3 sty 2015

0

Pierwszy styczniowy post! Recenzja książki Stefana Króla


Czas wejść w nowy rok. Poświętowaliśmy i imprezowaliśmy, teraz trzeba wrócić do szarej rzeczywistości i nadrabiać zaległe teksty :) Na pierwszy ogień w nowym roku pójdzie książka Stephena Kinga - powiedzmy sobie szczerze, Król to marka sama w sobie i co by nie napisał to fani będą się zabijać, żeby dostać jego powieść. Tak było i tym razem - ciekawa kampania reklamowa, do każdej książki dla blogera wydawnictwo wysyłało napój energetyczny i kalendarz. To jednoznaczny dowód na to, że Prószyński z góry może założyć, że wydając książki Kinga wyjdzie na tym na bardzo dużym plusie, więc różne dodatki okołoksiążkowe są jak najbardziej wskazane. Wróćmy do Przebudzenia, ponoć najbardziej energetycznej książki roku 2014.  Jest sobie pewien muzyk - Jamie Morton użył życia aż nadto i teraz może prowadzić spokojne życie, bez zbędnych komplikacji. Nie do końca. W wieku 6 lat spotkał pewnego pastora - Charlesa Jacobsa, który jak się później okaże będzie jego piątą osobą dramatu. Pastor ma dość nietypowe zainteresowania jak na duchownego - uwielbia elektryczność, widzi jej piękno, szanuje potęgę. Wie, że prąd nie jest tworem ludzkim, tylko większym bytem, który potrafi zmienić czyjeś życie.  Nie można pisać więcej o fabule, bo jest ona stosunkowo prosta. Mówimy i piątej osobie czyjegoś dramatu i Jamie konsekwentnie opisuje swoje życie jak poeta - buduje napięcie, opisuje wydarzenia ze swojego życia tak, by przygotować nas na punkt kulminacyjny, który w niczym szekspirowskim dramacie wstrząśnie nami dość mocno. W Przebudzeniu ostatnie strony miały nas zelektryzować i dać kopa tak mocnego, byśmy mieli o czym myśleć przez najbliższy tydzień.  Najnowsza książka Kinga jest bardzo.. leniwa. Król snuje swoją opowieść niczym średniowieczny karczemny bajarz, który za kufel dobrego piwa jest w stanie opowiedzieć każdą historię. Wiąże się z tym pewien mankament - fani szybkiej akcji i dobrego tempa będą niezwykle zawiedzeni. Samochody nie wybuchają, nikt nikogo nie ściga, nikt do nikogo nie strzela. Nie podążamy za żadną tajemnicą, nie przeszukujemy starożytnych grobowców. Nie dzieje się tutaj nic, prócz kilku cudów i dziwnego poczucia naszego bohatera - Jamiego, który ma przeczucie, że coś się stało.  Jednak, jak to zwykle bywa z książkami Kinga mają one w sobie coś co nas do nich ciągnie i nie pozwalają na rozłąkę dłuższą niż jeden dzień. Mimo że historia Mortona i pastora nie jest brawurowa, to Przebudzenie czyta się naprawdę szybko i sprawnie. Oczywiście istnieją pewne momenty, w których akcja błaga o przyspieszenie i jakieś wydarzenie, które urozmaici opisywaną historię. King widocznie bardzo lubi stare, dobre lata 70 i będzie do nich powracał jeszcze bardzo często.  Szumnie zapowiadane tytułowe przebudzenie nie wywarło na mnie takiego wrażenia, jak pewne chwile podczas lektury. Król genialnie konstruuje napięcie i w tej książce pokazuje, że potrafi przestraszyć. No właśnie, zakończenie nie jest takie straszne. Nie bałem się, nie przestraszyłem, nie wzbudziło to we mnie większych emocji. Nie myślałem o tym, po zamknięciu książki odłożyłem ją na półkę i tyle o niej pamiętałem. Moim zdaniem to na pewno nie jest najlepsza książka Kinga, ba! nie jest nawet w kręgu tych dobrych. To dobra pozycja dla kogoś kto jest fanem twórczości autora i ludzi, którzy chcą poczytać coś przyjemnego i troszkę zwolnić.  Powoli kompletuje książki Kinga, które zostały wydane w Polsce i Przebudzenie musiało znaleźć się na mojej półce. Na Twojej też musi się pojawić, bo przecież to King, a mieć niekompletną kolekcję to coś bardziej niż wstyd. Natomiast jeśli szukasz dobrej książki, która Cię pochłonie bez reszty, nie będziesz mógł spać z podniecenia i chcesz uczestniczyć w wartkiej akcji i niebezpiecznych przygodach bohaterów to wybierz coś innego. Będziesz znudzony. Po prostu.   Za egzemplarz serdecznie dziękuję   www.bonito.pl  Wydawnictwo  Prószyński i S-ka  Data wydania  13 listopada 2014  Liczba stron  536  Ocena  5/10Czas wejść w nowy rok. Poświętowaliśmy i imprezowaliśmy, teraz trzeba wrócić do szarej rzeczywistości i nadrabiać zaległe teksty :) Na pierwszy ogień w nowym roku pójdzie książka Stephena Kinga - powiedzmy sobie szczerze, Król to marka sama w sobie i co by nie napisał to fani będą się zabijać, żeby dostać jego powieść. Tak było i tym razem - ciekawa kampania reklamowa, do każdej książki dla blogera wydawnictwo wysyłało napój energetyczny i kalendarz. To jednoznaczny dowód na to, że Prószyński z góry może założyć, że wydając książki Kinga wyjdzie na tym na bardzo dużym plusie, więc różne dodatki okołoksiążkowe są jak najbardziej wskazane. Wróćmy do Przebudzenia, ponoć najbardziej energetycznej książki roku 2014.


