20 lis 2014

0

Z czym kojarzy Ci się Okrągły Stół?



Czy ktokolwiek z Was słyszał o królu Arturze? Nie, nie.. to złe pytanie. Ekhem! Czy ktokolwiek z Was nie miał styczności z wielkim królem Arturem, Merlinem, Lancelotem, Tristanem, Camelotem czy Excaliburem? Wątpię. Już od najmłodszych lat słyszymy o dzielnym młodzianie, który jako jedyny wyciągnął miecz ze skały, a później, przy pomocy potężnego czarodzieja, rządził swoim królestwem, będąc sprawiedliwym i szanowanym władcą. Motyw króla był wykorzystywany w literaturze setki razy, w kinematografii nie da się zliczyć różnorakich kreacji czarodzieja Merlina, dzielnego Lancelota, a poszukiwania Świętego Grala i dyskusje czym on tak naprawdę jest były poruszane dziesiątki razy. Główne dzieło, z którego czerpią wszyscy na świecie jet niezrozumiałe dla współczesnego świata - 800 stronicowa książka napisana w 1485 roku przez sir Thomasa Malory'ego jest pełna długich opisów walk rycerskich, wątki często są niedokańczane, a uśmiercone postaci nagle pojawią się kilka stron dalej całkiem zdrowe i szczęśliwe. Z legendą Le Morte d'Arthur, bo taki tytuł nosi owo dzieło, spróbował się zmierzyć Peter Ackroyd, nadając mu współczesnej, dramatycznej natury. Jak mu wyszło? Zapraszam na recenzję.




Tak naprawdę odkąd dostałem tę książkę zastanawiałem się jak mam napisać jej recenzję. Popatrzcie, nie ma takiej osoby, która by nie słyszała o Arturze, ale czy znajdzie się na sali ktoś, kto opisze mi dokładnie jego przygody, wyprawę po Grala i życie Lancelota? Trudno mówić o czymś, co jest nieznane dla większości, przez pryzmat takiej legendy! Wszyscy kojarzą brodatego Merlina, dzielnego Artura i jego małżonkę Ginewrę. W szkole gimnazjalnej możecie poczytać o miłości Tristana i Izoldy, na temat Grala powiedziano już wszystko, a ludzie ciągle wymyślają nowe teorie i spiski. Le Morte d'Arthur składa się z 8 rozdziałów i szczegółowo (bardzo szczegółowo!) opisuje życie i przygody króla oraz jego rycerzy Okrągłego Stołu. Ackroyd w swojej książce Śmierć króla Artura samoistnie nawiązuje do dzieła Malory'ego i stara się przybliżyć historię króla tak, by była zrozumiana przez współczesnego czytelnika.

Uwielbiam wszystko co wiąże się z Arturem i Okrągłym Stołem. Ciemne wieki Europy, kodeks rycerski, szlachetne zachowania, piękne damy uwięzione w wieżach - jako brzdąc wielbiłem takie historie i łykałem je jak młody pelikan. O Arturze i jego legendzie ostatni raz czytałem w niedokończonym poemacie mojego ukochanego Tolkiena, który jego syn spróbował scalić w jedność, mając do dyspozycji kilka kartek z notatkami. Tak naprawdę nigdy nie mieliśmy do czynienia z pełnokrwistą, współczesną opowieścią o przygodach rycerzy Okrągłego Stołu, zatem moje nadzieje z książką Acroyda były przeogromne.

No właśnie, miało być nowocześnie, a już od samego początku czytamy słowa i zdania jakby wyrwane ze średniowiecznego poematu. Przestawny szyk zdania, mnóstwo zdań pojedynczych, które utrudniają odbiór, liczne wykrzyknienia i brak jakichkolwiek opisów. Tak moi Drodzy, w Śmierci króla Artura poza paroma wyjątkami, nie ma żadnych dłuższych opisów - oczywiście, wiemy, że czerwona chustka jest czerwona, z kilkoma błyskotkami i jakie herby w tarczach mają poszczególni rycerze, ale nic poza tym. Rozumiem, że autor chciał zachować oryginalną wersję w jej niezmienionym formacie, ale w dzisiejszej prozie bez takich wtrąceń ciężko się taką lekturę czyta.

Jak zatem przebiega fabuła? Od zdarzenia do zdarzenia. Od pojedynku do pojedynku. Od bitwy do bitwy. Od pustelnika do pustelnika. Od porzuconej damy do następnej. Od porwania i uwięzienia do porwania i uwięzienia (przy czym co mężniejsi rycerze zawsze wyjdą z opresji bez szwanku) . Gonimy po książce razem z jej bohaterami, jednak po kilkunastu podrozdziałach popadamy w zwyczajną rutynę. Zaczynamy odgadywać co za chwilę się stanie i jak rozwiąże się dana akcja. W tym zadaniu znacząco pomagają owe podrozdziały, które są swoistymi spojlerami - no bo jak można nazwać rozdział Lancelot ranny albo Lancelot ocala Ginewrę? Czytelnik już na starcie wie co się wydarzy i nie wciąga go lektura tak, jak powinna. Po kilku takich przypadkach czytanie z góry traci sens i możemy pomijać co poszczególne wtrącenia, które nic nie zmieniają w ciągu fabularnym.

Trzeba jednak przyznać, że główni bohaterowie to pełnokrwiste i dobrze zbudowane postaci, które zachwycają albo denerwują. O ile mam ogromną awersję do królowej Ginewry i jej zmian nastroju, tak bardzo lubię wewnętrzną walkę Lancelota i jego zachowanie względem innych rycerzy. Co mniej ważne postaci nie mają dla nas znaczenia, bo tak naprawdę rycerz do rycerza podobny - nie mamy żadnych opisów, więc wszystko zlewa się w jedną masę, a teraz, na szybko mogę Wam wymienić sir Gawaina, Borsa, Balina, Galahada i Palomidesa. Reszty jakby nie było.

Spodziewałem się, że lektura książki zajmie mi góra dwa dni. Luba stwierdziła, że czcionka jest jak dla ślepego i faktycznie, jest większa niż ta klasyczna, jednak dzięki temu powieść czyta się dużo przyjemniej. I tak, zamiast dwóch dni zeszło mi ponad pięć. Śmierci króla Artura nie można przeczytać jednym ciągiem - musiałem ją kilkukrotnie odkładać i odpocząć. Trudny do przyswojenia styl, niemal archaiczny, ilość przygód i pojedynków po prostu przytłacza! Mogę Wam zdradzić, że po kilku takich bitwach między rycerzami sami będziecie z góry wiedzieć, że taka walka będzie trwała około dwóch godzin, po czym jeden z nich zada cios tak straszliwy, że drugi legnie martwy niemal natychmiast. Nie czepiam się, tylko zwracam uwagę na pewną powtarzalność, która również psuje ogólny odbiór - gdybym mówił tutaj o książce współczesnego debiutanta byłaby to spora wada, jednak w przypadku Artura i jego śmieci trudno zarzucać cokolwiek.

Jednak z drugiej strony, Śmierć króla Artura to bardzo dobra książka dla wszystkich tych, którym obca jest legenda króla i ich rycerzy w szczegółowej formie dzieła Malor'yego. Dowiecie się z niej naprawdę sporo, a duża część wydarzeń, wcześniej mało zrozumiała stanie się jasna i wszystko połączy się w całość. To naprawdę dobra pozycja dla ciekawych przygód Lancelota, jego miłości do Ginewry i poszukiwaniu Grala. Właśnie te poszukiwania to, moim zdaniem, najlepszy moment powieści - miałem wrażenie, że uczestniczę w czymś wyjątkowym, a doniosłość i wagę tych wydarzeń czuć w powietrzu. Jeśli  mówimy tutaj o współczesnym odbiorcy, ciężko mu będzie przebyć tą trudną podróż. Śmierć króla Artura może przytłoczyć i dać się we znaki już na początku. Wszystko co niezrozumiałe odnajdziecie na samym końcu książki, odnajdziecie posłowie do wydania polskiego, w którym dostrzeżecie różnice pomiędzy książką Ackroyda, a poematem Malory'ego.

Podsumowując, ciężko ocenić Śmierć króla Artura - Ackroyd spróbował opisać prawdziwą legendę współczesnego świata, tak by dla wszystkich nowicjuszy jej historii była ona zrozumiała i pociągająca. Zadanie to wypełnił dostatecznie, bo nie przewidział, że jego styl może zrazić. Niemniej jednak było warto przeczytać o szlachetnych rycerzach, który ponad wszystko stawiają swój honor i są w stanie walczyć w jego obronie nawet na śmierć i życie. Epicka podróż wcale nie była tak podniosła i udana jakbym się spodziewał. Ackroyd potwierdza regułę, że nie każda adaptacja musi być w 100% udana - ta z pewnością nie jest.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu


Wydawnictwo
Zysk i S-ka

Data wydania
listopad 2014

Liczba stron
458

Ocena
5/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz