19 cze 2015

0

Kamil pisze #23 Relacja z Jubileuszowej Gralicji czyli krakowskiego eventu planszówkowego!












Gry planszowe w Polsce mają się coraz lepiej. Kilka lat temu nikt nie podejrzewał, że zdobędą taką popularność, a w poszczególnych miastach, zaczną, jak grzyby po deszczu powstawać puby gdzie można przyjść ze znajomymi i pograć w masę tytułów. Od dziesięciu lat Kraków ma swój własny event związany z grami bez prądu - Nowa Gralicja. W tym roku jubileuszowa, dziesiąta edycja odbyła się tam gdzie zawsze - osiedle Piastów, w budynku liceum przy Zespole Szkół Salezjańskich w Krakowie. Nas nie mogło tam zabraknąć i postanowiliśmy, że przybędziemy, zobaczymy i zagramy w możliwie jak największą liczbę tytułów.

Sobota, godzina 11. Duszno, parno, słonecznie. Idziemy na przystanek tramwajowy, w duchu modlimy się by nadjechał tramwaj z klimatyzacją. Udało się. Wsiadamy, zajeżdżamy na miejsce, aż nie chciało się wychodzić z przyjemnego chłodu. Wysiadamy i w sumie nie wiemy gdzie jesteśmy. Żadnych oznakowań, żadnych kartek, znaków. Podchodzimy do jednych drzwi, nie, to nie tu. Pytamy chłopaka czy jest tutaj coś na kształt eventu z planszówkami, a ten mówi, że nie. Lekko skonfundowani idziemy w kierunku innego wejścia do szkoły, za drzwiami widzimy parę osób. Jakaś rejestracja, pytamy czy to  Gralicja, pada odpowiedź twierdząca. Identyfikatory w dłoń, program, karty promocyjne, ulotki i tak zaopatrzeni szukamy stolika.

Pierwsze wrażenie? Spora ilość osób, mało wolnych stolików. Na szczęście zwolnił się jeden przy oknie i szybciutko przywłaszczyliśmy go dla siebie. Przeglądamy program Gralicji, na razie nic ciekawego, więc idziemy do wypożyczalni, gdzie czekało ponad 300 tytułów - tam czeka na nas dobry pomysł organizatorów - podajesz swoje dane, dostajesz numerek i przez cały event na ten właśnie numer wypożyczasz gry. Dodatkowo trwał konkurs "Kto drugi ten lepszy", w którym każdy kto zajął drugie miejsce podczas każdej rozgrywki otrzymywał los, dzięki któremu można było wygrać grę. Pomysł bardzo fajny ;D

W sobotę siedzieliśmy i graliśmy w kolejne gry przez 6 godzin. Choć początkowo było.. niefajnie. To tylko i wyłącznie moja wina - w ferworze wybierania tytułów, czytania kolejnych opisów zapragnąłem zagrać w tytuły, które są na mojej osobistej liście must have. Jakoś nie przejąłem się tym, że widnieją tam same cięższe tytuły i tak oto jako pierwsza na stół poszła "Ora et labora". Czytam instrukcję, masa komponentów patrzy na mnie z pudełka, Luba się nudzi i myślę "nie, to był zły pomysł". Tutaj mała dygresja i rada dla Was wszystkich. Jeśli jedziecie na taki konwent, chcecie pograć w fajne gry, bierzcie na stół gry łatwe, proste i przyjemne, a te cięższe, które zajmują ponad godzinę czy dwie - lepiej odpuśćcie, chyba że jest z Wami ktoś kto ten konkretny tytuł ograł do znudzenia. Tego typu wydarzenia istnieją po to, żeby grać w jak największą liczbę tytułów innych, niż nasze codzienne preferencje. I tak oto..

Jako druga weszła na stół "Zakazana wyspa" - kooperacyjna gra, w której naszym zadaniem jest jak najszybsza ucieczka z tonącej wyspy. Prosta, szybka i łatwa w przyswojeniu - udało nam się uciec naszymi herosami. Po rozgrywce obojgu nasunęła się ta sama myśl - to taka uproszczona "Pandemia", tylko że szybsza i prostsza. Zastanowimy się nad zakupem :D


Później przyszła pora na ciut lżejsze tytuły. "Niebezpieczna wyprawa" to szybka i bardzo prosta gra, w której głównym elementem jest mechanika blefu. Kłamiesz, a ktoś Cię sprawdzi? Twój poszukiwacz przygód spada z mostu, prosto w paszczę wygłodniałych krokodyli. Jak się okazało, ja jestem lepszy w zgadywaniu kiedy Luba ściemnia. Ze mnie natomiast dobry kłamca :D Choć przy ostatniej partii Luba wzięła na mnie srogi rewanż i mnie kompletnie rozbiła. Przy dwóch osobach gra się bardzo przyjemnie, po paru rozgrywkach może zrobić się trochę nużąco, ale przy trzech i więcej osobach ubaw i dobra zabawa gwarantowane!