Jest sobie pewien muzyk - Jamie Morton użył życia aż nadto i teraz może prowadzić spokojne życie, bez zbędnych komplikacji. Nie do końca. W wieku 6 lat spotkał pewnego pastora - Charlesa Jacobsa, który jak się później okaże będzie jego piątą osobą dramatu. Pastor ma dość nietypowe zainteresowania jak na duchownego - uwielbia elektryczność, widzi jej piękno, szanuje potęgę. Wie, że prąd nie jest tworem ludzkim, tylko większym bytem, który potrafi zmienić czyjeś życie.

Nie można pisać więcej o fabule, bo jest ona stosunkowo prosta. Mówimy i piątej osobie czyjegoś dramatu i Jamie konsekwentnie opisuje swoje życie jak poeta - buduje napięcie, opisuje wydarzenia ze swojego życia tak, by przygotować nas na punkt kulminacyjny, który w niczym szekspirowskim dramacie wstrząśnie nami dość mocno. W Przebudzeniu ostatnie strony miały nas zelektryzować i dać kopa tak mocnego, byśmy mieli o czym myśleć przez najbliższy tydzień.

Najnowsza książka Kinga jest bardzo.. leniwa. Król snuje swoją opowieść niczym średniowieczny karczemny bajarz, który za kufel dobrego piwa jest w stanie opowiedzieć każdą historię. Wiąże się z tym pewien mankament - fani szybkiej akcji i dobrego tempa będą niezwykle zawiedzeni. Samochody nie wybuchają, nikt nikogo nie ściga, nikt do nikogo nie strzela. Nie podążamy za żadną tajemnicą, nie przeszukujemy starożytnych grobowców. Nie dzieje się tutaj nic, prócz kilku cudów i dziwnego poczucia naszego bohatera - Jamiego, który ma przeczucie, że coś się stało.

Jednak, jak to zwykle bywa z książkami Kinga mają one w sobie coś co nas do nich ciągnie i nie pozwalają na rozłąkę dłuższą niż jeden dzień. Mimo że historia Mortona i pastora nie jest brawurowa, to Przebudzenie czyta się naprawdę szybko i sprawnie. Oczywiście istnieją pewne momenty, w których akcja błaga o przyspieszenie i jakieś wydarzenie, które urozmaici opisywaną historię. King widocznie bardzo lubi stare, dobre lata 70 i będzie do nich powracał jeszcze bardzo często.

Szumnie zapowiadane tytułowe przebudzenie nie wywarło na mnie takiego wrażenia, jak pewne chwile podczas lektury. Król genialnie konstruuje napięcie i w tej książce pokazuje, że potrafi przestraszyć. No właśnie, zakończenie nie jest takie straszne. Nie bałem się, nie przestraszyłem, nie wzbudziło to we mnie większych emocji. Nie myślałem o tym, po zamknięciu książki odłożyłem ją na półkę i tyle o niej pamiętałem. Moim zdaniem to na pewno nie jest najlepsza książka Kinga, ba! nie jest nawet w kręgu tych dobrych. To dobra pozycja dla kogoś kto jest fanem twórczości autora i ludzi, którzy chcą poczytać coś przyjemnego i troszkę zwolnić.

Powoli kompletuje książki Kinga, które zostały wydane w Polsce i Przebudzenie musiało znaleźć się na mojej półce. Na Twojej też musi się pojawić, bo przecież to King, a mieć niekompletną kolekcję to coś bardziej niż wstyd. Natomiast jeśli szukasz dobrej książki, która Cię pochłonie bez reszty, nie będziesz mógł spać z podniecenia i chcesz uczestniczyć w wartkiej akcji i niebezpiecznych przygodach bohaterów to wybierz coś innego. Będziesz znudzony. Po prostu. 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję księgarni internetowej Bonito.pl
http://bonito.pl/?utm_source=blog&utm_medium=banner&utm_campaign=kamil_czyta


Wydawnictwo
Prószyński i S-ka

Data wydania
13 listopada 2014

Liczba stron
536

Ocena
5/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz