11 sty 2016

0

Tron z czaszek. Tom II


Obiecałem sobie, że nie będę w najbliższym czasie czytał kolejnego tomu przygód Arlena, czyli Malowanego Człowieka. Jednak wyszło jak wyszło, któregoś dnia tata wrócił z nową książką pod pachą i cóż mogłem zrobić? Byłem na świeżo z tomem pierwszym, więc nie pozostało mi nic innego jak sięgnąć po dalsze przygody Naznaczonego i spółki. Jak wyszło tym razem? Czy nadal jest tak słabo? Nadal dostajemy polityczne rozgrywki, które nic nie wnoszą do głównej gry? Zapraszam na recenzję "Tronu z czaszek. Tom II"


Nie ma sensu streszczać Wam wszystkich wydarzeń z poprzednich części, kto jest na tyle zainteresowany może przeczytać całą sagę. Po żenującym zakończeniu tomu pierwszego, które kompletnie mnie odepchnęło od tej książki i miałem jej dość, przychodzi na tom drugi, który musiał jakoś wybronić honor pisarza i pokazać, że saga o Malowanym Człowieku jeszcze się trzyma, jako tako. Co lepsze od poprzedniego tomu to fakt, że sprawy Krasji, walk o tron są zepchnięte ciut na drugi plan, przez co autor poświęca więcej miejsca starym, dobrym znajomym jak Rojer czy Gared. Niestety, głównego zainteresowanego, czyli Arlena jest niezwykle mało - tylko jeden rozdział i to nie opowiedziany z jego perspektywy.

Co dzieje się więc przez całą powieść? Ano niewiele. Leesha nadal się miota ze swoimi uczuciami, Rojer staje się trochę bardziej mroczną postacią, którą targają silne emocje związane z własną przeszłością, a Gared szuka.. żony. Księżniczki Krasji nadal występują w powieści, ale jest ich trochę mniej i dzięki za to autorowi, bo kolejnych politycznych bełkotów chyba bym nie zdzierżył. Fakt, można się pogubić w tych wszystkich krasjańskich imionach i tytułach i w pewnym momencie nieuważny czytelnik może się pogubić, ale wystarczy odrobina skupienia by tego uniknąć, poza tym na końcu książki jest odpowiednie drzewo genealogiczne.

Dochodzimy do momentu, gdy muszę w końcu pochwalić ten tom, jednak bez zbędnego entuzjazmu. Przez ponad cztery tomy byliśmy świadkami knucia pewnego spisku, który dał o sobie znać dopiero teraz. Misterna robota, bardzo dobrze wykonana, w skutej której pisarz postanowił uśmiercić dwie, wydawało się, że ważne dla fabuły książki postaci. Jednocześnie jesteśmy świadkami małego przewrotu, którego skutki wszyscy odczujemy dopiero później. Z jednej strony można powiedzieć "w końcu coś się dzieje!", a z drugiej, że Brett musiał się jakoś uratować i podnieść ciśnienie swoim czytelnikom po przeraźliwie nudnych, trzech poprzednich tomach.

Jednak nadal jest to uniwersum Bretta, które zachwyca swoją różnorodnością. Nadal trwa Wojna w Blasku Dnia, Krasjanie realizują swoje śmiałe plany, ludzie z północy muszą się zjednoczyć i nie baczyć na dawne zatargi. Machina ruszyła i śmiało pędzi do przodu, momentami czuć tą specyficzną atmosferę zbliżającego się końca, kilka razy "Tron z czaszek" mnie pochłonął i zachwycił, jednak były to momenty ulotne i bardzo, bardzo krótkie. 

Do ósmego tomu przygód Naznaczonego wróciłem ze zwyczajnego sentymentu - dobrze kojarzy mi się moja przygoda z książkami Bretta, pamiętam czytanie jego powieści do późnych godzin nocnych. Teraz nic z tego nie pozostało, a szkoda. Dodatkowym strzałem stopę, który dobił ten tom, jest podzielenie go na dwie części. Polski wydawca konsekwentnie dzieli powieści pisarza na dwie, do tej pory nie rozumiem jego motywu. Drugi tom "Tronu z czaszek" prezentuje lepszą formę od poprzedniczki, jednak nadal jest to powieść rozwlekła i przegadana. Za dużo polityki, za dużo wątków, za dużo zbędnego gadania. Momentami wygląda to tak, jakby Brett zauważył sukces swojej powieści i zamiast zakończyć ją w odpowiednim momencie mocnym finałem, postanowił pójść z falą popularności swojej sagi i nadal męczyć wymyśloną przez siebie historię.

Fani i tak przeczytają. Ci, którzy przeczytali pozostałe siedem tomów również. Ciężko porzucić coś, co towarzyszy nam już kawał czasu, a tak jest właśnie z sagą Bretta - zaczynało się epicko, naprawdę wyśmienicie, z historią, która miała duży potencjał, a kończy się dość surowo i bez klimatu. Sentyment pozostaje i na pewno kolejne tomy pojawią się na mojej półce, ale ile jeszcze panie Brett?

Wydawnictwo
Fabryka Słów

Data wydania
listopad 2015

Liczba stron


Ocena
5/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz