19 lut 2015

0

Śmierć jako główna bohaterka książki


Śmierć. Ciągle obecna w naszym życiu. Czy to dlatego z takim uwielbieniem zaczytujemy się w różnych kryminałach, thrillerach czy horrorach? Chcemy czytać o mordercach, śmierci i psychopatach, którzy czerpią z tego niewysłowioną przyjemność. Simon Beckett w swojej książce Chemia śmierci czyni śmierć główną bohaterką, która spadnie na małe miasteczko niczym grom z jasnego nieba, niwecząc ich wszędobylski spokój. Autor na początku swojej literackiej działalności był uważany za niezwykle utalentowanego, jednak dopiero po spektakularnym sukcesie historii z Davidem Hunterem w roli głównej można było uznać go za pisarza dojrzałego i świadomego. Niejedno z nas marzy o takiej karierze, jednak trzeba przyznać, że Beckett to nie tylko bardzo dobry pisarz, ale znakomity psycholog, który swoim postaciom nadaje szczegółowo określone formy. Zainteresowani? Zapraszam do lektury recenzji Chemii śmierci!   Spokojne miasteczko Manham, które żyje tylko dla siebie, nie potrzebuje nikogo z zewnątrz, nie chce obcych. Każdy tutaj zna każdego i wszyscy razem tworzą specyficzną społeczność. W tym wszystkim musi się odnaleźć David Hunter, lekarz z Londynu, który przybywa do miasta w poszukiwaniu spokoju i spowolnienia tempa swojego życia. Dawne demony odzywają się, gdy zaczynają ginąć młode kobiety. Wszystkie mają wspólną cechę - plany na życie, młodość i werwa. Wszystko zostaje brutalnie przerwany, bo jakiś psychopata czerpie niewypowiedzianą przyjemność z zabijania. Hunter wraz z policją muszą rozwiązać zagadkę tożsamości mordercy nim będzie całkowicie za późno.  Otwieram książkę i lekkie zaskoczenie. Narracja pierwszoosobowa. Myślę sobie nieee, będę się męczył jak z Igrzyskami Śmierci. Przyznaję się, nie lubię tego typu prowadzenia narracji i często ona do mnie po prostu nie przemawia. Jednak byłem niezwykle ciekawy tego międzynarodowego bestsellera Becketa i chciałem go przeczytać jak najszybciej. Dlaczego? Gdy już jakiś kryminał/thriller/horror pochłonie mnie na tyle, że nie będę się mógł oderwać, to atmosfera płynąca z książki zmusza mnie do dalszego czytania, mimo że oczy bolą i pieką. Tak, jestem fanem tego typu literatury!  Wszystko w Chemii śmierci zdaje się być kilkukrotnie przemyślane i opracowane w najwłaściwszy z możliwych sposobów. Tak naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić i pisać źle o tej książce. Cała jej fabuła, sposób prowadzenia akcji i sylwetki poszczególnych bohaterów są nakreślone niezwykle dobrze. Może mogę ponarzekać na ich przewidywalność, bo każdy mieszkaniec Manham ma określoną rolę do odegrania i odgrywa ją z niezwykłą pieczołowitością. W ten sposób co poniektórzy są zwyczajnie nudni i nie należy specjalnie się do nich przywiązywać. Sama fabuła jest dobrze rozpisana, tak by wzbudzać w nas kolejne fale konkretnych emocji: zdziwienia, zaniepokojenia, gniewu, a na końcu strachu, który poczujemy w każdej naszej kości.   Od początku miałem wrażenie, że gram z autorem w jakąś skomplikowaną grę jego autorstwa i to on wie, jak to się wszystko skończy.  Rzeczywiście, Beckett serwuje nam kolejne informacje na złotej tacy, tylko sami nie wiemy czy mają dla nas jakaś konkretną wartość czy mają nas po prostu dezinformować. Czujemy się mamieni, oszukiwani i wystawiani na próby. Nie wiemy co wydarzy się na następnej stronie, żaden z bohaterów Chemii śmierci nie może o sobie powiedzieć, że ma krystalicznie czyste sumienie. Beckett się z nami bawi i wychodzi mu to pierwszorzędnie! Uwielbiam autorów, którzy są świadomi swojego przekazu i sensu historii, którzy bawią się z czytelnikiem i wiedzą jak wyprowadzić go na manowce.   David Hunter to człowiek o niejasnej przeszłości, próbujący ukryć informacje o własnej osobie. Jego postać gra tu pierwsze skrzypce, jednak nie wszystko kręci się wokół tajemniczych morderstw. Poznajemy lekarza jak faceta jako takiego, pełnego pasji, miłości, by stał się człowiekiem smutnym i pozbawionym jakiejkolwiek motywacji do działania. To Manham budzi w nim nowe uczucia lub te dawno zapomniane i towarzyszymy mu w tym poznawaniu, subiektywnie go oceniając. Beckett to nie tylko dobry pisarz kryminałów, ale i psycholog, który rozkłada swoje postacie na czynniki pierwsze. Wychodzi mu to znakomicie i po raz pierwszy od bardzo dawna czytało mi się takie przemyślenia z wielką przyjemnością.  Okej, jest jedna rzecz na którą mogę z czystym sumieniem ponarzekać. Mianowicie jest to zakończenie książki, które trąci amerykańskim dreszczowcem na jedynce w każdy wtorek czy środę, nie pamiętam. Może nie jest przewidywalny, ale sama historia mordercy oraz jego historia jest naciągana. W tym momencie cała powieść nabrała ciut innego wyrazu, przez co odebrałem ją jako swoiste usprawiedliwienie. Główny oportunista i końcowa akcja jest mdła i przywodzi na myśl historie bez polotu i zaangażowania ze strony czytelnika. Nie mogę Wam wprost powiedzieć o co chodzi, jednak sami możecie dojść do takiego wniosku, kiedy już przeczytacie ostatnie strony Chemii śmierci.  Jak kryminał, to trupy, a jak trupy to barwne opisy. Niektórych ponosi fantazja i piszą o zwłokach w stylu amerykańskim, barwnie i pompatycznie, jednak czytelnik nic z tego wiedzieć nie będzie. Beckett podchodzi do sprawy niezwykle uważnie, drobiazgowo, a co najważniejsze profesjonalnie. Tak jak David Hunter. Jesteśmy wprowadzani w anatomię człowieka, typowe zachowania ciała. Dowiadujemy się co wpływa na rozkład ciała i w jakim stopniu, kiedy ciało zaczyna cuchnąć, a kiedy gnić. Co je zjada i co powoduje rozkład. Wszystko dokładnie opisane, w sposób niezwykle plastyczny - każdy z nas automatycznie wyobrazi sobie dokładnie to, co chciał przedstawić autor.  Podsumowując, nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do przeczytania Chemii śmierci! Na pewno część z Was ma ją już za sobą, jednak z całą odpowiedzialność polecam wszystkim tym, którzy lubią mroczne i tajemnicze historie przyprawione kilkoma trupami oraz specyficznym bohaterem głównym, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Na koniec mogę powiedzieć jedno: do końca nie będziecie wiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło!Śmierć. Ciągle obecna w naszym życiu. Czy to dlatego z takim uwielbieniem zaczytujemy się w różnych kryminałach, thrillerach czy horrorach? Chcemy czytać o mordercach, śmierci i psychopatach, którzy czerpią z tego niewysłowioną przyjemność. Simon Beckett w swojej książce Chemia śmierci czyni śmierć główną bohaterką, która spadnie na małe miasteczko niczym grom z jasnego nieba, niwecząc ich wszędobylski spokój. Autor na początku swojej literackiej działalności był uważany za niezwykle utalentowanego, jednak dopiero po spektakularnym sukcesie historii z Davidem Hunterem w roli głównej można było uznać go za pisarza dojrzałego i świadomego. Niejedno z nas marzy o takiej karierze, jednak trzeba przyznać, że Beckett to nie tylko bardzo dobry pisarz, ale znakomity psycholog, który swoim postaciom nadaje szczegółowo określone formy. Zainteresowani? Zapraszam do lektury recenzji Chemii śmierci!



Spokojne miasteczko Manham, które żyje tylko dla siebie, nie potrzebuje nikogo z zewnątrz, nie chce obcych. Każdy tutaj zna każdego i wszyscy razem tworzą specyficzną społeczność. W tym wszystkim musi się odnaleźć David Hunter, lekarz z Londynu, który przybywa do miasta w poszukiwaniu spokoju i spowolnienia tempa swojego życia. Dawne demony odzywają się, gdy zaczynają ginąć młode kobiety. Wszystkie mają wspólną cechę - plany na życie, młodość i werwa. Wszystko zostaje brutalnie przerwany, bo jakiś psychopata czerpie niewypowiedzianą przyjemność z zabijania. Hunter wraz z policją muszą rozwiązać zagadkę tożsamości mordercy nim będzie całkowicie za późno.

Otwieram książkę i lekkie zaskoczenie. Narracja pierwszoosobowa. Myślę sobie nieee, będę się męczył jak z Igrzyskami Śmierci. Przyznaję się, nie lubię tego typu prowadzenia narracji i często ona do mnie po prostu nie przemawia. Jednak byłem niezwykle ciekawy tego międzynarodowego bestsellera Becketa i chciałem go przeczytać jak najszybciej. Dlaczego? Gdy już jakiś kryminał/thriller/horror pochłonie mnie na tyle, że nie będę się mógł oderwać, to atmosfera płynąca z książki zmusza mnie do dalszego czytania, mimo że oczy bolą i pieką. Tak, jestem fanem tego typu literatury!

Wszystko w Chemii śmierci zdaje się być kilkukrotnie przemyślane i opracowane w najwłaściwszy z możliwych sposobów. Tak naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić i pisać źle o tej książce. Cała jej fabuła, sposób prowadzenia akcji i sylwetki poszczególnych bohaterów są nakreślone niezwykle dobrze. Może mogę ponarzekać na ich przewidywalność, bo każdy mieszkaniec Manham ma określoną rolę do odegrania i odgrywa ją z niezwykłą pieczołowitością. W ten sposób co poniektórzy są zwyczajnie nudni i nie należy specjalnie się do nich przywiązywać. Sama fabuła jest dobrze rozpisana, tak by wzbudzać w nas kolejne fale konkretnych emocji: zdziwienia, zaniepokojenia, gniewu, a na końcu strachu, który poczujemy w każdej naszej kości. 

Od początku miałem wrażenie, że gram z autorem w jakąś skomplikowaną grę jego autorstwa i to on wie, jak to się wszystko skończy.  Rzeczywiście, Beckett serwuje nam kolejne informacje na złotej tacy, tylko sami nie wiemy czy mają dla nas jakaś konkretną wartość czy mają nas po prostu dezinformować. Czujemy się mamieni, oszukiwani i wystawiani na próby. Nie wiemy co wydarzy się na następnej stronie, żaden z bohaterów Chemii śmierci nie może o sobie powiedzieć, że ma krystalicznie czyste sumienie. Beckett się z nami bawi i wychodzi mu to pierwszorzędnie! Uwielbiam autorów, którzy są świadomi swojego przekazu i sensu historii, którzy bawią się z czytelnikiem i wiedzą jak wyprowadzić go na manowce. 

David Hunter to człowiek o niejasnej przeszłości, próbujący ukryć informacje o własnej osobie. Jego postać gra tu pierwsze skrzypce, jednak nie wszystko kręci się wokół tajemniczych morderstw. Poznajemy lekarza jak faceta jako takiego, pełnego pasji, miłości, by stał się człowiekiem smutnym i pozbawionym jakiejkolwiek motywacji do działania. To Manham budzi w nim nowe uczucia lub te dawno zapomniane i towarzyszymy mu w tym poznawaniu, subiektywnie go oceniając. Beckett to nie tylko dobry pisarz kryminałów, ale i psycholog, który rozkłada swoje postacie na czynniki pierwsze. Wychodzi mu to znakomicie i po raz pierwszy od bardzo dawna czytało mi się takie przemyślenia z wielką przyjemnością.

Okej, jest jedna rzecz na którą mogę z czystym sumieniem ponarzekać. Mianowicie jest to zakończenie książki, które trąci amerykańskim dreszczowcem na jedynce w każdy wtorek czy środę, nie pamiętam. Może nie jest przewidywalny, ale sama historia mordercy oraz jego historia jest naciągana. W tym momencie cała powieść nabrała ciut innego wyrazu, przez co odebrałem ją jako swoiste usprawiedliwienie. Główny oportunista i końcowa akcja jest mdła i przywodzi na myśl historie bez polotu i zaangażowania ze strony czytelnika. Nie mogę Wam wprost powiedzieć o co chodzi, jednak sami możecie dojść do takiego wniosku, kiedy już przeczytacie ostatnie strony Chemii śmierci.

Jak kryminał, to trupy, a jak trupy to barwne opisy. Niektórych ponosi fantazja i piszą o zwłokach w stylu amerykańskim, barwnie i pompatycznie, jednak czytelnik nic z tego wiedzieć nie będzie. Beckett podchodzi do sprawy niezwykle uważnie, drobiazgowo, a co najważniejsze profesjonalnie. Tak jak David Hunter. Jesteśmy wprowadzani w anatomię człowieka, typowe zachowania ciała. Dowiadujemy się co wpływa na rozkład ciała i w jakim stopniu, kiedy ciało zaczyna cuchnąć, a kiedy gnić. Co je zjada i co powoduje rozkład. Wszystko dokładnie opisane, w sposób niezwykle plastyczny - każdy z nas automatycznie wyobrazi sobie dokładnie to, co chciał przedstawić autor.

Podsumowując, nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do przeczytania Chemii śmierci! Na pewno część z Was ma ją już za sobą, jednak z całą odpowiedzialność polecam wszystkim tym, którzy lubią mroczne i tajemnicze historie przyprawione kilkoma trupami oraz specyficznym bohaterem głównym, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Na koniec mogę powiedzieć jedno: do końca nie będziecie wiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło!

Za spotkanie z Davidem Hunterem serdecznie dziękuję

Śmierć. Ciągle obecna w naszym życiu. Czy to dlatego z takim uwielbieniem zaczytujemy się w różnych kryminałach, thrillerach czy horrorach? Chcemy czytać o mordercach, śmierci i psychopatach, którzy czerpią z tego niewysłowioną przyjemność. Simon Beckett w swojej książce Chemia śmierci czyni śmierć główną bohaterką, która spadnie na małe miasteczko niczym grom z jasnego nieba, niwecząc ich wszędobylski spokój. Autor na początku swojej literackiej działalności był uważany za niezwykle utalentowanego, jednak dopiero po spektakularnym sukcesie historii z Davidem Hunterem w roli głównej można było uznać go za pisarza dojrzałego i świadomego. Niejedno z nas marzy o takiej karierze, jednak trzeba przyznać, że Beckett to nie tylko bardzo dobry pisarz, ale znakomity psycholog, który swoim postaciom nadaje szczegółowo określone formy. Zainteresowani? Zapraszam do lektury recenzji Chemii śmierci!   Spokojne miasteczko Manham, które żyje tylko dla siebie, nie potrzebuje nikogo z zewnątrz, nie chce obcych. Każdy tutaj zna każdego i wszyscy razem tworzą specyficzną społeczność. W tym wszystkim musi się odnaleźć David Hunter, lekarz z Londynu, który przybywa do miasta w poszukiwaniu spokoju i spowolnienia tempa swojego życia. Dawne demony odzywają się, gdy zaczynają ginąć młode kobiety. Wszystkie mają wspólną cechę - plany na życie, młodość i werwa. Wszystko zostaje brutalnie przerwany, bo jakiś psychopata czerpie niewypowiedzianą przyjemność z zabijania. Hunter wraz z policją muszą rozwiązać zagadkę tożsamości mordercy nim będzie całkowicie za późno.  Otwieram książkę i lekkie zaskoczenie. Narracja pierwszoosobowa. Myślę sobie nieee, będę się męczył jak z Igrzyskami Śmierci. Przyznaję się, nie lubię tego typu prowadzenia narracji i często ona do mnie po prostu nie przemawia. Jednak byłem niezwykle ciekawy tego międzynarodowego bestsellera Becketa i chciałem go przeczytać jak najszybciej. Dlaczego? Gdy już jakiś kryminał/thriller/horror pochłonie mnie na tyle, że nie będę się mógł oderwać, to atmosfera płynąca z książki zmusza mnie do dalszego czytania, mimo że oczy bolą i pieką. Tak, jestem fanem tego typu literatury!  Wszystko w Chemii śmierci zdaje się być kilkukrotnie przemyślane i opracowane w najwłaściwszy z możliwych sposobów. Tak naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić i pisać źle o tej książce. Cała jej fabuła, sposób prowadzenia akcji i sylwetki poszczególnych bohaterów są nakreślone niezwykle dobrze. Może mogę ponarzekać na ich przewidywalność, bo każdy mieszkaniec Manham ma określoną rolę do odegrania i odgrywa ją z niezwykłą pieczołowitością. W ten sposób co poniektórzy są zwyczajnie nudni i nie należy specjalnie się do nich przywiązywać. Sama fabuła jest dobrze rozpisana, tak by wzbudzać w nas kolejne fale konkretnych emocji: zdziwienia, zaniepokojenia, gniewu, a na końcu strachu, który poczujemy w każdej naszej kości.   Od początku miałem wrażenie, że gram z autorem w jakąś skomplikowaną grę jego autorstwa i to on wie, jak to się wszystko skończy.  Rzeczywiście, Beckett serwuje nam kolejne informacje na złotej tacy, tylko sami nie wiemy czy mają dla nas jakaś konkretną wartość czy mają nas po prostu dezinformować. Czujemy się mamieni, oszukiwani i wystawiani na próby. Nie wiemy co wydarzy się na następnej stronie, żaden z bohaterów Chemii śmierci nie może o sobie powiedzieć, że ma krystalicznie czyste sumienie. Beckett się z nami bawi i wychodzi mu to pierwszorzędnie! Uwielbiam autorów, którzy są świadomi swojego przekazu i sensu historii, którzy bawią się z czytelnikiem i wiedzą jak wyprowadzić go na manowce.   David Hunter to człowiek o niejasnej przeszłości, próbujący ukryć informacje o własnej osobie. Jego postać gra tu pierwsze skrzypce, jednak nie wszystko kręci się wokół tajemniczych morderstw. Poznajemy lekarza jak faceta jako takiego, pełnego pasji, miłości, by stał się człowiekiem smutnym i pozbawionym jakiejkolwiek motywacji do działania. To Manham budzi w nim nowe uczucia lub te dawno zapomniane i towarzyszymy mu w tym poznawaniu, subiektywnie go oceniając. Beckett to nie tylko dobry pisarz kryminałów, ale i psycholog, który rozkłada swoje postacie na czynniki pierwsze. Wychodzi mu to znakomicie i po raz pierwszy od bardzo dawna czytało mi się takie przemyślenia z wielką przyjemnością.  Okej, jest jedna rzecz na którą mogę z czystym sumieniem ponarzekać. Mianowicie jest to zakończenie książki, które trąci amerykańskim dreszczowcem na jedynce w każdy wtorek czy środę, nie pamiętam. Może nie jest przewidywalny, ale sama historia mordercy oraz jego historia jest naciągana. W tym momencie cała powieść nabrała ciut innego wyrazu, przez co odebrałem ją jako swoiste usprawiedliwienie. Główny oportunista i końcowa akcja jest mdła i przywodzi na myśl historie bez polotu i zaangażowania ze strony czytelnika. Nie mogę Wam wprost powiedzieć o co chodzi, jednak sami możecie dojść do takiego wniosku, kiedy już przeczytacie ostatnie strony Chemii śmierci.  Jak kryminał, to trupy, a jak trupy to barwne opisy. Niektórych ponosi fantazja i piszą o zwłokach w stylu amerykańskim, barwnie i pompatycznie, jednak czytelnik nic z tego wiedzieć nie będzie. Beckett podchodzi do sprawy niezwykle uważnie, drobiazgowo, a co najważniejsze profesjonalnie. Tak jak David Hunter. Jesteśmy wprowadzani w anatomię człowieka, typowe zachowania ciała. Dowiadujemy się co wpływa na rozkład ciała i w jakim stopniu, kiedy ciało zaczyna cuchnąć, a kiedy gnić. Co je zjada i co powoduje rozkład. Wszystko dokładnie opisane, w sposób niezwykle plastyczny - każdy z nas automatycznie wyobrazi sobie dokładnie to, co chciał przedstawić autor.  Podsumowując, nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do przeczytania Chemii śmierci! Na pewno część z Was ma ją już za sobą, jednak z całą odpowiedzialność polecam wszystkim tym, którzy lubią mroczne i tajemnicze historie przyprawione kilkoma trupami oraz specyficznym bohaterem głównym, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Na koniec mogę powiedzieć jedno: do końca nie będziecie wiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło!
http://www.wydawnictwoamber.pl/


Wydawnictwo
Amber

Data wydania
29 kwietnia 2014 (moje wydanie)

Liczba stron
352

Ocena
7/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz