ucha. Uwielbiam takie wydania!  Wszechświat nie jest książką dla każdego. Będzie idealnym prezentem dla młodych fizyków, którzy chcą odkryć w sobie pasję poznawania. To także świetny pomysł dla wszystkich pasjonatów, którzy poświęcają swój wolny czas na zrozumienie skomplikowanych twierdzeń i obliczeń - ta książką będzie naprawdę dumnie prezentować się na ich półkach. Co ma zrobić zwykły laik z tą pozycją? Spróbuj przeczytać, dowiesz się dużo (oj bardzo dużo) ciekawych rzeczy, o których nie miałeś pojęcia. To nie zaboli, a dwa wieczory jakie spędzisz na jej czytaniu będą uwieńczeniem Twojej edukacji z dziedziny fizyki. Tylko pamiętaj! Ta książka nie jest podręcznikiem, nie musisz się tego uczyć, nie musisz zapamiętać - potraktuj to jako odskocznie od tego co czytasz na co dzień. Ja po takim zabiegu czuję naprawdę świetnie i teraz mogę spokojnie wrócić do ulubionych książek.  Jest chyba oczywiste dlaczego nie mogę, a raczej nie ośmielę wystawić się oceny tej książce, prawda?  Taka mała dygresja na koniec. Jak myślisz, za co Einstein dostał swoją nagrodę Nobla? Bez patrzenia w internety :D  Za bardzo ciekawą przygodę i kompletnie inne spojrzenie na fizykę dziękuję  http://zysk.com.pl/     Wydawnictwo  Zysk i S-ka     Data wydania  2003 (nowe wydanie 2014)     Liczba stron  216 W życiu blogera książkowego przychodzi taki czas, a w sumie przychodzi taka książka, której nie sposób wystawić jednoznaczną ocenę. Wchodząc w link, może spodziewaliście się książki religijnej, poruszającej ważne tematy, może powieści amoralnej lub biografia któregoś z wybitnych pisarzy naszego globu. Muszę Was rozczarować, bo książka, którą zrecenzuję leży na kompletnie innej półce i można śmiało powiedzieć, że stoi w sprzeczności do literatury religijnej. Każdy zna, a przynajmniej powinien słyszeć o wybitnym naukowcu, na stałe przypiętym do wózka inwalidzkiego. Stephen Hawking, bo o nim mowa napisał kilkanaście lat temu bardzo popularną książkę pod tytułem Krótka historia czasu. Wydawnictwo Zysk i S-ka wznowiło wydanie jej następczyni Wszechświat w skorupce orzecha, w której opisuje, analizuje zagadnienia, które pojawiły się od czasu jego poprzedniej książki.


20 paź 2014

0

Literacki debiut "SUDAZ - Twoje oczy mówią wszystko" Aleksandry Zimnik


W Polsce coraz trudniej wydać książkę. Mówię tutaj o debiutantach, którzy próbują swoich sił w pisarstwie. Jedni powinni trzymać się od tego z daleka, ale ą tacy ludzie, których talent po prosu się marnuje i to im powinny wydawnictwa płacić, a nie na odwrót. W takiej sytuacji znalazła się 24-letnia Aleksandra Zimnik, debiutantka, która napisała swoją pierwszą powieść SUDAZ - Twoje oczy mówią wszystko. Jak to zwykle bywa, pojawiły się zainteresowane wydawnictwa, by taką książkę wydać, jednak JAK TO ZWYKLE BYWA, istnieje pewien haczyk. Pani Aleksandra musi dofinansować swoje dzieło, by mogło zostać wydane, a kwota ta do najmniejszych nie należy. Chciałoby się zapytać Pomożecie?! jednak najpierw wypada przybliżyć Wam postać autorki jak i jej pomysłu.

18 paź 2014

0

Kamil pisze #13 Kilka porad dla przybywających na 18. Targi Książki w Krakowie


W czwartek zaczną się 18. Targi Książki w Krakowie. Wiem, news nie na miejscu jednak mam dla Was kilka rad i informacji, na które warto zwrócić swoją uwagę. Organizatorzy chwalą się, że będą to największe targi w kraju i dobrze! Nowa hala EXPO jest, trzeba wykorzystać jej potencjał! Gigantyczna liczba wystawców, również tych spoza polskich granic, ogromna liczba nazwisk autorów - aż żal, że nie będziemy mogli spotkać ich wszystkich :) Dla nas, jako totalnych maniaków z bzikiem na punkcie książek, targi mogłyby trwać cały rok, niestety będziemy mogli w nich uczestniczyć tylko 4 dni (!) jednak ja żyję nimi już od kilku tygodni, a lista książek, które ze sobą zabiorę i kupię, spotkań z autorami już dawno znajduje się w portfelu. Czasem ją wyciągnę i przeczytam, żeby poczuć, choć na chwilę magię tego wydarzenia.

16 paź 2014

0

Andrzej Sawicki - Honor Legionu, czyli kolejna powieść historyczna, która potrafi zachwycić.


Ostatnio mam coraz mniej czasu na czytanie. Głównie czytam w czasie podróży komunikacją miejską na uczelnię lub w przerwach pomiędzy wykładami. Tak się złożyło, że przyszła kolej na książkę Andrzeja Sawickiego Honor Legionu, która otwiera sagę o przygodach Kazimierza Luxa - postaci autentycznej, legionisty w korpusie Dąbrowskiego, odznaczonego Legią Honorową i Virtuti Militari. Każdy z nas wie co wydarzyło się w 1795 roku. Rok po upadku insurekcji kościuszkowskiej dokonano III rozbioru Polski, w skutek czego nasz kraj zniknął z map świata na długie, 123 lata. Polscy Patrioci wyruszyli do Francji prosić o pomoc w odzyskaniu kraju, a przede wszystkim by pokazać Europie, że Polacy to nie naród do bicia i będą o swoje walczyć do samego końca. Napoleon Bonaparte, naczelny wódz i generał francuskiej armii zgodził się na utworzenie Legionów Polskich, które miały walczyć w jego imieniu w Królestwie Italii, by tam, przekonać miejscową szlachtę i mieszczan, że rewolucja to jedyne słuszne rozwiązanie, by państwo stało się jednością.  Jak już wspomniałem Kazik to postać prawdziwa. Wypada zadać pytanie, czy przeciętny Kowalski mógł słyszeć o kimś takim z lekcji historii? Tylko prawdziwy pasjonaci historii naszego kraju i specjaliści w tej dziedzinie mogą kojarzyć jego nazwisko, jednak dla reszty społeczeństwa pozostaje on postacią anonimową. Sawicki podjął się niezwykle trudnego zadania, gdyż większość jego rodaków po prostu nie czyta powieści historycznych, a po drugie, ciężko ich do tego przekonać. Ja postaram się zachęcić Was do tej lektury, gdyż naprawdę warto, dowiecie się niezwykle dużo, ciekawych rzeczy, jednak o tym później.  Honor Legionu to książka historyczno - przygodowa i powinno przedstawiać się ją jako reprezentantkę tego gatunku. Niezwykle wciągająca, interesująca, a co ważniejsze, przedstawia wojnę z perspektywy młodego żołnierza. Kazek jest furierem - roznosi żywność i napitek żołnierzom, przez co ma naprawdę sporo znajomości, a i zawsze coś dla siebie weźmie więcej, czy podzieli się z przyjaciółmi dodatkową porcją mięsa. Niestety, w skutek kilku, nieprzewidywalnych zbiegów okoliczności trafia w sam środek spisku, mającego na celu skompromitować polskie Legiony i wymazać je z pamięci społeczeństwa. Dzięki swojemu sprytowi, ale i pomocy kolegów udaje mu się odkrywać kolejne tajemnice spiskowców, jednak jego życie ciągle wisi na włosku. Czy już wspomniałem, że Kazik jest bohaterem, którego nie można nie lubić?  Jak pisze Sawicki? Niezwykle przystępnym i łatwym w odbiorze stylem. Po książkach historycznych możemy spodziewać się rzeszy archaizmów, masy przypisów i niezrozumiałych nazw, które nic nikomu nie mówią. W Honorze Legionu jest zgoła inaczej, jesteśmy delikatnie wprowadzeni w realia 1797 roku, by zaraz cała historia nabrała niezłego rozpędu. Zdarzają się nazwy własne poszczególnych elementów umundurowania, jednak przypisy wszystko wyjaśniają i możemy dalej czytać powieść z wypiekami na twarzy. A tych będzie naprawdę sporo, bo dla amatora historii to kolejna, po Niewidzialnej Koronie Cherezińskiej ciekawa powieść historyczna na naszym rynku.  Najmocniejsza strona Honoru Legionu jest opis realiów wojskowych z perspektywy chłopaka, który w Warszawie biegał z chłopakami o ulicach, niejednokrotnie się z nimi bijąc, ot tak, dal zabawy. Wszyscy jesteśmy karmieni opowieściami o wielkich bitwach, odważnych bohaterach i zwrotach akcji jak z horroru, gdy w rzeczywistości życie przeciętnego wojaka wcale nie było takie ekscytujące. Ciągłe musztry, wczesne pobudki, warty, zmiany, treningi, przemarsze i małe potyczki, w które zaangażowana jest maksymalnie pięcioosobowa kompania, małe racje żywnościowe, spóźniający się żołd i bezwzględni generałowie przedstawiają obraz wojaczki jako zajęcia wymagającego, ale cierpliwości, a nie odwagi i męstwa. Morale często było bardzo niskie, a bijatyki pijanych wojaków stały na porządku dziennym (jak i nocnym).   W tym tkwi wyjątkowość tej powieści - nie jesteśmy manieni wizją dzielnych legionistów, którzy nie czują strachu, a spotykamy żołnierzy z krwi i kości, którzy są naprawdę wyraziści, aż ma się człowiek ochotę z nimi spotkać, napić i pogadać. Wojna jest niemal namacalna. Rzeczywistość jaką opisuje autor jest do tego stopnia opisana rzetelnie i szczegółowo, że czujemy smród spalonego prochu, zwłok, widzimy pokiereszowane kulami ciała dzielnych wojaków, przyglądamy się ich zmasakrowanym ciałom, a atmosfera panująca w koszarach jest gęsta jak zupa krem z dyni.   Przygody Luxa są niezwykle dynamiczne, a ich opisy nie pozwalają oderwać się od nich choćby na chwilę. Wszystko jest napisane zwięźle i z pomysłem, od razu widać, że Sawicki zna się na temacie i wie o czym pisze. Co ważniejsze, jego opisy wolniejszych momentów, jak snucie spisków, raporty czy rozmowy głównych bohaterów stoją na takim samym poziomie jak potyczki batalistyczne i krwawe pojedynki. Autor ma ten wspaniały dar snucia swojej opowieści, ani razu nie zanudzając swojego czytelnika, a powodującego u niego myśli typu "Więcej, więcej! Więcej!!". Kolejny plus należy się za przedstawienie Europy takiej jakiej faktycznie była w tamtym okresie, Rysy historyczne są zgodne z prawdą, drugoplanowe postaci, jak masoni, Dąbrowski, Królowa Neapolu są opisane z niezwykłą pieczołowitością o szczegóły, każda z nich ma swój charakter i wiemy czego się po nich spodziewać. Również wszystkie poglądy polityczne, wewnętrzna organizacja Legionów są opisane rzetelnie i można się nimi zachwycić, bo dla miłośnika historii to niezwykła gratka  - książka historyczna nie pisana niezrozumiałym językiem.      Wszyscy, którzy interesują się tym okresem historycznym, lubują się w małych potyczkach Legionów, są pasjonatami ich historii - bierzcie w ciemno, będziecie zadowoleni. Honor Legionu to książka, którą powinni przeczytać wszyscy Ci, którzy lubią niewymagające powieści przygodowe, pisane prostym językiem, z niezłą intrygą, której w realiach Legionów nigdy byście się nie spodziewali. To niezwykle wciągająca opowieść, po której będziecie mieli ochotę na więcej, by tak samo jak ja czekać z utęsknieniem na kolejne przygody sympatycznego Kazika. Polecam!Ostatnio mam coraz mniej czasu na czytanie. Głównie czytam w czasie podróży komunikacją miejską na uczelnię lub w przerwach pomiędzy wykładami. Tak się złożyło, że przyszła kolej na książkę Andrzeja Sawickiego Honor Legionu, która otwiera sagę o przygodach Kazimierza Luxa - postaci autentycznej, legionisty w korpusie Dąbrowskiego, odznaczonego Legią Honorową i Virtuti Militari. Każdy z nas wie co wydarzyło się w 1795 roku. Rok po upadku insurekcji kościuszkowskiej dokonano III rozbioru Polski, w skutek czego nasz kraj zniknął z map świata na długie, 123 lata. Polscy Patrioci wyruszyli do Francji prosić o pomoc w odzyskaniu kraju, a przede wszystkim by pokazać Europie, że Polacy to nie naród do bicia i będą o swoje walczyć do samego końca. Napoleon Bonaparte, naczelny wódz i generał francuskiej armii zgodził się na utworzenie Legionów Polskich, które miały walczyć w jego imieniu w Królestwie Italii, by tam, przekonać miejscową szlachtę i mieszczan, że rewolucja to jedyne słuszne rozwiązanie, by państwo stało się jednością.