Kolejne gry, w które mieliśmy okazję zagrać - "Barcelona czy Werona", w której liczy się wiedza geograficzna, ale i ciut szczęścia. To dobra pozycja dla trochę młodszych graczy - w końcu będą mogli podszkolić swoją wiedzę, a także wykazać się znajomością mapy Europy.
"Hej! To moja ryba!" to prosta gra, w której zbieramy ryby naszymi pingwinami, im więcej graczy, tym ciaśniej na własnoręcznie ułożonej planszy - zacięta rywalizacja o każdy kafel plus umiejętne przesuwanie swoich pingwinów może zadecydować o druzgoczącej porażce lub błyskotliwym zwycięstwie.
"Katamino" to gra logiczna, w której naszym zadaniem jest układanie kolejnych sekwencji. Trochę zdziwił mnie fakt, że gra jest przeznaczona głównie dla dzieci - a liczba używanych klocków i poszczególne sekwencje wydają się, no cóż, trudne! "Katamino" to taki logiczny przerywnik od typowych gier planszowych - spróbować można, ale czy warto?




"Top secret" to gra, która w moim mniemaniu najbardziej przypadła nam do gustu na tegorocznej Gralicji. Przeznaczona dla dwóch graczy, skupia się na demaskowaniu naszych agentów. Trochę logiki, trzeźwego myślenia czy zwykłe szczęście? Tak naprawdę o zwycięstwie decydują wszystkie trzy czynniki, przy czym tego ostatniego jest najwięcej. Prosta i szybka gra, która coś w sobie ma, co nas do niej przyciągnęło. Zagraliśmy i jesteśmy zachwyceni. Kolejny tytuł do listy zakupów :)



I na koniec zostawiliśmy sobie nowy tytuł od Lucrum Games, czyli "Kto drugi ten lepszy". Oczekiwałem czegoś fajnego, z lekkim powiewem świeżości. Ciekawa mechanika, która polega na byciu drugim w całym wyścigu - w kolejnych etapach punkty otrzymują właśnie Ci, którzy są drudzy - co w ogólnym rozrachunku wcale nie jest takie dobre :) Graliśmy we dwie osoby + Leon, specjalna postać przy tego typu rozgrywce. Wariant ten w ogóle się nie sprawdził, a po 3 rundach wiadomo kto wygra, a kto sromotnie przegra - każdy pionek był już na końcu planszy i nijak dało się nim poruszyć - może to tylko jeden taki przypadek na milion, jednak jestem trochę rozczarowany - coś w tej grze nie do końca działa jak należy - może w większym gronie jest lepiej?


Tyle! Razem byliśmy tylko przez pierwszy dzień. W niedzielę pojechałem sam, tylko na chwilę - pozwiedzałem inne sale, obejrzałem zawody, czekałem na wyniki konkursu, odwiedziłem kiermasz. Co dało się mocno zauważyć, uczestników Gralicji w niedzielę było o wiele mniej - bardzo dużo stołów zachęcało do gry. Co cieszy, to spora liczba dzieciaków z rodzicami, którzy postanowili pokazać inną formę rozrywki swoim pociechom - tak trzymać! 

Gry, które mogliśmy wypożyczyć były na ogół w dobrym stanie - część z nich to typowe nówki, jednak jak to zwykle bywa większość była w mocno używanym stanie. Często napotykałem na naklejkę z napisem "Wersja demonstracyjna", część nie miała wszystkich elementów - tutaj apel do wszystkich użytkowników - dbajcie o te gry, chowajcie je porządnie i pamiętajcie, że po Was ktoś inny też będzie chciał zagrać w tę grę! Co ważniejsze, liczba tytułów do wypożyczenia była spora, a ciągła rotacja sprawiała, że cały czas natrafialiśmy na coś nowego. Dobrym rozwiązaniem był otwarty bufet, czyli szkolna stołówka - dobre jedzonko było :)

 Kwestia sporna to miejsce całego eventu - Gralicja nie jest dużym konwentem, nie ma wielkich sponsorów, sama się utrzymuje - stąd takie miejsce. Coś bliżej centrum może kosztować więcej, nie wspominając o jakiejś hali sportowej. Niemniej jednak, miejsce wydarzenia jest naprawdę daleko od centrum, dodatkowo jest mało reklamowane - nie widziałem na mieście żadnych plakatów czy ulotek, a szkoda, bo taka informacja mogła dotrzeć do większej liczby Krakusów. Nie pozostaje mi nic innego, jak wyrazić wielką nadzieję, że z każdym kolejnym rokiem będzie nas coraz więcej, a Gralicja będzie rozrastać się w oszałamiającym tempie. Za rok, wraz z Lubą na pewno tam będziemy i mamy nadzieję, że spotkamy kogoś z Was :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz